HFM

artykulylista3

 

Bovska - Sorrento

080 Hifi 03 2021 Strona 1 Obraz 0003

Agora Muzyka 2020

 

Muzyka:k3
Realizacja: k3

Bovska, czyli Magda Grabowska-Wacławek, nie tylko śpiewa, ale też ilustruje. Może dlatego okładka jej najnowszej produkcji prezentuje bardzo dobry poziom. To niebagatelne, bo dziś pojawia się mnóstwo płyt i trudno przekonać słuchaczy, że powinni sięgnąć właśnie po tę konkretną. Wszak wszystko mają w streamingu, więc nie trzeba się wysilać. Jednak dla artysty sprzedać fizyczny krążek to honor. Otoczka jest więc ważna, choć nie najważniejsza. A co z treścią? Otrzymujemy ciekawy elektroniczny pop z dobrymi tekstami. Niby wszystko się zgadza, ale czegoś brakuje. Tak jak polityki nie wolno sprowadzać wyłącznie do excela, tak twórczości artystycznej nie należy zamykać w akademickich ramach. Trzeba trochę popłynąć, nie bać się banału i kompromitacji. Bo przecież chodzi o ryzyko, o balansowanie na granicy. „Sorrento” oczywiście nie jest płytą złą; bez wątpienia nie brakuje na niej ciekawych momentów. Ale jeśli mnie osobiście Bovska chciałaby zachwycić, trzeba by tu dodać sporo temperatury, a odjąć automatyzm i asekuranctwo. To jednak tylko moje zdanie, wypowiadane z pozycji reprezentanta czasopisma dla audiofila i melomana. Miliony ludzi, słuchający Bovskiej na Youtubie, nie muszą go brać pod uwagę.

Michał Dziadosz

 


 

 

Yellow Snow - Yellow Snow

080 Hifi 03 2021 Strona 1 Obraz 0002

Flower Records 2020

 

Muzyka:k3
Realizacja: k3

„Don’t eat the yellow snow” – taką dyrektywę zawarł Frank Zappa w swojej słynnej suicie z roku 1974. „Skonsumowanie” omawianej płyty wydawało się zatem średnio smaczne. Ale zaryzykowałem i nie żałuję. Po pierwsze, przez wzgląd na świadome granie i niezwykłą biegłość instrumentalną. Po drugie, debiut Yellow Snow to inteligentne połączenie gatunków (zupełnie jak u cytowanego Zappy). Punktem wyjścia są fusion i rock psychodeliczny, ale zespół nie zamyka się w żadnej konwencji. Po trzecie, nie brakuje tu poczucia humoru, nie tylko na płaszczyźnie dowcipnych wstawek, ale choćby także świadomie rozchwianej frazy. Po czwarte, kiedy trzeba, pojawiają się liryczność, wrażliwość i przestrzeń. Po piąte – to granie z pełnym przekonaniem, werwą i radością. Tylko, cholera, brzmi nieco zbyt surowo. Dobrze wiem, jaki efekt panowie chcieli uzyskać; niby tak miało być. Ale nie można przenosić klisz brzmieniowych z lat siedemdziesiątych bezpośrednio do naszych czasów, bo współcześnie nie dysponujemy ani tamtymi stołami, ani tamtymi rejestratorami i analogowa muzyka nagrana na komputer będzie brzmieć ryzykownie. Yellow Snow się asekurują, dodając specjalnie różne gadki i pozostawiając „śmieci”, ale według mnie lepiej by było przejść w stu procentach na analog i wyczyścić ścieżki z wygłupów.

Michał Dziadosz

 


 

 

The White Kites - Devillusion

080 Hifi 03 2021 Strona 1 Obraz 0001

Deep Field Records 2020

 

Muzyka:k3
Realizacja: k3

Czy chcecie się przenieść w czasy wczesnego Davida Bowie, Pink Floydów z epoki Syda Barreta, ale też Soft Machine i innych odlotowych kapel z przełomu lat 60. i 70. XX wieku? Proszę bardzo. The White Kites zabiorą Was w taką podróż. Dodatkowo zrobią to z wdziękiem, naturalnością i zaangażowaniem. To polski band z brytyjskim wokalistą, a więc możecie także liczyć na odpowiednią oprawę językową. Sean Palmer to prawdziwa indywidualność, która wchodzi w muzykę na sto procent. Czasem nawet odrobinę za bardzo, ale pewną teatralność można mu wybaczyć – pozostaje bowiem spójna z całą koncepcją. A owa koncepcja to największa siła albumu, choć, z drugiej strony, nie można zespołowi odmówić dobrego poziomu wykonawczego, konsekwencji brzmieniowej i ciekawych pomysłów. A co z dźwiękiem? „Devillusion” brzmi czytelnie i surowo. Z jednej strony to zarzut, z drugiej – nie jest to produkcja pacykowana efektami, co uznaję za atut w czasach, gdy wszystko jest barwione w stopniu nieprzyzwoitym. Szczególnie że wielowątkowości, przestrzeni i planów tutaj nie brakuje. Podobnie jak ciężkiej pracy, którą słychać, włożonej w płytę przez cały zespół. Polecam. Nie tylko fanom starego rocka psychodelicznego i art rocka.

Michał Dziadosz

 


 

 

Projekt Mania - Wiosna

080 Hifi 02 2021 Strona 1 Obraz 0002

Si Music 2020

 

Muzyka: Nie podejmuję się oceny.
Realizacja: k3

Projekt Mania to głównie wokalistka – Anna Dobrzycka. Poza nią na płycie znajdziemy spore grono współpracowników, w tym Mateusza Walczaka, odpowiedzialnego za instrumenty klawiszowe i produkcję. Mastering zrobił Jacek Gawłowski. Wszystko więc powinno grać. I gra. Muzycznie mamy do czynienia z nowoczesnym, elektronicznym, w większości tanecznym popem. Warto zwrócić uwagę na głos, będący jednym z najważniejszych wykładników Projektu Mania. Pełny, dojrzały i ciepły, choć dość mainstreamowy. Tekstowo jest całkiem ciekawie. Można rzec, że Projekt Mania to taka grzeczna, dorosła, uspokojona i mniej wystudiowana Mery Spolsky. Co kto lubi. Z pewnością potencjał komercyjny tu jest. Pytanie tylko, czy w tym roku taka estetyka ma sens. Gdyby taka muzyka pojawiła się 20 lat temu, z pewnością podbiłaby Polskę. Jest bowiem znacznie lepsza od wielu koszmarów, których z litości tu nie wymienię, a które wówczas robiły karierę. Ale kto wie, co się ludziom spodoba? My życzymy Pani Ani powodzenia. To tylko EP-ka, ale naprawdę dobrze rokuje. Z oceną muzyki poczekamy na pełny album. Gdyby jednak pojawiło się na nim więcej takich świetnych utworów jak synthwave’owi „Mali odkrywcy”, to z pewnością byłoby lepiej niż dobrze.

Michał Dziadosz

 


 

 

Anna Jurksztowicz - Jestem taka sama

080 Hifi 02 2021 Strona 1 Obraz 0003

Si Music 2020

 

Muzyka:k3
Realizacja: k3

Wygląda na to, że Anna Jurksztowicz wreszcie zaczęła nagrywać płyty we w miarę regularnych cyklach. W przeszłości bywało, że przez dekady ukazywały się jedynie składanki, uzupełniane pojedynczymi przebojami, granymi raz na jakiś czas w radiowo-telewizyjnym obiegu. Widocznie musiały temu przyświecać jakieś ważne powody, bo po ostrym debiucie z roku 1987 „Dziękuję, nie tańczę”, o którym wspominaliśmy już z rozrzewnieniem na łamach „Hi-Fi i Muzyki”, świat oczekiwał kolejnych takich cudów. Ale nie dostawał. Jak zatem z obecną formą muzyczną Pani Anny? Bardzo dobrze. Najnowsza płyta to akustyczny pop z elementami jazzowymi, a wszystko na wysokim poziomie. Za większość kompozycji odpowiada Krzysztof Napiórkowski. Za teksty – różni autorzy. Ogólny efekt to nie jest ten sam spirytus, co kiedyś, ale narzekanie też byłoby nie na miejscu. Dziś bardzo łatwo wszystko zepsuć, choćby jednym drobiazgiem, a niezwykle trudno zwrócić na siebie uwagę, dysponując nawet całym wachlarzem przemyślanych środków. Tu bez wątpienia mamy do czynienia z dziełem bogatym, dopracowanym i świetnie brzmiącym. A warto zaznaczyć, że dla Pani Ani nagranie takiej płyty dziś to wyłącznie sprawa honoru. Żaden skok na kasę ani na splendor. Tym bardziej warto się zapoznać z jej muzyką.

Michał Dziadosz

 


 

 

Perihellium - Prototype

080 Hifi 02 2021 Strona 1 Obraz 0001

Wydanie własne 2019

 

Muzyka:k3
Realizacja: k3

„Prototype” to już trzeci album sygnowany nazwą Perihellium. Nadal można mówić o zespole, choć jego lider, Gerard Wróbel, obejmuje w nim coraz więcej stanowisk. Określenie „płyta solowa” również nie byłoby więc nadużyciem. Obecnie został nawet głównym głosem Perihellium. Częstokroć dzieje się tak z powodu życiowych konieczności, więc nikt takiej postawy krytykować nie będzie. Szczególnie że słychać tu determinację, konsekwencję i bardzo ciężką pracę. Nie będę udawać, że takie techniczne prog-metalowe granie to mój klimat. Zresztą bardzo długo zwlekałem z napisaniem tej recenzji, obawiając się, czy będę w stanie to zrobić. Ostatecznie „Prototype” do mnie wrócił i okazał się nie tak groźny, jak go zapamiętałem. Nie tak techniczny, nie tak metalowy i o wiele bardziej melodyjny, niż się wydawał na początku. Ulga, jaka się wiąże z tym odkryciem, daje dobrą lekcję, że czasem muzyce trzeba dać więcej niż dwie szanse. Album zrealizowano z niezwykłą precyzją i rozmachem. Spójność tekstowa, graficzna i warsztatowa buduje niesamowity klimat, ciekawy nie tylko dla fanów takiej estetyki. A Gerard Wróbel nie tylko mieści się w konwencji wokalnej, ale naprawdę daje radę. Już nie tylko jako superszybki gitarzysta

Michał Dziadosz