HFM

artykulylista3

 

Audeze MM-500

018 023 32023 2023 007Częstą praktyką producentów instrumentów muzycznych jest wypuszczanie specjalnych serii, sygnowanych nazwiskami artystów. Celują w tym producenci gitar, ale limitowane serie można spotkać również wśród perkusjonaliów i instrumentów klawiszowych.



Oczywiście nie każdy, kto kupi gibsona z namalowaną tarczą strzelniczą, od razu posiądzie umiejętności Zakka Wylde’a, jednak wielu muzyków, zwłaszcza początkujących, jest gotowych dopłacić za przyjemność posiadania instrumentu „namaszczonego” przez swojego idola. A jak to wygląda w świecie hi-fi?
Nijak. Nie spotkałem jeszcze wzmacniaczy, gramofonów czy kolumn sygnowanych przez znanych muzyków lub zespoły. A przecież, hipotetycznie, miło byłoby posłuchać albumu „Oxygene” na Focalach z dedykacją J.M. Jarre’a, wiedząc, że francuski kompozytor także ich używa. Albo koncertu AC/DC na dużych JBL-ach czy Klipschach, mając przed oczami sygnaturę muzyków występujących na scenie. Aż dziw, że nikt na to nie wpadł, choć np. na stronach internetowych ATC czy FM Acoustics zamieszczono długą listę muzyków, producentów i studiów nagraniowych, używających ich sprzętu.
Pierwszy nieśmiały wyłom w tej „tradycji” zrobili Amerykanie. Kilka lat temu nowojorska manufaktura Grado wyprodukowała słuchawki dla Ariany Grande, Billy’ego Joe, Johna Mayera czy gitarzysty Jamesa Taylora. Były to jednak pojedyncze egzemplarze, niedostępne szerszemu gronu audiofilów. Teraz na scenę wkracza Audeze, całe w czerni i high-endzie.
Kalifornijski producent słuchawek planarnych jest jednym z prężniejszych przedsiębiorstw w branży. Przez niespełna piętnaście lat działalności zdążył się dorobić kilkunastu modeli amatorskich, a teraz wkracza na podwórko zarezerwowane dla zawodowców. Wprawdzie w materiałach reklamujących flagowe LCD-5 nauszniki te pojawiały się w towarzystwie konsol mikserskich, ale pokażcie mi choć jednego realizatora dźwięku, który wyłoży 4500 dolarów na sprzęt roboczy wykonany z delikatnego acetatu... Dlatego szefowie Audeze podeszli do tematu zdroworozsądkowo i zaproponowali profesjonalne, pancernie wykonane słuchawki planarne, kosztujące mniej niż połowę ceny LCD-5. Noszą symbol MM-500, a ich patronem został Manny Marroquin, amerykański realizator dźwięku. Któż to taki?

018 023 32023 2023 001

Manny Marroquin przy pracy.

    


Ojciec chrzestny
Manny Marroquin urodził się w Gwatemali i jako dziecko, wraz z rodziną, w 1980 roku uciekł stamtąd przed wojną domową do Kalifornii. Dwa lata później objawił się u niego talent do gry na perkusji, co ostatecznie zaowocowało nauką w Alexander Hamilton High School. W czasie studiów miłość do bębnów porzucił na rzecz konsoli mikserskiej w akademickim studiu nagraniowym. Temu uczuciu pozostaje wierny do dziś.
Po ukończeniu nauki Manny zahaczył się jako goniec w kalifornijskim Enterprise Studios, ale okazjonalnie zrobiony miks jakiejś piosenki zwrócił na niego uwagę kilku decydentów. Lepiej trafić nie mógł. Nie sposób wymienić choćby połowy słynnych artystów, którzy nagrywali w studiu w Burbank, więc nauka zawodu pod okiem najlepszych realizatorów była cenniejsza od studiów w najbardziej renomowanej uczelni. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w 2001 roku, w wieku 30 lat, Mr. MM zdobył swoją pierwszą nominację i nagrodę Grammy za nagranie albumu gospel.
Manny Marroquin nie ogranicza się do jednego gatunku ani nie ma autorskiego, łatwo rozpoznawalnego brzmienia. Pozwala mu to pracować z wieloma artystami przy zachowaniu ich indywidualnego charakteru. W jego portfolio znajdziemy Toni Braxton, Carlosa Santanę, wielu hip-hopowców, Rihannę czy Justina Bibera. Prawdziwy kameleon.
Mr. MM od początku kariery pracował wyłącznie na monitorach bliskiego pola, a słuchawki traktował jak piąte koło u wozu. Do czasu. Sześć lat temu poznał Marka Cohena z Audeze, ten zaś zaproponował mu posłuchanie jego własnych nagrań na planarach Audeze, które przypadkiem przyniósł ze sobą. Manny przełamał pierwotną niechęć i, jakby to powiedziała egzaltowana pensjonarka, otworzyło się nad nim sklepienie niebieskie. Po włożeniu Audeze usłyszał szczegóły, z jakich wcześniej nie zdawał sobie sprawy. Mając na głowie słuchawki, od razu zaczął miksować jedną z piosenek i ponoć po raz pierwszy w ciągu 25 lat pracy poczuł, że oto wkracza w świat nieograniczonych możliwości. A były to zwykłe audiofilskie nauszniki.

018 023 32023 2023 001

Bardzo szeroka regulacja pałąka.

    

Po zasięgnięciu opinii wśród kolegów z branży Manny Marroquin kupił do pracy Audeze LCD-X, popularne wśród muzyków i realizatorów. Jako że nie do końca spełniły jego oczekiwania, w 2019 roku skontaktował się z poznanym wcześniej Markiem Cohenem i zaproponował mu pomoc w opracowaniu profesjonalnych planarów do studia. W trakcie tej kooperacji przez ręce Marroquina przewinęło się wiele prototypów, aż wreszcie w połowie ubiegłego roku, na kalifornijskich targach NAMM Show 2022, zadebiutowały Audeze MM-500. Ich nazwa sugeruje, że 499 wcześniejszych projektów poszło na przemiał, ale to chyba zbieg okoliczności. Oficjalnej prezentacji profesjonalnych Audeze dokonał osobiście Manny Marroquin, który w międzyczasie wylądował w kalifornijskiej firmie na stanowisku szefa działu produktów profesjonalnych. Grubo – to tak, jakby Krystian Zimerman został szefem działu instrumentów koncertowych w niszowej fabryce fortepianów.
Renoma Manny’ego Marroquina zadziałała jak magnes i już wkrótce kilku innych czołowych amerykańskich realizatorów dźwięku, m.in. Daniel Holsinger, Michael Brauer czy Mark Daniel Nelson, sięgnęło po MM-500. Poza pancerną budową atutami tego modelu są: wyrównane, uniwersalne brzmienie, łatwość wysterowania oraz wygoda pozwalająca na długie godziny pracy bez dyskomfortu.

018 023 32023 2023 001

Manny Marroquin przy pracy.

    

Budowa
W zasadzie można by stwierdzić, że Audeze jakie są, każdy widzi. Niby racja, aczkolwiek MM-500 od swych amatorskich kuzynów różnią się kilkoma detalami.
Przede wszystkim obudowy przetworników wykonano z aluminium. Materiał ten korzystnie wpływa na wytrzymałość konstrukcji, co ma niebagatelne znaczenie w przypadku sprzętu profesjonalnego. Gniazda umieszczono pod innym kątem niż w pozostałych modelach amerykańskiej firmy, dzięki czemu do minimum ograniczono ocieranie kabla o kołnierz ubrania. System mocujący, wraz z zapadkową regulacją długości, jest identyczny jak we flagowych LCD-5, jednak, w odróżnieniu od nich, po założeniu słuchawek nie uciska okolic skroni. Bardzo szeroki zakres regulacji sprawia, że MM-500 wejdą nawet na głowę ozdobioną grubymi dredami i nakrytą szydełkowym beretem.
Elastyczny pałąk wykonano ze sprężystej stalowej blachy, a umieszczony pod nim szeroki pas grubej skóry, pomimo surowego wyglądu, zapewnia sporą dawkę komfortu. Użycie w obudowach metalu zamiast drewna czy poliwęglanu podniosło ich masę, ale dzięki dobremu wyważeniu nawet kilkugodzinne odsłuchy nie powodują zmęczenia. Jest tylko jedno małe „ale”.
Skórzane poduszki wokółuszne, podobnie jak we flagowych LCD-5, przyklejono do muszli na stałe. Miało to na celu zbudowanie wokół małżowin szczelnej komory, przez którą nie będą się wydostawać niskie tony. Z tego powodu konstruktor MM-500 zdecydował o ponadprzeciętnym nacisku muszli na głowę. W pierwszej chwili może się to wydać się dziwne – mamy wszak do czynienia z konstrukcją otwartą – ale jakość dźwięku, jaką dzięki temu uzyskano, pozwala puścić tę drobną niedogodność w niepamięć. Zresztą, można przywyknąć i już po kilkunastu minutach przestać zwracać na to uwagę. Same poduszki wypełniono pianką z efektem pamięci oraz wyprofilowano tak, by przetworniki skierować lekko do wewnątrz.
Producent nie zasypuje nas informacjami technicznymi na temat samych głośniczków planarnych. Wiadomo, że mamy do czynienia z ultracienką membraną Uniforce o średnicy 90 mm, napędzaną magnesem Fluxor. W MM-500 zastosowano jednostronny, 14-elementowy układ o obniżonej impedancji. Od strony ucha umieszczono znany z innych konstrukcji falowód o nazwie Fazor. Całość zaś nakryto ażurową płytką dyfuzyjną. Zewnętrzne strony muszli wykonano z poliwęglanu i oznaczono charakterystycznym logo w kształcie litery „A”, zaś nazwę modelu zastępuje dyskretnie ulokowane nazwisko patrona słuchawek.
MM-500 należą do konstrukcji otwartych, jednak zaskakująco dobrze izolują od otoczenia, w przeciwieństwie do np. Sennheiserów HD600. Nie odniosłem w nich wrażenia bezpośredniego kontaktu ze światem zewnętrznym.
Wraz ze słuchawkami dostajemy sztywny, okuty podróżny kufer, wypełniony ochronną gąbką. W środku znajduje się miękkie etui, a także pleciony przewód o długości 2,3 m z miedzi OCC. Na prośbę Manny’ego Marroquina wydłużono go o 30 cm, dzięki czemu przyszły użytkownik będzie miał nieco więcej swobody. Od strony źródła kabelek wieńczy ciężki, masywny, złocony wtyk 6,35 mm (duży jack). Przewód ze słuchawkami łączy się za pomocą pary wtyczek mini-XLR, zaopatrzonych w zatrzaski zapobiegające przypadkowemu wypięciu. Ewentualną przejściówkę z 6,35 na 3,5 mm należy dokupić samemu.

018 023 32023 2023 001

Skórzany pasek wygląda

 

przaśnie, ale jest wygodny.

    

Wrażenia odsłuchowe
Co prawda Manny Marroquin miksował pojedyncze piosenki z użyciem prototypowych słuchawek Audeze już w 2019 roku, ale pierwszy album w całości zrealizowany na MM-500 wydał dopiero w maju 2022. Jest nim „Mr. Morale & The Big Steppers” Kendricka Lamara. Muszę w tym miejscu zaznaczyć, że tego rodzaju muzyka stoi na przeciwległym biegunie moich zainteresowań, jednak właśnie od tego albumu rozpocząłem formalny test. Słuchałem najnowszej płyty Lamara, słuchałem, ale nie sprawiało mi to specjalnej przyjemności. Nie sposób jednak pominąć milczeniem świetnego syntetycznego basu oraz obszernej sceny z szeroko rozstawionymi instrumentami. Skoro takich jednoznacznie pozytywnych wrażeń dostarczył repertuar, który zazwyczaj omijam szerokim łukiem, to jak będzie z gatunkami bliższymi memu sercu?
Właśnie budowa sceny od razu przykuwa uwagę słuchacza. Jest po prostu fenomenalna! Szeroka, swobodna, z precyzyjną lokalizacją instrumentów. Dźwięki pozostają stabilnie zakotwiczone w przestrzeni rozciągającej się wokół głowy oraz nad nią. Tylko od fantazji i umiejętności realizatora nagrań zależy, czy usłyszymy je z tyłu, czy też przed sobą. Pod tym względem Audeze MM-500 stanowią prawdziwy ewenement. Ze świecą szukać słuchawek, które pokazałyby wyższość w tej dziedzinie.
Poza tym brzmienie pozostaje neutralne. Żaden zakres nie jest faworyzowany, co w warunkach pracy studyjnej ma kluczowe znaczenie. Z punktu widzenia audiofila to także cecha pożądana, bo przecież sednem naszego hobby jest uzyskanie brzmienia jak najwierniejszego oryginałowi. A to, co bywa miłe dla ucha, nie zawsze odzwierciedla dźwięk prawdziwych instrumentów. Większość melomanów wybierze sprzęt lekko ocieplony i delikatnie eksponujący skraje pasma; uznają go za żywszy i bardziej atrakcyjny od tego, który gra równo i neutralnie. I nie ma w tym nic złego, jednak sprzęt profesjonalny rządzi się nieco innymi prawami, z czego świetnie zadawał sobie sprawę konstruktor MM-500.
Pod względem barwy studyjne planary Audeze są idealnie wyważone. Nic od siebie nie dodają, za to potrafią ukazać w pełnym świetle najlepsze, jak również najgorsze cechy nagrań. Niczym ostatni sprawiedliwy oddzielają realizacje staranne od efekciarskich, nastawionych na chwilowy efekt „wow”. Tych pierwszych można słuchać godzinami, zagłębiać się w każdy dźwięk, smakować grę instrumentów. Te drugie dość szybko wywołują irytację, niczym przesłodzona lemoniada o smaku landrynek pita bezpośrednio po chłodnej źródlanej wodzie. Ale de gustibus…

