HFM

artykulylista3

 

Soulution 311

36 41 Hifi 06 2018 001
Soulution to dobrze u nas znana szwajcarska marka. Specjalizuje się w produkcji wybitnych urządzeń w kosmicznych cenach. Okazuje się jednak, że nawet władcy przestworzy schodzą czasem na Ziemię. Do serii 5 i 7, skierowanych do najbardziej zamożnych melomanów, dołączyła w ubiegłym roku podstawowa linia 3 – nadal droga, choć już nie ekstremalnie.

Urządzenia serii 3 Soulution zaprezentowało po raz pierwszy na wystawie Hi End 2017 w Monachium. Konstrukcyjne pokrewieństwo z wyżej plasowanymi modelami istnieje, choć niewątpliwie tak duże zejście z ceny (w przybliżeniu jest o połowę taniej niż w serii 5 i nawet o 75 % taniej niż w serii 7) musiało się wiązać z przyjęciem pewnych kompromisów. Jednak wypominanie oszczędności akurat tej firmie jest nie na miejscu. Z perspektywy audiofila zdecydowanie bardziej wolę wyrazić radość, że Soulution oferuje urządzenia w cenach typowych dla solidnego high-endu, niż na siłę doszukiwać się technologicznego spisku, którego najpewniej nie ma. Poza tym przeprowadzenie szczegółowych porównań i tak jest niemożliwe. Firma nie ułatwia nikomu wglądu we wnętrza urządzeń. W czasie testu wzmacniacz, ze względów natury „ubezpieczeniowej”, nie został zdemontowany, a materiały informacyjne przygotowane przez Szwajcarów, delikatnie mówiąc, nie obfitowały w szczegóły.

Wróćmy jednak do nowej serii 3. Tworzą ją: wzmacniacz zintegrowany 330, końcówka mocy 311 i przedwzmacniacz 325. Do redakcji trafił zestaw dzielony, a do pierwszej recenzji wybraliśmy stereofoniczną końcówkę 311.

Budowa
Na przedniej ściance znajdują się wyświetlacz oraz główny włącznik zasilania. Ich asymetryczne rozmieszczenie jest zgodne z wzorniczą tradycją Soulution – więcej dzieje się zawsze z lewej strony panelu frontowego.
Tył to przykład minimalizmu. Terminale głośnikowe są pojedyncze, a wejście sygnałowe – tylko zbalansowane. Pewnym zbytkiem są hebelki przerywania masy oraz minipanel do aktualizowania oprogramowania (Firmware) i komunikacji systemowej (Link-Com). Listę elementów zamyka gniazdo zasilania z pokrywą bezpiecznika.
W swoim najtańszym wzmacniaczu firma zastosowała zasilanie znane już z droższych modeli, a więc układ impulsowy. Jednak nie do końca jest jasne, jak wygląda architektura tej sekcji. Z ogólnych informacji wynika, że zasilanie podzielono na sześć modułów, z czego impulsowo działają cztery. Pozostałe dwa byłyby więc oparte na tradycyjnych transformatorach, z tym, że nadal nie wiemy, czy dwóch oddzielnych, czy jednym z dwoma odczepami. Tak czy inaczej, celem konstruktora było zbudowanie zasilacza o wysokiej sprawności, gdyż układ, przynajmniej w części, pracuje w klasie A.

36 41 Hifi 06 2018 002

Zanim wzmacniacz się wyłączy,
można obserwować procentowy
licznik rozładowania kondensatorów.


Podobnie jak w wyższych seriach, wzmocnienie prądowe jest trzystopniowe. Łączna pojemność kondensatorów filtrujących wynosi 160 tys. µF. Całość ma topologię dual mono, zaś każdy kanał nie tylko osobną ścieżkę sygnałową, ale także zasilającą.
Wiele uwagi poświęcono redukcji zakłóceń. Zasilacz oddzielono od ścieżki sygnałowej płytami ekranującymi. Producent wspomina też o odsunięciu cyfrowej części układu, ale nie wyjaśnia bliżej jej przeznaczenia. Można się domyślać, że chodzi o oprogramowanie układów kontrolnych i wyświetlacz. Końcówkę wyposażono również w zabezpieczenia przed zakłóceniami elektromagnetycznymi, składową stałą oraz przed przepięciami.
W czasie pracy 311 dość mocno się nagrzewa, co nie powinno dziwić w kontekście pracy części jej układów w klasie A. Paradoksalnie, zastosowane radiatory są dość płytkie. Wnętrze wentylują otwory w pokrywie oraz spodzie.

36 41 Hifi 06 2018 002

Radiatory dosyć płytkie.
Urządzenie mocno się nagrzewa.


Wzmacniacz mocy to rodzaj urządzenia, które zwykle jest pozbawione atrybutów użytkowych. Tutaj mamy odstępstwo od reguły; kwestia jedynie, czy zasadne. Bo intuicyjna odpowiedź na pytanie, czy umieszczenie wyświetlacza na końcówce mocy ma sens, może być tylko jedna: niewielki. Display zamontowano więc raczej ze względów estetycznych. Aby zachować pozory użyteczności, pokazuje on informacje dotyczące stanu urządzenia po włączeniu (kolejne komunikaty to: 311 amp, starting, norm, ini apsu i ini amp) oraz wyłączeniu (odliczanie rozładowania kondensatorów w procentach). W czasie pracy wyświetlany jest natomiast komunikat „on”.
Wszystkie te informacje w praktyce okazują się jednak mydleniem oczu. Zamiast koncentrować się na komunikowaniu słuchaczowi, co się dzieje w środku, wolałbym, aby urządzenie zostało wyposażone w miękki start z prawdziwego zdarzenia. A tu niespodzianka: Souluton 311 uwielbia zabawę w wysadzanie bezpieczników. Około połowa prób włączenia wzmacniacza kończyła się koniecznością interwencji w skrzynce rozdzielczej. Miewałem już u siebie znacznie większe potwory (z ostatnich: Boulder 1160 czy Dan D’Agostino Progression Stereo), które takich problemów nie sprawiały.

36 41 Hifi 06 2018 002

Wyświetlacz informuje
o aktualnym trybie pracy.


Konfiguracja
Końcówka mocy Soulution 311 zagrała z dwoma przedwzmacniaczami: przeznaczonym do niej Soulution 325 oraz redakcyjnym lampowym BAT-em VK3iX SE. Opcja wymiany preampu (a także odniesienie do innej końcówki: Conrad-Johnson MF2250) teoretycznie daje duży komfort oceny – spokojnie można rozdzielić wkład poszczególnych elementów w ostateczny charakter brzmienia systemu. A także określić sygnaturę dźwiękową każdego z urządzeń – czyli zestaw cech stałych i powtarzalnych, niezależnych od pozostałych elementów toru. Jednak w przypadku Soulution 311 zestawienie kilku kombinacji niczego nie ułatwiło. Okazało się bowiem, że testowana końcówka może zaprezentować dwa oblicza, a różnice między nimi wykraczają daleko poza subtelności. Zamiast więc rozsiąść się w fotelu i słuchać komfortowo, byłem zmuszony wielokrotnie przepinać kable. Tylko wtedy bowiem dało się określić wpływ na brzmienie samej końcówki, podłączonej do określonego przedwzmacniacza, bez wpadania przy okazji w pułapkę opisu różnic pomiędzy samymi przedwzmacniaczami.

36 41 Hifi 06 2018 002

Wzmacniacz jest wentylowany także od spodu.


Po długich wahaniach i biorąc pod uwagę fakt, że preamp Soulution 325, tak czy inaczej, zostanie przedstawiony w oddzielnym teście, zdecydowałem się opisać głównie wrażenia z odsłuchu końcówki 311 z preampem BAT-a, a firmowe zestawienie potraktować jako uzupełnienie.
I tutaj znów kilka słów komentarza. Impedancja wejściowa 311 wynosi 2 kΩ. Zalecana przez BAT-a minimalna impedancja wzmacniacza mocy współpracującego z VK3iX SE to 3 kΩ (dla wersji bez SE – 10 kΩ). Teoretycznie jesteśmy więc poza granicą bezpieczeństwa – Soulution „brakuje” co najmniej 1 kΩ wejściowej impedancji, a wtedy i tak byłaby to konfiguracja na styk. „Teoretycznie”, ponieważ ten sam BAT deklaruje, że „unusual design” jego przedwzmacniaczy czyni z nich w praktyce urządzenia o wiele bardziej kompatybilne, niż by to wynikało z suchych parametrów technicznych. Nie jestem elektronikiem, ale mogę potwierdzić, że VK3iX SE grywał u mnie z różnymi końcówkami i nigdy nie odniosłem wrażenia, że sobie nie radzi. Połączenie Soulution z VK3iX SE dało dźwięk bardzo przyjemny, z kolei firmowa kombinacja 311 + 325 – bardziej akuratny (więcej definicji, choć mniej emocji). Niewykluczone, że w ten sposób objawiły się nie tylko różnice charakterów, ale także impedancji pomiędzy urządzeniami. Jednak obie konfiguracje działały ze wszech miar poprawnie. Zupełnie inaczej, ale nie wzbudzając zastrzeżeń natury technicznej.
Resztę systemu tworzyły: odtwarzacz Naim 5X z zasilaczem Flatcap 2X, monitory Dynaudio Contour 1.3 mkII, a także przewody Purist Audio Design Musaeus Luminist Revision, KBL Sound Himalaya oraz wysłużone sieciówki Neela.

36 41 Hifi 06 2018 002

Soulution 311 – stereofoniczna końcówka mocy.


Wrażenia odsłuchowe
Szwajcarska końcówka, sterowana lampowym przedwzmacniaczem BAT-a, jest wręcz naładowana muzykalnością, która wyciska z oczu łzy. W naturalny sposób można sobie dopowiedzieć, że będziemy mieli do czynienia z brzmieniem imitującym lampę, ale w praktyce to tylko niewielka część prawdy. Podejście Soulution charakteryzuje coś bardziej oryginalnego, wyrafinowanego i, na dodatek, tajemniczego.
Słyszałem w swoim życiu wiele podejść do muzykalności. Te najprostsze opierają się na relaksującym zmiękczeniu i ociepleniu brzemienia, które daje satysfakcję, ale jest dalekie od neutralności. Muzykalność prezentowana przez urządzenia klasy hi-end opiera się z kolei na dążeniu do takiego poziomu neutralności, który bez upiększeń ukaże esencję muzyki. Pomiędzy obiema koncepcjami istnieje miejsce na wiele podejść pośrednich. Nasuwa się więc pytanie, w którym miejscu sytuuje się Soulution 311.

36 41 Hifi 06 2018 002

Dwuwarstwowe nóżki
podbite filcem.


Otóż okazuje się, że Szwajcarzy podeszli do sprawy inaczej. Zbudowali muzykalność nie w oparciu o neutralność (bądź jej celową modyfikację), lecz biorąc jako punkt odniesienia pierwiastek emocjonalny. I jakby jednocześnie przyjmując, że podążając w tym kierunku, neutralności nie zgubią.
Muzykalność w wydaniu Soulution można oczywiście opisać klasycznym zestawem pojęć. Nie do końca uchwyci on jednak istotę tego brzmienia. Końcówka 311 nie wyznacza jakiegoś referencyjnego wzorca średnicy, basu, dynamiki czy analityczności. Rozebrane na czynniki pierwsze, będą się one mieściły w kanonie cech solidnego hi-endu.
Cóż więc tu mamy? Bas należy zaliczyć do względnie wstrzemięźliwych. Nie szokuje masażem brzucha, ale dysponuje odpowiednią masą i zdrową siłą uderzenia. Kontrola jest dokręcona w sposób przyjazny dla ucha, czyli bez utwardzenia, ale z zachowaniem konturowości. Do niskich tonów pasuje bardziej pojęcie energicznego pulsowania niż armatnich wystrzałów. Z taką formułą podstawy harmonicznej komponuje się dynamika. Soulution stawia bardziej na skoczność niż na wyśrubowane tempo. Perkusyjna stopa jest wyraźna, choć odrobinę wycofana.
Góra opowiada się zdecydowanie po stronie dyskrecji, a nie epatowania blaskiem. Nie musimy się obawiać przerysowanych sybilantów, drażniącej ostrości czy zapiaszczenia. Zamiast nich otrzymujemy delikatną poświatę osłodzenia. Dźwięk staje się przez to bezpretensjonalny i łatwy w odbiorze. Przenika słuchacza swobodnie, niczym neutrina przelatujące przez ziemską materię.

36 41 Hifi 06 2018 002

Wyposażenie
bez szaleństw.
Wejście tylko
zbalansowane.


Stereofonia ma duży zakres – wzmacniacz bez problemu potrafi usytuować źródła dźwięków w imponującej odległości od bazy – zarówno na szerokość, jak i  głębokość – choć nie dąży do milimetrowej precyzji. Lokalizacja jest więc – z jednej strony – hojna; z drugiej – naturalna. Pozwala się cieszyć muzyką, ale nie odciąga uwagi od treści przekazu.
Kluczową rolę w kształtowaniu wrażeń odsłuchowych odgrywa średnica. To oczko w głowie szwajcarskiego wzmacniacza. Jest rzeczywiście piękna; trudno się powstrzymać, by choć raz nie użyć tego określenia. Jeśli chodzi o więcej konkretów, to cechują ją: bogactwo, płynność i dźwięczność. Dużo się dzieje w palecie barw i odcieni – ich spektrum rozciąga się od pastelowych muśnięć, po oleistą maź. Plastyczności tego zakresu nie sposób się oprzeć. Kontury dźwięków zostały lekko zaokrąglone, a pełne wybrzmienia tworzą ze zbioru dźwięków wielką, fascynującą i nierozerwalną całość.
Soulution redukuje nieco efekt eteryczności – miłośnicy prezentacji z dużą ilością powietrza mogą się poczuć trochę przytłoczeni. Wzmacniacz dąży do wypełnienia pokoju odsłuchowego dźwiękiem w takim stopniu, w jakim to tylko możliwe. Słuchacz niemal tonie w muzyce. I jakby w akcie autodestrukcji – nie ma najmniejszej ochoty się z tej opresji ratować.

36 41 Hifi 06 2018 002

Obok wejścia hebelek
do odcinania masy.


Teoretycznie opis brzmienia można by na tym zakończyć. Według powyższych uwag Soulution 311 prezentuje klasę kulturalnego, high-endowego wzmacniacza mocy, który ze szczególną finezją odtwarza średnicę, dzięki czemu otrzymujemy dużą muzykalność. Czyli – niby norma, nic, co by go wyróżniało na tle bardzo silnej w tym przedziale cenowym konkurencji. A jednak Soulution 311 się wyróżnia, i to bardzo. Ma coś, co z urządzenia bardzo dobrego czyni urządzenie magiczne.
Po pierwsze, siła szwajcarskiej końcówki tkwi w tym, że brzmienie rozpatrywane jako całość ma wartość o wiele większą niż suma jego składowych. Tak jakby sam fakt złączenia wszystkich aspektów tworzył jakiś nieuchwytny, dodatkowy czar. I tutaj dochodzimy do zapowiedzianej na wstępie głównej cechy: owym czarem jest niespotykany w swojej skali pierwiastek emocjonalny.

36 41 Hifi 06 2018 002

Pojedyncze terminale głośnikowe. W tej cenie widuje się lepsze.


Emocje – w mniejszym lub większym stopniu – są obecne w każdym dopracowanym brzmieniu. Trudno się zatem dziwić, że marka tak renomowana jak Soulution zdołała nadać temu aspektowi szczególną moc. Ale w przypadku 311 mamy do czynienia z czymś jeszcze intensywniejszym. Cały czas odnosiłem wrażenie, że Soulution prezentuje inny sposób kompozycji brzmienia – taki, w którym chodzi wyłącznie o pokazanie dramatu, uniesienia, zachwytu, trwogi, radości i innych emocji, a nie o soczystość barw, sprawność basu czy klarowność sopranów. Bo jeśli muzyka wyzwoli prawdziwe emocje, to reszta ułoży się sama. Emocje odbieramy przecież w sposób, który bez żadnego analizowania pozwala oddzielić prawdę od kłamstwa. I dlatego brzmienie Soulution jest neutralne, bo pełne emocji, a nie pełne emocji, bo neutralne.
Oprawę tych emocji stanowi opisana już forma, ale w praktyce służy ona nie pokazywaniu maestrii konstruktora, lecz podkreśleniu muzycznej treści. To wszystko pozwala poczuć niemal szczenięcą radość ze słuchania płyt nawet bardzo dobrze znanych. Nie chodzi jednak o pokazanie ich w innym świetle, lecz o to, że wymuszają na słuchaczu inny sposób odbioru – bardziej sercem niż rozumem.

36 41 Hifi 06 2018 002

Seria 3 to podstawowy poziom
w katalogu Soulution, ale i tak
jakość detali zasługuje na uznanie.


Te wszystkie elementy czynią ze szwajcarskiej końcówki urządzenie, które trudno wyłączyć; ciągle ma się ochotę posłuchać czegoś jeszcze. Taki dźwięk silnie uzależnia, jakby zaszczepiał słuchaczowi nigdy niegasnącą potrzebę bliskości muzyki.
Po spisaniu powyższych wrażeń przeczytałem je jeszcze raz i naszły mnie wątpliwości. Czy przypadkiem nie dopisuję do tego, co usłyszałem, filozofii, której nie jest świadom nawet sam konstruktor? Czy odgaduję motywacje, które być może w ogóle nim nie kierowały? Nie da się tego wykluczyć. Z drugiej strony – nasi czytelnicy wiedzą, że opisując brzmienie, mówimy o subiektywnych wrażeniach, a nie o laboratoryjnych pomiarach. A moje wrażenia są właśnie takie: Soulution 311 to muzyczne emocje w najczystszej z możliwych postaci.

36 41 Hifi 06 2018 002

Minimalizm, charakterystyczne liternictwo i czerwony wyświetlacz
po lewej stronie – te cechy wzornictwa Soulution nie zmieniają się,
niezależnie od serii.


Konkluzja
Szwajcarska końcówka mocy dostarcza bajecznych przeżyć. Firma zaprasza do krainy prawdziwych emocji, w której władzę absolutną sprawuje Soulution 311.

 

2018 07 29 14 25 22 36 41 Hifi 06 2018.pdf Adobe Reader

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mariusz Malinowski
Źródło: HFM 06/2018


Pobierz ten artykuł jako PDF