HFM

artykulylista3

 

Ian Anderson - Homo Erraticus

cd 102014 001

Calliandra Records 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Ian Anderson jest przede wszystkim znany jako lider Jethro Tull. Z tym zespołem był związany przez wiele lat, z nim nagrał swoje największe przeboje. Obecnie jednak woli tworzyć pod własnym szyldem. Anderson komponuje, gra na gitarach, flecie i śpiewa. Pewnie sam mógłby zarejestrować partie różnych instrumentów, ale wydaje się, że lubi, kiedy inni wnoszą do jego aranżacji coś od siebie, bo w studiu otacza się utalentowanymi sidemanami. Tak jest również na jego najnowszej płycie, zatytułowanej „Homo Erraticus”, czyli „Człowiek Wędrowny”. Anderson powraca tu do fikcyjnej postaci Geralda Bostocka, niby-autora snutych na płycie poetyckich opowieści o różnych wydarzeniach z dziejów Anglii. Warstwa muzyczna nie jest może szczególnie nowatorska – powtarzają się dobrze znane chwyty i motywy – trzeba jednak pamiętać, że autor albumu ma za sobą ponad 40 lat scenicznej kariery, więc ma prawo nieco spuścić z tonu. Sympatycy Jethro Tull również nie powinni czuć się zawiedzeni. Klimaty muzyczne na „Homo Erraticus” są bowiem takie, jak na krążkach zespołu, szczególnie tych z późniejszego okresu. Brakuje może trochę nastrojowych fragmentów, znanych z „Thick As A Brick” czy „Aqualung”, jednak generalnie utworów słucha się z przyjemnością. Do tego ten ciepły, łatwo rozpoznawalny głos i wspaniały rockowy flet.

Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 05/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Paolo Nutini - Caustic Love

cd 102014 009

Warner Music 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Właśnie pojawiła się płyta, która ma szansę znaleźć się wysoko na liście najciekawszych wydawnictw 2014 roku. Nosi tytuł „Caustic Love”, a jej autorem jest Szkot o włoskich korzeniach, Paolo Nutini. Piosenkarz zdążył się spodobać słuchaczom dzięki dwóm poprzednim longplayom. Zauważono jego talent kompozytorski oraz świetny głos, brzmiący jakby należał do znacznie starszego wykonawcy. Tymczasem Nutini ma dopiero 27 lat i swoją trzecią płytą doczekał się porównań z takimi sławami, jak Rod Stewart czy Van Morrison. Artysta łatwo porusza się między różnymi stylami. Album otwiera funkujący przebój singlowy „Scream (Funk My Life Up)”, a niedługo po nim słyszymy soulowe „Let Me Down Easy” i dynamiczną popowo-bluesową balladę „Iron Sky”. Większość materiału napisał Nutini. Jedyny obcy utwór to „Bus Talk” (autorzy: Holland, Dozier, Holland/Van Allen McCoy). Piosenkarz wzbogacił go samplami z archiwalnego repertuaru soulowego. Z kolei zamykające płytę nagranie „Someone Like You” brzmi jak hity zespołu Gerry & The Pacemakers z „Walk Hand in Hand”, a więc znów stare czasy i stare klimaty. Nowa płyta różni się od dwóch poprzednich. Daje obraz wykonawcy dojrzalszego, znającego muzyczną historię, a jednocześnie potrafiącego ją przetworzyć na sposób współczesny i ubarwić funkiem, a nawet akcentami jazzowymi.

Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 05/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Marek Jackowski - Marek Jackowski

cd 102014 003

Digital Works 2013

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Pożegnalna płyta gitarzysty grupy Maanam, Marka Jackowskiego. Sporo się na niej dzieje. Trudno jednak o równie chwytliwy rock, jak ten z przebojów śpiewanych przez Korę. Taki, przy którym stało się nocami w kolejkach czy pędziło do monopolowego o 13:00. Może jedynie utwory „Nie ma cię” i „Matka od samotnych drinków” tamte piosenki trochę przypominają. Tyle że zamiast Kory słyszymy głosy, kolejno, Ewy Prus i Anny Wyszkoni. Reszta jest inna. Daleka od „Buenos Aires” czy „Kocham cię, kochanie moje”. Jest tu więcej spokoju i zadumy. „Chciałbym dobrym być człowiekiem. Chciałbym wszystko robić lepiej” – śpiewa Jackowski w zamykającym płytę utworze. Ale nie tylko bohater krążka jest inny niż z Maanamem. Różnice brzmieniowe wynikają też z udziału licznych gości, którzy nie tylko – jak Anna Maria Jopek, Piotr Cugowski czy Maciej Maleńczuk – śpiewają, ale także (podobnie jak Prus i Wyszkoni) dostarczyli liderowi własne kompozycje. Jackowski napisał sam tylko jedną piosenkę. Właśnie tę na zakończenie. Płyta potwierdza, że nie bez powodu wiodący głos w Maanamie należał do Kory. Jackowski także na swej pożegnalnej płycie sprawdza się bardziej jako gitarzysta niż wokalista. Mimo to świetnie, że album powstał i zostanie z nami.

Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 05/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Arcade Fire - Reflektor

7

ISonovox 2013

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Długo oczekiwana czwarta płyta Arcade Fire znowu prezentuje rewelacyjne alternatywne granie, łączące w sobie co nieco z rock’n’rolla, muzyki tanecznej, a także world music. Jako że „Reflektor” powstał na Jamajce, to właśnie jej kultura jest wyczuwalna na albumie najmocniej. Kolejne piosenki zespołu, już tradycyjnie, skrzą się od bogatego instrumentarium, przeplatanych wokali Wina Butlera i Réginy Chassagne oraz napędzającej rytm perkusji o marszowym zacięciu. Jak zwykle też zwiewnym melodiom towarzyszą niegłupie, refleksyjne teksty. Gdyby „Reflektor” trwał o minutę krócej, zmieściłby się na jednej płycie CD; został jednak wydany jako album podwójny. Ciekawe, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że ostatnie kilka minut nagrania to właściwie szum syntezatorów, który spokojnie można by skrócić. Jak rozumieć to rozbicie na dwa krążki? Fanaberia? Kalkulacja? A może po prostu grupa doszła do wniosku, że zamiast dostosowywać muzykę do nośnika należy postąpić dokładnie na odwrót? W gruncie rzeczy tak właśnie działa Arcade Fire – formacja, której poprzednia płyta w wyścigu po nagrodę Grammy pobiła największe tuzy show-businessu i muzyki pop. „Reflektor” udowadnia, że grupa z Montrealu konsekwentnie robi swoje i raczej własnym stylem zmienia muzykę popularną, niż sama dostosowuje się do modnych trendów.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 04/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Babyshambles - Sequel to the Prequel

babyshamb

EMI Records 2013

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Pete Doherty, wokalista Babyshambles, znany jest brytyjskiej prasie plotkarskiej przede wszystkim jako były narzeczony modelki Kate Moss, kolega od imprez Amy Winehouse oraz autor niezliczonych skandali i skandalików obyczajowych. Kilka z nich – zwłaszcza problemy narkotykowe Doherty’ego – przyczyniło się do przedłużenia przerwy w działalności jego grupy. Na jej trzecią płytę fani musieli czekać aż sześć lat.„ Sequel to the Prequel” okazał się powrotem z przytupem. A przynajmniej przytupem się zaczyna. Otwierający krążek, niespełna dwuminutowy „Fireman” przypomina czasy, gdy rodziła się muzyka punk… i jest najostrzejszym ze wszystkich, które tym razem przygotował brytyjski zespół. Dalej gitary grają już wolniej i czystszym brzmieniem, a refreny są raczej śpiewane niż hałaśliwe. Garażowa estetyka formacji uległa wyraźnemu złagodzeniu. Nie odnosi się jednak wrażenia, że stoi za tym wyrafinowanie. Ot, tak teraz gra w duszy panom po przejściach z Babyshambles. Wszystko na „Sequel to the Prequel” jest rozbrajająco proste. Piosenki – nieskomplikowane, teksty – urocze w swojej infantylności. Oczywiście, pisanie w takim stylu wymaga niemałego talentu. Że Pete Doherty, Mick Whitnall i Drew McConnell są nim obdarzeni, jest tak samo ewidentne, jak wyraźna jest brytyjska maniera w głosie wokalisty Babyshambles.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 04/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Buldog Koncerty w Trójce – Buldog

2

Polskie Radio 2013

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Może rację ma prezentujący Buldoga Piotr Kordaszewski utrzymując, że dzięki odejściu Staszewskiego grupa przestała być „kolejnym projektem muzycznym Kazika”, stając się „niezależnym bytem muzycznym”? Tylko że przy takim zagęszczeniu muzyków związanych z Kultem i przy tym, jak podobnie do Staszewskiego prezentuje się obecny wokalista formacji, Tomasz Kłaptocz, trudno uniknąć porównań. Bez dwóch zdań Buldog wciąż jest przede wszystkim propozycją dla ludzi, którym bliska jest stylistyka Kultu. „Koncert w Trójce” może uchodzić za demonstrację materiału z dwóch „pokazikowych” płyt studyjnych Buldoga. Bo choć w jednej zapowiedzi pada deklaracja, że zespół zagra materiał ze wszystkich swoich krążków, to na albumie koncertowym znalazły się tylko piosenki nagrane w składzie z Kłaptoczem (plus bonus w postaci jednej kompozycji grupy Akurat). Być może powodem takiego doboru były kwestie prawne? Jeśli to jednak świadoma decyzja, to zdecydowanie błędna. Ignorowanie materiału z debiutanckiej płyty Buldoga byłoby błędem – parę numerów z niej zdecydowanie wzbogaciłoby album. Zestaw piosenek jest nierówny, choć zaczyna się świetnie – utworem „Chrystus miasta”. Hipnotyczna gitara basowa, organy i dęciaki – to najlepsze, co Buldog ma do zaoferowania. Szkoda, że nie we wszystkich numerach wypada równie sprawnie.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 04/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF