HFM

artykulylista3

 

Revel Performa M126Be

038 045 Hifi 09 2019 009
Amerykańska marka Revel nie jest częstym gościem na łamach magazynów hi-fi. Choć działa od blisko ćwierć wieku, na palcach można policzyć testy zestawów głośnikowych, które trafiły do polskich czytelników. Najwyższy czas nadrobić zaległości.

Revel powstał w 1996 roku, w ramach koncernu Harman International. W tym miejscu rodzi się pytanie: po co, skoro Amerykanie mieli już takiego giganta jak JBL? Owszem, JBL pokrywał spory kawał rynku, od strefy niskobudżetowej po hi-end. Jednak nie każdemu odpowiadała estetyka wielu modeli, nawiązująca do głośników estradowych. Część nabywców elektroniki Marka Levinsona, klejnotu koronnego koncernu Harmana, wybierała kolumny innych firm. W odróżnieniu od JBL-i, Revel miały być ozdobą eleganckich salonów, a pod względem brzmieniowym idealnie pasować do topowej elektroniki amerykańskiego potentata.



Funkcję głównego inżyniera w nowo powstałej firmie powierzono Kevinowi Voecksowi, podkupionemu ze Snell Acoustics. Konstruktor miał na koncie kilka niezwykle udanych projektów, które brzmieniowo przewyższały konkurencję w zbliżonej cenie. W Revelu Voecks otrzymał dostęp do zasobów finansowych i zaplecza technicznego Harmana oraz wolną rękę przy projektowaniu zestawów głośnikowych. Co ciekawe, dysponując najbardziej zaawansowanymi technikami pomiarowymi, za główne kryterium oceny nowych konstrukcji przyjął próby odsłuchowe. I choć później zastąpił go Mark Glazer, długoletni pracownik Harman Intl. (Voecks awansował na stanowisko Acoustic Technologies Managera), zasada ta jest stosowana do dziś.
Prace nad debiutanckimi kolumnami Revela trwały zaskakująco krótko i już rok później światło dzienne ujrzały high-endowe monitory Ultima Gem. Przez branżę przetoczyło się małe trzęsienie ziemi. Monitory Revela były przez wielu recenzentów zestawiane z najróżniejszymi wzmacniaczami, nie tylko Levinsona, i za każdym razem wzbudzały szczere uznanie.
Wkrótce do konstrukcji podstawkowych dołączyły dwa modele podłogówek oraz głośnik centralny, surroundy i subwoofer – takie były wtedy czasy. Co ciekawe, debiutanckie monitory wciąż pozostają w ofercie Revela. Poddane w 2007 gruntownej modyfikacji, obecnie noszą nazwę Ultima Gem 2.
Kolejna, nieco tańsza linia Performa pojawiła się w roku 1999. Otwierały ją okazałe, nowoczesne, jednak niezbyt urodziwe podłogówki, a wkrótce dołączyły do nich pozostałe modele z wielokanałowej menażerii. Przez następne lata serię poddawano licznym modyfikacjom, także wizualnym, aż w 2013 roku pojawił się protoplasta testowanego monitora – Performa 3.
Aktualna oferta Revela obejmuje kilka serii kolumn domowych, głośniki instalacyjne oraz przystosowane do pracy na świeżym powietrzu. Na szczycie cennika niepodzielnie króluje Ultima 2, a tuż pod nią plasuje się PerformaBe.

038 045 Hifi 09 2019 002 Falowód z aluminiowego odlewu
wokół tweetera ma 10 mm grubości.


Budowa
PerformaBe to relatywnie nowa propozycja w katalogu Revela; zaprezentowano ją w połowie 2018 roku. W jej skład wchodzą zaledwie dwa modele – podłogowy F208Be oraz testowane monitory M106Be.
Już w trakcie wyjmowania z ochronnych kartonów amerykańskie głośniki wzbudzają kontrowersje.
Po pierwsze, w fabryce, jeszcze przed zapakowaniem, szczelnie oklejono je grubą plastikową folią. Jak mniemam, autor tego niecodziennego pomysłu uzasadniał go ochroną nieskazitelnych powierzchni przed ewentualnymi uszkodzeniami, ale grube pluszowe worki załatwiłyby temat skuteczniej. Piszę o tym dlatego, że do ściągnięcia owej folii potrzeba co najmniej dwóch osób, a w trakcie tej operacji na powierzchni pozostają trudne do usunięcia ślady.
Po drugie – rozmiary i masa monitorów Revela nie bardzo pasują do wysokiej ceny, zazwyczaj zarezerwowanej dla znacznie okazalszych konstrukcji.
I wreszcie – po trzecie – choć obudowy wykończono z wielką starannością, to po zdjęciu maskownic czar pryska za sprawą białych głośników, wyraźnie kontrastujących ze smolistym frontem. Jednak prawdziwy audiofil słucha z zamkniętymi oczami, więc kwestię tę w zasadzie możemy pominąć.
Obudowy wykonano z giętych płyt MDF-u o zróżnicowanej grubości. Boczne ścianki mają 18 mm, a front – 2,5 cm. Wygięcie ich do tyłu miało na celu redukcję fal stojących wewnątrz skrzynek, a ewentualną resztę powinny zniwelować grube płaty sztucznej wełny, wyściełające komorę akustyczną. Ze względu na kompaktowe rozmiary, nie było konieczności stosowania dodatkowych wzmocnień.

038 045 Hifi 09 2019 002 Magnes nisko-średniotonowca
może ruszyć nawet koło od traktora.


Testowane egzemplarze wykończono czarnym lakierem fortepianowym. Przewidziano także wersję białą, srebrzystą albo oklejoną fornirem z amerykańskiego orzecha.
Na górnych ściankach znalazły się ozdobne panele z tajemniczego tworzywa sztucznego, pociągnięte czarnym metalizowanym lakierem, przypominającym rozgwieżdżone niebo. Producent nie zdradza ich przeznaczenia, poza funkcją dekoracyjną z elementami „ochrony przeciwdoniczkowej”. Całość wygląda znakomicie, o ile nie zdejmie się maskownic. Te ostatnie trzymają się frontów dzięki kilku magnesom.
Czarny lakier, poza silnym kontrastowaniem z bielą przetworników, ma jeszcze jedną wadę: widać na nim każdy, nawet najdrobniejszy pyłek. Jeśli zdecydujecie się na tę wersję, musicie zawsze mieć na podorędziu czystą ściereczkę z mikrofibry.
W dnach monitorów osadzono trzy nagwintowane gniazda, które służą do trwałego zespolenia ich z podstawkami. Niestety, w katalogu Revela nie znajdziemy tak przygotowanych stendów, więc najlepiej będzie je wykonać na zamówienie.
M106Be są wentylowane bas-refleksem, którego szeroki wylot umieszczono nad terminalami przyłączeniowymi. Z tego też względu zaleca się odsunąć głośniki od ścian pomieszczenia na minimum pół metra. Na wypadek gdyby niskich tonów nadal było za dużo, producent dołączył w komplecie gąbkowe zatyczki.
Bardzo porządne, pojedyncze gniazda umieszczono w plastikowej wytłoczce, co akurat nie jest szczytem wyrafinowania. Po drugiej stronie znajdziemy zwrotnicę zbudowaną z trzech cewek powietrznych, pary ceramicznych rezystorów oraz kondensatorów foliowych tajwańskiej firmy Bennic. Pasmo jest dzielone przy 1,7 kHz. Okablowanie wewnętrzne poprowadzono grubymi przewodami z miedzi beztlenowej, a wszystkie połączenia zostały starannie polutowane.
I wreszcie pora na clou programu, czyli przetworniki.

038 045 Hifi 09 2019 002 Berylową kopułkę zamknięto
w odlewanej puszce ekranującej.


