HFM

artykulylista3

 

DeVore Fidelity Gibbon Super Nine

036 043 Hifi 10 2019 001Zaczęło się w typowo amerykańskim stylu. Niejaki John DeVore, muzyk oraz sprzedawca w salonie hi-fi, stwierdził, że na rynku w zasadzie nie ma zestawów głośnikowych, które by go w pełni satysfakcjonowały. I zgodnie z zasadą: „chcesz zrobić coś dobrze, zrób to sam”, założył własną firmę.

Podobnych historii krążą dziesiątki i wiele z nich jest zapewne naciąganych przez speców od marketingu. Mimo to zawsze mnie pokrzepiają. Utwierdzam się w przekonaniu, że branża hi-fi to nie tylko wiedza inżynierska, słupki, wykresy i zliczanie kosztów, ale też nieskrępowana, autentyczna pasja, która w przypadku niektórych osób staje się sposobem na życie. I chyba nie powinno dziwić, że przeważają wśród nich właśnie muzycy i sprzedawcy ze sklepów ze sprzętem grającym.


W przypadku DeVore Fidelity zdecydowanie nie mamy do czynienia z wytwórnią garażową. Zwłaszcza za oceanem to uznana marka, która może się pochwalić licznymi nagrodami i entuzjastycznymi recenzjami w prasie branżowej, jakie otrzymywała przez blisko 20 lat swojej działalności.
Oferta firmy jest skromna ilościowo (zaledwie sześć zespołów głośnikowych), za to wysmakowana i oryginalna, także w „małpim” nazewnictwie. Katalog tworzą dwie serie: Gibbon i Orangutan. Pierwsza, bardziej przystępna cenowo i stonowana wizualnie, zawiera trzy pozycje: recenzowane już na naszych łamach minimonitory 3XL („HFiM” 2/2018), bohaterki dzisiejszego testu, czyli dwuipółdrożne Super Nine, oraz plasowane najwyżej trójdrożne podłogówki o wiele mówiącej nazwie X.
Niedzisiejszy kształt kolumn z serii Orangutan – 93, 96 oraz topowych Reference – do żywego przypomina produkty brytyjskiego Audio Note’a. To już bardziej zaawansowane zabawki – większe, o wyśrubowanych parametrach i wyposażone w zupełnie inne niż Gibbony przetworniki. Wszystkie sześć modeli łączy pewna unikatowa cecha, a mianowicie obudowa wykonana z drewna bambusowego. Jest ono wprawdzie o wiele droższe od MDF-u, jednak – zdaniem Johna DeVore – ma wyjątkowe właściwości akustyczne, które umożliwiają efektywniejsze strojenie brzmienia.
Gibbony, od których zaczęła się przygoda DeVore’a z kolumnami, miały być w założeniu konstrukcjami łatwymi do wysterowania, stąd ich przyjazna, ośmioomowa impedancja oraz stosunkowo wysoka skuteczność. Według słów konstruktora, seria Orangutan jest znacznie bardziej wyspecjalizowana i opracowana przede wszystkim z myślą o współpracy ze wzmacniaczami lampowymi typu SET o ekstremalnie niskiej mocy, rzędu trzech watów. W tym przypadku impedancja nominalna to 12 omów, wartość dość egzotyczna i prawie niespotykana. My jednak zajmiemy się bardziej przyziemną, choć także niebanalną konstrukcją o enigmatycznej nazwie Super Nine.

036 043 Hifi 10 2019 002 Zwrotnica jak z filmów
o Jamesie Bondzie. Nie wchodziłbym
z czymś takim na pokład samolotu.


Budowa
Super Nine to średniej wielkości dwuipółdrożne kolumny wolnostojące z obudową bas-refleks. Zastosowano w nich dwa identyczne 18-cm przetworniki nisko-średniotonowe i 19-mm kopułkę wysokotonową.
„Osiemnastki” mają membrany z celulozy powleczonej czarnym lakierem, a w ich centrum znajdują się nakładki przeciwpyłowe. Gumowe zawieszenie i spory układ magnetyczny, podtrzymywany przez solidny odlewany kosz, wskazują, że mogą pracować z dużym wychyleniem. Producent nie jest na ogół skłonny do dzielenia się informacjami na temat pochodzenia i konstrukcji przetworników (oznaczenia starto z nich tak skrupulatnie, jak zaciera się ślady po skrytobójstwie), jednak indagowany na moją prośbę przez polskiego dystrybutora ujawnił, że mamy do czynienia z Seasami wyprodukowanymi według specyfikacji firmy, a zaprojektowanymi przez Johna DeVore z myślą o Gibbonach 88.
O ile jednak „osiemnastki” wyglądają standardowo, o tyle głośnik wysokotonowy intryguje nietypową budową. John zdradza, że opracował go do Gibbonów X, a Super Nine są drugim modelem, w których znalazł zastosowanie. Szczegółów budowy oczywiście nie zdradza, chociaż wydają się niezwykle ciekawe.
Najważniejszą częścią głośnika jest miękka jedwabna kopułka, nasączona lepką substancją. Membranę umieszczono w profilowanej metalowej obręczy w kolorze srebrnym, która prawdopodobnie kształtuje charakterystyki kierunkowe. Brzegi kopułki uformowano w rodzaj pierścienia czy też fałdy, która tworzy dodatkową powierzchnię drgającą. Przypomina to trochę rozwiązanie stosowane w najwyższych modelach tweeterów Scan-Speaka, gdzie uformowanie dwóch pierścieni ma służyć właśnie zwiększeniu powierzchni membrany – w taki sposób, by każdy jej punkt leżał jak najbliżej cewki. Zapewnia to niemal idealną odpowiedź impulsową i zapobiega powstawaniu zniekształceń wynikających z dzielenia się membrany. Czy o to samo chodziło w tym przypadku? Nie wiadomo.

036 043 Hifi 10 2019 002 Na pewno można jeszcze węziej.
Chociaż…


Znacząca różnica polega na tym, że fałda (czy raczej pierścień okalający właściwą kopułkę) jest naprawdę duża. Ciekaw byłem, przy jakim podziale pracuje wysokotonowiec, lecz, niestety, tej informacji producent również poskąpił. Także sporą zwrotnicę, przytwierdzoną do wewnętrznej strony tylnego panelu, całkowicie zalano mało apetycznie wyglądającym lepikiem bądź żywicą. Całość obleczono w jakże wytworną wstęgę z szarej tektury, na której ktoś nabazgrał flamastrem „S9”.
John DeVore uznał najwyraźniej, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła i zasłonił wszystkie kluczowe elementy przed oczami dociekliwych. Chociaż i na to są sposoby. Znajomy lekarz-audiofil, chcąc poznać utajnioną przez polskiego producenta budowę przewodu głośnikowego, po prostu prześwietlił go aparatem rentgenowskim (przewód, nie producenta). Zapewne to samo można by zrobić ze zwrotnicą, choć nie wiem, jak odniósłby się do takiego pomysłu NFZ.
Zajmijmy się jednak tym, co widać i co jest prawdziwą ucztą dla oczu – obudowami. Bambusowe drewno ma przepiękny rysunek, którego nie sposób pomylić z niczym innym. Jego urodę podkreślono półmatowym lakierem, który sprawia, że kolumny prezentują się wyjątkowo elegancko, choć nie błyszczą z daleka jak gierkowska meblościanka. Łączenia wykonano perfekcyjnie, a ostre krawędzie po bokach delikatnie sfazowano. Z przodu i z tyłu zainstalowano panele z czarnego tworzywa. Nie zajmują jednak całej powierzchni, ponieważ wokół nich znajduje się rodzaj ramy z drewnianych ścianek obudowy, której ćwierćwałki tworzą dookoła centymetrowy margines. Wizualnie – cud-miód, zarówno jeśli chodzi o połączenie kolorów (w przypadku testowanego zestawu brązowego z czarnym), jak i proporcje.

036 043 Hifi 10 2019 002 Piękny detal w stylu retro.


A propos tych ostatnich: tak się złożyło, że „superdziewiątki” są niemal lustrzanym odbiciem używanych przeze mnie na co dzień Dynaudio Contourów 1.8. Ta sama wysokość, szerokość panelu frontowego, identyczny układ i rozmieszczenie głośników. Istotna różnica polega na głębokości obudów – Super Nine są o jedną trzecią głębsze, a co za tym idzie, mają większą pojemność. Przynajmniej w teorii powinno się to przekładać na niżej schodzący bas oraz większy wolumen dźwięku. Jak wyjdzie w praktyce, zobaczymy.
W zasadzie mógłbym z ręką na sercu powiedzieć, że Super Nine to jedne z najładniejszych kolumn, jakie przyszło mi opisywać. Mógłbym, ale nie powiem, ponieważ konstruktor postanowił dorzucić wątpliwej urody ozdobę, która psuje cały efekt wizualny. Czarne kołnierze głośników przykręcono do czarnych paneli… srebrnymi wkrętami. Domyślam się, że miało to ożywić stonowaną stylistykę „dziewiątek”, tudzież nadać im bardziej industrialny wygląd, ale naprawdę nie tędy droga. Srebrne kropki tak bardzo odcinają się od ciemnego panelu, że zaczynają tworzyć swego rodzaju natarczywe punktum, na którym mimowolnie skupiamy uwagę, a po jakimś czasie dostajemy oczopląsu. Przyzwyczaić się do tego nie sposób – przynajmniej mnie się nie udało – a szkoda słuchać z założonymi maskownicami, które zawsze mają minimalny wpływ na wrażenia przestrzenne i kierunkowość dźwięku. Nie róbmy jednak tragedii: kupno kilkudziesięciu czarnych wkrętów imbusowych na pewno nikogo nie zrujnuje, a wygląd kolumn zdecydowanie poprawi.

036 043 Hifi 10 2019 002 Chyba najładniejsze
i najbardziej funkcjonalne kolce,
z jakimi miałem do czynienia.
Regulacja? Bajka.


Większy dramat rozgrywa się na tylnej ściance i, co gorsza, uniknąć go nie sposób. Z umieszczonego w zagłębieniu panelu, do którego przytwierdzono zwrotnicę, wyrastają dwa żałośnie małe mosiężne zaciski. Już pal sześć, że są wyjątkowo podłej jakości (w moim egzemplarzu mosiądz był już tak utleniony, że niemal czarny), ale na litość boską, panie DeVore – czemu tak wąsko? Panel ma tak dużą powierzchnię, że pomiędzy zaciskami można było zostawić dowolny odstęp. Tymczasem niemal się stykają! Współczuję osobom, które będą próbowały podpiąć do Super Nine przewody zakończone widełkami. W takim przypadku radzę się upewnić, że wzmacniacz został wyposażony w zabezpieczenie przeciwzwarciowe. Inaczej o nieszczęście nietrudno.
Nie kończmy jednak w nastroju minorowym, ponieważ summa summarum konstrukcja S9 zasługuje na wiele ciepłych słów. Dopracowano w niej takie szczegóły, jak maskownice, które idealnie wskakują na miejsce dzięki ukrytym w obudowie magnesom; kolce – doskonale wykończone, wygodne i wysokie (a więc łatwo nimi operować przy poziomowaniu kolumn); czy też pięknie wyprofilowane, zdublowane tunele bas-refleksu. Wartym odnotowania akcentem jest umieszczona z tyłu naklejka, która przekazuje nie tylko informacje techniczne i numer seryjny kolumny, ale także życzenia miłego słuchania.
Gdybym natomiast to ja mógł czegoś życzyć panu DeVore, to uważnego przyjrzenia się logo własnej firmy. Sympatyczna małpka trzyma w łapkach trzy literki – skrótowiec utworzony od nazwy DeVore Fidelity. Czytany fonetycznie, brzmi jak „deaf” (ang. głuchy). Wymarzone skojarzenie.

036 043 Hifi 10 2019 002 Bez dwóch zdań jeden
z najlepszych przetworników
wysokotonowych na rynku.
Projekt Johna DeVore.



Konfiguracja
Z lektury parametrów technicznych łatwo wywnioskować, że Super Nine są łatwym obciążeniem dla wzmacniacza. Pamiętajmy jednak, że chodzi o kolumny klasy hi-end, a więc urządzenie zasilające może być słabe pod względem oddawanej mocy, ale na pewno nie konstrukcyjnie. Innymi słowy: nie podłączajmy do S9 byle czego, bo najzwyczajniej w świecie szkoda ich potencjału. Można użyć wzmacniacza lampowego, tranzystorowego albo hybrydowego – tutaj nie ma ograniczeń. Największym wyzwaniem będzie dopasowanie elektroniki do charakteru brzmienia amerykańskich kolumn.
W teście Super Nine zasilał Gryphon Callisto 2200, a sygnał płynął z tandemu Primare CD32 (transport) i Hegel HD25 (DAC), połączonego cyfrowym Tellurium Graphite. Przewodami głośnikowymi były, na przemian, Nordosty Red Dawn z wtykami bananowymi oraz KBL Sound Red Eye Ultimate, których widełki instalowałem w DeVore’ach z duszą na ramieniu.

036 043 Hifi 10 2019 002 Ukłon w stronę tradycji?
Klasyczny układ dwuipółdrożny
wykorzystujący membrany
z papieru i jedwabiu.



Wrażenia odsłuchowe
Zacznijmy od cechy, która zapewne sprawi, że jedni się w S9 z miejsca zakochają, a drudzy skrzywią i pójdą szukać gdzie indziej. Amerykańskie kolumny grają dźwiękiem tak bezwstydnie indywidualnym, że nawet nie próbują udawać, że dążą do jakiejkolwiek neutralności.
Znamienne, że owa cecha często ujawnia się właśnie w sprzęcie zza oceanu i dotyczy tak kolumn, jak i elektroniki. Kiedy o swoich konstrukcjach mówią inżynierowie z Europy, to przeważnie wskazują zagadnienia takie jak eliminacja podbarwień, transparentność i dążenie do dźwięku „identycznego z naturalnym”.
Wydawać by się mogło, że do neutralności niestrudzenie dążą wszyscy audiofile. Otóż nie; pogódźmy się z tym, że gustów jest tyle, co par uszu, a brzmienie high-endowe nie zawsze musi oznaczać neutralność ponad wszystko. Pod tym względem Amerykanie wykazują znacznie większy pragmatyzm i postępują trochę jak malarze okresu renesansu. Wychodząc z założenia, że miarą wszystkiego powinien być człowiek, uważali oni, że natury nie powinno się malować takiej, jaka jest naprawdę, lecz taką, jaka powinna być według odbiorcy. Stąd fantazyjne pejzaże górzystej Holandii czy sceny antyczne, rozgrywające się w dzikiej puszczy.

036 043 Hifi 10 2019 002 Solidny układ magnetyczny…


A jak wygląda pejzaż odmalowany przez Super Nine? Jest gęsty, nasycony i kremowy. Niemal całe spektrum dźwięku – poza samą górą – zostało nakreślone pogrubioną, acz przyjemnie miękką kreską. Dźwięk ma wyraźne oparcie w dole, który to mocno oddziałuje na niższą średnicę i sprawia, że właśnie na tym zakresie początkowo skupiamy uwagę. Trzeba przy tym przyznać, że para nie poszła w gwizdek i zwiększona objętość skrzynek spełniła swoją funkcję. „To widać, słychać i czuć”, jak śpiewały Elektryczne Gitary. Super Nine grają dużym dźwiękiem, a rozciągnięcie basu zadziwi niejednego, kto spojrzy na parę skromnych „osiemnastek”. W ślepym teście zawyrokowałbym z pewnością, że mam do czynienia z konstrukcją trójdrożną, bo też wolumen dźwięku oraz ilość niskich tonów tak je właśnie plasują. Sam bas, poza tym, że potężny, łączy w sobie kocią miękkość i zwinność. Potrafi brzmieć przyjemnie dla ucha, z wyraźnym aksamitnym nalotem, ale jednocześnie ma w sobie tyle energii, żeby szybkie pasaże nisko brzmiących instrumentów pozostały w miarę czytelne.

036 043 Hifi 10 2019 002 … i odlewany kosz.
Na przetwornikach nie oszczędzano.


W miarę, ponieważ odsłuch muzyki fortepianowej ujawnił, że konstruktor odrobinę przesadził. W świetnych nagraniach Julianny Awdiejewej dla wytwórni Mirare niskie oktawy były wprawdzie czytelne, ale wyraźnie pogrubione i zbyt miękkie (w rzeczywistości steinway brzmi w dole bardziej metalicznie). Podobne zastrzeżenia miałem do basso continuo w barokowych koncertach skrzypcowych – za grubo i za gęsto, z niepotrzebnie zaakcentowanym dołem. W ogóle szeroko pojęta klasyka, nieważne, czy w formie muzyki dawnej, romantycznej, czy współczesnej, nie wydaje się ulubionym środowiskiem DeVore’ów i chyba nie ma potrzeby, żeby je zmuszać do takiego repertuaru („jak nie chce, to niech nie je” – mawiała moja babcia, kiedy się męczyłem nad kaszką). Ale, jak uprzedzaliśmy na wstępie, w przypadku testowanych zestawów priorytetem wcale nie jest neutralność, ale tworzenie specyficznego nastroju.

036 043 Hifi 10 2019 002 Zaprawdę powiadam wam:
papierowe membrany wciąż
mają przyszłość.


Super Nine bezkonkurencyjnie wypadają w jazzie i przyznam, że gdybym słuchał na co dzień wyłącznie muzyki synkopowanej, amerykańskie kolumny znalazłyby się na samej górze mojej listy życzeń. Jazz to przede wszystkim nieskrępowane emocje i tzw. drive, a to akurat „superdziewiątki” potrafią przekazać wybitnie. Kapitalnie zaprezentowały się śpiewające panie z różnych okresów – Stacy Kent, Ella Fitzgerald i Anita O’Day. Ich głosy zostały przekazane dobitnie, oddzielone od tła i z pełnią emocji. Co ciekawe, słuchając nagrań operowych i chóralnych, odnotowałem, że średnica wykazuje lekką nosowość, przez co można odnieść wrażenie jej lekkiego wycofania. Tymczasem w repertuarze jazzowym i bluesowym, spod znaku Johna Lee Hookera i Johna Mayalla, owa przypadłość mijała jak ręką odjął. Nie miałem najmniejszych zastrzeżeń ani do barwy, ani ekspozycji wokali. Innymi słowy, dobór repertuaru przesądza o wszystkim.

036 043 Hifi 10 2019 002 Bas-refleks rozdzielono
na dwa mniejsze porty, co ma
minimalizować szumy.


Nie wspomnieliśmy do tej pory o wysokich tonach, a te zasługują na osobny akapit, a w zasadzie na laurkę. Miałem to szczęście, że w minionym roku dane mi było słuchać kolumn wyposażonych w najlepsze przetworniki wysokotonowe, jakie wymyślił do tej pory gatunek homo sapiens. Były wśród nich AMT, berylowe, diamentowe i jedwabne kopułki; były także topowe głośniki tubowe. I mogę z ręką na sercu powiedzieć, że autorska modyfikacja Johna DeVore w postaci jedwabnej kopułki z okalającym ją pierścieniem plasuje się brzmieniowo w ścisłej czołówce. Wysokie tony Super Nine wyróżniają się detalicznością i ponadprzeciętnie obszerną przestrzenią, w której oprócz samych dźwięków usłyszymy masy otaczającego je powietrza. Temperatura barw to idealne „pokojowe” 18 stopni Celsjusza, czyli całkowita neutralność. Nie znajdziemy tu ani aksamitnych wybrzmień, przypisywanych kopułkom z jedwabiu, ani nieznośnej natarczywości przetworników ze stopów metalicznych. Jeżeli miałbym wskazać jakiś prawdziwie neutralny element w brzmieniowej kompozycji amerykańskich „dziewiątek”, byłaby nim właśnie góra pasma. Akurat w tym przypadku repertuar nie ma znaczenia – zarówno talerze perkusji, jak i barokowe smyczki zabrzmią równie porywająco, a efektowne wysokie tony stwarzają świetną przeciwwagę dla rozbuchanego dołu.

036 043 Hifi 10 2019 002 Owszem, tak wyglądały kolumny
w latach 90. XX wieku, ale wielu tęskni za tamtą prostotą.


Przestrzeń kreowana przez amerykańskie podłogówki nie stanowi elementu, który ciśnie nami o ścianę przy pierwszym, pobieżnym odsłuchu. Tę cechę docenimy stopniowo, gdy się okaże, że w nagraniach, które znaliśmy na pamięć, otworzą się zupełnie nowe wymiary. Gibbony Super Nine stronią od efekciarstwa i nie rozciągają sceny ponad miarę. Koncentrują się za to na jej drobiazgowym rozrysowaniu i przekazaniu słuchaczowi nawet bardzo drobnych informacji zawartych w nagraniu. Każdy muzyk i każdy instrument operuje w swojej indywidualnej przestrzeni akustycznej. Jedna w sposób naturalny nakłada się tu na drugą, ale nigdy się z nią nie zlewa. Dzięki temu, jeśli na tle głosu wokalistki wybrzmiewa na przykład saksofon tenorowy, to wyraźnie słyszymy, że saksofonista stoi dwa kroki za nią, a powietrze wokół instrumentu wibruje zupełnie inaczej. I po raz kolejny nasuwa się porównanie do malarstwa. Super Nine nie tworzą gigantycznych, wielometrowych fresków, ale postępują jak malarze niderlandzcy, którzy na niewielkiej powierzchni potrafili zawrzeć tysiące szczegółów ułożonych w niekończącej się, biegnącej w głąb perspektywie. Wielka klasa.

036 043 Hifi 10 2019 002 DeVore Fidelity
Gibbon Super Nine



Konkluzja
Nowojorczykom udało się stworzyć kolumny z charakterem, co w czasach powszechnej unifikacji wszystkiego, także brzmienia, jest zaletą rzadką i godną podkreślenia. Owszem, Super Nine trudno czasem okiełznać; bywają też wybredne w kwestii repertuaru. Kiedy jednak trafimy na ten właściwy, dalsze poszukiwania mamy z głowy.  

 



 

2019 10 25 15 51 13 036 043 Hifi 10 2019.pdf Adobe Reader

Bartosz Luboń
Źródło: HFM 10/2019


Pobierz ten artykuł jako PDF