HFM

artykulylista3

 

JBL Tour One M2

010 013 Hifi 05 2023 005Kiedy widzę hasło „nowe, lepsze”, natychmiast zapalają mi się światła ostrzegawcze. W 99 procentach przypadków oznacza to cięcie kosztów i obniżenie jakości. Na szczęście pozostaje jeden procent chlubnych wyjątków.

Z takim właśnie mamy do czynienia w przypadku JBL-i Tour One M2. Pierwszą wersję testowaliśmy we wrześniu 2021. Lekka i wygodna, typowo podróżna konstrukcja zrobiła na nas bardzo pozytywne wrażenie; właściwie trudno było w niej cokolwiek poprawić. Najwyraźniej Amerykanie nic o tym nie wiedzieli, bo pod koniec 2022 roku opracowali ulepszoną wersję: Tour One M2.




Budowa
Na początek dobra wiadomość dla wszystkich posiadaczy pierwszej generacji. Nowe Tour One wizualnie różnią się od poprzedniczek tylko kilkoma detalami. Jeżeli więc zapragniecie unowocześnić swój park słuchawkowy, będziecie mogli to zrobić z zachowaniem daleko idącej dyskrecji. Skoro jednak nie widać różnicy, to po co zawracać sobie nimi głowę? Cóż… zgodnie z uogólnionym prawem góry lodowej 7/8 istotnych informacji pozostaje ukrytych. Zacznijmy jednak od tego, co widać.
Obudowy wykonano z matowo wykończonego czarnego ABS-u. Ten wariant powinien być mało podatny na zarysowania, co ma znaczenie o tyle, że na prawej muszli zamontowano panel dotykowy. Za jego pomocą można sterować odtwarzaniem muzyki i odbierać połączenia telefoniczne. Panel jest bardzo czuły i nieraz uruchamiał odtwarzanie, zanim włożyłem słuchawki na głowę. Cechę tę można jednak docenić w codziennym użytkowaniu, ponieważ obsługa jest możliwa także w rękawiczkach. Regulację głośności zrealizowano na fizycznych przyciskach, które zazwyczaj są bardziej precyzyjne od gładzika. W ich sąsiedztwie znalazły się włącznik zasilania i parowania Bluetooth oraz 1,2-mm wejście sygnałowe. Na lewą muszlę przeniesiono zasilające gniazdo USB-C oraz przycisk obsługi aktywnej redukcji hałasów.
Od strony głowy do muszli przymocowano miękkie poduszki z termokształtnej pianki, wykończone skórą. Nawet jeżeli jest to ekologiczny substytut, to nie byłem w stanie tego rozpoznać. Podobnie wykończono pałąk z szerokim pasem stalowej blachy. Na styku muszli z jarzmami mocującymi umieszczono czarne chromowane wstawki, które przydają JBL-om elegancji. Dla chętnych dostępna jest wersja szampańska i w niej owe wstawki są banalnie srebrzyste. Zajrzyjmy teraz pod linię zanurzenia.

010 013 Hifi 05 2023 001

 

Zestaw gotowy do drogi.

 
Wnętrze
Wewnątrz każdej muszli zamontowano 40-mm przetwornik napędzany mocnym magnesem neodymowym. Producent milczy na temat składu membrany, więc w tej kwestii nie zaspokoimy ciekawości. Przetworniki przesunięto do przodu i lekko skręcono do wewnątrz, tak aby w miarę możliwości przybliżyć wrażenia przestrzenne do odsłuchu przez kolumny. Od uszu przetworniki oddzielają ażurowe płytki dyfuzyjne oraz płatki miękkiej gąbki. W centralnej części płytek umieszczono czujniki zatrzymujące muzykę po zdjęciu słuchawek z głowy oraz mikrofony systemu Personi-Fi, o którym za chwilę.
Za przetwornikami ulokowano moduły z układami elektronicznymi oraz akumulatory wystarczające na około 30 godzin pracy z włączoną aktywną redukcją hałasów i 50 godzin bez niej. Do komunikacji bezprzewodowej służy najnowszy Bluetooth 5.3, choć konia z rzędem temu, kto się dokopie do informacji o obsługiwanych kodekach. W każdym razie mój telefon nie wykrył LDAC-a, a innych też nie pokazał.


Wyposażenie i obsługa
Po zaprzestaniu produkcji rewelacyjnych Club One („HFiM” 7-8/2020), Tour One M2 pełnią obecnie rolę flagowca JBL-a. I – jak na flagowiec przystało – ich wyposażenie jest… dość skromne. W sztywnym etui znajdziemy jedynie standardowy zestaw przewodów, samolotową przejściówkę oraz skróconą instrukcję obsługi. Żadnych adapterów 3,5/6,3 mm ani przedłużaczy. Za to pod względem obsługi nowe JBL-e są wybajerzone na maksa.
Do konfiguracji oraz bieżącej korekty ustawień służy firmowa aplikacja na smartfony z systemami iOS i Android. Poza obowiązkowym na tym poziomie cenowym zestawem funkcji, czyli korektorem i dwoma trybami ANC (adaptacyjny i stały) z opcją przezroczystości, natkniemy się na kilka rzadziej spotykanych, a nawet unikalnych. Wśród tych pierwszych znalazły się budzik oraz regulacja balansu (!). Do unikalnych zaliczają się dźwięk przestrzenny Spatial Sound oraz możliwość dopasowania charakteru brzmienia do osobistego profilu słuchacza. Ta ostatnia nosi nazwę Personi-Fi 2.0.

010 013 Hifi 05 2023 001

 

Po złożeniu
Tour One M2
zajmują
niewiele miejsca.

 


Personi-Fi 2.0
Aktywując ją, najpierw trzeba ustawić rok urodzenia i płeć, a następnie wybrać jeden z poziomów doświadczenia ze światem dźwięków. Jako pierwszego mamy początkującego użytkownika, bez szczególnych oczekiwań względem słuchawek. Po nim jest średniozaawansowany, ze świadomością istnienia basu i wysokich tonów. Dalej wspinamy się na poziom zaawansowany, aż w końcu dochodzimy do profesjonalisty. Jak się domyślacie, wybrałem ten ostatni. Następnie system analizuje szczelność przylegania muszli do głowy oraz poziom szumów otoczenia, po czym poprzez emisję krótkich sygnałów ustawia parametry pracy tak, by uzyskać optymalną charakterystykę dźwięku. Rezultaty są ilustrowane stosownym wykresem oraz opisane dla każdego kanału osobno. Co ciekawe, Personi-Fi nie jest wymysłem speców od marketingu, lecz faktycznie wpływa na brzmienie, a kilkukrotne przeprowadzenie testu dało powtarzalne wyniki. Po zakończeniu tej „audiometrii” korektę można wyłączyć, ale nie warto. Bez działającego Personi-Fi dźwięk robi się płaski i bezbarwny, zaś z włączonym – nabiera soczystości i energii.

 

Reklama

 


Spatial Sound
Do działania przestrzennej opcji Spatial Sound zaangażowano układy DSP, które wyraźnie rozciągają scenę wokół głowy, nad nią i przed słuchaczem. W porównaniu z tradycyjnymi słuchawkami stereofonia Tour One M2 robi się zdecydowanie szersza, bardziej oddalona od głowy, także lekko uniesiona i wyraźnie rozbudowana do góry. Bardziej przypomina dźwiękową kopułę niż tradycyjną panoramę z wyraźnym podziałem na lewy i prawy kanał. Funkcję można dezaktywować, ale tym razem również odradzam ten pomysł, ponieważ wtedy cała muzyka ląduje wewnątrz czaszki i z pojęciem stereofonii ma niewiele wspólnego. Tak, wiem, aktywacja Spatial Sound zaburza purystyczne podejście do neutralności, ale, o ile mi wiadomo, muzyki słuchamy dla przyjemności, a nie za karę.


Telefon
Ostatni element obsługi, z reguły pomijany w testach audiofilskich słuchawek Bluetooth, to jakość rozmów telefonicznych. Różnie z nią bywa i o ile w zamkniętych pomieszczeniach zazwyczaj nie jest źle, to w otwartych przestrzeniach rozmówcy miewają trudności ze zrozumieniem naszych słów. Na tym tle Tour One M2 zdecydowanie się wyróżniają. Układ elektroniczny obsługujący mikrofony ma wbudowany system AntyWind, który nie tylko redukuje szum wywoływany podmuchami wiatru, ale też niweluje pozostałe hałasy otoczenia. W rezultacie nawet kiedy rozmawiałem na środku ruchliwego skrzyżowania, moi interlokutorzy nie słyszeli odgłosów przejeżdżających samochodów. Odnosili wrażenie, że przebywam w zamkniętym pomieszczeniu i mocno się dziwili, gdy opisywałem otoczenie.