Jak łatwo się domyślić, w kolumnach PerformaBe zastosowano berylowe kopułki wysokotonowe. Są to te same głośniki o średnicy 25 mm, które od 2007 roku pracują w zmodyfikowanych monitorach Ultima Gem 2, o czym z dumą informuje producent.
Na temat berylowych kopułek wylano już morze atramentu. Przypomnę więc w telegraficznym skrócie, że metal ten jest bardzo lekki (liczba atomowa 4), bardzo sztywny i twardy; cechuje go także znakomite tłumienie wewnętrzne. Tym samym beryl jest idealnym materiałem na membrany, o czym są przekonani choćby Focal czy Magico. Niestety, jest przy tym skrajnie toksyczny i niezwykle skomplikowany w pozyskiwaniu i obróbce. W związku z tym jego cena znacznie przekracza cenę złota. Zastosowanie berylu wiąże się jednak z ominięciem wielu niedogodności związanych z miękkimi kopułkami, tytanem czy aluminium. Ze względu na koszty oraz trudności natury technologicznej mogą sobie na niego pozwolić tylko nieliczni. Tym samym Revel dołączył do najbardziej elitarnego klubu wśród producentów hi-fi.
Wysokotonowe przetworniki w M126Be wyposażono w podwójne magnesy ceramiczne (ferrytowe) o średnicy 85 mm, zamknięte w puszce ekranującej. Podobnie jak nisko-średniotonowce, przykręcono je do obudowy za pomocą długich śrub, wpuszczanych w nagwintowane tuleje. Od zewnątrz przetwornik jest otoczony charakterystyczną „soczewką akustyczną”, zrobioną z aluminiowego odlewu, pokrytego cienką warstwą ceramiki.

038 045 Hifi 09 2019 002 Zwrotnica przykręcona do dna.


Owa soczewka składa się z dwóch elementów: ażurowego dyfuzora, umieszczonego bezpośrednio przed membraną, który także chroni ją przed uszkodzeniem mechanicznym, oraz otaczającej go płytkiej tubki. Rozwiązanie to Revel stosuje od dobrych kilku lat. Jego działanie ma poprawiać charakterystyki częstotliwościowe oraz integrować kierunkowości głośnika wysokotonowego z nisko-średniotonowym. W praktyce powinno się to przełożyć na dokładniejsze odwzorowanie źródeł pozornych oraz poszerzenie punktu najlepszego odsłuchu, tzw. sweet spotu.
Choć niemal całą uwagę (i większość kosztów) skupia na sobie berylowa kopułka, to 16,5-cm stożek nisko-średniotonowy także wygląda ciekawie. Wykonano go w technice kanapkowej, którą Revel nazwał Deep Ceramic Composite (DCC).
Producent opisuje DCC jako „proces elektrolitycznego utleniania plazmowego, w którym wykorzystuje się wyładowanie plazmowe do stworzenia grubej powłoki ceramicznej po obu stronach aluminiowego rdzenia”. Technologia DCC została opracowana specjalnie na potrzeby serii PerformaBe, ale niewykluczone, że z czasem głośniki te znajdziemy także w tańszych modelach (Ultimy 2 mają w tym miejscu tytan). Duże magnesy o średnicy 12 cm oraz porządne, odlewane kosze już z daleka zwiastują solidną porcję basu.
Oba przetworniki wyprodukowano w Chinach, pod okiem specjalistów Revela. Ostateczny montaż odbywa się w fabryce Harmana w Indonezji, dzięki czemu cena gotowych monitorów, w kontekście zastosowanych technologii, jest do przełknięcia.

038 045 Hifi 09 2019 002 Głośnik nisko-średniotonowy
to aluminiowo-ceramiczny sandwicz.


Wrażenia odsłuchowe
Wielokrotnie miałem do czynienia z kolumnami wyposażonymi w berylowe przetworniki wysokotonowe, jednak ich ceny znacznie przekraczały możliwości finansowe większości audiofilów, nie tylko znad Wisły. I oto nieoczekiwanie trafiłem na konstrukcje będące w zasięgu ręki przyzwoicie zarabiającego Kowalskiego, nie obarczonego dożywotnim kredytem hipotecznym.
Przed opuszczeniem fabryki głośniki są wstępnie docierane. Nie zważając na to, przed formalnym testem zostały przez nas dodatkowo porządnie wygrzane. Uczestniczący w tym procesie koledzy z redakcji, przed przekazaniem ich w moje ręce robili tajemnicze miny, niczym kardynał Richelieu schowany za arrasem. Uzbroiwszy się zatem w niezbędne akcesoria płynne i stałe, bez zbędnej zwłoki przystąpiłem do odsłuchów.
Pamiętacie kluczową scenę z filmu „Matrix”, w której Neo po raz pierwszy spotyka Morfeusza? Bohater dostaje do wyboru dwie kapsułki: czerwoną i niebieską, i tylko od niego zależy, czy zechce poznać prawdę o sobie i otaczającej rzeczywistości, czy też będzie wolał pozostać w „normalnym”, znanym świecie. Podobnie jest z monitorami Ravela. Tylko od Was zależy, czy wolicie pozostać w znanym i bezpiecznym świecie iluzji, w którym kontrabasy przybierają rozmiary dzwonnic, wokalistki jazzowe siadają słuchaczom na kolanach i szepczą im do ucha czułe słówka, zaś rockowi wymiatacze po każdym koncercie zostawiają niedopałki w doniczkach. Jeśli tak, to możecie w tym miejscu zakończyć czytanie tego tekstu, a za zaoszczędzone 16 tysięcy pojechać na Kanary albo nawet do Świnoujścia. Jeżeli natomiast pragniecie poznać całą prawdę o słuchanej muzyce i posiadanych płytach, połknijcie czerwoną pigułkę i zapnijcie pasy. Przedstawienie się zaczyna, choć początki będą wyglądały niewinnie.

038 045 Hifi 09 2019 002 Drogocenną kopułkę berylową chroni aluminiowo-ceramiczny
dyfuzor.


Otwierający odsłuchy „Mesjasz” Haendla w wykonaniu Dunedin Consort & Players zabrzmiał zaskakująco zwyczajnie. Bez ekscytacji, jak stary znajomy, który akurat przechodził obok i wpadł na niezobowiązującą pogawędkę. Moją uwagę zwróciła jednak wielobarwna, delikatnie rozświetlona średnica. Głosy śpiewaków swobodnie krążyły pod sklepieniem edynburskiego kościoła Greyfrias Kirk, w którym rejestrowano występ, a nad nimi górowało… Nie, nic nie górowało. Brzmienie było gładkie, wyrównane i nie faworyzowało żadnego podzakresu.
Pierwszym objawem działania czerwonej pigułki okazała się różnica w panoramie stereofonicznej. Zazwyczaj w nagraniu tym scena zaczyna się tuż przed linią głośników i zachodzi je szeroko z obu flanek. W przypadku Reveli przybrała nieco inny kształt. Owszem, zaczynała się na linii monitorów, jednak wachlarzowato rozszerzała w tył. Tam zaś, na samym końcu i na lekkim podwyższeniu, stał chór. Przed nim rozstawiły się instrumenty, a dwa kroki ode mnie – soliści. Coś pięknego. Dodajmy do tego liczne odbicia od ścian, a otrzymamy coś więcej niż namiastkę występu na żywo.
Kolejne realizacje live z dużych sal koncertowych potwierdziły wstępne spostrzeżenia. Obszerna i odsunięta od słuchacza scena aż nie pasowała do niewielkich skrzynek. O tym, że czarne monitory rozpływały się w powietrzu, nie trzeba nawet wspominać. Brzmienie wciąż pozostawało neutralne, z niewielkim uprzywilejowaniem średnicy.
Przenosiny do studia przybliżyły muzyków do miejsca odsłuchowego. O ile szerokość sceny nie uległa większej zmianie, to zyskała precyzja źródeł pozornych oraz separacja wykonawców. I wreszcie do głosu doszły fenomenalne wysokie tony berylowego tweetera.
W nagraniach dalekiego pola, rejestrowanych w dużych pomieszczeniach, zwracały na siebie uwagę, jednak liczne odbicia nie pozwoliły docenić ich krystalicznej czystości. Wystarczy zresztą wysłuchać jednego czy dwóch koncertów, wykonywanych w dużych salach, by się przekonać, że brzmienie nieco odbiega od wyobrażenia muzyki na żywo. Wiele zależy od miejsca, w którym znajduje się słuchacz oraz lokalizacji samej orkiestry. Dla przykładu: zupełnie inaczej brzmi muzyka w warszawskim Teatrze Wielkim, gdy usiądziemy w pierwszych rzędach, inaczej na amfiteatrze, a jeszcze inaczej, gdy wylądujemy na którymś z wyższych balkonów. Zakładając, że w trakcie rejestracji materiału, w sali koncertowej mikrofony rozstawiono optymalnie, to i tak do dźwięków bezpośrednich dochodzi pogłos, wpływający na najwyższe częstotliwości. W studiu natomiast, z profesjonalnym wytłumieniem i mikrofonem ustawionym przed wykonawcą, większość dodatkowych odgłosów zanika i berylowe tweetery mogą wreszcie pokazać, na co je stać.

038 045 Hifi 09 2019 002 W gniazda najwygodniej będzie włożyć wtyczki bananowe.


Piękny, metaliczny klawesyn brzmiał całkowicie bez zarzutu. Idealnie trzymał tempo, a delikatne dzwonienia dochodzące z wnętrza pudła rezonansowego podkreślały realizm. Z kolei w słodkich dźwiękach skrzypiec mógłby się zakochać nawet największy wróg instrumentów smyczkowych. Tym jednak, co zrobiło na mnie największe wrażenie, była gitara klasyczna. Amerykańskie monitory pięknie oddały niuanse gry na tym instrumencie.
W „Concierto de Aranjuez” Joaquina Rodrigo przekazały detale artykulacji, prawidłowo oddając rozmiary pudła rezonansowego i nie siląc się na „uzupełnianie” niskich składowych. Czytelnie odwzorowały zmiany pozycji prawej ręki względem otworu rezonansowego, a dynamiczne wejścia orkiestry czytelnie skontrastowały z subtelnym brzmieniem nylonowych strun. W takich momentach było słychać, że M126Be to bardzo szybkie zestawy, a wrażenie to potwierdziła „Suite Española” Isaaca Albéniza. Ależ one zasuwały! I choć mogłem w tym momencie zakończyć pierwszą część testów z udziałem muzyki poważnej, skusiłem się jeszcze na dwa orkiestrowe mocne uderzenia.
W „Tutti” Reference Recordings filigranowe monitorki przemieniły się w bestie gotowe zrównać z ziemią najbliższą okolicę. Spojrzałem do tabeli danych technicznych i lekko się zdziwiłem, widząc pasmo przenoszenia zaczynające się od 54 herców. Chyba wystąpiła tu oczywista omyłka pisarska, bo subiektywne odczucia były zdecydowanie inne.

038 045 Hifi 09 2019 002 Eleganckie panele przykrywające
kolumny przypominają rozgwieżdżone
niebo.


Jeszcze dobitniej niskie tony zabrzmiały w „Marsie” z „Planet” Holsta pod von Karajanem. Takiej mocy i ciężaru mogłaby im pozazdrościć  połowa rockowych gitarzystów grających ołowiane riffy. Wielka klasa, bez dwóch zdań. Jednak na rockowe łojenie jeszcze przyjdzie pora, bo na razie niecierpliwiło się już kilku jazzmanów.
Jako pierwszy na scenę wyszedł Miles Davis. „Kind of Blue” powstało dokładnie 60 lat temu, jednak Revelowi udało się zniwelować upływ czasu. Nagranie zabrzmiało czyściutko, przejrzyście, bez papierosowego dymu snującego się w tle i atmosfery ostatniego tańca przed zamknięciem klubu. Znakomite wrażenie podkreślała wiarygodna, trójwymiarowa scena. Także rozbudowana w górę. Ostre wejście trąbki lidera w zamykającym album „Flamenco Sketches” często wymiata z pokoi publiczność wystaw sprzętu grającego. Teraz wywołało jedynie przyjemny dreszcz. Kilkukrotnie przesłuchałem tę płytę, bo z takim stopniem realizmu w jej przypadku jeszcze się nie zetknąłem.
Renomę berylowych kopułek potwierdziły nagrania Larry’ego Coryella z synami, zarejestrowane przez Chesky Records. Zaprezentowana scena zasługiwała tylko na jedno miano: fenomenalnej. Każdy instrument miał na niej swoje miejsce, wyróżniające się wielkością i odległością od słuchacza. Detaliczność i dźwięczność wysokich tonów z akustycznych gitar były chyba nawet bardziej wyraziste, niż gdyby muzycy wylądowali u mnie na kanapie.
Kontynuując temat akustycznego grania gitarowego, sięgnąłem po kilka płyt „Unplugged”. W większości przypadków spotkało mnie jednak srogie rozczarowanie. Cóż z tego, na przykład, że świetny występ Erica Claptona w studiu MTV czy otoczony swoistym kultem koncert „Friday Night in San Francisco” tria Al Di Meola/John McLaughlin/Paco de Lucia mogą budzić ogromne emocje, skoro zabrzmiały jak zarejestrowane na przenośnym kaseciaku?

038 045 Hifi 09 2019 002 Głośniki w stanie dziewiczym
szczelnie pokrywa folia.

Czarów nie było, iluzji występu na żywo, często przywoływanej przez ich wielbicieli, także zabrakło. Była tylko prawda, chwilami bolesna, ale szczera. Honoru bronił jedynie album „Hell Freezes Over” The Eagles, ze świetną separacją wykonawców oraz szeroką, iście koncertową sceną, wykraczającą poza fizyczne ustawienie głośników.
Przechodząc do nagrań rockowych, miałem świadomość stąpania po kruchym lodzie. I faktycznie, kilka razy się pode mną załamał.
Pierwszą ewidentną wpadką były nagrania Pink Floydów. O ile solowy album Rogera Watersa, nieśmiertelny „Amused to Death”, podtrzymał swoją renomę, to już dokonania całego zespołu wypadły zdecydowanie poniżej oczekiwań. Co prawda, barwa instrumentów ani dynamika nie budziły zastrzeżeń, jednak już separacja źródeł pozornych to poziom miniwieży. Podobnie rozczarowująco zabrzmiało „90125” grupy Yes czy koncertowe „Alchemy” Dire Straits. Mając jeszcze w planach powrót do gitary akustycznej, postanowiłem na koniec testu sponiewierać się polską muzyką bluesową. I co? Stare nagrania Breakoutów oraz koncertowe i studyjne Dżemu wypadły zdecydowanie lepiej od utytułowanej zagranicznej konkurencji. W żadnym razie nie musimy się wstydzić jakości ich brzmienia.

038 045 Hifi 09 2019 002 Revel
Performa M126Be


Konkluzja
Revele M126Be to najbardziej prawdomówne monitory, jakie do tej pory testowałem w warunkach domowych. Stało się, czerwona pigułka zadziałała i nic już nie będzie takie, jak przedtem.

 

 

 

2019 09 27 20 55 29 038 045 Hifi 09 2019.pdf Adobe Reader

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 09/2019


Pobierz ten artykuł jako PDF