HFM

artykulylista3

 

Pathos Logos MKII

042 047 Hifi 05 2023 004
Kiedy myślimy o włoskich producentach hi-fi, przed oczami jako pierwsze stają kolumny Sonus Fabera. Po chwili dołączają do nich Chario i Diapason, wzmacniacze Unison Research oraz bohater dzisiejszego testu – Pathos.

Produkty wymienionych firm łączy wysmakowane wzornictwo, kunsztowne rzemiosło, wykończenie naturalnym drewnem oraz swego rodzaju rozrzutność w dawkowaniu elementów zdobniczych, jak chromy czy złocenia. Kwintesencją tego stylu zdaje się Pathos ze starożytnej Vicenzy. W jego wzmacniaczach znajdziemy zarówno naturalne drewno, jak i otoczone chromem lampy. A wszystko w unikalnej formie, która zasługuje na ekspozycję w muzeum sztuki nowoczesnej. Co ciekawe, w Vicenzie siedzibę ma także Sonus Faber. Przypadek? Oceńcie sami.



Początki Pathosa sięgają 1994 roku, kiedy to trzej przyjaciele – Paolo Andriolo, Gianni Boritano i Gaetano Zanini, audiofile z krwi i kości – postanowili założyć wytwórnię wzmacniaczy lampowych. Jej powstanie zainicjował prototyp skonstruowany na anegdotycznym kuchennym stole przez signore Boritano. Chcąc porównać brzmienie swojej bezimiennej konstrukcji z seryjnie produkowanymi urządzeniami, zwrócił się do znajomego, Gaetano Zaniniego, który w tym czasie prowadził sklep ze sprzętem hi-fi. Świadkiem zdarzenia był Paolo Andriolo, goszczący akurat z wizytą u Gaetana. Samoróbka Gianniego zrobiła na nich takie wrażenie, że natychmiast postanowili przekuć szare na złote.
W nowopowstałej firmie Gianni Boritano objął stanowisko głównego konstruktora, Gaetano Zanini zorganizował produkcję i dystrybucję, natomiast Paolo Andiolo, jako absolwent weneckiej Akademii Sztuk Pięknych, wziął na siebie wzornictwo oraz otoczkę marketingową.
Wiadomo, że większość ludzi kupuje oczami, a miłośnicy sprzętu grającego nie stanowią w tej kwestii wyjątku, nawet jeśli gorąco temu zaprzeczają. Powiedzenie „nieważne, jak wygląda, ważne, jak gra” ukuli zapewne domorośli konstruktorzy wzmacniaczy, którzy składali obudowy z tego, co akurat mieli pod ręką. Podejrzewam, że italscy miłośnicy hi-fi szaroburymi NAD-ami i Creekami straszyli niegrzeczne dzieci, bo Andriolemu przez myśl nawet nie przeszło ubierać projekty Boritana w banalne prostopadłościenne pudełka. Zamiast tego uwolnił wyobraźnię i w efekcie powstały jedne z najbardziej wyrazistych urządzeń na świecie. Złośliwcy mogą powiedzieć, że Paolo kierował się maksymą „nieważne, jak gra, ważne, jak wygląda”, jednak brzmienie konstrukcji Boritana odpowiadało ich aparycji.

Reklama

Obecnie, po kilku przeprowadzkach do większych lokalizacji, Pathos zaanektował sporą fabryczkę w parku przemysłowym na przedmieściach Vicenzy. Na miejscu prowadzone są prace nad kolejnymi modelami; tutaj też buduje się od podstaw wszystkie urządzenia. Każde z nich przed opuszczeniem zakładu przechodzi wielostopniową kontrolę jakości, z której raporty są przechowywane w firmowym archiwum. W razie awarii łatwiej dojść przyczyn usterki.
Pierwsza wersja Logosa ujrzała światło dzienne w roku 2009. Pięć lat później, jesienią 2014, nieoczekiwanie zmarł Gianni Boritano, ale przed śmiercią zdążył jeszcze opracować ulepszoną wersję wzmacniacza, oznaczoną MKII. W niezmienionym kształcie jest ona produkowana do dziś i na razie się nie zanosi, by miała przejść na emeryturę.
W tym miejscu można zadać pytanie: jaki sens ma testowanie wzmacniaczy skonstruowanych blisko dekadę temu? W branży hi-fi to przecież epoka. Ale – po pierwsze – sprzęt hi-fi to nie samochody brane w leasingu na firmę, które bez sentymentów wymienia się na nowszy model. A po drugie – recenzowanie premierowych urządzeń nigdy nie daje odpowiedzi, czy wytrzymają próbę czasu pod względem konstrukcyjnym i, przede wszystkim, brzmieniowym.

