HFM

artykulylista3

 

Markku Ounaskari/Samuli Mikkonen/Per Jorgensen - Kuara

117-118 12 2010 kuara

ECM 2010
Dystrybucja: Universal

Interpretacja: k3
Realizacja: k5

To jest przykład, że jednak można coś interesującego wydusić z ECM-owego „najpiękniejszego brzmienia powyżej ciszy”.
Fiński duet Markku Ounaskari (perkusja) i Samuli Mikkonen (fortepian) znany jest głównie z niezliczonych sesji nagraniowych dla innych muzyków, zarówno z terytoriów jazzowych, jak i szeroko rozumianej rozrywki. Panowie do pierwszej swojej autorskiej sesji pod skrzydłami Manfreda Eichera zaprosili kolegę z Norwegii – Pera Jorgensena na trąbce. Co odróżnia ten projekt od dziesiątków innych płyt z „brzmieniem ECM”? Przede wszystkim wszechobecny mrok. Ounaskari i Mikkonen od dawna penetrowali kulturę plemion ugrofińskich zamieszkujących Rosję. Fascynowała ich mistyczna aura towarzysząca pieśniom tych ludów. Eicher zaproponował muzykom, by wzięli na warsztat także prawosławne rosyjskie psalmy, co wydaje się posunięciem logicznym, jako że i one mają religijno-mistyczny charakter, a w dodatku występują na podobnym obszarze i, jak twierdzą członkowie zespołu, wpływały także na muzykę Ugrofinów.
„Kuara” (w języku jednego z inkryminowanych plemion oznacza to dźwięk) rzeczywiście wywołuje wrażenie pierwotnego, mistycznego obrzędu. Na tej płycie udało się utrwalić ciemność, smutek i strach towarzyszące długiej polarnej nocy. Muzycy grają bardzo oszczędnie, pozostawiając wiele przestrzeni i „powietrza” między dźwiękami. Album stworzony do słuchania podczas zimowych wieczorów.

Autor: Marek Romański
Źródło: HFiM 12/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Charlie Haden Quartet West - Sophisticated Ladies

117-118 12 2010 charlieHadenQuartetWest

Emarcy 2010
Dystrybucja: Universal

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Pamiętam, jakim szokiem dla jazzowej publiczności było ukazanie się pierwszego albumu Quartetu West Charlie Hadena w 1987 roku. Oto niepokorny kontrabasista, człowiek, który wraz z Ornette’em Colemanem współtworzył free jazz, lewicujący lider Liberation Music Orchestra gra standardy. Ale za to jak! Aksamitny, czyściutki ton saksofonu Erniego Wattsa, stylowy fortepian Alana Broadbendta, swingująca perkusja Billy’ego Higginsa i ten cudowny luz powodowały, że można było tego słuchać na okrągło. Z czasem do kwartetu dołączyły smyczki, Higginsa zastąpił Rodney Green, stylistyka stała się bardziej hollywoodzka, a w repertuarze zaczęły dominować ballady.
Na „Sophisticated Ladies” – jak sama nazwa wskazuje – pojawiło się całe grono śpiewających dam. Chyba najsłabiej z nich wszystkich wypadła Melody Gardot, która „If I’m Lucky” wykonała blado, bez wyrazu. Całkiem miło swój standard („Ill Wind”) zaśpiewała Norah Jones – prosto, z wdziękiem i bezpretensjonalnie. Klasą dla siebie jest Cassandra Wilson, która z „My Love And I” zrobiła pełne wewnętrznego dramatyzmu arcydziełko. O dziwo nieźle wypadła Renee Fleming, która „A Love Like This” wykonała bez zbędnych udziwnień, za to z uczuciem. Tego uczucia trochę zabrakło mi w interpretacji „Goodbye” Diany Krall; w dodatku czasem dało się słyszeć lekkie problemy intonacyjne. Płyta dla miłośników złotych lat Hollywood, czasów Rat Pack i Great American Songbook.

Autor: Marek Romański
Źródło: HFiM 12/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Anna Gadt - Still I Rise

104 01 2011 AnnaGadt

4 Ever Music 2010

Interpretacja: k4
Realizacja: k5

To drugi po „Na mojej drodze” (2008) album wokalistki jazzowej Anny Gadt (wcześniej Stępniewskiej) firmowany przez 4 Ever Music. W repertuarze krążka znalazły się popularne tematy, które w interpretacjach Anny Gadt nabierają nowego, mocno jazzującego charakteru. Wśród utworów mamy też kompozycję wokalistki napisaną do wiersza Mai Angelou „Still I Rise” – to od niego pochodzi tytuł albumu.
Piosenki zostały dobrane według określonego klucza – teksty opowiadają o życiu, uczuciach, emocjach, a muzyka – najczęściej o charakterze balladowym – układa je w intymną opowieść.
Anna Gadt, artystka wszechstronnie wykształcona, posiada ciekawy głos o szlachetnej barwie. Najchętniej porusza się w środkowym i niższym rejestrze. Operuje szeroką skalą ekspresji. Jej technika wokalna jest bez zarzutu, swobodnie interpretuje nie tylko ballady, ale też utwory o żywszym pulsie. Śpiewa też scatem („Why Should I Care”, „Afro Blue”).
Z 11 kompozycji (wszystkie wykonane po angielsku) najbardziej podobały mi się: „Dienda” Stinga oraz dwa hity Barbry Streisand: „The Way We Were” i „Send In TheClowns”.Wspanialewypadłteż„You’ll Never Know” z narastającą dramaturgią i intrygującą harmonią.
Bardzo dobre wrażenie robi sekcja rytmiczna z pianistą Rafałem Stępniem (świetne solówki!), basistą Maciejem Garbowskim i perkusistą Krzysztofem Gradziukiem.

Autor: Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 01/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Warsaw Paris Jazz Quintet - Chopin Symphony Jazz Project

104 01 2011 WarsawParisJazzQuintet

Blue Note 2010

Interpretacja: k3
Realizacja: k4

Słysząc pod koniec chopinowskiego roku frazę „Chopin na jazzowo”, mam ochotę uciec w Bieszczady, okopać się i zaminować dojazd. Tyle ostatnio powstało nikomu niepotrzebnych przeróbek dzieł Wielkiego Fryderyka, że on sam zapewne przewraca się w grobie. A jeśli ma jeszcze możliwość myślenia, to zapewne pluje sobie w brodę, że nie poświęcił życia np. zabawianiu pięknych dam w arystokratycznych salonach.
Z czasem wypracowałem sobie chyba jedyne rozsądne podejście do tego typu muzyki. Otóż zamiast dochodzić, po co dany artysta sięgnął po utwory Chopina (prócz honorarium, rzecz jasna) i do jakiego stopnia je zmasakrował, po prostu oceniam, czy to „się słucha”.
Patrząc od tej strony, album wypada nieźle. Jeśli się nie zastanawiać, dlaczego i po co zatrudniono jazzowy kwintet (z gościnnym udziałem francuskiego wokalisty Marca Thomasa) i orkiestrę symfoniczną do interpretacji m.in. „Scherza h-moll” op. 20 czy „Etiudy es-moll” op. 10 nr 6, to nie sposób odmówić tej muzyce rozmachu, bogactwa aranżacyjnego i elokwencji improwizacyjnej. Nie zabrakło także prawdziwie jazzowego, swingującego grania, jak choćby w „Preludium e-moll” op. 28 nr 4.
Brzmi to dobrze, a czy te opracowania sprowadzą Fryderyka pod strzechy? Czy tematy Chopina wynoszą ten projekt na wyższy poziom niż podobne interpretacje np. jazzowych standardów? Odpowiedź pozostawiam Państwu.

Autor: Marek Romański
Źródło: HFiM 01/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Nighthawks - Today

104 01 2011 nighthawke

Herzog Records 2010

Interpretacja: k3
Realizacja: k4

Niemiecki zespół Nighthawks jest dobrze znany polskim miłośnikom elektrycznego jazzu. Założyli go ponad dekadę temu basista i producent Dal Martino oraz trębacz Reiner Winterschladen, na co dzień solista NDR Big Band bodaj najlepszej orkiestry jazzowej w Europie.
Muzyka na „Today” to nieco wygładzone połączenie fusion, ethnic, pop/rocka (echa Dire Straits) oraz „rozrywkowego” Davisa. Dominują proste, melodyjne tematy, podawane przez trąbkę z tłumikiem, oparte na powtarzających się schematach harmonicznych. Dużą rolę odgrywa brzmienie inspirowane muzyką lat 70. i 80. (bas, Wurlitzer, gitary z charakterystycznymi barwami i efektami). Choć na płycie zdarzają się intrygujące momenty, które mogłyby pełnić rolę ilustracji filmowej („The Consul Is Driving”), większość kompozycji jest nieco bezbarwna. Mamy też akcent polski w postaci piosenki „Małe tęsknoty”. Ten dawny hit Krystyny Prońko śpiewa tu Anna Maria Jopek z towarzyszeniem stałego gitarzysty Stinga Dominika Millera.
Potencjał zespołu został mocno ograniczony przez konwencję muzyczną, która jest utrzymywana na całym albumie (z kilkoma drobnymi modyfikacjami). Niedawno miałem okazję słyszeć Nighthawks na żywo i brzmiał on nie tylko lepiej i drapieżniej, ale też na pewno bardziej jazzowo. Album firmuje niewielka Herzog Records, która dopiero poszukuje pomysłu na swój wizerunek.

Autor: Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 01/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Fernandez Guy Lopez - Morning Glory

92-93 02 2011 fernandezGuyLopez

2010 Maya Recordings
Dystrybucja: GiGi

Interpretacja: k6
Realizacja: k6

Czekałem na tę płytę bez wiary, że powstanie. „Aurora” – wspólne przedsięwzięcie Agustiego Fernandeza (fortepian), Ramona Lopeza (perkusja) i brytyjskiego maga kontrabasu Barry’ego Guya przed czterema laty okazało się wielkim sukcesem artystycznym. Nie było jednak pewne, czy współpraca przetrwa, bo przecież ryzyko, że kolejnemu spotkaniu zabraknie magii, jest w takich sytuacjach duże.
Ale się doczekałem! „Morning Glory” stało się faktem i ku uciesze nie tylko mojej jest płytą podwójną. Oprócz nowego materiału zawiera dodatkowy krążek z zapisem koncertu z maja 2009, który odbył się w nowojorskim klubie Jazz Standards. Oto więc mamy możliwość zanurzenia się w muzykę tria graną na żywo i porównania jej ze studyjną poprzedniczką, a także zaspokojenia ciekawości nowych utworów i zbadania, czy coś się zmieniło w tym niezwykłym zespole.
Oba doświadczenia niosą niebezpiecznie dużą dawkę emocji. Koncert i znane już utwory są jak poruszająca retrospekcja, a nowa muzyka uświadamia, że team wciąż potrafi poruszyć najgłębsze pokłady wrażliwości. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Z jednej strony mamy utwory o otwartej budowie z miejscem na kreację free; z drugiej – bardzo mocne przywiązanie do pięknych, melancholijnych melodii pozwalających unosić się na falach muzyki bez ryzyka utraty orientacji. Co tu więcej gadać. Cudowna płyta!

Autor: Maciej Karłowski
Źródło: HFiM 02/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF