HFM

artykulylista3

 

Mano - Kamienie

68 03 2013 Mano

Luna 2012

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Od pierwszych dźwięków akustycznych gitar otwierających „Kamienie” obawiałem się, że budowana skrzętnie atmosfera zniknie zaraz pod banalnym rockowym łomotem. Nic z tych rzeczy. Szczęśliwie, zespół Mano, zamiast uderzyć przesterowanym brzmieniem gitarowych wzmacniaczy, pozostaje – z wyjątkiem eleganckiej gitary basowej – w kręgu instrumentów akustycznych.
Rozwiązanie to nie ogranicza potencjału grupy. Kompozycje oparte na gitarach i śpiewie Magdaleny Piwowarczyk, wzbogacone o wiolonczelę i instrumenty perkusyjne są dość różnorodne. Niekiedy posępne („Suche rzeki”), kiedy indziej lekkie („Niepamięć”), balladowe („Kołysanka…”) czy bardziej energiczne („Sen”). Całość łączy jednak wyraźny rys, który najlepiej świadczy o tym, że debiutujące Mano ma już wypracowane własne, oryginalne brzmienie i pomysł na siebie.
Jest tu nieco akustycznego rocka, nieco jazzu, nieco etnicznych klimatów. Przeplatają się ze sobą proste piosenkowe partie, jak i bardziej złożone fragmenty instrumentalne. Najwięcej dzieje się w czasie solówek gitarowych. Choćby koniec kompozycji „Big Escape” to nie tylko świetne gitarowe granie, ale też przykład wzorcowo akompaniującej sekcji rytmicznej.
„Mano to »ręczna robota«” – pisze o sobie zespół i tak rzeczywiście trzeba o nim myśleć. Jako o osobistym, przemyślanym wytworze zdolnych i kreatywnych artystów.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 03/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF

Led Zeppelin - Celebration Day

68 03 2013 LedZeppelin

Atlantic Records 2012

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Według „Księgi Rekordów Guinnessa” bilety na koncert, którego zwieńczeniem miał być występ reaktywowanego Led Zeppelin, próbowało kupić 20 milionów ludzi! Dokumentujące wydarzenie wydawnictwo „Celebration Day” udowadnia, że ci, którym w 2007 roku udało się dostać do londyńskiej O2 Arena, to prawdziwi szczęściarze.
Wejście wokalu Roberta Planta, pierwszy riff, a może nawet pierwszy akord, który zagrali wspólnie Jimmy Page i John Paul Jones, rozpoczynając „Good Times Bad Times”, rozwiewają wszelkie wątpliwości. To, co kiedyś uczyniło z Led Zeppelin największą rockową grupę świata, w XXI wieku jest wciąż żywe. Żywe i bardzo hałaśliwe.
Trudno mieć zastrzeżenia do zaproponowanej przez grupę set listy. Złożyło się na nią 16 perfekcyjnie wykonanych piosenek z albumów od „Led Zeppelin” do „Presence”. Zawarte na „Celebration Day” wersje „No Quarter”, „Kashmir”, „Whole Lotta Love” czy w końcu „Stairway To Heaven” z miejsca poszerzają listę klasycznych nagrań formacji.
Podobnie jak przy okazji poprzednich wspólnych występów grupy, na koncercie w Londynie za perkusją zasiadł Jason Bonham, syn zmarłego bębniarza Led Zeppelin. To prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który ma prawo grać na miejscu „Bonzo”. Niewątpliwie potrafił się dopasować do przepływającej między Plantem, Pagem i Jonesem energii. Wciąż zniewalającej!
Czapki z głów. Płyty do odtwarzaczy!

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 03/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF

Klara - Away

68 03 2013 Klara

Polskie Radio 2012

Interpretacja: k5
Realizacja: k4

Nawet rysunek przystrojonego w muszkę kota w okularach na okładce płyty „Away” nie przygotowuje na to, jak czarujący jest debiut siedemnastoletniej Klary Jędrzejewskiej.
Dziewięć piosenek autorstwa Klary, zaaranżowanych i wyprodukowanych przez nią wspólnie z Arturem Gadowskim, to mieszanka młodzieńczego uroku i zaskakującego profesjonalizmu.
Ciepłemu głosowi wokalistki towarzyszą bardzo rozważnie – by nie powiedzieć: „oszczędnie” – dobierane instrumenty. Gitara akustyczna i kilka delikatnych sampli w otwierającym „The Cliff”; klawisze, altówka i subtelny bas w „Enchanted”. Klarze nie trzeba wiele, by olśnić słuchacza. Widać to jak na dłoni w kompozycji „The Wind”. Tutaj akompaniuje sobie jedynie na ukulele, więc trudno sobie wyobrazić oszczędniej rozpisaną piosenkę. Czasem mniej naprawdę znaczy więcej!
Później na „Away” pojawiają się dźwięki skrzypiec, trzymanej w ryzach perkusji, a w „Wishful Thinking” jeszcze kilka nut dogranych na dzwonkach. Wszystko pozostaje jednak w sferze pastelowych, urokliwych, niekiedy lekko melancholijnych melodii.
Nie można nie wspomnieć, że książeczka jest wypełniona obrazkami autorstwa młodej wokalistki. Są proste, ale urocze, zabawne i smutne, infantylne i dojrzałe zarazem. Dokładnie takie, jak piosenki wypełniające „Away”!
Talent i wrażliwość Klary doprawdy robią wrażenie.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 03/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF

Soundgarden - King Animal

71 02 2013 Soundgarden

Vertigo 2012

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

„Zbyt długo mnie tu nie było” – śpiewa Chris Cornell w refrenie piosenki otwierającej album „King Animal”. Trudno nie odnieść tych słów do powracającego po 15 latach zespołu Soundgarden, a jeszcze trudniej nie zgodzić się z nimi.
13 nowych kompozycji jednej z najważniejszych rockowych grup lat 90. to udana mieszanka jej dawnego stylu i uwspółcześnionych brzmień. Krążek budują gitarowe riffy Kima Thayila, wciąż pierwszorzędny wokal Cornella i solidna sekcja rytmiczna Camerona i Shepherda.
„King Animal” prezentuje pełnokrwiste rockowe utwory, oparte to na szybkich gitarowych frazach („Been Away Too Long”, „Non-State Actor”), to na bardziej ociężałych („Blood on the Valley Floor”), a w końcu na brzmieniach akustycznych („Black Saturday”, „Halfway There”). Obok klasycznego rockowego instrumentarium nie brakuje psychodelicznych czy stoner rockowych krótkich odjazdów czy ozdobników, takich jak pojawiające się momentami dęciaki. Najbardziej eksperymentalnym zdaje się, kończący krążek, „Rowing”, oparty na lekko transowym, przetworzonym basie.
Odkąd drogi muzyków Soundgarden się rozeszły, nagrali kilka dobrych płyt z innymi składami (vide: grupa Audioslave, do której trafił Cornell). Widać jednak, że kwartet ze Seattle dopiero działając razem, jest w stanie osiągnąć maksimum możliwości.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 02/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF

Kylie Minogue - The Abbey Road Sessions

71 02 2013 KylieMinogue

EMI 2012

Interpretacja: k3
Realizacja: k5

Na zdjęciach do najnowszej płyty Kylie Minogue pozuje w eleganckim stroju na tle fortepianu Steinwaya. Obrazek to z pewnością ładny, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że ta poza, jak i cała konwencja „The Abbey Road Sessions” są przynajmniej ciut wymuszone.
Pomysł, by piosenki gwiazdy pop przybrać w „dostojne” orkiestrowe aranżacje, nie jest szczególnie oryginalny. Zdaje się, że Kylie po raz kolejny chce się wstrzelić w panującą modę. Próbuje swoich sił w stylistyce bliższej Adele niż Lady Gagi.
Niestety, brak jej wystarczających warunków wokalnych, by robić z siebie – nawet popową – divę. Jej głos ma wprawdzie słodką barwę i niemal można usłyszeć w nim rozbrajający uśmiech Australijki, ale to za mało. Nawet świetna produkcja, sygnowana logiem legendarnego studia, nic na to nie poradzi.
Nie jest to projekt zupełnie zły, a dla tradycyjnych melomanów nowe wersje piosenek Kylie będą bardziej zjadliwe niż ich wersje synt-popowe. Perełką jest minimalistycznie zaaranżowane „Where The Wild Roses Grow”, które brzmi po prostu wspaniale! Tyle że to efekt przede wszystkim przyprawiającego o ciarki wokalu Nicka Cave’a. Nic dziwnego. Ten artysta w klimacie, do którego nawiązuje „The Abbey Road Sessions”, czuje się jak ryba w wodzie. Niestety, o Kylie nie da się powiedzieć tego samego.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 02/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF

Łąki Łan - Armanda

71 02 2013 LakiLan

EMI 2012

Interpretacja: k2
Realizacja: k3

Rytmy zbudowane wokół kwadratowego bitu perkusyjnego, syntezatory, klepane na manierę disco teksty, w których mieszają się polskie i angielskie kwiatki pokroju „kołysz się, bujaj odwłok!”... Już pierwsze dwie piosenki z płyty „Armanda” grupy Łąki Łan mogą spowodować ból głowy. Dalej jest tylko dziwniej.
Czeka nas m.in. średnio strawny kawałek „Dziadarap” – coś jakby polska odpowiedź na Barry White’a – czy dubowa piosenka „Jammin”.
W samym środku krążka zaś: dwie udane kompozycje. Instrumentalna „Pompeje”, która za sprawą mieszanki fortepianu, psychodelicznej gitary i syntezatorowego brzmienia (a w końcu i tytułu) nie może się nie skojarzyć z Pink Floyd, a zaraz później niezły trip-hopowy „Sundown”. O co chodzi w tej eklektycznej mieszance?
Z pewnością o pastisz, parodię, zabawę konwencjami, czy – żeby użyć określenia, na którego dźwięk zwykle zgrzytam zębami – „muzyczny żart”. Niby wszystko jest tu sprawnie skrojone, a aluzje czytelne. Problem w tym, że z samej definicji pastisz głupawej piosenki disco sam staje się głupawą piosenką disco. Pytanie, czy tych potrzeba więcej w kraju, w którego stolicy, w sylwestrową noc, władze organizują wielki koncert disco polo?
Może i Łąki Łan sprawnie bawi się kiczem. Sęk w tym, że jest go tyle wkoło, że owa zabawa nie wydaje się szczególnie zabawna.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 02/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF