HFM

artykulylista3

 

Fun - Some Nights

100-103 10 2012 Fun

Fueled By Ramen 2012
Dystrybucja: Warner Music

Interpretacja: k5
Realizacja: k3

Coś między Styx i New Radicals. Chociaż znajdziemy i podobieństwa do Queen, zwłaszcza w rozpoczynającym płytę wstępie do nagrania tytułowego, z chórkami przypominającymi „Bohemian Rhapsody”.
Grupę Styx melomani powinni pamiętać, ponieważ weterani amerykańskiego progresywnego rocka nadal występują. Pewnie gorzej jest ze znajomością New Radicals, bo to autorzy jednego, chociaż udanego albumu („Maybe You’ve Been Brainwashed Too”). Ale nawet jeśli ktoś nie słyszał muzyki żadnej z tych grup, po twórczość Fun zdecydowanie powinien sięgnąć.
„Some Nights” to jedna z lepszych tegorocznych premier. Szkoda, że nie wszystkie nagrania są jednakowo udane. „It Gets Better” niepotrzebnie wprowadza monotonny, punkowy rytm, ale to wyjątek. Reszta urzeka melodyjnością i pomysłowymi aranżacjami. Przyjemnie się słucha nie tylko wielkiego przeboju „We Are Young”, z gościnnym udziałem Janelle Monae. Muzycy stanęli na wysokości zadania. Nawet piosenki o codziennych czynnościach chwytają za serce.
Mamy gęste faktury z popisowymi harmoniami wokalnymi, a wszystko na bazie wpadających w ucho melodii, skomponowanych przez zespół. Głos wokalisty, Nathaniela Ruessa, swobodnie przechodzi od „krzykliwego” tenoru do falsetu. „Piątkowa” ocena trochę na wyrost, ale po to, żeby zachęcić do posłuchania. Wszak to dopiero druga płyta Fun, a już taka pomysłowa.

Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF

Charlie Winston - Running Still

100-103 10 2012 CharlieWinston

Real World Productions 2012
Dystrybucja: Warner Music

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Charlie Winston najlepiej się czuje w Paryżu. Tam też mieszka. Miejsce stałego pobytu nie przeszkadza mu jednak nagrywać typowo angielskich płyt. Na początkek mamy aż dwa popisowe numery: jeszcze nie wylansowany „Hello Again” i goszczący właśnie na listach „Where Can I Buy Happiness?”. Ten drugi najlepiej oddaje wykonawczy potencjał artysty. Potrafi ułożyć melodie, które wpadają w ucho. Umie też wymyślić zapadające w pamięć teksty, jak ten o kupowaniu szczęścia. Wszyscy ten hit zapewne znają, a jeśli nie, to Winston niebawem go zanuci – w radiu lub ze sklepowych głośników – jak wcześniej szlagier „Like A Hobo” z drugiego longplaya.
Nagrywając „Running Still”, Winston otoczył się zdolnymi muzykami, którzy wzbogacili utwory oryginalnymi partiami instrumentalnymi. Wystarczy posłuchać „Speak To Me”. Ze stylem całości kłóci się niemiecki wstęp do „The Great Conversation”, ale trudno wybrzydzać. Winston ma w rękawie sporo interesujących pomysłów, o czym można się było przekonać na jego koncercie w warszawskiej Stodole. Na bis zagrał wtedy balladę, akompaniując sobie na fortepianie. Omawiany kompakt zawiera trzy takie kameralne kompozycje. Warto też posłuchać, jak Winston głosem naśladuje brzmienie basu i perkusji.

Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF

B.B. Driftwood - Southward Bound

100-103 10 2012 BBDriftwood

Opus 3, 2012
Dystrybucja: Audio Forte

Interpretacja: k5
Realizacja: k6

Po włożeniu płyty do odtwarzacza i naciśnięciu „play” przypomniałem sobie, jak powinny brzmieć dobrze zrealizowane nagrania. Firma Opus 3 zawsze pod tym względem przodowała i do dziś nic się nie zmieniło.
Dawno nie słuchałem wydawnictw tego producenta, a album „Southward Bound” przypomniał mi, jak to jest poczuć się we własnym domu jak w trakcie sesji nagraniowej w studiu. Zapis SACD potęguje wrażenie. Ponownie się przekonałem, że sam dobry sprzęt nie wystarczy. Żeby poczuć jego klasę, trzeba dysponować dobrze nagraną płytą. „Southward Bound” taka właśnie jest.
Nazwisko autora może mylić. Trudno nawet znaleźć je w sieci. B.B. Driftwood to bowiem pseudonim artystyczny Bengta Skogholta, gitarzysty i wokalisty, wcześniej pracującego głównie jako muzyk sesyjny w składach znanych wykonawców, jak choćby Dave Stewart. „Southward Bound” to jego solowy debiut. Driftwood napisał wszystkie utwory. Reprezentują styl, który najbardziej autorowi pasuje, czyli blues z elementami country i latynoskimi rytmami. Miejscami pojawiają sie chórki gospel. Soliście towarzyszą głównie skandynawskie gwiazdy, chociaż na gitarze gra również amerykański bluesman, mieszkajacy obecnie w Helsinkach, Eric Bibb.
Co do samej muzyki, to gdyby nie skandynawskie nazwisko autora, można by przypuszczać, że płyta powstała w Memphis albo Nashville. A najważniejsze, że przyjemnie się jej słucha.

Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF

Punch Brothers - Who’s Feeling Young Now?

100-103 10 2012 PunchBrothers

Nonesuch Records 2012
Dystrybucja: Warner Music

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

„Jedna z najbardziej niewiarygodnych grup, jakie powstały w tym kraju”. Ten kraj to USA, a przytoczony cytat to wypowiedź T-Bone Burnetta – słynnego wykonawcy i producenta – opublikowana na okładce płyty. I chociaż tym razem produkcją zajmował się nie on, a Jacquire King, można się z jego opinią zgodzić. Zespół to instrumentalne mistrzostwo. Muzycy grają na rozmaitych gitarach, na bandżo oraz instrumentach smyczkowych. Robią to fenomenalnie. Ponadto napisali kilkanaście udanych kompozycji.
Na pierwszym miejscu jest utwór tytułowy, ze świetnym gitarowym rytmem i popisowymi wokalami. Zresztą te ostatnie nie tylko w tym nagraniu błyszczą. Równie udane, choć znacznie spokojniejsze harmonie wokalne mamy w „Soon or Never”. A jeśli ktoś miałby ochotę na trochę wirtuozerskiego grania na bandżo, odsyłam do instrumentalnej kompozycji „Flippen (The Flip)”. Tam aż trudno nadążyć za dźwiękami.
Zaraz za „Who’s Feeling Young Now?” postawiłbym „New York City” i „Hundred Dollars”. Dwa strzały w dziesiątkę. Instrumentaliści i wokaliści dokonują cudów. Znakomita płyta. Nie trzeba słuchać opinii Burnetta, tylko jej samej. Postarano się nawet o dobry dźwięk. Brawo!

Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF

Iron Maiden - En Vivo

100-103 10 2012 IronMaiden

EMI 2012

Interpretacja: k4
Realizacja: k3

Do czasu wydania „En Vivo” Iron Maiden mógł się pochwalić dziewięcioma płytami koncertowymi. Nie jest to może rekord, ale i niemało. Zwłaszcza że muzycy zespołu, w przeciwieństwie do hardrockowych kapel (takich jak Deep Purple), wypuszczających „koncertówki” jedna po drugiej, nie improwizują w czasie występów. Stawiają raczej na efektowny spektakl i energiczne wykonanie znanych kompozycji. Ciśnie się zatem na usta pytanie: czy światu potrzebny był kolejny krążek „Iron Maiden Live”?
Światu zapewne nie, ale 50 tysięcy fanów obecnych w Chile na zarejestrowanym ostatnio koncercie Bestii oraz rzesza sympatyków z reszty globu odnajdzie na „En Vivo” wiele z tego, co lubi najbardziej. Nawet jeśli Bruce Dickinson nie jest w życiowej formie wokalnej, to krążek Maiden stanowi dowód, że dobiegający sześćdziesiątki panowie potrafią dać czadu na scenie. Z jednakową energią wykonują materiał z „The Final Frontier” (większość pierwszej połowy dwupłytowego albumu), jak i zestaw swoich największych hitów. Cóż z tego, że na „En Vivo” nie brakuje piosenek („Hallowed Be Thy Name”, „The Trooper”), które można usłyszeć niemal na wszystkich koncertówkach Brytyjczyków? Wszystkie kompozycje zespół wykonuje z jednakowym zapałem, podsycanym przez głośną i wyraźnie dobrze bawiącą się publiczność.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 10/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF

Van Halen - A Different Kind of Truth

100-103 10 2012 VanHalen

Interscope 2012

Interpretacja: k4
Realizacja: k3

Jak to się stało, że pierwsza od kilkunastu lat płyta Van Halen brzmi, jakby powstała epokę temu? Odpowiedź jest prosta: w dużej mierze rzeczywiście tak się stało.
Siedem piosenek z „A Different Kind of Truth” David Lee Roth oraz Eddie, przepraszam, Edward Van Halen, napisali jeszcze w latach 70. Pozostałe utwory też nie odbiegają daleko od znanego stylu grupy z jej najwcześniejszego, stricte gitarowego okresu. Może to nie tylko kwestia powrotu do składu Lee Rotha. W końcu, odkąd szeregi formacji zasilił syn gitarzysty, Wolfgang, stężenie Van Halenów w kwartecie wzrosło do 75 %!
Grupie udało się przywołać dawną magię. Szkoda jedynie, że panowie nie zdecydowali się na inny układ piosenek. „A Different Kind of Truth”, zamiast zacząć się od mocniejszego uderzenia, otwiera utrzymana w średniawym tempie „Tattoo”. W tej roli chyba lepiej sprawdziłaby się następna kompozycja – „She’s The Woman”. Ale by krążek rozkręcił się na dobre, trzeba poczekać jeszcze kilka minut, aż do „China Town”. Kipiący energią kawałek rozpoczyna efektowne gitarowe intro, które mogło wyjść tylko spod palców Van Helena. Późniejsze „As Is”, „Bullethhead” i „Honeybabysweetiedoll” to rock’n’roll i hard rock okraszony genialnymi partiami jednego z najlepszych gitarzystów w branży.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 10/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF