HFM

artykulylista3

 

Nordost Heimdall 2, Nordost Frey 2, Nordost Tyr 2

028 033 Hifi 09 2020 007
Nordost należy do producentów, którzy rzadko odświeżają ofertę. Najwyraźniej wychodzą z założenia, że nie należy zmieniać czegoś, co było dobre.

Kiedy już Amerykanie zdecydują się zaprezentować nowe modele, to stanowią one żywe zaprzeczenie powiedzenia: „lepsze jest wrogiem dobrego”. Przekonałem się o tym dobitnie w czasie niedawnego testu („HFiM 2/2020”) podstawowej serii przewodów głośnikowych Leif.



Okazało się, że już najniżej plasowany White Lightning może bez kompleksów stawać w szranki z moimi wysłużonymi Red Dawnami pierwszej generacji, a zarówno brzmienie, jak i konstrukcja wszystkich Leifów zostały gruntownie zmienione. Tak gruntownie, że wielu innych producentów uplasowałoby je zapewne w katalogu wyżej, nadało nowe nazwy i wymyśliło niestworzone historie na temat technologii produkcji. Joe Reynolds, właściciel Nordosta, jest jednak inżynierem twardo stąpającym po ziemi i nie musi się uciekać do marketingowych sztuczek.
Najnowsze przewody głośnikowe z serii Leif zaciekawiły mnie zarówno różnorodnością – bynajmniej nie tylko kolorystyczną – jak i poprawą brzmienia w porównaniu z zasłużonymi poprzednikami. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia i kiedy tylko oddałem kolorowe taśmy, zacząłem zerkać w stronę wyższych modeli. Wprawdzie są tacy, którzy twierdzą, że „prawdziwe” Nordosty zaczynają się od Valhalli, ale my będziemy konsekwentni i w poszukiwaniu coraz lepszego dźwięku przyjrzymy się dziś oczko wyższej od Leifa linii Norse 2. Producent określa ją mianem „high performance”, jednak w opisie technicznym natykamy się na określenie „klasa średnia”. Czyli, gdyby Nordosty były samochodami, z autek miejskich przesiedlibyśmy się do kompaktów.
Nie pozostaje mi w takim razie nic innego, jak zaprosić Was na jazdę testową. Do wyboru mamy trzy modele: Heimdall 2, Frey 2 i Tyr 2.

028 033 Hifi 09 2020 002

W serii
Norse 2 Nordost odchodzi
od dosadnych kolorów. Freya 2 jest srebrno-fioletowawa,
co i tak widać tylko przy dobrym świetle.Przewody
są dostępne z wtykami BFA/bananami albo widełkami.
  


Budowa
Przeglądając ofertę Nordosta, nietrudno zauważyć, że im wyżej sięgamy, tym… bardziej kurczy się wybór. W serii Leif mieliśmy do dyspozycji aż cztery linie produktowe, na które składały się m.in. przewody głośnikowe, łączówki, kable cyfrowe i zasilające. W Norse 2 jest podobnie, aczkolwiek do dyspozycji są już tylko trzy rodzaje, których nazwy oraz symbole – podobnie jak w serii Leif – zaczerpnięto z mitologii skandynawskiej. Heimdall, Frey i Tyr opatrzono cyfrą 2, która oznacza nową, ulepszoną wersję.
Także tym razem, gdy zagłębimy się w szczegóły, oferta okazuje się nieco mętna. Jeśli postawimy na Heimdalla 2, do wyboru będzie aż dziesięć przewodów do przeróżnych zastosowań, w tym słuchawkowy, cyfrowy oraz ethernetowy – czego dusza zapragnie. Ale kiedy zechcemy zapłacić więcej za Freyę lub o wiele więcej za Tyra, producent proponuje już tylko sześć możliwości połączenia, choć trzeba zaznaczyć, że większości audiofilów to w zupełności wystarczy.
Zgodnie z 30-letnią tradycją firmy, przewody głośnikowe Nordosta mają formę taśm, w których biegną równolegle ułożone przewodniki typu solid-core, zbudowane z miedzi beztlenowej (OFC) pokrytej warstwą srebra wysokiej próby. Płaska konstrukcja umożliwia utrzymanie niskiej pojemności oraz indukcyjności. Do niewątpliwych zalet płaskiej geometrii kabla, w którym cienkie przewodniki są od siebie oddzielone, należy też równomierny transfer pełnego spektrum częstotliwości i związana z nim redukcja efektu naskórkowego. Przypomnijmy: jest to niekorzystne zjawisko, polegające na „ucieczce” elektronów na obrzeże przewodnika, co przekłada się na wzrost rezystancji.

