HFM

artykulylista3

 

Chord Electronics Étude

038 043 Hifi 001W high-endowych wzmacniaczach znajdziemy różne rozwiązania, różne technologie,  różne wzornictwo. Każdy producent chce przyciągnąć uwagę klientów nie tylko pomysłem na brzmienie, ale też wyglądem i listą technicznych innowacji. Wydaje się jednak, że mimo licznych różnic wszystkie urządzenia tej kategorii łączy jedna uniwersalna cecha: wysoka masa. A im większa, tym lepiej.





Ostatnio większości wzmacniaczy nie jestem już nawet w stanie samodzielnie wyjąć z pudełka; zdecydowanie potrzeba do tego dwóch osób. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy do testu został dostarczony, a właściwie to przyniesiony pod pachą – wzmacniacz mocy Chord Electronics Étude o masie netto... 3,5 kilograma.


Seria
Étude wchodzi w skład serii Choral. Obecnie znajdziemy w niej jeszcze: przetwornik DAVE, przedwzmacniacz liniowy Prima i przedwzmacniacz korekcyjny MC Symphonic. Ponadto Chord oferuje finezyjne racki – stojaki, pełniące funkcję audiofilskiego stolika z jednej strony i wzorniczego dopełnienia firmowej elektroniki z drugiej. Kto raz widział taki set, doskonale zrozumie, o czym mówię. Trzy urządzenia „zawieszone” pod kątem około 30 stopni w lśniących chromowanych rusztowaniach wyglądają obłędnie. Sęk jednak w tym, że w aktualnej ofercie komplet prezentowany na zdjęciach reklamowych już nie istnieje. Bo obok Étude i DAVE’a (ta nazwa to nie imię, ale skrót od Digital to Analogue Veritas in Extremis – czego tłumaczyć nawet nie wypada) znajduje się na nich transport BLU mkII, który został wycofany z produkcji i, jak dotąd, nie doczekał się następcy. Mało tego, w obecnym katalogu Chorda nie ma już ani jednego urządzenia do odtwarzania płyt CD (odtwarzacz ONE również został wycofany). Jako że rynkowe trendy już jakiś czas temu przestały wróżyć dynamiczny rozwój tego typu urządzeń, trudno przewidywać, co będzie dalej. W końcu można zbudować system złożony tylko z Étude i DAVE’a. Muzykę odtwarzać z plików, a nie z płyt, i ustawić to wszystko na stojaku dwupoziomowym zamiast trzypoziomowego.

 

038 043 Hifi 002

 

Hi-endowy minimalizm
– z tyłu tylko to, co niezbędne

 

 


Założenia
Chord Étude to dzieło Johna Franksa – założyciela, właściciela i głównego projektanta firmy. Przystępując do pracy, Franks miał jeden cel: zbudować końcówkę, która będzie godnym partnerem przetwornika DAVE. Godnym to znaczy takim, który nie tylko pozwoli DAVE’owi zaprezentować pełnię możliwości (a jest to urządzenie, które zdążyło się doczekać wielu entuzjastycznych opinii), ale je również uzupełni.
Zamknięcie w tak kompaktowej obudowie high-endowego wzmacniacza mocy stanowiło niemałe wyzwanie. Klasyczne rozwiązania nie wchodziły w grę, bo po prostu się nie mieściły. Franks zaczerpnął więc inspirację z klasycznych koncepcji teoretycznych autorstwa Malcoma Johna Hawksforda, profesora Uniwersytetu Essex, opublikowanych w 1981 roku. Mowa o artykule „Układy korekcji zakłóceń we wzmacniaczach audio”, który sobie nawet ściągnąłem i zacząłem czytać. Ambitny plan przybliżenia jego treści czytelnikom „Hi-Fi i Muzyki” dosyć szybko legł w gruzach. Już pod koniec pierwszej strony zdałem sobie sprawę, że moje kompetencje wystarczają w zasadzie tylko do przetłumaczenia tytułu. Na podstawie informacji firmy Chord mogę jedynie powiedzieć, że zastosowaną w Étude topologię określa się jako „dual-feedforward error correction” i pełni ona rolę „inteligentnej regulacji i kompensacji pracy tranzystorów”. Podobne podejście spotkamy również w budowie innych urządzeń brytyjskiej wytwórni.

038 043 Hifi 002

 

Tranzystory na szynie chłodzonej miniaturowym radiatorem.

 

 


Budowa
Étude wygląda oryginalnie. A jak na końcówkę mocy w cenie około 20 tys. złotych – nawet bardzo oryginalnie. Prawdopodobnie nie jest ani najmniejszą, ani najlżejszą końcówką na rynku, ale na pewno jest najmniejszą i najlżejszą, jaką kiedykolwiek testowałem, bez względu na cenę. Niepozorne wymiary i wspomniana masa około 3,5 kg mogą wręcz szokować. No i nastawiać sceptycznie. Ale – jak wiadomo – pozory często mylą, więc ocenę lepiej wystawić po odsłuchu niż przed.
Na froncie nie ma żadnego przycisku. Nawet funkcję diody sygnalizującej pracę zastępczo pełni niebieska poświata LED-ów, wydobywająca się z wnętrza przez górną perforację wentylacyjną. Brytyjska końcówka wentyluje się również przez otwory w panelu frontowym, co jest rzadkością. Boki są łukowato zaokrąglone, co także nie należy do często spotykanych zabiegów stylistycznych.
Tył też jest raczej minimalistyczny. Mamy wydzielone zestawy gniazd dla dwóch kanałów. W każdym znajdują się pojedyncze terminale głośnikowe, wejście RCA, wejście XLR oraz hebelek do przełączania polaryzacji. Obok znajdują się gniazdo zasilania oraz główny włącznik. Umieszczenie go z tyłu stanowi jasną wskazówkę, by trzymać wzmacniacz cały czas pod prądem. Bez sygnału na wejściu pobór mocy jest według producenta niewielki. W specyfikacji technicznej nie podano jednak, ile wynosi.
Obudowę wykonano z aluminium, lecz nie ze skręcanych blach, tylko z wyfrezowanego jednego bloku. To znacznie droższa, ale – z drugiej strony – skuteczniejsza metoda uodpornienia obudowy na drgania. Od podłoża urządzenie izolują półokrągłe silikonowe nóżki.
Na każdy kanał przypadają cztery tranzystory. Nie widać ani producenta, ani modelu. Wiadomo jedynie, że to MOSFET-y przygotowane na zamówienie Chorda. Całą ósemkę przytwierdzono do metalowej sztaby, którą od drugiej strony „dozbraja” radiatorek o miniaturowych piórach. Odprowadzane przez niego ciepło jest kierowane wprost na perforację zdobiącą przedni panel.

038 043 Hifi 002

 

Porządne gniazda.

 

 


Układ wyjściowy umieszczono za tranzystorami – na płytce drukowanej, zajmującej ponad połowę urządzenia. Napis na niej zdradza pokrewieństwo z nieprodukowanymi już wzmacniaczami Mezzo. W tej sekcji pracuje również sześć kondensatorów elektrolitycznych o pojemności 12000 µF każdy.
Srebrny bloczek, widoczny przy gnieździe zasilania, to jednofazowy filtr Schaffner FN406, eliminujący zakłócenia elektromagnetyczne. W urządzeniu zastosowano zasilanie typu impulsowego. A dokładniej – układ trzech zasilaczy. Dwa z nich obsługują obwody wzmocnienia każdego kanału. Trzeci wydzielono do obsługi układów pomocniczych. Cała sekcja zasilania znalazła się po lewej stronie, lecz i tak dokładnie się jej nie przyjrzymy, gdyż została „przykryta” dwiema identycznymi płytkami drukowanymi z dodatkową elektroniką. To właśnie na nich mieści się główna część wspomnianego rozwiązania z podwójnym sprzężeniem wyprzedzającym.
Sercem każdej z płytek jest kość NXP TEA1716T, czyli zintegrowany korektor PFC i kontroler HBC. Dzięki zastosowaniu tego układu tranzystory mocy mają pracować w optymalnych warunkach.
W Étude wykorzystano również chłodzenie aktywne. Po włączeniu uruchamia się cichy wiatraczek, przyspieszający przepływ powietrza we wnętrzu. Wzmacniacz pracuje w klasie AB, nie ma więc obawy o przegrzewanie. Prawdopodobnie to relacja niewielkich rozmiarów do całkiem przyzwoitej mocy wyjściowej (150 W przy 4 omach) wymusiła takie właśnie rozwiązanie.
Obudowa jest dostępna w kolorach srebrnym i czarnym. Testowany egzemplarz był czarny. W moim odczuciu prezentował się bardzo ładnie, choć oglądając stronę producenta, można odnieść wrażenie, że czerń co prawda jest oferowana, ale chyba dyskryminowana.

038 043 Hifi 002

 

Środek ciasno upakowany
– po lewej zasilacz, zakryty
dodatkową elektroniką,
po prawej – stopień wyjściowy.

 

 


Konfiguracja systemu
Końcówka mocy Chorda zajęła w redakcyjnym systemie miejsce Conrada-Johnsona MF2250. Resztę toru tworzyły: odtwarzacz Naim 5X z zasilaczem Flatcap 2X, przedwzmacniacz lampowy BAT VK3iX SE oraz monitory Dynaudio Contour 1.3 mkII.
Nie stwierdziłem żadnych problemów z konfiguracją, choć nieco się tego obawiałem. Dynaudio są dość prądożerne i potrafią się odwdzięczyć mocnym wzmacniaczom, a Chord – jak by nie patrzeć – musi pod tym względem budzić nieufność. Odsłuch pokazał, że martwiłem się na zapas.

038 043 Hifi 002

 

Zdublowany układ „inteligentnej
regulacji i kompensacji pracy
tranzystorów”.

 

 


Wrażenia odsłuchowe
Analizę brzmienia zaczynamy od basu, czyli potencjalnego obiektu wątpliwości tych wszystkich, którzy po raz pierwszy spotykają się z takim maleństwem. Na wstępie zaznaczam: bas jest. Jego charakterystyka odbiega jednak nieco od priorytetów większości producentów wzmacniaczy.  Praw fizyki nie da się przeskoczyć, a Chord w tej dziedzinie nie walczy o palmę pierwszeństwa, lecz o utrzymanie się w stawce. Pewien kompromis jest zauważalny i należy się z nim pogodzić. Fani świetnie kontrolowanego basu na pewno będą usatysfakcjonowani. Fani basu bardzo głębokiego – raczej nie. Myślę, że chyba nikt nie powinien być zaskoczony takim obrotem sprawy. Co najwyżej mile, bo ten zakres niskich tonów, który leży w zasięgu Chorda, jest rzeczywiście solidnie dopracowany. Ma siłę, szybkość, impet i konkret – wszystkie atrybuty kontroli. Zachowuje się także neutralnie względem reszty pasma. To taki typ prezentacji, w którym bas się nie narzuca, ale też nie pozostawia odczucia niedosytu. Konstruktorowi Chorda udało się znaleźć złoty środek, dzięki któremu przy każdym rodzaju nagrania zyskujemy gwarancję solidnego fundamentu harmonicznego. A że Étude nie dysponuje basową potęgą, zdolną zatrząść ścianami – to już inna sprawa. Swoją drogą, nie każdy takiego efektu poszukuje; jakość basu wcale nie musi być wprost proporcjonalna do jego głębi.
Dynamika w ogólnej ocenie wypada przyzwoicie. Skala makro na pewno nie bije rekordów, choć na plus odnotowałem bardzo dobrą sprawność i energię, ochotę do grania i odważną stopę rytmiczną. Taka formuła była możliwa do uzyskania dzięki jednemu z większych atutów Chorda, a mianowicie dynamice w skali mikro. Tutaj już ocieramy się o poziom wybitny – szybkość i energia w mniejszej skali mogą zaimponować nawet najbardziej wymagającym.
Świetna kontrola niskich tonów i kapitalna mikrodynamika na swój sposób ustawiają  całe brzmienie, na szczęście – bez skutków ubocznych. Przy takim podejściu może się bowiem zdarzać, że ogólna charakterystyka dźwięku zostaje zdominowana przez efekt utwardzenia. Brytyjczycy musieli mieć świadomość takiego ryzyka, bo udało im się świetnie dopasować kontrolowany fundament do płynności średnich tonów oraz fizjologiczności góry pasma.

038 043 Hifi 002

 

Poza otworami wentylacyjnymi
z przodu nie ma nic więcej.

 

 


Średnica okazuje się bardzo przyjemna w odbiorze. Jest w niej coś z urokliwej malowniczości, nastroju podkreślanego głębokimi barwami i delikatnie zaokrąglonymi konturami. A walory mikrodynamiczne podkreślają czystość całego zakresu. Wszystko tu ze sobą współgra, a sprawność i zwinność brzmienia są tak naturalne i bezpretensjonalne, że pojęcie „kultura wysoka” samo się ciśnie na usta. Każdy instrument ma swoje miejsce, przestrzeń na oddech i wybrzmienie.
Stereofonia trochę odbiega od popularnych tendencji rynkowych. Chord koncentruje się na prawidłowym rozstawieniu aktorów w bazie – tutaj nic się nie zlewa, a lokalizacja instrumentów pozostaje dokładna. W większych składach docenimy także zalety ładnie rozplanowanej głębokości. Może się ona podobać, mimo że konstruktor nie ułatwił sobie zadania wypchnięciem pierwszego planu daleko w przód. Z drugiej strony – fani stadionowej szerokości mogą poczuć lekki niedosyt. Chord gra bowiem w tym aspekcie nieco zachowawczo. Co prawda, jest w stanie ustawić niuanse przestrzenne w zaskakujących punktach pokoju odsłuchowego, ale na pewno cecha ta nie jest jego wizytówką.


Góra pasma jest taka, jak lubię: świeża i bez zbędnych ostrości. „Fizjologiczna” interpretacja tego zakresu może mieć tylu zwolenników co przeciwników. Osobiście uważam, że sposób, w jaki zagrał Chord, jest bliższy temu, co rzeczywiście można usłyszeć na żywo. Przy odsłuchu urządzeń grających odważną górą zdarza mi się niekiedy odnieść wrażenie, że producent uprawia sztukę dla sztuki. Jakby chciał udowodnić, że może z sopranów wycisnąć więcej niż konkurencja, zapominając o naturze realnego brzmienia. W przypadku Étude o takich popisach nie ma mowy. Najwyższy zakres jest tylko naturalnym przedłużeniem średnicy, a nie jakimś samozwańczym bohaterem audiofilskiego przedstawienia. Takie podejście zwiększa przyjemność ze słuchania i sprzyja angażowaniu się w muzyczną treść, a nie w brzmieniowe analizy.
Jeżeli chodzi o repertuar, to Chord okazał się relatywnie uniwersalny. Jedynym odstępstwem od tej reguły była symfonika. Ten rodzaj nagrań potrzebuje solidnego kopnięcia na samym dole pasma, a – jak wiadomo – Chord poświęca głębię w imię lepszej kontroli. Pozostałe gatunki wypadają już bardzo dobrze. Co ciekawe, nawet w cięższym rocku podejście Étude okazuje się całkiem udane. Dla gitary basowej najniższe składowe nie są tak istotne jak dla kontrabasu, za to lepsza kontrola i czystość średnicy pozwala się cieszyć wyraźniejszym środkiem. Nawet w ścianie gitarowego dźwięku Chord się nie gubi. W wokalistyce, tak zwanej muzyce środka, chilloucie czy fortepianie – nie pojawił się najmniejszy problem z prawidłowym oddaniem barw instrumentów i temperamentu wykonawcy.
Étude nie sili się na imponowanie za wszelką cenę. Nie narzuca słuchaczowi swojego stylu. Nie eksponuje żadnego szczególnego elementu brzmienia. Nawet ponadprzeciętna kontrola basu i mikrodynamika nie odciągają uwagi od esencji muzyki. Słuchacz nie jest atakowany fajerwerkami. Nie ma mowy o ekstrawagancjach. Pojawia się za to przyjemne audiofilskie mrowienie, oznaczające satysfakcję z kontaktu z dobrym dźwiękiem.


W ogólnym rozrachunku brzmienie Étude zaskakuje, choć nie powinno. Zaskakuje, bo jak na końcówkę mocy o takiej masie jest stosunkowo uniwersalne i dynamiczne. Co prawda, brakuje nieco najniższego basu, ale zdarza się, że i wzmacniacze wagi ciężkiej potrafią poświęcić nieco głębi na rzecz lepszej kontroli. Nie powinno natomiast zaskakiwać, bo jak na urządzenie za 20 tysięcy złotych oferuje jakość brzmienia, jakiej można oczekiwać. Nie ulega wątpliwości, że konstruktor Chorda przygotował wzmacniacz mały ciałem, ale wielki duchem.
Na koniec jeszcze jeden wniosek, który wydaje się kluczowy. Otóż mógłbym się założyć, że zdecydowaną większość rzeczywistych kupców końcówki Étude będą stanowili posiadacze przetwornika DAVE lub osoby, które planują go kupić w następnej kolejności. Trudno mi sobie wyobrazić, że urządzenie o tak oryginalnym wyglądzie i charakterystyce mogłoby stanowić realne zagrożenie dla innych wzmacniaczy w zbliżonej cenie. Nie chodzi mi bynajmniej o jakość brzmienia, bo ta, jak już zaznaczyłem, pozostaje adekwatna do ceny. Chodzi raczej o to, że Étude to urządzenie z założenia zoptymalizowane pod kątem współpracy z firmowym konwerterem, zaprojektowane tak, aby pasować do firmowych stojaków.
Idea testu tej końcówki bez dopełnienia firmową elektroniką jest więc ciekawa i oryginalna – tak jak oryginalne jest samo urządzenie. Ale system Chorda z pewnością zagrałby lepiej niż jakiekolwiek inne, choćby nawet bardzo dobrze dopasowane parametrami zestawienie.

038 043 Hifi 002

 

Étude jest naprawdę niewielki.

 

 


Konkluzja
Étude to wzmacniacz oryginalny, o dopracowanym brzmieniu. Żałuję, że nie miałem okazji posłuchać go w zestawie z przetwornikiem DAVE, do współpracy z którym został zaprojektowany. Bo skoro w obcym systemie pozostawił po sobie tak dobre wrażenie, to w firmowym powinno być jeszcze lepiej.

 

 

 

2021 03 24 21 04 15 038 043 Hifi 03 2021.pdf Adobe Reader

 

Mariusz Malinowski
Źródło: HFM 03/2021