018 023 32023 2023 001

MM-500 z pozoru nie różnią się od innych słuchawek Audeze

    

Amerykańskie ortodynamiki zawsze wyróżniały się przejrzystością i pod tym względem MM-500 nie odstają od pozostałych propozycji Audeze. Na szczycie hierarchii niepodzielnie królują LCD-5, ale testowany model plasuje się naprawdę blisko flagowca. Dawno już nie słyszałem tylu detali, których obecność jest zazwyczaj maskowana przez wydarzenia rozgrywające się na pierwszym planie. Szelesty, delikatne oddechy i skrzypnięcia ozdabiają nagrania niczym kunsztowny grawer, widoczny pod szkłem powiększającym. Nawet jeśli na niektórych płytach znalazły się przypadkiem, wbrew intencjom realizatorów, to ich odkrywanie sprawia prawdziwą przyjemność.
Ostatni element brzmienia, czyli niskie tony, zostawiłem na deser. Znakomicie wyważone, bez śladu podkolorowania, mogą być punktem odniesienia dla dolnych rejestrów odtwarzanych przez słuchawki. Zawiedzeni nimi będą jedynie miłośnicy przebasowienia i jednostajnego buczenia, ale pozostałym niski zakres pasma reprodukowany przez MM-500 niemal na pewno się spodoba. Bas Audeze można określić słowem: nielimitowany. Widoczne w tabeli danych technicznych pasmo przenoszenia rozpoczynające się od 5 Hz nie jest tylko pobożnym życzeniem producenta, a MM-500 pokażą dosłownie cały dół, jaki został zapisany na płycie. Ale uwaga: nic od siebie nie dodadzą. W efekcie kilka dyżurnych basowych „zgniataczy” wypadło na nich dość blado. Z drugiej strony – akustyczne nagrania gitar ze sztucznie pogrubianym dźwiękiem strun zabrzmiały na MM-500 wręcz karykaturalnie.
Reasumując: Audeze MM-500 to jedne z najlepszych i najbardziej uniwersalnych słuchawek, jakie możecie kupić za dowolne pieniądze. A jeśli pojęcie audiofilizmu sprowadzić do dążenia do jak najwierniejszego odwzorowania naturalnego brzmienia instrumentów, to kalifornijskie nauszniki zajmą jedno z najwyższych miejsc wśród amatorskiego sprzętu stereo.

018 023 32023 2023 001

Gdzieś tam pracują 90-mm

 

przetworniki planarne

    

Konkluzja
Idealne słuchawki do użytku domowego ponoć nie istniały, ale przyszli Amerykanie z Audeze i zrobili MM-500. Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie to kres poszukiwań.
I jeszcze jedno: zapamiętajcie nazwisko Manny’ego Marroquina. Facet ma dopiero 52 lata, ale jeśli nadal będzie korzystał przy pracy z Audeze, to pod względem liczby nominacji i nagród Grammy może prześcignąć samego Quincy Jonesa. Już dziś ma na koncie dziesięć statuetek oraz blisko 40 nominacji. I jest na dobrej drodze do pobicia Mr. Q.

 


 

 

audeze mm 500

 
Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 03/2023