028 033 Hifi 09 2020 002

Micro Mono-Filament
w pełnej krasie.
  


Biegnące obok siebie przewody otoczone są dielektrykiem, którego rolę pełni w tym przypadku specjalny kopolimer opatentowany przez firmę DuPont – fluorowy etylen/propylen (FEP). Charakteryzuje się on dużą odpornością na działanie czynników chemicznych, atmosferycznych, światła oraz korozji, w związku z czym jest chętnie wykorzystywany w produkcji kabli koncentrycznych i komputerowych. Komponenty wykonane z FEP można spotkać też w lotnictwie i sprzęcie laboratoryjnym.
Nordost ma przejrzysty sposób gradacji swoich przewodów głośnikowych: im więcej przewodników w taśmie, tym wyższy model. O ile jednak w serii Leif dochodziła komplikacja związana ze stosowaniem drucików o różnej średnicy, o tyle Norse 2 przynosi tę samą grubość przewodu, wynoszącą 22 AWG (American Wire Gauge to ujednolicony system średnic przewodów elektrycznych; wartość 22 w przeliczeniu na system metryczny oznacza 0,64 mm). Różna jest natomiast liczba przewodników, która dla Heimdalla 2, Frei 2 i Tyra 2 wynosi, odpowiednio: 18, 22 i 26.

028 033 Hifi 09 2020 002

Heimdall 2
jest najbardziej
wyrazisty w całej serii.
Przynajmniej jeśli chodzi o kolor.
  


Micro-Mono Filament
Clou programu i tym, co odróżnia serie Leif i Norse 2, jest opatentowana przez Nordosta technologia o tajemniczej nazwie Micro-Mono Filament. Ma ona na celu minimalizację wpływu dielektryka na przewody. Po raz pierwszy zastosowano ją w legendarnej już Valhalli. Metoda polega na tym, że na każdy z kilkudziesięciu przewodników nawija się spiralę z włókna FEP, a dopiero na to nakłada właściwą izolację z tego samego kopolimeru. Dzięki temu oddala się izolację od rdzenia przewodu. Ogranicza się kontakt między nimi, czyli minimalizuje się tzw. absorbcję dielektryczną, a także tworzy – według kreatywnego określenia producenta – „wirtualne środowisko powietrzne”. Prościej mówiąc, w wytworzonej w ten sposób spiralnej tulei głównym a zarazem idealnym dielektrykiem jest powietrze. Technologia ta jest stale udoskonalana – w serii Norse 2 zastosowano większą liczbę luźniejszych niż dotychczas zwojów izolatora dookoła przewodnika, co przełożyło się na większą elastyczność kabla i szerszą „szczelinę” powietrzną. Podobnie jak w serii Leif, zredukowano liczbę przewodników, zwiększając istotnie ich średnicę.

028 033 Hifi 09 2020 002

Dwa futerały: większy i mniejszy.
  