042 047 Hifi 05 2023 001

 

Transformator
na spodzie obudowy

 


Budowa
Logos MKII, podobnie jak wszystkie wzmacniacze Pathosa, jest hybrydą, z lampami w przedwzmacniaczu i tranzystorowymi końcówkami mocy. Podobną architekturę prezentuje chociażby Vincent, natomiast pod względem stylistyki niemieckie piecyki przy włoskich wyglądają jak rodzinne SUV-y przy Lamborghini Aventadorze. Wiem, co piszę, bo sąsiad trzyma w garażu tego żółtego potwora, więc znam go nie tylko z obrazka.
Nawet jeżeli ktoś się w stylistyce Pathosa nie rozsmakuje, to przyzna, że włoskie wzmacniacze są jednymi z najbardziej wyrazistych wzorniczo na świecie. Połączono w nich kilka materiałów i różne faktury, co stanowi przejaw prawdziwego geniuszu projektanta. Popatrzmy więc najpierw na zewnętrze Logosa MKII.
Wzrok przykuwa centralna część frontu, wykonana z litego drewna. Egzemplarz dostarczony do testu to czerwona wersja paduk (dla ponuraczków przewidziano także czerń). Pośrodku niecodziennego detalu umieszczono pokaźne pokrętło potencjometru z wbudowanym okrągłym wyświetlaczem. Wychyla się ono na boki jedynie w zakresie 30 stopni, a zmiany głośności można obserwować na displayu. Tłumik zrealizowano na sterowanej cyfrowo analogowej drabince rezystorowej Burr Brown PGA2310. W czasie zmiany źródła na wyświetlaczu przez chwilę pojawia się też nazwa aktywnego wejścia.
Po obu stronach drewnianego bloczka umieszczono grube, łukowato wygięte aluminiowe płyty, malowane lakierem proszkowym. W prawej, w niewielkich wgłębieniach, widać dwa przyciski. Górny to sekwencyjny wybierak źródeł; dolny – tryb uśpienia. Dla ułatwienia obsługi nie zostały opisane.
Drugim charakterystycznym elementem frontu są dwie lampy przedwzmacniacza, osadzone w ceramicznych podstawkach, wpuszczonych w drewniany bloczek. Na podobny pomysł mógł wpaść choćby inny włoski producent, Unison Research, ale już zamontowanie luster, w których odbija się żar lamp, wymagało od projektanta nie lada odwagi. W egzemplarzu dostarczonym do testu pracowały dwie podwójne triody 6922 (ECC88) Electro-Harmoniksa, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by w ich miejsce wstawić np. NOS-y z lat 70. ubiegłego wieku.

Reklama

Jeżeli na jakimś zblazowanym audiofilu przednia ścianka Logosa MKII nie zrobiła jeszcze wrażenia, to ciekawe, co powie na widok z góry.
Pokrywa zasłaniająca całą elektronikę została wykonana z 3-mm stalowej płyty, która sama waży więcej od niejednego supermarketowego grajka. W przedniej części wycięto klin, idealnie pasujący do układu luster odbijających poświatę lamp. Dla wentylacji wywiercono siedem dużych otworów, zabezpieczonych srebrną siateczką. Wisienką na torcie są odlewane radiatory, których pióra układają się w napis „Pathos”. To się nazywa skromność!
W zestawieniu z takim wyglądem tylną ściankę można było potraktować po macoszemu, ale i tutaj jest na czym zawiesić oko. Uwagę zwracają dwa wejścia XLR. Jako że Logos MKII wyposażono w zbalansowany przedwzmacniacz, ich obecność jest uzasadniona. Nad nimi rozciąga się długi szereg znakomitej jakości gniazd RCA: pięć wejść liniowych i dwa wyjścia – pre out do dodatkowej końcówki mocy oraz tape out do magnetofonu albo preampu słuchawkowego. Zestaw uzupełniono o… trzy wejścia cyfrowe. Tak, to nie pomyłka. Już dziewięć lat temu Gianni Boritano przewidział rozwój zdematerializowanej muzyki i swoje przemyślenia uwzględnił w Logosie MKII. W ramach opcji dodatkowej włoska wytwórnia oferuje DAC o rozdzielczości 32 bitów/384 kHz. Żeby uniknąć samodzielnego wiercenia dziur, wzmacniacz ma fabrycznie zamontowane dwa koaksjalne gniazda RCA oraz USB-B do podłączenia komputera.

042 047 Hifi 05 2023 001

 

Szeroko rozstawione
zaciski WBT przyjmują
wszystkie cywilizowane zakończenia przewodów.

 


Wnętrze
Pora zajrzeć do wnętrza. Nie będzie z tym problemu, ponieważ stalową pokrywę mocują zaledwie cztery śruby. A pod nią – na bogato.
Lwią część zawartości obudowy zajmuje zasilacz. Do dna przymocowano ekranowany transformator E-I oraz cztery solidne kondensatory Italcond o łącznej pojemności 88 tys. µF. Nad nimi znalazła się duża płytka z pozostałymi elementami zasilacza oraz mikroprocesorem kontrolującym pracę urządzenia. Logos MKII ma duży apetyt na energię. W fazie czuwania zadowala się co prawda ledwie 0,5 W na godzinę, ale już na biegu jałowym ciągnie z sieci ponad 140 watów. W czasie pracy pobór mocy bez większego wysiłku może sięgnąć 0,5 kW, więc wyznawcy ekologicznego stylu życia raczej Logosa nie pokochają (a przynajmniej nie bezwarunkowo). Całe szczęście, że unijni urzędnicy nie wpadli jeszcze na pomysł ograniczenia zużycia prądu w high-endowych wzmacniaczach. Lepiej też im o tym nie przypominać.
Przedwzmacniacz przymocowano bezpośrednio do tylnej ścianki w pionie i ze względu na sposób montażu nie da się o nim wiele powiedzieć. Ulokowane w bezpośrednim sąsiedztwie radiatorów końcówki mocy zrealizowano na komplementarnych tranzystorach MOSFET IRFP240/IRF9240 (po trzy pary na kanał). Wzmacniacz Pathosa oddaje 110 W/8 ? na kanał w klasie A/B i podwaja moc przy czterech omach. Fikuśne radiatory mocno się nagrzewają, więc wokół urządzenia należy pozostawić sporo miejsca. Zresztą nikt przy zdrowych zmysłach nie wepchnie takiego cacka do ciasnej wnęki w szafce RTV.
Dołączony do Pathosa pilot także wyróżnia się na tle sterowników, z jakimi miałem do czynienia. Wykonano go z tego samego drewna, co centralny element frontu wzmacniacza i wyposażono w sześć półkulistych przycisków. We wcześniejszych wersjach nie kalał go żaden opis, ale tym razem producent postanowił umieścić malutkie symbole oznaczające funkcje. Poza regulacją głośności (dwa górne) jest tu również „mute”, sekwencyjny wybierak wejść, wygaszacz wyświetlacza oraz, na samym dole, standby. Pilot świetnie leży w dłoni i już po kilku użyciach można się nim posługiwać bezwzrokowo.

042 047 Hifi 05 2023 001

 

Drewno, chrom, lampy i lustra.

 


Wrażenia odsłuchowe
Przed każdą poważniejszą sesją odsłuchową producent zaleca minimum 20-minutową rozgrzewkę. Można sobie w tym czasie przygotować zestaw płynów regeneracyjnych, załatwić najpilniejsze telefony albo puścić niezobowiązującą muzyczkę, wprawiającą w dobry nastój przed właściwym koncertem. Ma to o tyle sens, że po ustabilizowaniu parametrów pracy włoski wzmacniacz gra wyraźnie lepiej niż bezpośrednio po wybudzeniu z trybu czuwania.
Przywołałem wcześniej Vincenta, ponieważ obie konstrukcje, choć hybrydowe, prezentują zupełnie inny charakter brzmienia. W wersji teutońskiej był to dynamit z lampową poświatą wokół średnicy. Tu zaś mamy stuprocentową – gorącą i zmysłową – lampę.
W brzmieniu Logosa praktycznie nie słychać tranzystorów, chyba że przekroczymy połowę skali głośności. Wtedy pod wystudiowaną aparycją włoskiego pięknisia budzi się bestia, choć i tak szczerzy kły bardziej na postrach. Innymi słowy, w przypadku Logosa MKII wygląd w pełni odzwierciedla charakter brzmienia. Zamiast do punkrockowego pogo włoski wzmacniacz chętniej zaprosi słuchacza do namiętnego tanga.
Powyższe stwierdzenia w zasadzie mogłyby wyczerpać relację z wielogodzinnych odsłuchów, ale mimo pewnej kwiecistości są chyba zbyt ogólnikowe. Przejdźmy więc do konkretów.

Reklama

Nie wiem, czy zasugerowałem się italskim rodowodem Pathosa, ale po przesłuchaniu fragmentów kilkunastu płyt najbardziej podobała mi się muzyka klasyczna. O ile wiem, konstruktor Logosa MKII interesował się bluesem. Jeżeli w jego płytotece gościły także inne gatunki, to z pewnością nie było tam ciężkiego rocka ani monotonnego repertuaru, umilającego jazdę samochodem co poniektórym mistrzom kierownicy. W trakcie testu słuchałem i tego, ale Pathos wyraźnie dawał do zrozumienia, że tylko marnuję jego potencjał. Inaczej było w przypadku klasyki, akustycznego jazzu czy typowego audiofilskiego smędzenia z towarzyszeniem akustycznych gitar. Wtedy brzmienie rozkwitało, a Logos MKII zmieniał się w czarującego uwodziciela.
Generalnie wzmacniacz faworyzuje każdą muzykę wykonywaną na instrumentach akustycznych. W brzmieniu na pierwszy plan wysuwa się lekko ocieplona, niezwykle łatwo przyswajalna średnica pasma. Wokale są naturalne, śpiewne, obfitują w delikatne oddechy i inne odgłosy towarzyszące artykulacji.
Zerkając w górę pasma, w pierwszej chwili można odnieść wrażenie jej wycofania i zdominowania przez wspomnianą wyjątkową średnicę. Wystarczy jednak skupić na niej odrobinę uwagi, by dostrzec mnóstwo detali krążących wokół głównej linii melodycznej. Szczegółowość Logosa MKII nie służy do chłodnej analizy nagrań, lecz upiększa je, pozwalając niespiesznie smakować muzykę i delektować się jej aromatami. Po przesiadce z dowolnego wzmacniacza siejącego sybilantami trzeba się trochę oswoić, by po kilku kwadransach docenić urok i bogactwo wysokich tonów. A dół?

Reklama

Dół w żaden sposób nie odstaje od charakteru nakreślonego przez górę i średnicę. Bas jest miękki, zaokrąglony, skupia się na budowaniu stabilnej podstawy i dyktowaniu rytmu, a nie na płoszeniu ptaków za oknem. Również w dynamicznych nagraniach rockowych zachowuje lekko swingujący charakter, który niespodziewanie udziela się perkusji. Nawet znany z nadludzkiej siły John Bonham zagrał miękko, niemal jazzowo. Jeżeli nie wiecie, co się kryje pod tym pojęciem, obejrzyjcie fragment występu grupy Rolling Stones i zwróćcie uwagę na sposób gry Charliego Wattsa. W przeciwieństwie do rzeszy bębniarzy, nie wali pałeczkami niczym kowal, lecz ma eleganckie, miękkie, niemalże kocie ruchy. A przecież Stonesów o nudziarstwo posądzać nie sposób. Czy dlatego miłośnicy trash metalu wybiorą raczej mocny piec z baterią tranzystorów, a wyfiokowanego Logosa MKII bez żalu pozostawią nudziarzom? No cóż, nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek sam się do nich zaliczę.
Formalny sprawdzian możliwości brzmieniowych Logosa zakończyłem nagraniami klasycznego rocka z lat 70. ubiegłego wieku i wreszcie przyszła pora na jazdę dowolną. Nie wyobrażałem jej sobie inaczej, jak z muzyką operową. Sięgnąłem zatem po krążek ze ścieżką dźwiękową do filmu „Farinelli: ostatni kastrat” z roku narodzin Pathosa i dokładnie w tym momencie eksplodowały długo tłumione emocje. Wraz z pierwszymi dźwiękami popadłem w błogostan i trwałem w nim przez następnych kilkadziesiąt minut. Cudowna muzyka płynąca z przepięknego wzmacniacza wypełniła cały pokój. Czy prawdziwemu melomanowi potrzeba do szczęścia więcej? W utworze „Salve Regina” trzymane na uwięzi ciarki zerwały więzy i rozpoczęły triumfalny marsz od nasady pleców do miejsca, gdzie jeszcze dziesięć lat temu rozciągała się bujna czupryna. Dla takich chwil warto było naciągnąć mięśnie przy podnoszeniu 28-kilogramowego kloca.

042 047 Hifi 05 2023 001

 

Pathosa trudno pomylić 
z produktami innych firm.

 


Konkluzja
Pora odpowiedzieć na pytanie: czy Pathos Logos MKII zestarzał się przez tych dziewięć lat od premiery? A czy piękno jest podatne na upływ czasu? Wybierzcie się do florenckiej galerii Uffizi, stańcie przed obrazem Botticellego „Narodziny Wenus”, a poznacie odpowiedź w ciągu pięciu sekund.

Reklama

 


Pathos Logos MKII


MAriusz Zwoliński
Źródło: HFiM 05/2023