010 013 Hifi 05 2023 001

 

Budowa wewnętrzna.

 


Wrażenia odsłuchowe
Sięgając pamięcią do pierwszych Tour One, przywołałem ich lekkie, napowietrzone brzmienie z bogactwem wysokich tonów. M2 są rozwinięciem tej szkoły i nie mają wiele wspólnego z charakterystyką najczęściej spotykaną w słuchawkach bezprzewodowych. Dobrze to czy źle – wszystko zależy od preferencji. Osoby oczekujące klasycznej „V-ki”, z podbitym basem i efekciarskimi wysokimi tonami, czeka rozczarowanie. Natomiast bardziej wymagający użytkownicy, którzy omijają niedrogie modele bezprzewodowe z obawy przed takim właśnie strojeniem, odetchną z ulgą. Zamiast podbitych, jednostajnych skrajów pasma dostajemy bowiem szybkie, energetyczne brzmienie wsparte na zrównoważonym, nisko schodzącym basie. Gdym miał je określić w telegraficznym skrócie, użyłbym słowa „rześkie”. Efekt jest kreowany przez wyjątkowo rzadką wśród modeli Bluetooth detaliczność. Pod tym względem Tour One M2 przypominają douszne monitory w porównywalnej cenie. W nagraniach nie słychać może wszystkich niuansów, bo trzykrotnie droższe Levinsony No. 5909 pokazują ich więcej, ale sam fakt, że pokusiłem się o bezpośrednie porównanie, świadczy o możliwościach JBL-i. Warto dodać, że wysokie tony pozostają wolne od agresji czy nachalności. W pierwszej chwili mogą, co prawda, oszołomić ilością przekazywanych informacji, ale już po kwadransie trudno sobie wyobrazić przesiadkę na bardziej zawoalowane słuchawki.

010 013 Hifi 05 2023 001

 

Jak na konstrukcję wokółuszną
– zaskakująco płaskie.

 


Bas został idealnie skrojony pod kątem wyższych zakresów. W nagraniach elektronicznych nie dudni, ale kiedy materiał muzyczny wymaga zejścia do niskiego parteru, nie sprawia mu to najmniejszej trudności. Posłuchajcie choćby utworu „Hole In the Middle” Emily Jane White z płyty „Dark Undercoat”. JBL-e świetnie sobie radzą z bardzo niskimi częstotliwościami. W nagraniach jazzowych i rockowych w czasie najdzikszych nawet wygibasów zachowują kontrolę i ponad prężenie muskułów przedkładają gibkość i rytmiczność.
Tyle wrażenia ogólne. A w jakim repertuarze Tour One M2 spisują się najlepiej? W znakomitej większości, pod warunkiem jednak, że został starannie nagrany. Wielkie dzieła dawnych mistrzów, klasyczny rock, akustyczny blues oraz małe i duże składy jazzowe brzmią na nich bez zarzutu, ale gdy nieopatrznie trafiałem na jakąś plastikową gwiazdkę pop, czar pryskał niczym sen złoty. Prawdziwy popis ich możliwości stanowi odtwarzanie  gitar akustycznych i klasycznych. Jesse Cook, Ottmar Liebert, Rodrigo y Gabriela oraz dyżurny audiofilski szarpidrut, czyli Antonio Forcione, wspinają się na wyżyny. A kiedy dołączają do nich muzycy grający techniką slide, nie ma już cienia wątpliwości, nad czym ślęczeli nocami inżynierowie z Northridge.


Konkluzja
JBL-e niepodzielnie królują wśród młodych ludzi słuchających muzyki poza domem. Niedrogie modele, strojone z myślą o nastoletnim odbiorcy najlepiej pasują do rapu, hip-hopu i muzyki klubowej. Kiedy jednak muzyki na spacerze zechcą posłuchać ich rodzice, radzimy sięgnąć po Tour One M2. Nie sponiewierają odbiorcy w ciągu pierwszych pięciu minut i pewnie nie zaimponują kolegom zwalistym „bassem”. Ale do pewnych rzeczy po prostu trzeba dorosnąć.

 

Reklama

 


JBL Tour One M2


Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 05/2023