HFM

artykulylista3

 

Heed Lagrange

046 051 Hifi 10 2021 013W Budapeszcie – pięknym mieście – powstaje elektronika serwująca równie piękne brzmienie. Dla tych, którzy cenią sobie szkołę Heeda, słuchanie muzyki z jego urządzeń jest równie sycące jak węgierska kuchnia.

Hm… tak to chyba jeszcze testu nie zaczynałem, ale do Obeliska Si III („Hi-Fi i Muzyka” 6/2020) mam stosunek emocjonalny. Więcej – uważam go za jeden z najlepszych budżetowych wzmacniaczy zintegrowanych, jakie kiedykolwiek powstały.


Słowo „budżetowy” może niektórych rozdrażnić, bo Obelisk kosztuje 6500 zł, a to już ładny kawałek grosza. Ale osoba, która poszukuje dźwięku na tym poziomie, jest przygotowana na większy wydatek. Nagrodą jest „klasyczne” brzmienie, jakie pamiętamy z najlepszych konstrukcji z lat 80./90. XX wieku. Nasycone, pełne, ale też przejrzyste i przestrzenne. Wielu słuchaczy zakochałoby się w tej estetyce od pierwszego wejrzenia. Problem w tym, że nie zawsze dają Heedowi szansę, pomijając go w porównaniach z konkurencją.
Przyczyna nie leży na pewno w jakości wykonania, bo jest ona równie dobra jak brzmienie. Wygląd? Może do pewnego stopnia, bo wzornictwo jest surowe, przeniesione z dawnych lat. Ale przecież wróciła moda na retro. A zatem? Dobrze wiecie, tylko nie chcecie się do tego przyznać.
Charakterystyczną cechą, po której rozpoznamy Heeda na drugim końcu sklepu i w przygaszonym świetle, jest… szerokość wynosząca połowę tego, co zwykle. W tym miejscu nasuwa się porównanie z Naimem – on też na początku produkował podobne obudowy. Obelisk wręcz podejrzanie przypomina starego Naita – nie tylko rozmiarem, ale i pokrętłami. Nait stał się legendą, a klientom musiał się spodobać konserwatyzm Brytyjczyków, skoro trąbiono o nim w materiałach prasowych i katalogach. Nietypowe podejście objawiało się także stosowaniem gniazd DIN i, jak pokazał czas, DIN-y są montowane do dziś, za to niestandardowe proporcje odeszły w niepamięć. A wykresy sprzedaży dziwnym trafem wystrzeliły w górę.
Heed wyciągnął wnioski z tej lekcji, a może uległ namowom swoich  przedstawicieli handlowych, bo oto mamy pierwszy wzmacniacz pełnowymiarowy. Trudno powiedzieć, czy to przełom, bo Lagrange jest flagowcem. Zachował też elementy wzornictwa starszych modeli.

 

046 051 Hifi 10 2021 003

 

Przejrzysty układ, oparty
na dobrych komponentach

 
 
 
 

  
 
 


Budowa
Lagrange jest płaski, przez co wydaje się niewielki. Można się na to nabrać, gdy zechcemy go podnieść. Wewnątrz nie znajdują się jednak ołowiane sztaby, ale przejrzysty układ elektroniczny, złożony z bardzo dobrych podzespołów, i jeszcze lepsze zasilanie. Swoje waży również stalowa pokrywa, a raczej – rękaw wygięty tak, że stanowi górę i boki urządzenia. Nasuwa się go od tyłu, a od spodu mocuje czterema śrubami. Otwory wentylacyjne na górze i w spodzie  zgrywają się z żebrami radiatora, co ma zapewniać efektywne odprowadzanie ciepła ze stopnia końcowego. To istotne, bo ten mocno się nagrzewa, więc pewnie część mocy jest oddawana w klasie A. Ciepło dobrze się rozprowadza po pokrywie, bo ta ma dużą powierzchnię. Za to mocniej promieniuje na dole. Wzmacniacz ma solidne nóżki przykręcone śrubami – w razie potrzeby można je wymienić na wyższe. Wystarczy się jednak zaopatrzyć w efektowne podkładki i unieść całość o dwa, trzy centymetry. Elektronice poprawimy komfort pracy, a przy okazji wzmacniacz będzie lepiej wyglądał.

 

046 051 Hifi 10 2021 003

 

Zasilanie jak marzenie.
 
 
 
 
 

  
 
 


Front składa się z efektownej aluminiowej ramy z obwódkami dla dwóch dużych, także aluminiowych gałek. Lewa to wybierak źródeł, prawa – regulator głośności. Do tego gniazdo słuchawkowe na duży jack i tyle. Wybierak ma bardzo duże skoki pomiędzy pozycjami, a regulator obraca się z wyraźnym oporem, choć miękko. Sprawia to wrażenie solidności i komfortu.
We wgłębienie ramy wstawiono taflę czarnego akrylu, a w jej centrum dyskretnie podświetlone logo firmy i szczątkowy wyświetlacz, który pokazuje aktywne źródło. Instrukcja właściwie jest zbędna. Od razu wiadomo, co do czego służy.
Włącznik zasilania przeniesiono na tył, obok gniazda IEC. Po to, żeby z niego korzystać jak najrzadziej, ponieważ Lagrange najlepiej gra, gdy jest wygrzany. Gniazda głośnikowe to porządne WBT zalane plastikiem i przystosowane do bananów, widełek oraz gołych przewodów.
Cztery wejścia liniowe zrealizowano na złoconych gniazdach RCA z teflonowym dielektrykiem. Ponadto przewidziano wejście dla gramofonu z wkładką MM, wejście HT bypass dla procesora AV oraz dwa wyjścia z przedwzmacniacza – o zmiennym (pre out) i stałym (line out) poziomie sygnału. W standardzie znajduje się jeszcze odbiornik Bluetooth (RN-52 Rovinga), który jednak nie obsługuje sygnałów hi-res.
Jako opcję przewidziano płytkę DAC-a z trzema wejściami cyfrowymi: koaksjalnym, optycznym i USB. Wsuwa się ją do wielopinowego gniazda i przykręca dwiema śrubkami. Jeżeli zamówimy ją razem ze wzmacniaczem, dopłata wyniesie 3000 zł. Jeżeli później, wzrośnie do 3800 zł.

 

046 051 Hifi 10 2021 005

 

Zasilanie jak marzenie.
 
 
 

  
 
 


Wzmacniacz słuchawkowy pracuje w klasie A i mieści się na małej płytce tuż za wyjściem 6,35 mm. Regulację głośności oparto na błękitnym, napędzanym silniczkiem potencjometrze Alpsa. Wejścia przełączają przekaźniki Takamisawy. Sekcję MM umieszczono na głównej płytce. Zajmuje tam naprawdę dużo miejsca.
Poza dodatkami, elektronikę rozłożono na dużej płytce drukowanej, a sygnał poprowadzono możliwie najkrótszą drogą, rezygnując z kabli. Końcówka mocy pracuje w układzie Darlingtona. Zbudowano ją z dwóch par tranzystorów bipolarnych ON Semiconductor. Przykręcono je za pośrednictwem pasty termoprzewodzącej do grubej na centymetr aluminiowej sztaby, dociśniętej z kolei do czarnego aluminiowego radiatora. Od strony żeber osłonięto go stalową blachą, która izoluje magnetycznie elektronikę od zasilacza.
W torze sygnałowym końcówki znalazły się dwa kondensatory elektrolityczne Mundorfa serii M-Litic, o pojemności 10000 µF każdy. Wykonano je według specyfikacji Heeda, obejmującej m.in. poprawną pracę w temperaturze 105ºC. Znalazły się tam, bo Heed w swoich wzmacniaczach konsekwentnie wykorzystuje autorski układ Transcap. Przytoczę nasz opis z działu aktualności: „Rozwiązanie jest stosowane niezwykle rzadko; niewykluczone nawet, że obecnie tylko przez Węgrów, a polega na sprzężeniu stopnia końcowego przez kondensator. Nie ma tutaj pomyłki – Heed otwarcie deklaruje, że w torze sygnałowym, na wyjściu stopnia mocy umieszcza kondensator, ponieważ – zdaniem konstruktora – to rozwiązanie pozwala optymalnie magazynować i uwalniać energię dokładnie wtedy, kiedy jest na nią zapotrzebowanie. Dzięki ulokowaniu dużego sygnałowego kondensatora bliżej kolumny reakcja na impuls ma być błyskawiczna, a dźwięk – wyjątkowo żywy, a przy tym gładki i przyjemny w odbiorze. Heed zdaje sobie sprawę, że w taki sposób wzmacniaczy nie buduje praktycznie nikt, a producenci urządzeń półprzewodnikowych najczęściej stosują sprzężenie bezpośrednie. Pozostaje jednak przy swoim, wskazując, że brzmieniowe zalety Transcapu z nawiązką wynagradzają nieszablonowe podejście”.

 

046 051 Hifi 10 2021 003

 

Lagrange jest nieduży,
ale zaskakująco ciężki.

 
 
 
 

  
 
 


Stara, dobra szkoła budowania wzmacniaczy za podstawę konstrukcji uważa solidne zasilanie. Ponadwymiarowe było już w Obelisku, a Lagrange idzie w tej kwestii jeszcze dalej. Zasilacz zajmuje prawie połowę wnętrza i jest odizolowany od reszty. Jego bazę stanowi ogromny transformator toroidalny o mocy 500 VA z rdzeniem wytłumionym żywicą, dostarczający prąd końcówce mocy. Mniejszy toroid (50 VA), także z żywicznym wypełnieniem, karmi prądem przedwzmacniacz i ma dwa osobne uzwojenia dla każdego kanału. W zasilaczu znalazły się też cztery kondensatory Mundorfa, identyczne jak te w Transcapie.
Wzmacniacz wygląda gustownie i jest starannie wykonany. Od strony ergonomii bije na głowę licznych konkurentów. Wnętrze to już prawdziwa uczta dla oka i zbiór komponentów z wysokiej półki.
A co miał do tego francuski matematyk i astronom, Joseph Louis Lagrange – nie mam pojęcia. Może w odniesieniu do jego twierdzenia o przyrostach skończonych mamy rozumieć, że lepiej już się nie da?

 

046 051 Hifi 10 2021 003

 

Dioda pokazuje
pozycję potencjometru

 
 
 
 

  
 
 


Konfiguracja systemu
Lagrange pracował w towarzystwie kolumn Audio Physic Tempo VI i odtwarzacza C.E.C. CD5. Całość połączyły przewody Hijiri (HCI/HCS/Nagomi). Prąd oczyszczał filtr Ansae Power Tower.

 

046 051 Hifi 10 2021 003

 

Pilot.
 
 
 
 

  
 
 


Wrażenia odsłuchowe
Jeżeli za to, co słyszę, odpowiada Transcap, to ja lubię Transcapa. Prawdopodobieństwo „transcapowości” brzmienia jest duże, bo w ten sam sposób grał Obelisk. Może nawet jeszcze bardziej romantycznie, bo Lagrange stara się unikać luzowania kontroli basu, choć nie tylko. Inna sprawa, że odpuszczenie żelaznej kontroli podkreśla klimat; zbliża go nawet do lampy. Ten dźwięk wciąga, wzrusza i ma w sobie coś ujmującego.
Opisywanie brzmienia jest w tym przypadku wdzięcznym zajęciem. Każdego stwierdzenia można być pewnym, podobnie jak tego, że inni zauważą to samo. W dodatku dźwięki płynące z głośników niemal same się definiują. Zacznę jednak od wyjaśnienia: jeżeli jakieś sformułowanie kojarzy się negatywnie, jak na przykład „niespecjalnie precyzyjnie kontrolowany bas”, to w Lagrange’u zmienia się w komplement, bo ten brzmi pięknie.

 

046 051 Hifi 10 2021 003

 

Elektronika na jednej
płytce drukowanej

 
 
 
 

  
 
 


Jedną z ewidentnych cech węgierskiego wzmacniacza jest czystość i dźwięczność góry. Wysokie tony są serwowane hojną ręką, a przy tym jędrne i mięsiste. Dolny podzakres nie zdradza oznak osuszenia. Rozdzielczość jest bardzo dobra, ale najbardziej uderza różnicowanie barw i płynne zespolenie ze średnicą. Można zaobserwować ciekawe zjawisko, dotyczące wokali i instrumentów perkusyjnych. W piosenkach Cata Stevensa sybilanty są sugestywnie zaznaczone. Lagrange robi z nich wręcz zdarzenia pierwszoplanowe, a mimo to cyknięcia i syknięcia pozostają łagodnymi dla ucha. O wiele droższe wzmacniacze potrafią je skaleczyć i nie mamy im tego za złe, bo tak musi być. Ale czy na pewno? Heed pokazuje, że da się ograniczyć nieprzyjemne efekty, niczego nie zaokrąglając. Mile zaskakują też odwzorowanie dykcji i zrozumiałość tekstu. Tak samo jest z szarpnięciami strun gitar, uderzeniami pałek w talerze i ich metalicznymi wibracjami.
Wrażenie czytelności podkreśla także średnica. Może i jest odrobinę ocieplona, ale na pewno nie stłumiona ani osadzona w niższych zakresach, co miałoby dodać brzmieniu powagi. To jest miękkie, ale też lekkie, choć znów mięsiste. Czystość i rozdzielczość pozostają wzorowe, a nawet krystaliczne, ale to nie one przesądzają o szczególnej atrakcyjności Heeda. Tej należy upatrywać w  plastyczności, płynności i barwie. Ostatnia jest najważniejsza i sprawia, że instrumenty czarują, wprowadzają we wzniosły nastrój. Niekiedy nawet wzruszają.

 

046 051 Hifi 10 2021 003

 

Przekaźniki Takamisawy
 
 
 
 

  
 
 


Przejście do basu następuje niezauważalnie, choć on sam wystarczy, żeby się zapisać do fanklubu Heeda. Nie jest idealny, ale gdyby taki był, wspomniane piękno diabli by wzięli; kontrolowany, szybki i precyzyjny pasowałby tu jak pięść do nosa. Nie cechują go ani porażająca głębia, ani moc, dziwnym jednak trafem żadnej z nich nie brakuje. Subiektywnie dół odbieramy jako głębszy i mocniejszy niż we wzmacniaczach, które obiektywnie proponują więcej jednego i drugiego. Tajemnica tkwi najwyraźniej nie w „ile”, ale w „jak”. Pierwsze przychodzą na myśl misiowatość, zaokrąglenie i mięsistość, tyle że połączone ze sprężystością. Ta sprężyna jest spektakularna; aż czuć jej napięcie i energię zmagazynowaną w zwojach. A może nie w zwojach, tylko w… kondensatorach? To by tłumaczyło, dlaczego gdzie indziej pulsowanie rytmu nie jest tak wyraźne ani tak miłe. Atak dźwięku przypomina wybicie z trampoliny. Myślę, że doskonale znacie ten sposób kształtowania basu i nawet go podświadomie szukacie. Tutaj go znajdziecie. Lagrange umiejętnie eksponuje niższe zakresy i, co ciekawe, nawet w szybkich przebiegach potrafi się na nich oprzeć. Lekko poluzowana kontrola wprowadza minimalne opóźnienie wygasania sygnałów, a to ponownie dodaje mięsistości. Z drugiej strony – śledzenie partii gitary basowej nie sprawia trudności.

 

046 051 Hifi 10 2021 003

 

Komplet gniazd.
 
 
 
 

  
 
 


Sprężystość występuje we wszystkich rejestrach i tak naprawdę definiuje sposób, w jaki odbieramy dynamikę. Charakterystycznie przekazany rytm tłoczy w nagrania życie niczym serce krew – miarowymi uderzeniami. Zdolność do głośnego grania i rozpiętość kontrastów nie wykracza ponad średnią w tej cenie. Znajdą się lepsi zawodnicy, a jednak ten sprężysty puls daje całkiem inne doznania. Sprawia, że ciężki rock niesie oczekiwany ładunek kalorycznych uderzeń stopy i dźwięków gitary basowej. W symfonice dynamikę należy uznać za wystarczającą, ale i tak koncentrujemy się na innych aspektach. Głównie barwie instrumentów – pięknie zróżnicowanej i wypełnionej. Tak samo jędrnej jak w popie czy rocku. Smyczki mają przez to miłą dla ucha głębię, podobnie jak instrumenty dęte. A wszystko to w atmosferze blasku rozświetlającego scenę, czytelności i przejrzystości w łagodnym sosie.

 

046 051 Hifi 10 2021 003

 

DAC za dopłatą
 
 
 
 

  
 
 


Stereofonia także jest kreowana na swój sposób. Scenę cechuje dobrze zarysowana głębia; zaznacza się nawet parametr wysokości. W aspekcie szerokości Lagrange wykracza ponad średnią, choć znowu znajdą się lepsi. Jednak jest tu coś, co go odróżnia od innych – pogłos, który oddycha i dopełnia rytm.
Uroda Heeda objawia się w każdym repertuarze. Wzmacniacz nie ma własnych preferencji; jest uniwersalny. Zdarzają się jednak sytuacje, w których bryluje. Wszędzie tam, gdzie najważniejsze są szerokie plany i barwne obrazy malowane dźwiękami. Soundtracki, Massive Attack, Dead Can Dance, Vangelis – już wiecie, z jakiego klucza dodawać dalej. Tutaj zaczyna się magia.

 

046 051 Hifi 10 2021 003

 

Wzornictwo jak
za złotych lat hi-fi.

 
 
 
 

  
 
 


Konkluzja
W podsumowaniu można użyć entuzjastycznych sformułowań, porównań z konkurencją, ale chyba nie tędy droga. Heed jest jedyny w swoim rodzaju. Lepszy, gorszy – to go nie dotyczy, bo ma własny ideał piękna. A w tej budowli nie da się wymienić ani jednej cegiełki.

 

heedLagrange o

 

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 10/2021