HFM

artykulylista3

 

Grażyna Łobaszewska - Koncert jubileuszowy w Polskim Radiu

87 11 2013 GrazynaLobaszewska

Polskie Radio 2013

Muzyka: k3
Realizacja: k3

Na krążku znalazły się najciekawsze fragmenty gali, która odbyła się 2 grudnia 2012 w Studiu Koncertowym Polskiego Radia w Warszawie z okazji 60. rocznicy urodzin i 35-lecia pracy artystycznej Grażyny Łobaszewskiej. Wokalistce towarzyszył zespół klawiszowca (i twórcy większości piosenek) Darka Janusa, sekcja smyczków, dęciaków i chórek. W kilku utworach słyszymy gości: Floyda Anthony Phifera,

Kubę Badacha i Stanisława Soykę. Repertuar albumu obejmuje utwory z najnowszej studyjnej płyty wokalistki „Przepływamy” oraz jej dawne przeboje: „Brzydcy”, „Za szybą”. Całość jest utrzymana w konwencji soul-pop, wzbogaconej elementami rocka, fusion, jazzu, a nawet rapu („Celebruję każdy dzień”). Wszystko jest solidnie zaaranżowane i brzmi naprawdę dobrze. Jednak album jest trochę nierówny.

Pomiędzy świetnym „Stay By Me” (śpiewanym po angielsku z Floydem Phiferem) a piosenką „Czas nas uczy pogody”, w którym dwugłos Soyki i Łobaszewskiej nieco się rozjeżdża, istnieje może nie przepaść, ale znaczna różnica. Nieźle wypadł dynamiczny „Według komputera” i nasycony nostalgią „Za szybą”. Szkoda, że w zestawie zabrakło przebojów Łobaszewskiej z lat 70., np. „Gdybyś”, jakiegoś utworu Czesława Niemena i bluesowego standardu – wtedy mielibyśmy pełny obraz możliwości wokalnych jubilatki.


Autor: Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 11/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Black Sabbath - 13

87 11 2013 BlackSabbath

Universal 2013

Muzyka: k3
Realizacja: k3

Dziewiętnasty, a nie trzynasty (tytuł nawiązuje do roku wydania) krążek ojców heavy metalu miał być od dawna zapowiadaną reaktywacją pierwszego składu grupy.
Ale nią nie jest. Na pokładzie zabrakło bowiem miejsca dla bębniarza Billa Warda, który nie porozumiał się z resztą kolegów w sprawach finansowych.

„Prawie oryginalny” skład Sabbathów ogłosił powrót do dawnej stylistyki i teoretycznie słowa dotrzymał. Cofnął się nie tylko do czasów, gdy przed mikrofonem stał Osbourne, ale ściślej: do swoich pierwszych płyt. Na „Trzynastce” dominuje ciężkie, bluesowo brudne brzmienie. Ozzy, jak kiedyś, śpiewać nie potrafi, ale uroczo ignoruje ten fakt. Gitara i bas dają czadu: niemal w każdej piosence przynajmniej jeden riff powoduje, że chce się rytmicznie machać głową.

Problem w tym, że podobieństwa idą zbyt daleko. Niektóre kompozycje tak mocno kojarzą się z dokonaniami Iommiego i spółki, że nie sposób się oprzeć wrażeniu, iż muzycy kopiują samych siebie. Np. „End of the Begninning” to strukturalnie wykapany tytułowy utwór z albumu „Black Sabbath” a „Zeitgeist” instrumentalnie prezentuje to samo, co „Planet Caravan”. Trudno też wytłumaczyć, dlaczego większość piosenek trwa ponad siedem minut, co jest nieco nużące, i czemu są tak mocno skompresowane.

Najnowsze dzieło Black Sabbath nie dorównuje legendzie grupy.


Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 11/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Indians - Somewhere Else

95-96 10 2013 Indiansm

4AD 2013

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Pod szyldem „Indians” nagrywa i występuje duński muzyk Søren Løkke Juul. Artysta bywa przede wszystkim porównywany do Bon Ivera, jednak można się pokusić o jeszcze inne skojarzenia. Pierwsze nagranie („New”) ma sporo wspólnego z utworami Mercury Rev, grupy, która zasłynęła albumem „Deserter’s Songs”.

Chodzi nie tylko o sposób prowadzenia linii melodycznej, ale też o aranżację harmonii wokalnych. A wokalista ma zbliżony do członków Mercury Rev tembr głosu. Następna piosenka – „Bird” też przypomina klimaty „Deserter’s Songs”.

I tak jest prawie przez cały album. Nie twierdzę, że Juul coś kopiuje. Melodie i treści jego kompozycji są zupełnie inne. Po prostu duński wykonawca czuje się dobrze w podobnej do Mercury Rev stylistyce. Nagrał przyjemną w odbiorze płytę. Klawisze tworzą interesujący grunt, na który artysta nakłada melodyjny wokal, ozdobiony „fruwającymi” chórkami.

Każdy utwór, może poza nieco słabszym „I Am Haunted”, brzmi atrakcyjnie. Niestety, niektóre tematy urywają się tam, gdzie dopiero powinny się rozkręcać. Czasem brakuje rozwinięcia, ale jak na debiut nie jest źle. Pomogłaby lepsza realizacja, bo brzmienie jest płaskie i wyostrzone. Przypomina trochę dźwięk komórkowych „czasoumilaczy”. Jeśli tak miało być, to czekam na lepsze pomyły akustyczne na następnej płycie Indians.

Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Justin Hayward - Spirits of the Western Sky

95-96 10 2013 JustinHaywardm

Eagle Records 2013

Muzyka: k4
Realizacja: k3

Nazwisko słynne, ale szata graficzna okładki nie zapowiada cudów. I rzeczywiście: fajerwerków nie ma, choć nie jest aż tak źle.

Po dłuższej przerwie słyszymy jednego z dinozaurów rocka, byłego lidera The Moody Blues. Znajomy głos prawie jak dawniej: czysty i dobrze postawiony. Jednak syntezatorowa orkiestra w otwierającym krążek nagraniu „In Your Blue Eyes” zakłóca pozytywny odbiór. Lepiej jest w „One Day, Someday”, gdzie mamy już prawdziwe smyczki. Przypominają się dawne rockowe czasy. Harmonie wokalne przyjemne, choć szkoda, że staromodne. Wykonawca nie stworzył nic nowego. Przygotował to, za co lubią go fani; prawdopodobnie z nadzieją, że na sprawdzone brzmienia złapią się również nowi słuchacze. Zrobił to fachowo i w niezłym stylu. Do wykonania „On the Road to Love” zaprosił innego rockowego weterana, Kenny Logginsa, z którym napisał ten utwór.

W pierwszej części albumu dominuje nostalgia. Od „What You Resist Persists” atmosfera się zmienia i mamy obok siebie trzy piosenki z nutą country i slide’ową akustyczną gitarą. Polecam „Broken Dream”, w którym można docenić instrumentalne zdolności artysty. Końcówka – z balladą „Captivated By You” – bardzo poprawna.

Szkoda, że na deser Hayward przygotował dyskotekowy utwór „Out There Somewhere”.

Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Ben Folds Five - The Sound Of The Life Of The Mind

95-96 10 2013 BenFoldsFivem

Ben Folds 2012

Muzyka: k5
Realizacja: k4

Ben Folds Five to amerykańscy przedstawiciele alternatywnego rocka. Mimo piątki w nazwie, założona w 1993 roku grupa składa się z trzech muzyków – lidera Bena Foldsa (główny kompozytor, pianista i wokalista), Roberta Sledge’a (bas, syntezator, chórki) i perkusisty Darrena Jessee (kompozycje i chórki).

„The Sound Of The Life Of The Mind” to ich czwarty wspólny album i od razu dodam, że rewelacyjny. Od fantastycznego nagrania „Erase Me”, z popisowym wokalem Foldsa, przechodzącym w falset, po melancholijną balladę „Thank You For Breaking My Heart”, z urokliwymi fortepianowymi pasażami, na zakończenie.

Pomiędzy tymi dwiema perełkami – ciekawe nagrania. Zdecydowanie wyróżnia się „On Being Frank”, taka piosenka na zawsze, którą kocha się już po pierwszym przesłuchaniu. Folds przez cały czas jest fenomenalny; zarówno kiedy śpiewa, jak i w czasie wykonywania pięknych partii na fortepianie. Sympatycy grupy Ben Folds Five doskonale wiedzą, że od roku 2000, kiedy zespół przestał wspólnie występować, lider nagrywa płyty solowe. Są one równie udane, jak krążki firmowane nazwą grupy. Nic dziwnego.

W końcu to właśnie Folds jest w niej postacią pierwszoplanową. Ostatnio muzycy zatęsknili za wspólnym graniem, bo mamy ich kolejną płytę. I dobrze, bo czas spędzony w studiu na pewno nie był stracony. n

Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Inc. - No World

95-96 10 2013 Incm

4AD 2013

Muzyka: k4
Realizacja: k3

Inc. to duet, który tworzą bracia Andrew i Daniel Aged. „No World” to ich debiut płytowy. Nagrania nie są nowatorskie, a i melodie nie zapadają w pamięć. Mimo to płyty słucha się z przyjemnością, a wykonawcy ustrzegli się repertuarowych wpadek.

Króluje spokojna elektronika, przy której można czytać lub uciąć sobie drzemkę. Nie ma też natarczywego podkładu perkusyjnego, więc szanse, że jakaś zaskakująca rytmiczna zagrywka słuchacza obudzi, są znikome. Ale nie jest to też typowy „muzak”, bo czasami jednak coś zwraca uwagę. Raz są to łagodne współbrzmienia delikatnych głosów wokalistów, balansujące na granicy falsetu.

To znowu pojawia się jakiś ciekawy pasaż na klawiszach czy fragment tekstu. W nagraniach Inc. jest sporo odniesień do stylu new romantic, do new wave, a nawet do rhythm and bluesa. W utworze „Trust (Hell Below)” słychać nawet coś z Prince’a. Nabywcy „No World” – a powinno ich być sporo, bo kompakt na stronie duetu można kupić za jedyne 12 dolarów (winyl jest tylko o 2 dolary droższy) – będą prawdopodobnie niecierpliwie czekać na następną propozycję muzyków.

Jeśli do poprawnego instrumentalno- wokalnego rzemiosła bracia Aged dodadzą trochę magii, efekt może być wyjątkowy.

Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF