HFM

artykulylista3

 

Marantz SA-KI Ruby / PM-KI Ruby

020 029 Hifi 04 2019 001
Rok 1979 to był rok! W Polsce rozpoczął się „zimą stulecia”, która jeszcze dziś jest wspominana na równi z biblijnym potopem. Jakby mało było klęsk, 15 lutego doszło do tragicznego wybuchu gazu w warszawskiej Rotundzie PKO. Jednak bez wątpienia najważniejszym wydarzeniem tego roku nad Wisłą była pierwsza pielgrzymka papieża Jana Pawła II.


Wielki świat też nie narzekał na nudę. Na początku stycznia USA i Chiny nawiązały stosunki dyplomatyczne i już dwa tygodnie później pierwsi mieszkańcy Kraju Środka poznali smak zakazanej do tej pory Coca Coli. W tym samym czasie władzę w Iranie przejął ajatollah Chomeini i tam z kolei brązowy napój gazowany stał się narzędziem szatana. Natomiast w sąsiednim Iraku prezydentem został Saddam Husajn, znany w świecie miłośnik filmów z Jamesem Bondem, piosenek Franka Sinatry oraz gazu musztardowego.



Burzliwy rok 1979 zakończył się wkroczeniem Rosjan do Afganistanu z tzw. braterską pomocą.
Tegoż samego roku w świecie hi-fi wybuchła prawdziwa rewolucja. 8 marca Philips po raz pierwszy publicznie zaprezentował nowy nośnik – płytę kompaktową. Z kolei japoński koncern Sony zapoczątkował zupełnie inną modę i wypuścił pierwszego Walkmana. Firma Bowers & Wilkins skonstruowała pierwszą wersję kolumn 801, a Radmor ukazał światu następcę amplitunera 5100 – model 5102 Stereo HiFi Quasi Quadro.
Rok 1979 zapoczątkował także współpracę skromnego japońskiego inżyniera Kena Ishiwaty z Marantzem.

020 029 Hifi 04 2019 002 Wyjątkowość jubileuszowej
edycji podkreśla sygnatura
Kena Ishiwaty oraz rubin
wpuszczony w obudowę.

 


Narodziny gwiazdy
Według dawnych greckich wierzeń ludzkie losy leżały w rękach bogiń zwanych Mojrami. Ich wyrokom podlegali wszyscy – ludzie i bogowie – i nie było od nich odwołania. Choć to tylko mity, to patrząc na karierę Kena Ishiwaty można podejrzewać, że od wczesnego dzieciństwa jego życiem kierowało przeznaczenie, tkane przez boginię Klotho.
Urodzony w 1947 roku, od najmłodszych lat zdradzał niepospolite zainteresowania. Mieszkając nieopodal amerykańskiej bazy wojskowej, szybko zakolegował się z dziećmi stacjonujących tam rodzin. Zaskakujące zdolności lingwistyczne, dzięki którym błyskawicznie nauczył się języka angielskiego, były tylko jednym z licznych talentów Ishiwaty. Należy przy tym pamiętać, że wciąż żywe były wspomnienia przegranej wojny i przyjaźń młodego Kena z dziećmi „białych diabłów” nie wzbudzała entuzjazmu wśród znajomych i sąsiadów.

020 029 Hifi 04 2019 002 Eleganckie i stonowane
wzornictwo nawiązuje
do topowej linii Premium.

 


Jeszcze jako dziecko Ken rozpoczął naukę gry na skrzypcach. W jego domu wciąż rozbrzmiewała muzyka. Rodzice dysponowali bogatą płytoteką, jednak chłopiec dość szybko się zorientował, że dźwięki wydawane przez ówczesne urządzania grające nijak się mają do żywego instrumentu. Jako że państwo Ishiwata nie należeli do osób majętnych i nie stać ich było na kupno sprzętu hi-fi z prawdziwego zdarzenia, Ken postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. W wieku 10 lat zaprojektował i samodzielnie zbudował swój pierwszy wzmacniacz lampowy, oczywiście monofoniczny.
Audiofilskiego bakcyla połknął kilka lat później, za sprawą ojca kolegi, dysponującego wspaniałym, jak na owe czasy, sprzętem grającym. Wprawdzie bywał u niego wcześniej, ale dopiero wtedy pierwszy raz słuchał naprawdę świadomie. Ten odsłuch nagrania orkiestry symfonicznej pozostał w jego pamięci na całe życie. A głównym sprawcą niezwykłych doznań muzycznych był przedwzmacniacz Marantz Model 7C. Gdyby nie nić życia, snuta już przez mityczną boginię Klotho, można by rzec, że praktycznie to jedno popołudnie zadecydowało o całej przyszłości Ishiwaty.

020 029 Hifi 04 2019 002 Dzięki grubym panelom front
odtwarzacza sprawia wrażenie
niezniszczalnego.

 


Po długich błaganiach ojciec kolegi pożyczył Kenowi swój wspaniały przedwzmacniacz. Ten dokładnie przeanalizował jego budowę i na tej podstawie wykonał własny klon. Jednak brzmienie 7C „KI Edition” nie sięgało oryginałowi do pięt. Zmieniając kolejne podzespoły i analizując ich działanie, Ken zrozumiał, że każdy, nawet najdrobniejszy szczegół, wpływa na ostateczny efekt brzmieniowy. I to stało się jego życiowym mottem.
W 1979 roku, po zdobyciu dyplomu tokijskiej politechniki i odbyciu kilkuletniej praktyki projektanta hi-fi w Pioneerze, młody inżynier trafił do firmy z młodzieńczych marzeń – Marantz Japan.

020 029 Hifi 04 2019 002 Szeroko rozstawionym gniazdom niestraszne nawet grube łączówki.

 


Audiofilska dyplomacja
Pierwszym jej właścicielem był amerykański producent magnetofonów Superscope, który w 1964 roku odkupił wszystkie udziały od założyciela firmy, Saula Bernarda Marantza. Akurat w tym czasie cały świat hi-fi przechodził z lamp na tranzystory. Wprowadzając nową technologię, Amerykanie szukali w Japonii partnera, który byłby w stanie wyprodukować wysokiej jakości komponenty w niskiej cenie. A trzeba wiedzieć, że Kraj Wschodzącego Słońca był wówczas prawdziwym zagłębiem elektronicznym świata. Dzięki słabemu jenowi oraz wrodzonej sumienności Japończyków tamtejsze fabryki mogły zaoferować najlepsze podzespoły i gotowe urządzenia w niezwykle konkurencyjnych cenach.

020 029 Hifi 04 2019 002 Tradycyjnie dla Marantza
wyjścia oznaczono innym tłem.

 


Na apel Superscope odpowiedziała firma Standard Radio Corporation of Japan. Ona z kolei po kilku latach odkupiła udziały od Amerykanów i przemianowała się na Marantz Japan.
W grudniu 1980 roku Marantz został kupiony przez Philipsa. Przejęcie firmy przez Holendrów zbiegło się w czasie z wprowadzeniem formatu CD. Kojarzony z analogowymi wzmacniaczami Marantz otrzymał nagle dostęp do najnowocześniejszych technologii cyfrowych, a przed głodnym wiedzy projektantem otwarły się zupełnie nowe możliwości.

020 029 Hifi 04 2019 002 Układy wejściowe otoczone
ekranem.

 


Pracując w japońskim oddziale Marantza, Ishiwata był jedynym tamtejszym inżynierem, który płynnie mówił po angielsku. Z tego powodu musiał uczestniczyć w szczegółowych dyskusjach i naradach z ludźmi z Philipsa. Będąc osobą na wskroś analogową, szybko poznawał tajniki dźwięku cyfrowego, aby później umiejętnie przekazać tę wiedzę swoim japońskim współpracownikom. W rezultacie, po dwóch latach awansował na menedżera do spraw rozwoju produktu.
Część jego pracy polegała na badaniu nowo projektowanych urządzeń, które dopiero po pozytywnej weryfikacji trafiały do produkcji. Jednym z przywilejów tego stanowiska była możliwość modyfikowania wybranych modeli wedle własnego uznania. Po wprowadzeniu do sprzedaży pierwszych odtwarzaczy CD oraz zachłyśnięciu się cyfrowym formatem, szybko przyszło rozczarowanie wynikające z niedoskonałości brzmieniowych. Wspominając swoje doświadczenia z Modelem 7C, Ken Ishiwata zaczął przywracać w modyfikowanych urządzeniach ciepły charakter wokali oraz pamiętaną z młodości trójwymiarową przestrzeń, obce ówczesnym nagraniom odtwarzanym z cyfrowych nośników.

020 029 Hifi 04 2019 002 Sekcja cyfrowo-analogowa
SA-KI Ruby w pełnej krasie.

 


Po kilku latach nieformalnej działalności nadano Ishiwacie oficjalny tytuł ambasadora marki. Pierwszy taki na świecie.
W 1986 roku rozpoczęła się era edycji specjalnych. Urządzenia modyfikowane przez Kena Ishiwatę otrzymywały dopisek „KI Signature”, a zmianom poddawane były wybrane odtwarzacze i wzmacniacze. Dotknięcie ręki mistrza miało im nadawać ostateczny blask.
W 2001 roku nastąpiła kolejna i bynajmniej nie ostatnia zmiana właścicielska. Tym razem to Marantz Japan kupił od Philipsa udziały w firmie, wraz z europejskimi i amerykańskimi oddziałami. Rok później Marantz połączył siły z Denonem, tworząc koncern D&M Holdings.
Na początku 2017 roku D&M Holdings został z kolei przejęty przez amerykańską firmę Sound United, należącą do DEI Holdings. Na szczęście, wszyscy kolejni właściciele doceniali wkład Ishiwaty w rozwój Marantza oraz propagowanie firmy na świecie.

020 029 Hifi 04 2019 002 Firmowy transport Marantza
w całości wykonany z metalu.

 


W 2018 roku, dla uhonorowania czterdziestej, rubinowej rocznicy współpracy Ishiwaty z Marantzem, zadecydowano o stworzeniu limitowanej serii, złożonej z odtwarzacza i wzmacniacza. Powstało tysiąc zestawów: 500 czarnych i 500 złotych. Nie są to zmodernizowane wersje dotychczasowych urządzeń, lecz nowe, zaprojektowane specjalnie z tej okazji. Pieczę nad ich powstaniem sprawował sam jubilat, o czym świadczy sygnatura „KI” w nazwie.
Do Polski trafiło pięćdziesiąt kompletów o niskich numerach. Do testu otrzymaliśmy zestaw z oznaczeniem jednocyfrowym, utrzymany w szampańskich barwach.
Oba urządzenia zapakowano we wspólny podwójny karton i nie można ich kupić osobno. Wewnątrz, poza certyfikatem autentyczności z autografem Kena Ishiwaty, znajdziemy to, co zazwyczaj umieszcza się w pudle ze sprzętem, czyli instrukcje, piloty i komplet kabli. Na tym etapie nie dostrzegłem niczego szczególnego, lecz po rozpakowaniu urządzeń sytuacja uległa zmianie.

020 029 Hifi 04 2019 002 Jubileuszowy wzmacniacz czaruje „magicznym okiem”.

 


Budowa
Odtwarzacz SA-KI Ruby
Odtwarzacz SA-KI Ruby robi wrażenie masą 17 kg. Jego wyjątkowość podkreśla krwistoczerwony rubin, osadzony na górnej ściance oraz laserowo wycięty podpis projektanta.
Obudowę zdobi aluminiowy panel. Wnętrze i tylną ściankę pokryto warstwą miedzi. Poza walorami wizualnymi, chroni ona układy elektroniczne przed wpływem zakłóceń elektromagnetycznych i radiowych.
Urządzenie posadowiono na antywibracyjnych stopach, wyposażonych w absorbery drgań. Warstwowa konstrukcja podstawy i 5-mm aluminiowa pokrywa mają eliminować resztki rezonansów, które ewentualnie przedarłyby się przez barierę z absorberów.

020 029 Hifi 04 2019 002 We wzmacniaczu próżno szukać wejść cyfrowych.

 


Front jest typowy dla Marantza z serii Premium i do złudzenia przypomina flagowy model SA-10. Centralny wyświetlacz i umieszczoną nad nim szufladę transportu otaczają lekko wygięte do tyłu panele. Na ich styku wpuszczono niebieskie diody, podświetlające boki, ale na szczęście można je wyłączyć. W sąsiedztwie maskownicy transportu oraz wyświetlacza umieszczono kilka najważniejszych przycisków. Pozostałe są dostępne na pilocie.
Pod wyświetlaczem znalazło się miejsce na włącznik zasilania, wyjście słuchawkowe duży jack wraz z potencjometrem głośności oraz przycisk wyboru źródła.

020 029 Hifi 04 2019 002 Wyróżnione wejścia
odtwarzacza CD i gramofonu
pokrywa warstwa niklu.

 


Poza standardowymi, szeroko rozstawionymi gniazdami RCA oraz wyjściami cyfrowymi, na tylnej ściance widać koaksjalne i optyczne wejście cyfrowe oraz dwa porty USB. Pierwszy z nich, typu A, umożliwia podłączenie przenośnych pamięci lub zewnętrznego twardego dysku. Wbudowany odtwarzacz plików obsłuży nagrania PCM do 24 bitów/194 kHz oraz DSD 2,8 MHz. Ze względu na usytuowanie gniazda USB z tyłu urządzenia, sugeruję podłączenie na stałe twardego dysku o dużej pojemności, bowiem każdorazowe celowanie na oślep pendrivem może porysować miedziowaną powierzchnię. Drugie gniazdo USB, asynchroniczne typu B, umożliwia podłączenie komputera lub zewnętrznego stacjonarnego odtwarzacza plików (PCM 32/384 oraz DSD 11,2 MHz).

020 029 Hifi 04 2019 002 Miedziowane terminale
głośnikowe konstrukcji Marantza.

 


Urządzenia nie wyposażono natomiast w analogowe wyjście XLR. Wejść zbalansowanych nie ma także w „rubinowym” wzmacniaczu.
Wnętrze SA-KI Ruby jest nabite elektroniką. Podzielono je na sekcję wejść i wyjść, ekranowany napęd, DAC oraz zasilacz, karmiący prądem całe towarzystwo.
Ten ostatni zbudowano w oparciu o duży transformator toroidalny, nawinięty drutem z miedzi beztlenowej. Niezależne linie doprowadzają energię do transportu, układów sterujących oraz sekcji cyfrowej i analogowej. W tej ostatniej zastosowano m.in. wyselekcjonowane kondensatory Nichicon Super Through. Do prostowania napięcia wykorzystano wysokoprądowe diody Schottky’ego, a do filtrowania – kondensatory Elny i Nichicona.

020 029 Hifi 04 2019 002 Podzespoły we wzmacniaczu
mają komfortowe warunki pracy.

 


Centralnie umieszczony transport jest autorską konstrukcją Marantza – zmodyfikowaną wersją napędu, zastosowaną w referencyjnym SA-10, noszącą symbol SACDM-3. Wykonany z metalu mechanizm pracuje bezszelestnie. Napęd umieszczono na amortyzowanej podstawie, a od góry nakryto grubym ekranem. Poza krążkami CD i SACD, „rubinowy” odtwarzacz czyta płyty nagrywalne, również DVD, z plikami hi-res.
Podobnie jak flagowy SA-10, SA-KI Ruby wykorzystuje do konwersji c/a schludne rozwiązanie o nazwie Marantz Musical Mastering. Zastosowano w nim dwa zegary, dla każdej z grup częstotliwości próbkowania. Sygnały wejściowe PCM są w nim poddawane upsamplingowi do formatu DSD 256 (11,2 MHz), a następnie przechodzą przez filtr analogowy i trafiają do stopnia wyjściowego, zbudowanego w oparciu o moduły HDAM-SA3. Marantz Musical Mastering pochodzi z 1992 roku i był odpowiedzią na scalone wzmacniacze operacyjne. W odróżnieniu od nich, każdy HDAM jest zbudowany z elementów dyskretnych. Na marginesie dodam, że cały tor sygnałowy jest zbalansowany, więc te XLR-y jednak by się przydały. Podobne moduły, tym razem HDAM-SA2, zastosowano we wzmacniaczu słuchawkowym. Zależnie od impedancji nauszników możliwe jest ustawienie wstępnej głośności w trzystopniowej skali.

020 029 Hifi 04 2019 002 Masywne stopy
z absorberami drgań.

 


Wzmacniacz PM-KI Ruby
Jubileuszowy wzmacniacz PM-KI Ruby zawiera elementy topowego PM-10. Jego wyjątkową pozycję w firmowej hierarchii podkreśla także krwistoczerwony kamień szlachetny i laserowy podpis jubilata na górnej krawędzi obudowy.
Podobnie jak to miało miejsce w przypadku testowanego niedawno zestawu 8006 („HFiM 12/18”), PM-KI Ruby jest konstrukcją czysto analogową. Nie znajdziemy w nim DAC-a ani łączności bezprzewodowej.
Pod względem wizualnym nawiązuje do flagowego PM-10. Identycznie wyglądają wygięte do tyłu podświetlane boczne panele, aluminiowe pokrętła regulatora siły głosu i wybieraka wejść oraz najbardziej charakterystyczny element, czyli „magiczne oko” z wyświetlaczem. Poza głównym włącznikiem zasilania oraz wyjściem słuchawkowym 6,35 mm nie ma już nic – żadnej uchylnej klapki. Pozostałe funkcje aktywuje się pilotem.

020 029 Hifi 04 2019 002 Moduł phono MM/MC
– powód do dumy Kena Ishiwaty.

 


Antywibracyjna i przeciwzakłóceniowa obudowa została posadowiona na wysokich stopach z absorberami drgań. Pomimo dostojnego wyglądu dziwić może masa urządzenia, o 1,5 kg niższa od odtwarzacza. Wynika ona z zastosowania niecodziennych rozwiązań.
Płytki i układy nie siedzą sobie na głowach, lecz mają wokół siebie trochę powietrza. Rozmiary transformatora toroidalnego w centralnej części urządzenia jakoś nie licują z prestiżowym charakterem „rubinowego” piecyka. Jednak w tym przypadku gabaryty nie mają znaczenia.
W PM-KI Ruby zrezygnowano z potężnego zasilacza liniowego z osobnymi odczepami dla każdej sekcji. Zamiast niego najważniejsze sekcje mają własne zasilanie, odseparowane od pozostałych. Ekranowany toroid – widoczny w centralnej części obudowy – zasila przedwzmacniacz oraz układy wejścia. Także tutaj zastosowano firmowe moduły HDAM-SA3. Wszystkie wejścia i wyjścia są aktywowane przekaźnikami Takamisawy. Za regulację głośności odpowiada scalona drabinka rezystorowa sterowana mikroprocesorem.

020 029 Hifi 04 2019 002 Tajna broń Marantza: Hyper
Dynamic Amplifier Module SA3.

 


Pod płytką z przedwzmacniaczem znalazło się miejsce dla modułu korekcyjnego, oddzielonego od reszty podzespołów blaszanym ekranem. Ken Ishiwata jest tak dumny z przedwzmacniacza gramofonowego, że nadał mu odrębną nazwę – Marantz Musical Premium Phono EQ. Wzmacniacz PM-KI Ruby może współpracować z gramofonami wyposażonymi we wkładki MM i MC. Do redukcji zniekształceń wykorzystano tu dwustopniowe wstępne wzmocnienie na bazie tranzystorów JFET oraz modułów HDAM z korekcją EQ bez pętli sprzężenia zwrotnego.
Wzmacniacz słuchawkowy również jest porządny. Także w nim znalazły się firmowe moduły HDAM, a precyzyjna regulacja balansu jest dostępna z poziomu menu. W podobny sposób można regulować natężenie niskich i wysokich tonów.

020 029 Hifi 04 2019 002 Końcówki mocy w postaci
modułów Hypexa pracują w klasie D.

 


Zamiast standardowej końcówki mocy na tranzystorach przymocowanych do potężnego radiatora zastosowano dwa niewielkie, za to bardzo sprawne moduły NCore NC500 holenderskiej firmy Hypex, pracujące w klasie D. Każdy dysponuje mocą sięgającą 700 W przy 4 ?, jednak na potrzeby PM-KI Ruby ograniczono ją do 100 W/8 ? i 200 W/4 ?. Oba moduły wzmacniające są zasilane własnym układem impulsowym SMPS600 Hypexa. Ominięto w ten sposób potrzebę montowania dużego i ciężkiego toroidu. Podobne końcówki mocy Marantz stosował wcześniej w przywoływanym już topowym PM-10.
Tylna ścianka aż lśni od warstwy miedzi. Znajdziemy na niej całą kolekcję gniazd najwyższej jakości. Na szczególną uwagę zasługują wejście CD oraz gramofonowe, wykonane ze srebrzonej miedzi. Pozostałe gniazda to cztery wejścia liniowe, dwa wyjścia oraz wejście do końcówki mocy, wszystkie złocone.
Zamontowane centralnie miedziowane terminale głośnikowe pochodzą z warsztatów Marantza. Zamiast zdać się na któregoś ze światowych potentatów, np. WBT, japońscy inżynierowie opracowali własne, noszące symbol SPKT-100+, bardzo wygodne w codziennym użytkowaniu.

020 029 Hifi 04 2019 002 Pionowe płytki
w przedwzmacniaczu to HDAM-SA3.

 


Wrażenia odsłuchowe
System Marantza rodzi duże oczekiwania brzmieniowe. Można w nim znaleźć sporo podzespołów wykorzystywanych przy produkcji flagowej serii 10, a poza tym stoi za nim 40 lat doświadczenia Kena Ishiwaty, który niejednokrotnie udowadniał, że ma dobrą rękę do hi-fi.
Urządzenia przyszły do mnie w stanie fabrycznym, więc nieodzowne było zafundowanie im tygodniowej rozgrzewki. I choć w ciągu tych kilku dni niezobowiązująco przesłuchałem na nich to i owo, to formalny test zacząłem zwyczajowo od muzyki poważnej. Później płynnie przeszedłem do lekkiego jazzu i... orkiestra stop! Po kilkunastu płytach zorientowałem się, że coś jest nie tak. Jedne nagrania brzmiały fascynująco, inne zaś zniechęcały do siebie już po kilkudziesięciu sekundach. Nie były gorsze pod względem technicznym, wykonawcy także pierwszego sortu, jednak muzyce brakowało życia.
Sięgając pamięcią do wszystkich prezentacji Kena Ishiwaty, w jakich uczestniczyłem, do wszystkich wywiadów, jakie przeczytałem, starałem się odnaleźć klucz, którym kierował się przy kształtowaniu brzmienia zestawu. I znalazłem. Były to emocje towarzyszące rejestracji materiału.
Nawet najlepsze technicznie nagranie, rejestrowane na odległość w kilku studiach i miksowane bez fizycznego udziału muzyków, brzmiało bezpłciowo. Nie słychać było interakcji między wykonawcami, emocji towarzyszących sesjom nagraniowym, tej „chemii” panującej w zespole. Dotyczyło to także nagrań klasyki. Inaczej bowiem odbierałem płyty zarejestrowane na żywo w kościołach i salach koncertowych, a inaczej wersje studyjne, których priorytetem było uzyskanie perfekcyjnego poziomu technicznego i nieskazitelnej jakości dźwięku.

020 029 Hifi 04 2019 002 Obie końcówki mocy
bezpośrednio przy gniazdach
głośnikowych. Zasilanie dostarcza
moduł Hypexa.