Wygląd
Technologia technologią, ale… tym razem nie będę kpił z bijących po oczach kolorów, bo nie ma z czego. Dzięki zastosowaniu Micro-Mono Filament wszystkie trzy modele wyglądają po prostu przepięknie, zwłaszcza gdy na porowatej strukturze kopolimeru otulającej posrebrzane przewody załamuje się światło. Mówi się, że przewody głośnikowe Nordosta łatwo schować pod dywanem lub nawet zatynkować w ścianie, jednak tym razem byłoby to świętokradztwo. Wszyscy znamy stosunek laików do kabli: z amatorskich badań przeprowadzonych przez jeden z brytyjskich miesięczników o tematyce hi-fi wynika, że to właśnie one są tym elementem zestawu, który wywołuje największą irytację u naszych lepszych połówek. Sam też nie lubię, kiedy pod nogami plączą mi się strażackie węże w kolorze niekoniecznie pasującym do otoczenia. Myślę jednak, że głośnikowe Norse 2 mogą służyć za ozdobę salonu.
Na koniec przypomnijmy, że każda końcówka przewodu Nordosta została zakończona opaską termokurczliwą oraz, do wyboru, widełkami lub wtykami BFA, nie wiedzieć czemu nazywanymi przez producenta bananami. Na opaskach termokurczliwych zaznaczone są strzałki wskazujące kierunkowość. To jednak tylko wskazówka dla nabywcy, który ma dopiero nadać przewodom kierunkowość w trakcie użytkowania.
Poza estetyką, zauważam też pewien postęp w dziedzinie opakowań. W przeciwieństwie do Leifów, które docierają do klienta w niemal jednorazowych papierowych pudełkach, niegodnych nawet najtańszych produktów, modele Norse 2 Nordost umieszcza w solidnych pudłach z grubej tektury, pokrytych błyszczącym papierem i wyściełanych gąbką. Oczywiście to nadal brak przepychu w porównaniu z wykwintnymi, inkrustowanymi szkatułkami, w jakie niektórzy wytwórcy pakują swoje topowe modele, jednak nie sposób nie odnotować znaczącego kroku naprzód.

028 033 Hifi 09 2020 002

Tyr 2 nie daje się
tak łatwo zgiąć.
26 posrebrzanych drucików
robi dla dźwięku dobrą robotę.Niezależnie
od rodzaju wtyków
to najpiękniejszy kabel w serii.
Brzmieniowo też oferuje najwięcej.
  


Konfiguracja systemu
To był poważny test, ponieważ po raz pierwszy zdarzyło się, że sumaryczna cena zgromadzonych kabli przekroczyła szacowaną wartość mojego zestawu na rynku wtórnym. Nie było więc wątpliwości, jaki element tym razem odgrywa wiodącą rolę.
Punktem odniesienia dla testowanej trójki stały się Red Dawny MkII, które zostały mi po poprzednim teście. W roli wzmacniacza wystąpił Gryphon Callisto 2200, podłączony do kolumn Dynaudio Contour 1.8. Źródło sygnału stanowiły zarówno odtwarzacz Primare CD 32, jak i serwis streamingowy Tidal i pliki MQA.

 

 


Wrażenia odsłuchowe
Heimdall 2
Aż dziw, że jeszcze nikt przed Reynoldsem nie wpadł na pomysł, by nazwać jakiś komponent hi-fi imieniem nordyckiego boga Hajmdala. W całym panteonie skandynawskich bóstw nie ma bowiem postaci, z którą równie mocno mógłby się utożsamić audiofil. W końcu mówimy o bogu obdarzonym słuchem tak fenomenalnym, że słyszał, jak rośnie trawa i wełna na owcach. A to, przyznacie, jest jeszcze bardziej imponujące niż rozróżnianie kierunkowości kabli w ślepym teście.
A czym imponuje Heimdall 2 w amerykańskim wydaniu? Przede wszystkim konsekwencją w budowaniu firmowej szkoły brzmienia. Znajdziemy tu bowiem wszystko, z czym się kojarzą przewody Nordosta, niezależnie od ceny i pozycji w katalogu – precyzję, dynamikę, otwartość, dużo błyszczącej góry i solidne podparcie w twardym basie. Warto zaznaczyć, że brzmienie Heimdalla 2 to w dużym stopniu rozwinięcie cech najwyższego modelu z serii Leif, czyli Red Dawna. Wydaje się to logiczne, ponieważ użytkownik tego ostatniego, który zapragnie wskoczyć na wyższy pułap, zamiast rewolucji będzie raczej oczekiwał ciągłości i kontynuacji.
Oczywiście, zawsze spodziewamy się wartości dodanej i taką też Heimdall 2 zapewnia. Objawia się ona przede wszystkim większą obfitością dołu, co – jak się okazało – jest cechą wyróżniającą całą serię Norse 2. O ile już nowe Red Dawny miały bas o wiele lepszy i bogatszy niż ich pierwsze wcielenie, o tyle Heimdall 2 idzie o krok dalej i umiejętnie nasyca nie tylko najniższe oktawy, lecz także niższą średnicę oraz przełom tonów średnich i wysokich. Daje to wrażenie większej mięsistości i pewniejszego podparcia w dole niż w przypadku dość zwiewnych Red Dawnów.
Duże wrażenie robi spójność, która cechowała już serię Leif. Tu jednak została wyniesiona dwa oczka wyżej. Heimdall 2 śpiewająco przeszedł test fortepianu (w tej roli koncertowy steinway Rafała Blechacza), którego dźwięk potrafi celnie wypunktować wszelkie podbarwienia i odstępstwa od neutralności. Kapitalnie ukazał twardość środkowych i wysokich oktaw instrumentu oraz ledwie zauważalną miękkość dolnych rejestrów. Całość zabrzmiała połyskliwie, z umiejętnie przekazanym pogłosem.
Tym, czym Heimdall 2 zaskoczył mnie in minus, była lekko skrócona perspektywa głębi, która nawet w Red Dawnach została oddana nieco lepiej. Ot, mały krok wstecz, ale nie burzący bardzo dobrego ogólnego wrażenia.
Nigdy nie polecam kupowania niczego w ciemno, bez wnikliwych odsłuchów, jednak tym razem zrobię wyjątek. Jeśli do tej pory używaliście Red Dawnów, a szukacie przewodów głośnikowych, które zagrają słyszalnie lepiej, ale nie przemeblują dotychczasowego brzmienia zestawu – bierzcie Heimdalle 2.

028 033 Hifi 09 2020 002

Ujednolicone okablowanie całego zestawu,
i to jeszcze wysoką serią Nordosta? Marzenie!
Firma radzi rozpocząć od… sieciówek.
  


Frey 2
Piękna Freja, bogini płodności, patronka wojny oraz obiekt pożądania bogów i ludzi, nie kojarzy się może przesadnie audiofilsko, ale to tylko pozory. Freja była także boginią magii, a stąd już bardzo blisko do uniesień, jakich doświadczamy, gdy w naszym systemie zagości nowy element i nagle wszystko zaczyna brzmieć… no właśnie – magicznie. Tak też się stało w tym przypadku.
Heimdalla 2 wysłuchałem, zachowując chłodny recenzencki obiektywizm, a pod koniec testu uznałem, że brzmieniowo tkwi on mocno korzeniami w serii Leif. Obowiązek spełniony. W przypadku Frei 2 najpierw uniosłem wysoko brwi, potem wydałem z siebie młodzieżowe „łał”, a następnie zanotowałem na gorąco: „Freya 2, nowe rozdanie Nordosta. Słychać, że zaszliśmy już bardzo wysoko”. I tak jest w istocie.
Dźwięk urósł. Stał się obszerniejszy, lepiej zbudowany, z jeszcze mocniej niż u poprzednika osadzonym dołem i – w przeciwieństwie do niego – zyskał przepastną głębię.
Na prowadzenie wysuwają się tu plastyczność i namacalność, czyli zupełna nowość w przypadku Nordosta, który do tej pory był kojarzony z innymi atutami. A tym razem? Czy to wokal, gitara akustyczna, czy orkiestra – wszystko żyje, pulsuje, jakby miało nam za chwilę wejść do pokoju odsłuchowego. Wielka w tym zasługa kapitalnie zbudowanej przestrzeni, która pozwala docenić zarówno dalekie plany (głębia ostrości!), jak i szerokość sceny. Jestem przekonany, że znajdzie się wielu melomanów, którzy dzięki pośrednictwu Frei 2 odkryją na nowo dobrze znane nagrania, a przynajmniej docenią pomijane dotąd niuanse.
Słychać więcej, głębiej i szerzej. Wysokie tony wychodzą poza prostą opozycję ostre-gładkie. Bodaj po raz pierwszy w przypadku przewodów amerykańskiego producenta są perliste i mienią się barwami, dzięki czemu kapitalnie wypadają smyczki. Odsłuch albumu Tori Amos „Unrepentant Geraldines” ukazał gęsty i plastyczny dół oraz znacznie bardziej niż w przypadku Heimdalla 2 nasyconą średnicę. Detal, dynamika i błyskawiczne transjenty sprawiły, że muzyka zaczęła żyć i pulsować, tworząc niepowtarzalny i realistyczny spektakl. Człowiek, który słucha takich cudów, niebezpiecznie zbliża się do momentu, kiedy – niepomny wcześniejszych postanowień („nigdy więcej drogich kabli”) i obietnic złożonych małżonce („nigdy więcej żadnych kabli”) – wyciągnie wszystkie oszczędności, pobiegnie do salonu hi-fi i zdyszany wykrztusi: „Bierzcie pieniądze. Kabel zostawiam, bo nie mogę bez niego żyć!”.
Przesłuchując kolejne płyty, nie mogłem się zdecydować, czy Freja 2 jest bardziej odpowiednia do klasyki, czy raczej do cięższych gatunków spod znaku hard rocka i elektrycznego bluesa. Prawdę mówiąc, takie dywagacje stają się w jej przypadku dość jałowe. Na fantastycznie nagranych koncertach na instrumenty dęte George’a Philippe’a Telemanna (CPO) olbrzymie wrażenie robiła „płynąca”, otaczająca słuchacza ze wszystkich stron przestrzeń z precyzyjnie zaznaczonymi źródłami pozornymi. Gładkość i spójność barokowego ansamblu mogły wręcz nasuwać podejrzenia, że Nordost nieco uspokaja dźwięk. Nie ma to jednak nic wspólnego z dławieniem dynamiki, ponieważ tej nie brakuje żadnemu z testowanych przewodów. Ten dźwięk ma po prostu gładsze kontury. W kiepsko nagranym albumie Erica Claptona „Money and Cigarettes” nagle przestała mi przeszkadzać „szypiaszcza” góra, za to urzekła mięsistość, podkreślana kapitalnym basem i twardym uderzeniem stopy perkusyjnej.
Mityczna Freja powiedziałaby zapewne: „Aby mieć dobry dźwięk, weź 18 posrebrzanych drucików o grubości 0,64 mm, połącz równolegle i utwardź kopolimerem. Ale gdy zechcesz mieć dźwięk magiczny, dołóż jeszcze cztery druciki. I gotowe”.
Dziękuję, bogini.

028 033 Hifi 09 2020 002

Do Valhalli już tylko krok.
  


Tyr 2
Tym razem nazewnictwo okazuje się zupełnie nietrafione. Tyr był bodaj najważniejszym bogiem nordyckim, dopóki większości jego atrybutów nie przejął Odyn. Jednak ten ostatni kojarzy się głównie z mądrością, natomiast Tyr to bóg wojny, siły i przemocy.
A Tyr 2? To największy gentleman w teście! Zarazem też najtrudniejszy partner dla naszych zestawów, którego zdecydowanie nie polecam do szybkich i pobieżnych odsłuchów – można się srodze pomylić, a później gorzko żałować.
W porównaniu z poprzednikami, dźwięk Tyra 2 jest zdecydowanie bardziej stonowany, gładszy, o wyraźnie aksamitnej fakturze. Na początku można odnieść wrażenie, że Freja 2 ma żywszy charakter, ale to niekoniecznie prawda. Im dłużej pobędziemy z Tyrem 2, tym wyraźniej zaczniemy dostrzegać, że jego dynamika i szczegółowość nie tylko nie odstają od reszty stawki, ale w niektórych aspektach ją przewyższają.
Tyr 2 pokazuje wszystko z lekkiego dystansu, co w pierwszej chwili można poczytać za wycofanie i nadmierne uspokojenie. Podobnie przestrzeń – nie jest spektakularna ani narzucająca się. Jest za to… idealna. Wszystko jest tutaj ułożone z tak naturalną precyzją, że po jakimś czasie zaczynamy ją traktować niemal jak oczywistość. Wystarczy jednak, że między wzmacniacz a kolumny wepniemy niżej pozycjonowany kabel i od razu wszystko staje się jasne. Właśnie owo wrażenie normalności czy wręcz zwyczajności może uśpić naszą czujność. Nie łudźmy się jednak, że ten sam efekt uzyskamy tańszym kosztem.
Tyr 2 to zdecydowanie najlepszy bas w tym teście. W przypadku najniższych tonów jest bardziej wyczuwalny ciałem niż słyszalny uchem. Na starannie zrealizowanej płycie amerykańskiego saksofonisty Davida Sillsa uderzenia niskich strun kontrabasu czujemy w trzewiach. I to nawet wtedy, kiedy kontrabas zostanie przykryty przez inne instrumenty.
Podobny postęp zaobserwowałem w przypadku drugiego skraju pasma. Freja 2, choć perlista, w niektórych momentach potrafi jeszcze „przyciąć”, tymczasem wysokie tony Tyra 2 są miodopłynne, bez śladu agresji czy szklistości. Głos ludzki, jego wypełnienie, osadzenie w przestrzeni i gładkość (nawet w najwyższych partiach sopranowych) sprawiają, że od muzyki wokalnej trudno się oderwać. Klasa, wysmakowanie i maestria w każdym calu. Płynność i plastyczność w dużej mierze przyczyniają się do tego, że Tyr 2 wygrywa barwą, nawet jeżeli – wbrew wcześniejszym dywagacjom – przyjmiemy, że w przypadku muzyki z prądem Heimdall 2 i Freya 2 mają do zaoferowania więcej w aspekcie dynamiki.
Tyr 2 wychodzi też zwycięsko z pojedynku na fortepiany, a to dzięki nieosiągalnej dla pozostałej dwójki szlachetności barwy. Niesamowity jest też fokus, z jakim potrafi zaprezentować wielki instrument Steinwaya i dźwięki zawieszone w przestrzeni. Obraz jest wyraźniejszy, a równocześnie wolny od męczącej ostrości. Paradoks, ale charakterystyczny dla komponentów hi-fi z najwyższej półki.
Jedynym kłopotem, jaki Tyr 2 może sprawić, jest jego uniwersalność – mniejsza niż pozostałych modeli w teście. O ile będzie to wręcz idealny wybór do muzyki klasycznej we wszelkim wydaniu, o tyle możemy uznać, że w jazzie czy rocku jest jednak trochę za spokojnie, czy też – ze względu na potężną podstawę – nieco zbyt monumentalnie. To jednak szczegół, który w żaden sposób nie umniejsza szczerego uznania dla możliwości tego przewodu.


Podsumowanie
Tym razem Nordost był bezlitosny. O ile w przypadku niższej serii poziom jest wyrównany, a o wyborze konkretnego modelu bardziej zdecydują nasze preferencje, o tyle seria Norse 2 przynosi już wyraźne różnice natury obiektywnej. Innymi słowy, im wyżej, tym lepiej, i – niestety – także drożej. Cudów nie ma.
Heimdall 2 wyraźnie jeszcze ciąży w stronę niższej serii, będąc swego rodzaju Red Dawnem na sterydach. Frey 2, bodajże najbardziej uniwersalny model w teście, to już zdecydowanie inna liga i brzmienie lepsze co najmniej o klasę. I wreszcie Tyr 2, najdojrzalszy i najszlachetniejszy uczestnik naszego porównania, który (tak po cichu podejrzewam) w wielu aspektach nawiązuje już do starszej i droższej Valhalli.
Co wybrać? To pytanie kołatało mi w głowie przez cały czas. Podświadomie wiedziałem, że jeśli oddam wszystkie trzy i powrócę do swoich pełnoletnich Red Dawnów, to najbliższe noce spędzę, histerycznie łkając w poduszkę. Wiedziałem też, że jeśli mój wybór padnie na kosztownego Tyra 2, to oprócz gróźb karalnych ze strony żony, mogę też liczyć na błyskawicznie wręczony i rozpatrzony pozew rozwodowy. Rozum się więc buntował, a serce…


Konkluzja
Serce pozostawało przy Frei 2, która urzekła mnie od pierwszych dźwięków. Choć obiektywnie ustępuje Tyrowi 2, jest od niego bardziej wszechstronna, co dla recenzenta ma niebagatelne znaczenie. Podobnie jak fakt, że relacja jakości do ceny wypada zdecydowanie korzystniej niż w przypadku najdroższego w teście Tyra 2.
Ostatecznie zapadła decyzja – Frey 2 zostaje i mam wielką nadzieję, że będzie mi służyć równie długo, jak stare dobre Red Dawny.
Valhalla musi poczekać.

 

2020 09 22 12 09 13 028 033 Hifi 09 2020.pdf Adobe Acrobat Pro DC

 

Bartosz Luboń
Źródło: HFM 09/2020