Rotel RA-11
- Kategoria: Wzmacniacze
Najstarszą firmą z dzisiejszej trójki jest Rotel. Początki jego działalności sięgają połowy ubiegłego wieku, gdy jeszcze jako Roland zajmował się dystrybucją telewizorów. Później pojawiły się wzmacniacze własnego projektu i po przemianowaniu na Rotela szefowie firmy skupili się na produkowaniu sprzętu grającego.
W połowie ubiegłego roku ukazała się seria 12, składająca się z sześciu urządzeń, w tym trzech wzmacniaczy. Testowany RA-11 zajmuje wśród nich środkową pozycję i od najdroższego RA-12 różni się mniejszą mocą.
NAD C356 BEE
- Kategoria: Wzmacniacze
Odkąd w 1998 roku światło dzienne ujrzał model C320, wszystkie następne urządzenia z serii C, zaprojektowane przez Björna Erika Edvardsena, wyglądają niemal identycznie. Cechę tę powinni docenić właściciele systemów NAD-a, bowiem najnowszy wzmacniacz C356 BEE nie będzie się różnił od starszego modelu. Towarzyszka życia może nie zauważyć nowego nabytku, a czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Budowa
Wykonany z aluminium panel frontowy pomalowano farbą w kolorze antracytu, podobnie jak miało to miejsce u konkurentów. Długi szereg guziczków umożliwia bezpośredni dostęp do siedmiu źródeł oraz aktywację wybranej pary wyjść głośnikowych. Trzy pokrętła w pobliżu potencjometru to regulacja barwy i balansu. Poza tym na froncie znalazło się duże gniazdo słuchawkowe oraz mały jack do sprzętu przenośnego.
Arcam FMJ A19
- Kategoria: Wzmacniacze
Początki Arcama sięgają 1976 roku. Wtedy to niejaki John Dawson, student uniwersytetu w Cambridge, na prośbę grupki znajomych skonstruował wzmacniacz o symbolu A60. Pierwotnie miało ich powstać 50, ale dzięki wyjątkowym walorom brzmieniowym oraz niewygórowanej cenie A60 znalazł aż 30 tysięcy nabywców. Kolejne modele Arcama pokazały, że nie był to przypadek.
W ciągu 37 lat działalności firma zaznaczyła swą obecność także w sektorze kina domowego, zaś jej urządzenia zaatakowały wyższe obszary cenowe. Zawsze jednak Arcam kojarzył się z niedrogim hi-fi, a najnowszy wzmacniacz A19 podtrzymuje tę tradycję.
Budowa
Osoby niezorientowane w temacie w pierwszej chwili mogą wziąć A19 za… tuner. Osoby zorientowane nie popełnią tego błędu, ponieważ pierwsze wyświetlacze we wzmacniaczach Arcama pojawiły się dekadę temu, wraz z serią DiVA.
Przednia ścianka, wyrżnięta z 4-mm plastra aluminium, z niepojętym dla mnie uporem została pomalowana matową farbą, przez co upodobniła się do plastiku. Nie twierdzę, że wygląda brzydko, ale anodowany metal prezentowałby się zdecydowanie bardziej prestiżowo.
Kilkanaście guziczków umożliwia bezpośredni dostęp do każdego z ośmiu źródeł oraz regulację balansu i wygaszenie wyświetlacza. Display, choć niemały, informuje tylko o aktywnym źródle i poziomie głośności. Z drugiej strony, co ma pokazywać? Prognozę pogody?
Domenico Dragonetti – demon kontrabasu
- Kategoria: Sylwetki
Kontrabas to instrument rzadko kojarzony z muzyczną wirtuozerią. Jego pękaty, niezbyt zgrabny kształt, grube struny, wielki smyczek i ciemne brzmienie nie przystają do szybkich temp i efektownych popisów. Znalazł jednak kontrabas swojego pogromcę, a jednocześnie wiernego wyznawcę. Domenico Dragonetti udowodnił, że smyczkowy olbrzym jest nie tylko łagodny, ale też piekielnie sprawny.
Kontrabas, podobnie jak inne współcześnie znane instrumenty smyczkowe, powstał w XVI wieku. O ile jednak skrzypce, altówka i wiolonczela mają swoich bezpośrednich protoplastów w rodzinie wiol – viola da braccio i viola da gamba, o tyle kontrabas takiego przodka nie posiada.
Początkowo prawdopodobnie był wiolonczelą o niższym stroju. Ze względu na to, że pudło było zbyt małe, by odpowiednio wzmocnić tak niskie dźwięki, zaczęto je powiększać. Pierwsza znana wzmianka o instrumencie pochodzi z pism Michaela Preatoriusa. Pisze on o tzw. „violon da gamba sub-base” o monstrualnej wysokości niemal 2,5 metra, wyposażonej w pięć strun.
W baroku kontrabasu używano sporadycznie. Jego stosowanie utrudniały ogromne rozmiary oraz problem z uzyskaniem strun, produkowanych wówczas z preparowanych jelit. Dopiero wraz z wynalezieniem nowych, srebrnych strun z oplotem kontrabas stał się funkcjonalnym instrumentem i mógł wejść do normalnego zestawu orkiestrowego. Choć brzmiał dobrze i miał potencjał wykonawczy, kompozytorzy jakoś nie chcieli go zauważyć. Musiał się pojawić ktoś, kto udowodni, że z wielkiego pudła można wydobyć znacznie więcej niż długie dźwięki basowe, wzmacniające partie wiolonczel.
Ten ktoś nazywał się Domenico Dragonetti i przyszedł na świat 7 kwietnia 1763 roku w Wenecji. Ojcem Domenica był Pietro Dragonetti. Jedne źródła podają, że był fryzjerem, inne – że gondolierem. Wszystkie jednak są zgodne, że był także amatorskim muzykiem, w którego domu znajdowały się zarówno kontrabas, jak i gitara.
Ustnik Brittena
- Kategoria: Sylwetki
W 2013 przypada setna rocznica urodzin Benjamina Brittena (1913–1976), najsłynniejszego brytyjskiego kompozytora XX wieku. Rozpisane na dwa lata kalendarium wydarzeń towarzyszących jubileuszowi koordynuje Fundacja Brittena i Pearsa (www.britten100.org).
Za życia Brittena Peter Pears był osobą najbliższą mu pod każdym względem – uczuciowym i artystycznym. Po śmierci kompozytora prowadził fundację doglądającą jego spuścizny, a po swojej śmierci wsparł nazwiskiem i spadkiem fundację Brittena. Wspaniały przykład miłości, która zrodziła sztukę i sztuki, w której miłość została uwieczniona.
Ich związek trwał czterdzieści lat. Razem mieszkali i podróżowali, występowali i nagrywali, organizowali instytucje i imprezy muzyczne. Peter, erudyta, był nieocenionym konsultantem w sprawach literackich. Tłumaczem, współtwórcą libretta opery „Sen nocy letniej”. Wspólnie przyczynili się do odrodzenia opery angielskiej – dwa i pół stulecia od śmierci nieodżałowanego Henry’ego Purcella.
W zakończeniu partytury swojej ostatniej opery, „Śmierć w Wenecji”, Benjamin Britten napisał „Sempre pp”. Dla wykonawców to po prostu oznaczenie dynamiki, tyle co: „wciąż pianissimo”. Dla znawców biografii Brittena – to jego osobisty testament: „Zawsze Peter Pears”. Britten był już zbyt chory i słaby, by uczestniczyć w premierze.
Miejsce dla Pearsa
Czternastoletni Benjamin Britten zaczął prowadzić dziennik; opublikowany w 2009 roku pod tytułem „Journeying Boy: The Diaries of the Young Benjamin Britten, 1928-1938”. W kontynuowanych przez dziesięć lat zapiskach zwierzał się z samotności, z odkrywania swojej homoseksualności, z życia towarzysko-erotycznego wśród londyńskiej przedwojennej bohemy.