HFM

artykulylista3

 

Kora TB200

058 061 Hifi 11 2022 004Wytwórnie sprzętu high-end można podzielić na dwie grupy: poszukujące idealnej neutralności oraz te, które mają własny pomysł na brzmienie. Kora zalicza się do drugiej kategorii i konsekwentnie podąża w określonym kierunku.

Tak jest chyba łatwiej, bo jeżeli określona estetyka przypadnie nabywcy do gustu, to nie będzie szukał dalej.
Wzmacniacze Bruno Vander Elsta załatwiają sprawę w pięć minut. Świat, który malują, albo wciąga jak porywająca opowieść, albo nie znajduje zrozumienia. Najtańsza interga TB140 („HFiM” 6/2022) pozostawiła po sobie na tyle mocne wrażenie, że zaraz po niej w redakcji wylądowała flagowa TB400 („HFiM” 9/2022). Najważniejszy wniosek z ich odsłuchu jest taki, że francuska manufaktura z żelazną konsekwencją realizuje swoją koncepcję brzmieniową. Oba modele się oczywiście różnią, a żeby się dowiedzieć, czym – sięgnijcie do testów.
Konstrukcja wszystkich trzech zintegrowanych wzmacniaczy Kory bazuje na tych samych rozwiązaniach. Są na tyle nietypowe, że można się spodziewać zbliżonego charakteru brzmienia. Niektórzy mogą więc zapytać: po co ten opis? Ano, z dwóch powodów. Po pierwsze – uważam, że są na tyle wyjątkowe, by im poświęcić miejsce na łamach. Po drugie – różnica w cenach pomiędzy TB140 i TB400 jest ogromna i nie każdy ją uniesie. TB200 może się okazać złotym środkiem.


 


058 061 Hifi 11 2022 002

Po sześć takich kondensatorów
na kanał.
  
 


Budowa
Integry wyglądają tak samo, ale różnią się rozmiarami. Wzornictwo jest tak proste, że bardziej się chyba nie da: duża szybka z przodu, szara obudowa i tylko jedno pokrętło – do regulacji głośności. Dopiero kiedy urządzenia zaczynają pracę, przez szybkę widać żarzące się lampy. Wielu osobom zrekompensuje to brak ozdób i efektownych wskaźników. Żebyśmy się jednak źle nie zrozumieli – bliższe oględziny dowodzą, że precyzja wykonania oraz jakość materiałów są takie, jakich należy oczekiwać w cenie trzech dużych telewizorów z wysokiej półki. Powłoka lakiernicza fakturą przypomina marmur z połyskującymi w świetle brokatowymi drobinkami. Podobnego nie widziałem nigdzie. Taki sam jest pilot – mistrzostwo ergonomii, a jednocześnie piękny przedmiot. Zanim się przekonałem, jak jest naprawdę, myślałem, że to perfekcyjnie wyszlifowany kamień.
Pod intrygującym lakierem kryją się aluminiowe płyty (front, boki, góra) i stal (tył i podstawa). Boki w całości są zajęte przez radiatory, które potrafią się rozgrzać, więc lepiej nie wciskać wzmacniacza w ciasną szafkę.
Użytkownik ma do dyspozycji cztery liniowe wejścia RCA – jedno z nich można skonfigurować jako wyjście z przedwzmacniacza. W pojedynczych terminalach głośnikowych zminimalizowano zawartość metalu – pokryto nim jedynie styki. Zabezpiecza to przed przypadkowym zwarciem, ale trzeba starannie ułożyć widełki, bo potrafią nie kontaktować. To nie wada, tylko nowa moda. Dla recenzenta utrudnienie, dla normalnego użytkownika – kwestia pomijalna. Nigdzie nie widać za to włącznika zasilania. Schowano go pod spodem, obok lewej nóżki. To pozorne utrudnienie jest celowe – wzmacniacz gra lepiej, gdy jest rozgrzany, więc nie warto go zbyt często gasić. Po załączeniu musi się bowiem wstępnie nagrzać i zanim to nastąpi, nie reaguje na komendy. Trzeba cierpliwie zaczekać i patrzeć na „pasek postępu” na wyświetlaczu; ważne, że wiemy, o co chodzi.
Po ponownym uruchomieniu Kora stratuje od głośności, którą zapamiętała przed wyłączeniem. Warto to mieć na uwadze, bo pokrętło nie ma oznaczeń i można się zdziwić. Wyświetlacz pokazuje, co trzeba: siłę głosu i aktywne źródło. Wciskając gałkę potencjometru (klik), wchodzimy do menu. Można w nim ustawić jasność displayu, balans i parametry każdego wejścia z osobna. Pozostałe dwie integry Kory oferują identyczne wyposażenie i obsługę.


Lampa robi dobrze
W TB200 zamontowano podwójne triody słowackiej firmy JJ Electronics. To wytwórnia znana i lubiana z uwagi na jakość i powtarzalność produktów. Przejęła zaplecze i wiedzę po państwowym gigancie Tesla i tam, gdzie to było możliwe, poprawiła tradycyjną technikę.
„Jeje” mają swoją sygnaturę brzmieniową. Ewentualne zamienniki też ją będą  miały, zarówno współczesne, jak i NOS-y, choć każdy podąży we własnym kierunku. Mogą wprowadzić do brzmienia zauważalne zmiany, tym bardziej że Kora okazuje się czuła na podobne modyfikacje.
To dobra wiadomość, ponieważ lampy można wymieniać we własnym zakresie. Eksperymenty ułatwia także fakt, że ECC82 i ECC83 są popularne i niedrogie. Dzięki nim jeszcze lepiej dostroimy Korę do własnych wyobrażeń o idealnym dźwięku.


 


058 061 Hifi 11 2022 002

Square Tube.
  
 


Konfiguracja systemu
TB200 pracował w tych samych warunkach, co TB140 i TB400: z kolumnami Audio Physic Tempo VI, a gościnnie – z nowymi Grahamami Chartwell LS6. Sygnał z odtwarzacza C.E.C. CD 5 płynął przewodami Hijiri (HCI/HCS). Elektronika stała na stoliku Base VI, a głośniki – na 3-cm płytach z granitu. Prąd oczyszczał filtr Anasae Power Tower.
Tak jak pozostałe Kory, TB200 lubi kolumny łatwe do wysterowania, więc lepiej mu nie stawiać ambitnych wyzwań. To nie tak, że sobie nie poradzi, ale z tymi mniej wymagającymi zaprezentuje większą swobodę. Warto ułatwić mu życie, bo zachowuje się trochę jak lampa.


Wrażenia odsłuchowe
Teoria rozszerzającego się kosmosu mówi, że odległości pomiędzy obiektami w próżni wszechświata się powiększają. Im dalej leży Nowa Ziemia, tym szybciej zrobi się do niej większy kawał drogi. Na Marsa też mamy coraz dalej, ale może zdążymy dolecieć. Dawniej uważano, że uniwersum jest statyczne i pytano: dobrze, a kto lub co to wszystko przesuwa i wobec jakiego centrum?
Kora kosmiczną pustkę wypełnia powietrzem. Od razu zwracamy uwagę na lekkość i rozmach dźwięku (przy zachowaniu nad nim kontroli), a także pewną delikatność, właściwą nawet nie tyle lampie, co przetwornikom elektrostatycznym. Czy to w kolumnach, czy w słuchawkach, łączą one nadprzejrzystość z łagodnością i aksamitem wysokich tonów. Kto nie słyszał, mógłby przypuszczać, że szczegółowość zawsze chadza po jasnej stronie ulicy, ale tak nie jest.


 


058 061 Hifi 11 2022 001

To się nazywa skromne
wzornictwo.
  
 


Druga obserwacja związana z Korą to rozmiar sceny: ogromnej, wypełnionej wspomnianym powietrzem. Odległości pomiędzy źródłami wydają się powiększone, ale lokalizacja pozostaje precyzyjna. Szybko też doceniamy stabilność wokalistów i instrumentów oraz trójwymiarową projekcję.
Z uwagi na zauważalną lekkość ciężkie granie nie przypadnie do gustu jego fanom, szukającym atmosfery dobrze nagłośnionego koncertu. TB200 to nie ta estetyka, ale niemal od razu dostrzegamy drugą stronę medalu. Metal, hard rock, punk czy nawet zaaranżowany z rozmachem pop nie tak mają brzmieć, a mimo to… jest ciekawie. Z tła wyłania się bowiem drugie oblicze tej muzyki, o które byśmy jej nie podejrzewali. Spodziewamy się uderzenia ujednoliconym dźwiękiem gitar, które przecież operują w tym samym wycinku pasma, a tu – niespodzianka. Okazuje się, że dźwięk może być poukładany i jakoś nienaturalnie łatwo przychodzi nam separowanie ścieżek. Widzimy je tak ostro, jak w muzyce kameralnej. Ten rodzaj grania, „ukameralniony” i zbyt grzeczny, może pomagać, ale tajemnica tkwi gdzie indziej, a mianowicie w różnicowaniu barw. To tutaj odbywa się rozbiórka faktury na czynniki pierwsze, bo gitary dodatkowo się od siebie odróżniają. I trzeba przyznać, że wrażenie jest intrygujące.
W symfonice zwiewność i napowietrzona swoboda dodają orkiestrze „filmowego” wyrazu. Pod względem barwy brzmienie pozostaje prawidłowe i idealnie wyrównane w proporcjach. Kora nie kłamie, ale jeżeli ogarniemy uchem całokształt, zauważymy miękkie wykończenie. Nie ocieplenie ani wygładzenie konturów, ale właśnie miękkość. Góra także jest czysta i lotna, a równocześnie wolna od hałaśliwych akcentów. Niby powinny się pojawiać, ale szybko dochodzimy do wniosku, że wcale za nimi nie tęsknimy.


 


058 061 Hifi 11 2022 002

Zasilacze to konik
Bruno Vander Elsta.
  
 


Całość przesyca magia, coś, co oględnie można nazwać pięknem i chyba to określenie najlepiej opisuje sedno sprawy.
Dynamika nie podkreśla rytmów, unika mocnego stawiania akcentów, jest raczej posągowa. Podobnie bas – nie spodziewajcie się uderzenia bębna wielkiego, które zainicjuje ogromną falę, niemniej energię odczujemy na pewno.
W mniejszych składach, najlepiej akustycznych, wspomniane magia i piękno urastają do roli nadrzędnej. Podobnie jak w triodach, chociaż inaczej, najważniejsza pozostaje barwa dźwięku. Tam szukamy jedynego w swoim rodzaju kolorytu, a w Korze owa „jedyność” polega na robieniu spektaklu z drobiazgów charakterystycznych dla danego instrumentu, takich jak rozwibrowanie organów Hammonda, miękkość i kolor klasycznych Moogów czy zaśpiew solowej gitary Oldfielda. Są eksponowane, wysuwane na pierwszy plan. Efekt tej ekspozycji, podkreślony pięknymi barwami, okazuje się spektakularny i wywindowany wyżej niż we wzmacniaczach konkurencji. I co z tego, że mają zalety, które teoretycznie powinny zdeklasować Korę? Na przykład 30-watowy Accuphase w klasie A pokaże większe kontrasty dynamiczne, a słabszy Naim – mocniejszy i szybszy bas. Kora stworzy za to atmosferę równie niepowtarzalną, jak triody, choć jednocześnie bliższą „prawdy”.




 


058 061 Hifi 11 2022 002

600 VA
  
 


Która Kora?
Ceny:
TB140: 26200 zł
TB200: 52000 zł
TB400: 76000 zł
Już najtańszy model prezentuje magiczną estetykę Kory. Wchodzimy w ten świat zdecydowanie i nie ma znaczenia, że to dopiero początek katalogu. Dostaniemy to samo urzekające malowanie barw, szczegółowość mikroskopu i płynny aksamit. Kremowa konsystencja łączy się z precyzją lokalizacji źródeł i nadrealistyczną rozdzielczością. Nie znajdziemy tu agresji, co spowoduje, że ostre granie może się okazać zbyt grzeczne. Jeżeli szukamy wyczynowej dynamiki, to też nie tutaj. Ten świat trzeba poznać samemu i albo się zakochać od pierwszego wejrzenia, albo stwierdzić, że to nie dla nas.
Przyrost jakości z modelu na model jest konsekwentny i następuje w tych samych obszarach. Pojedyncze dźwięki, jak i całość brzmienia stają się masywniejsze i głębsze. Muzyka się przybliża i ciekawie nasyca: barwy zyskują jeszcze większą wyrazistość. Są od siebie lepiej odseparowane, choć – paradoksalnie – mocniej zespolone w jednolity obraz. Zyskujemy oparcie w niższym zakresie i wypełnienie wszystkich, ale dźwięk nie staje się przez to ciemniejszy. Pomimo zachowania tej samej delikatności, szlachetności i lekkości rośnie jak na drożdżach. Rośnie też dynamika, ale tempo nie przyspiesza, energia uderzenia także niespecjalnie. Staje się po prostu bardziej posągowa.
Różnicę pomiędzy TB140 i TB200 słychać od razu. Jeżeli postawicie oba wzmacniacze obok siebie, to lepszy wskażecie w 10 sekund z zamkniętymi oczami. Czy jednak będzie wart dwukrotnie wyższej ceny? W moim odczuciu: nie. Można spokojnie pozostać przy TB140 i mieć prawie to samo, a zaoszczędzoną kwotę dołożyć na przykład do kolumn. Kolejny krok – z TB200 do TB400 – jest większy i nie ma wątpliwości, za co dopłacamy. Inna sprawa, ile, ale hi-end nigdy nie był tani.




 


058 061 Hifi 11 2022 002

Czyste stereo.
  
 


Konkluzja
Piękno brzmienia wszystkich zintegrowanych wzmacniaczy Kory trudno zdefiniować, lecz – jakby paradoksów było mało – dziecinnie łatwo rozpoznać. Z jednej strony jest niepowtarzalne, z drugiej – oczywiste, jeżeli trafi we wrażliwość słuchacza.
Jedno jest pewne, wystarczy posłuchać, nawet krótko, bo jest też komunikatywne i nie ma w sobie nic wydumanego. Drugie też – pozostaje w głowie na zawsze.
 

 

kora tb200

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 11/2022