Trawestując pewną nieśmiertelną reklamę – rasowy audiofil podchodzi do cyfryzacji… z pewną taką nieśmiałością. Niektórym hasło „cyfra” już zawsze będzie się kojarzyć wyłącznie z płytą kompaktową, bo pliki, nie mówiąc o serwisach streamingowych, to zło w czystej postaci.
test: 11/2019,
cena: 6500 zł
Nie ma się co dziwić, skoro mnogość dostępnych formatów oraz programów do ich odtwarzania – a co za tym idzie: niezgodności sprzętowych – jest w stanie przyprawić o ból głowy nawet melomana biegłego w sztuce informatycznej. Na ratunek spieszy Roon Labs – firma znana do tej pory z wyjątkowo udanej aplikacji do odtwarzania i katalogowania muzyki. Nucleus to niepozorne urządzenie, którego nikt nie zauważy w naszym systemie, dopóki nie wskażemy go palcem. Pozory jednak mylą. Ten skromny prostopadłościan to serwer, który ma integrować praktycznie wszystko, co znajdzie w swoim zasięgu – inne serwery, streamery, odtwarzacze, komputery, telefony, itd. Krótko mówiąc: Nucleus zajmuje się wyszukiwaniem i odtwarzaniem muzyki, a rewolucyjnym pomysłem jest brak bezpośredniej interakcji użytkownika z urządzeniem, ponieważ pozbawione jest ono myszy, klawiatury oraz wyświetlacza. Jest za to Ethernet, który połączy Nucleusa z naszą siecią domową. I są złącza USB, przez które podłączymy dyski twarde, serwery i przetwornik c/a. Całą tą bitową zbieraninką zarządza bajecznie prosta w obsłudze aplikacja Roona, którą można sobie wgrać do smarfonu, tabletu lub komputera. I gotowe! Do ery cyfryzacji przeszliśmy praktycznie suchą stopą.