 


Kiedy już odkryłem sekret prawdziwej natury Marantza, rozpocząłem odsłuchy od początku. Tym razem jednak nie skupiałem się na analizie aspektów brzmienia, lecz odbierałem muzykę jako całość. Przecież Bach czy Mozart, komponując swoje dzieła, nie zastanawiali się, jak kilkaset lat później zabrzmią fortepian czy kontrabas, tylko czy barwa tych instrumentów będzie pasowała do charakteru utworu i uwypukli emocje, jakie powinien on wywołać u słuchaczy. Nie oznacza to jednak, że przestałem zwracać uwagę na charakter dźwięku czy budowę sceny.
Wkładając do odtwarzacza kolejne płyty, pozostawałem sam na sam z wykonawcami. W zależności od sposobu realizacji jedni byli ode mnie oddaleni, inni lądowali tuż przed nosem, ale za każdym razem był to koncert dla jednego słuchacza. Wiarygodnie została zaprezentowana przestrzeń i panorama stereofoniczna. Makro- i mikrodynamika dawały namiastkę uczestniczenia w występie na żywo, a nad wszystkim oczywiście górowały emocje. Najlepszym przykładem może być potrójny koncert C-dur op. 56 Beethovena na fortepian, skrzypce i wiolonczelę (Richter – Ojstrach – Rostropowicz i von Karajan). Jak głosi legenda, w trakcie sesji nagraniowej dochodziło do dzikich awantur. Zamiast harmonijnego dialogu trzech instrumentów z orkiestrą odbywała się walka trzech samców alfa o najlepsze miejsce w blasku jupiterów. A nad wszystkim unosiło się monstrualnie rozrośnięte ego szefa Berlińskich Filharmoników, dla którego priorytetem okazało się wystudiowane zdjęcie na okładce płyty. Z trzema wirtuozami robiącymi za tło. Po pięćdziesięciu latach od pamiętnej sesji brzmienie pokryła patyna czasu, jednak Marantzowi udało się wydobyć większość emocji buzujących w czasie rejestracji materiału. Był jak wehikuł czasu, dzięki któremu można było się cofnąć do 1969 roku i przez chwilę podejrzeć czterech gigantów muzyki.

020 029 Hifi 04 2019 002 Zasilacz preampu tworzą
transformator toroidalny
i kondensatory Elny.

 


Podobne odczucia miałem, słuchając większości występów na żywo, nawet jeśli techniczna strona nagrania daleka była od audiofilskich standardów. Od tych jednak, które pozwały delektować się także brzmieniem, trudno było się oderwać. Bez wątpienia można do tej grupy zaliczyć występ kwintetu Arne Domnerusa oraz Benny Watersa w legendarnym klubie Pawnshop, koncerty Dire Straits, Deep Purple i Pink Floydów.
Największą niespodziankę sprawiła jednak płyta „Bursting Out” Jethro Tull. Ze wzglądu na paskudną jakość techniczną sięgam po nią tylko od wielkiego dzwonu i jego bicie usłyszałem właśnie przy okazji testu zestawu KI Ruby. To nic, że brzmienie pozostawało dalekie od doskonałości, a akustyczna gitara Iana Andersona brzmiała niczym tania zabawka. Atmosfera koncertu była wszak fantastyczna. Niezwykle rzadko słucham tej płyty, ale gdybym kupił jubileuszowy zestaw Marantza, to stanęłaby na najbliższej półce. Tuż obok „Bluesa” Breakoutów z niepowtarzalną gitarą Dariusza Kozakiewicza.
Reasumując: po czterech dekadach Ken Ishiwata dotarł do sedna wszystkich urządzeń grających – przekazywania prawdziwych emocji zawartych w muzyce. Można się dziwić, że trwało to aż czterdzieści lat, ale tylko nielicznym konstruktorom ta sztuka się w ogóle udaje. Ci, którzy docierają do tego etapu, oferują zwykle urządzenia idące w dziesiątki i setki tysięcy złotych, będące poza zasięgiem większości audiofilów oraz melomanów. Na ich tle zestaw KI Ruby okazuje się wyjątkowo przystępny.

020 029 Hifi 04 2019 002 Do obu urządzeń
dołączono identyczne
piloty systemowe.

 


Konkluzja
Biorąc pod uwagę zaawansowanie techniczne urządzeń, ich prawdopodobną wartość kolekcjonerską oraz „osobowość” uważam, że trafia się właśnie tzw. życiowa okazja. Na następną przyjdzie nam czekać kolejną dekadę.

 

ruby2

 

 

Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 04/2019


Pobierz ten artykuł jako PDF