HFM

artykulylista3

 

Rotel RA-1592MKII

036 041 Hifi 02 2022 009
Przed rokiem recenzowałem flagową integrę Rotela RA-1592 („HFiM” 2/2021). Napisałem wtedy: „Rotel niezbyt często odświeża swoją ofertę, ale gdy opracuje nowy wzmacniacz, to ma z tym spokój na kilka lat”.





Testowana wówczas wersja była w sprzedaży od 2016 roku, a poziom zaawansowania technicznego nie dawał podstaw do jej zastąpienia w dającej się przewidzieć przyszłości nowszą konstrukcją. Mało tego, część rozwiązań z RA-1592 przeniesiono do high-endowej integry Michi X3.
Najnowszą historię Rotela można podzielić na dwa okresy: przed i po rozpoczęciu kooperacji z Kenem Ishiwatą. „Ambasador” Marantza po rozstaniu z długoletnim pracodawcą niemal od razu zawarł umowę z Rotelem. Owocem jego działań był zestaw 11 Tribute („HFiM” 3/2021), ale niespodziewana śmierć przerwała tę doskonale zapowiadającą się współpracę.
Inżynierowie Rotela, zainspirowani pracami charyzmatycznego rodaka, postanowili kontynuować jego ideę „strojenia” wzmacniaczy, czego efektem było kilka urządzeń zmodernizowanych zgodnie z koncepcją Ishiwaty. Najnowszym z nich jest integra RA-1592, która przy okazji zyskała dopisek „MKII”.

036 041 Hifi 02 2022 001

 

Bezpośredni dostęp
do wszystkich 14 źródeł.

 
 


Budowa
Pod względem wizualnym stary i nowy model niczym się od siebie nie różnią. Pokaźny aluminiowy front zdobi ponad dwadzieścia przycisków, umożliwiających bezpośredni dostęp do każdego źródła sygnału oraz konfigurację i obsługę wzmacniacza w przypadku zapodziania się pilota. Wszystkie czynności oraz codzienną obsługę ułatwia duży dwuwierszowy wyświetlacz.
Z lewej strony umieszczono małe wyjście słuchawkowe 3,5 mm oraz port USB. Zgodnie z rotelowym zwyczajem, do tego ostatniego można podłączyć wyłącznie przenośne urządzenia Appla. Polerowane zaoblone krawędzie dodają wzmacniaczowi elegancji i sugerują, że mamy do czynienia z urządzeniem klasy premium.

036 041 Hifi 02 2022 001

 

Pilot rodem
z kina domowego.

 
 


Odwrócenie RA-1592MKII – ze względu na jego wagę – nie należy do łatwych czynności, ale obraz, jaki się nam ukazuje, wywołuje wątpliwości, czy aby na pewno mamy do czynienia z sześcioletnią konstrukcją.
Tylną ściankę podzielono na część cyfrową i analogową. Ta pierwsza, wyraźnie uprzywilejowana pod względem liczby gniazd, umożliwia podłączenie siedmiu źródeł sygnału – do trzech wejść optycznych, trzech koaksjalnych i jednego USB-B. Zrezygnowano z łączności Wi-Fi na rzecz przewodowego modułu LAN, spełniającego wymogi standardu DLNA. Za jego pośrednictwem można podłączyć się do sieci i zaktualizować oprogramowanie. Dla instalatorów przewidziano także możliwość integracji z systemami automatyki poprzez adres IP. Co istotne, podobnie jak miało to miejsce w pierwszym RA-1592, MKII nie ma wbudowanego odtwarzacza plików. Oznacza to, że złącze sieciowe nie umożliwia bezpośredniego odtwarzania muzyki z serwisów streamingowych. Zapewne Japończycy przyjęli, że wymagający audiofile i tak skorzystają z zewnętrznych streamerów, ewentualnie podłączą do wzmacniacza komputer przez USB-B.
Sygnał z telefonu lub tabletu można przesłać przez Bluetooth z obsługą AAC i aptX. Nawet dziś wygląda to nowocześnie, a co dopiero w 2016 roku!

036 041 Hifi 02 2022 001

 

Potężny toroid pod klatką
Faradaya.

 
 


W porównaniu z możliwościami części cyfrowej sekcja analogowa wydaje się potraktowana po macoszemu. Są trzy wejścia liniowe RCA i jedno XLR oraz gramofonowe MM. Ostatnie elementy to dwa wyjścia – do aktywnego subwoofera oraz dodatkowej końcówki mocy. Pamiętajmy jednak, że według przewidywań konstruktorów przyszłość miała być zdominowana przez cyfrowe źródła dźwięku. Czy bardzo się pomylili?
Porządne, podwójne terminale pozwalają na podłączenie dowolnych końcówek przewodów. Wpięcie słuchawek nie odcina sygnału płynącego do kolumn. Trzeba to zrobić samemu, naciskając guziczki A lub B. Wyjścia głośnikowe załączają się przekaźnikami, o czym informują ciche odgłosy dochodzące z wnętrza obudowy.
O ile do tej pory mieliśmy do czynienia ze starym, dobrym RA-1592, to ulepszenia wprowadzone w MKII dostrzeżemy po zdjęciu pokrywy. A propos tej ostatniej – niewinnie wyglądający kawałek blachy waży ponad 2 kg, czyli więcej od niejednego plastikowego streamera.

036 041 Hifi 02 2022 001

 

Sekcję cyfrową gruntownie
przeprojektowano.

 
 


Pod względem elektronicznym MKII to już niemal zupełnie nowe urządzenie. Niemal, bowiem modyfikacji oparły się końcówki mocy, zbudowane na Sankenach 2SA1492/2SC3856. W każdym kanale pracuje sześć par tranzystorów, które dostarczają 200 W/8 Ω i 350/4 Ω w klasie AB. Ciepło odprowadzają odlewane radiatory, ciągnące się przez całą głębokość obudowy.
Drugim elementem bezpośrednio przeniesionym z oryginalnego RA-1592 jest solidny toroid, umieszczony na podstawie antywibracyjnej i nakryty klatką Faradaya. Natomiast kondensatory filtrujące są już całkiem zmienione. Zupełnie nowa jest także sekcja cyfrowo-analogowa. W sumie wymieniono blisko 30 elementów i uwzględniono część rozwiązań z high-endowej serii Michi.
W RA-1592MKII zabrakło potencjometrów analogowych, a regulacja głośności, barwy tonu i balansu odbywa się w układach sterowanych cyfrowo.
Mózgiem zawiadującym pracą urządzenia jest duża programowalna kość ARM. To jeden z nielicznych elementów pozostałych po pierwszej wersji wzmacniacza. Obok niej wyrosły cztery kondensatory Wimy oraz kilka zielonych Nichiconów z prestiżowej serii Muse. Widać tu wyraźny „odcisk palca” Kena Ishiwaty, który podobne komponenty stosował w urządzeniach ze zmodernizowanej serii 11.
Kluczowa zmiana zaszła w układach odpowiedzialnych za konwersję dźwięku. Pracujący w pierwszej wersji RA-1592 DAC AKM został zastąpiony przez Texas Instruments. Najprawdopodobniej ma to związek z problemami Asahi Kasei Microdevices, do niedawna potentata wśród producentów przetworników c/a. Po pożarze fabryki w japońskim mieście Noeboka w październiku 2020 roku i wyłączeniu jej z użytkowania, głównym światowym dostawcą półprzewodników dla przemysłu elektronicznego i motoryzacyjnego stał się koncern Taiwan Semiconductor Manufacturing (TSMC). Po wypadnięciu AKM z rynku cześć producentów urządzeń elektronicznych brała, co popadnie, byle utrzymać produkcję. Inni natychmiast przestawili się na układy z Tajwanu. Najgorzej wyszli na tym producenci samochodów, którzy w 2020 roku, ze względu na pandemię, na kilka tygodni unieruchomili fabryki. Po przywróceniu działalności spadli na sam koniec kolejki. Wprawdzie TSMC  kontroluje 70 % przemysłu motoryzacyjnego, a tym samym trzyma w garści całą światową gospodarkę, ale zamówienia producentów samochodów stanowią zaledwie 1/10 produkcji. Trudno więc wymagać od firmy priorytetowego traktowania tej branży, a rezultaty decyzji szefów koncernów samochodowych jeszcze długo będą się im odbijały czkawką.
W przeciwieństwie do nich Rotel nie wpadł w panikę, lecz po wyczerpaniu zapasów sięgnął po sprawdzone kości Texas Instruments, parametrami odpowiadające niedostępnym AKM. Jak to mówią, nie ma tego złego…, ponieważ zmiana umożliwiła obsługę formatu MQA, choć odbyło się to kosztem DSD. Najwyraźniej w Rotelu doszli do wniosku, że przyszłość dystrybucji zdematerializowanej muzyki należy do serwisów streamingowych, a pliki hi-res, wśród których DSD stanowią niewielki odsetek, podzielą los płyt kompaktowych i pozostaną w kręgu zainteresowań pasjonatów. Czas te założenia zweryfikuje, ale do tej pory inżynierowie Rotela wykazywali się zadziwiającą intuicją. Albo kierują się niezmiennie aktualnym prawem Kopernika-Greshama, mówiącym o tym, że gorszy pieniądz wypiera lepszy.

036 041 Hifi 02 2022 001

 

W każdym kanale pracuje
12 tranzystorów Sankena.

 
 


Konfiguracja i obsługa
Pod względem własności użytkowych nowa wersja RA-1592 zbytnio nie odbiega od możliwości poprzednika. Osoby traktujące go jak zwykłą integrę mogą podłączyć dowolne źródło, kolumny i od razu zacząć słuchać muzyki. Później, w miarę poznawania funkcjonalności, będą mogli ustawić początkowy poziom głośności dla każdego źródła, wgryźć się w opcje oszczędzania energii czy też zmienić parametry DAC-a.
Wyjęty z pudełka, Rotel przetwarza sygnały PCM do 24 bitów/192 kHz z wejść cyfrowych, w tym USB. Po zainstalowaniu sterowników dla systemu Windows, dołożonych wraz z instrukcją na małym pendrajwie (posiadacze komputerów Appla nie muszą nic robić), oraz zmianie trybu pracy wejścia USB rozdzielczość przyjmowanych sygnałów PCM wzrasta do 32 bitów/384 kHz. Osoby korzystające z Tidala mogą dodatkowo aktywować dekodowanie wspomnianego MQA; w takim przypadku rozdzielczość PCM „wraca” z 32 do 24 bitów/384 kHz.
Ostatnim (i moim zdaniem najsłabszym) elementem jest pilot: duży, niezbyt wygodny i przeładowany przyciskami. Obsłuży co prawda nawet wieloelementowy system Rotela, ale w tej cenie producent mógłby dołożyć drugi, minimalistyczny ramocik z funkcjami samego wzmacniacza.

036 041 Hifi 02 2022 001

 

Zielone „odciski palców”
Kena Ishiwaty.

 
 


Wrażenia odsłuchowe
Zmiany poczynione w części analogowej i cyfrowej powinny się przełożyć na brzmienie. Sięgnąłem zatem po notatki sporządzone przy okazji pisania recenzji RA-1592 i ówczesne spostrzeżenia skonfrontowałem z wrażeniami towarzyszącymi odsłuchom wersji MKII. Faktycznie, brzmienie obu modeli nieco się różni, nie są to jednak dwa całkiem inne wzmacniacze. W zmodernizowanej wersji dopieszczono niektóre aspekty, jednak mamy do czynienia z ewolucją, nie rewolucją.
Pierwszą cechą, którą natychmiast zauważyłem w trakcie testowania poprzedniej wersji RA-1592, była niespotykana w tym segmencie cenowym stereofonia. Urządzenie budowało zaskakująco wiarygodną panoramę, z precyzyjnie lokalizowanymi źródłami pozornymi. Wrażenie występów na żywo było realistyczne i mogło się wydawać trudne do pobicia w tej cenie. I gdyby RA-1592 wyszedł spod ręki innych konstruktorów, z pewnością by tak było, ale nie zapominajmy, że inżynierowie Rotela zerkali przez ramię na czary odprawiane przez Kena Ishiwatę. Z pewnością byli pilnymi uczniami, bo w ulepszonej wersji MKII udało im się jeszcze odrobinę dopracować ten element. Nie chodzi o to, że zwiększyli rozmiary sceny, bo te zależały głównie od charakteru nagrania i miejsca jego rejestracji, ale wykonawcy wyraźniej odcinali się od nieco ciemniejszego tła. Nawet gdy były to koncerty rejestrowane w dużych salach i kościołach, gdzie grupy instrumentów grają plamami, separacja między nimi nie budziła wątpliwości.

036 041 Hifi 02 2022 001

 

Bogate wyposażenie w gniazda.
 
 


Drugi element, na który zwróciłem uwagę, to barwy instrumentów. Zapomnijcie o szarości i nijakości. W nagraniach akustycznych powietrze wokół wykonawców będzie żywe i nasycone alikwotami. Gdybym zwyczajowo nie słuchał w zaciemnionym pokoju, mógłbym przysiąc, że w takich momentach przez okna wpadało więcej światła, budząc z zimowego letargu śpiące po kątach motyle.
Magnesem przyciągającym uwagę słuchacza jest średnica. Lekko schłodzona, ale przy tym plastyczna, nieprzeładowana sybilantami i obfitująca w drobne odgłosy, które zazwyczaj nam umykają. Zwłaszcza ze starszych, kilkudziesięcioletnich nagrań zrywa delikatne muśliny, odsłaniając paletę subtelnych dźwięków, pokrytych patyną czasu. Jazzowe nagrania z lat 60. XX wieku brzmią wyraźniej, energicznej i młodziej, zachowując przy tym analogowy charakter. Natomiast współczesne produkcje, realizowane w domenie cyfrowej, pozostają wolne od przerysowanej detaliczności i mają lekko zmiękczony rysunek, jakby kierowały się właśnie w stronę analogu. Udało się znaleźć równowagę pomiędzy naturalnym brzmieniem instrumentów a przejrzystością oraz precyzją prowadzenia linii melodycznej.

036 041 Hifi 02 2022 001

 

Patrząc na obfitość wejść
cyfrowych, trudno uwierzyć,
że konstrukcja ma już 6 lat.

 
 


Ostatni element brzmienia, podlegający formalnej ocenie, to bas – bardzo dobrze dopasowany do wyższych zakresów. Nie walczy o uwagę słuchacza, lecz buduje mocny i stabilny fundament. Zamiast rozwlekłości stawia na konkret, szybkość i punktualność. W nagraniach jazzowych i rockowych nie snuje się po podłodze, nie wali pięścią w splot słoneczny, lecz trzyma rytm i precyzyjnie dyktuje tempo improwizującym solistom. Natomiast w nagraniach organowych, muzyki elektronicznej i filmowej bez problemów melduje się w najniższych rejonach, a powrót do punktu wyjścia zajmuje mu dosłownie mgnienie oka.
Tyle formalności. Kiedy odhaczyłem wszystkie punkty w procedurze testowej, spojrzałem na Rotela z ogólnej perspektywy. Niewymuszona swoboda i możliwości dynamiczne przywoływały w pamięci potężne, najeżone radiatorami piece. Naturalność brzmienia i muzykalność były tak oczywiste, że sięgałem po płyty reprezentujące najróżniejszy repertuar, bez obawy popełnienia muzycznego mezaliansu. Bardziej kierowała mną ciekawość, jak kolejne nagrania zabrzmią na wzmacniaczu Rotela niż złośliwa nadzieja na wyłożenie się japońskiego piecyka na wyjątkowo wymagającym materiale. Coś takiego nawet nie przechodziło mi przez myśl.
W tym momencie zapewne zaczęliście się zastanawiać, czy aby nie poniosła mnie fantazja. Jeżeli jednak wziąć pod uwagę, że Rotel RA-1592MKII jest uproszczoną wersją dwukrotnie droższego Michi X3, to jego niezwykłość przestaje dziwić.

036 041 Hifi 02 2022 001

 

RA-1592MKII wygląda identycznie
jak RA-1592.

 
 


Konkluzja
W teście pierwszej wersji integry Rotela znalazła się następująca konkluzja: „Dobre rzeczy starzeją się powoli. Rotel RA-1592 jest tego świetnym  przykładem.”. Te słowa pozostają aktualne.

 

 

rotel ra 1592mk2

 

Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 02/2022