Yamaha RX-A1030 Aventage
- Kategoria: Amplitunery AV
Testując niedawno amplituner Yamahy RX-V775 („HFM 9/13”) zastanawiałem się, czy Japończycy dokonali przełomu w dziedzinie odtwarzania plików muzycznych. Nagrania stereofoniczne brzmiały na tyle dobrze, że było to albo dziełem przypadku, albo Yamaha istotnie stworzyła nową jakość wśród urządzeń do kina domowego. By to potwierdzić (lub zanegować), wziąłem na warsztat najnowszą maszynę z serii Aventage.
Budowa
Linię Aventage tworzą raptem trzy modele, a RX-A1030 zajmuje wśród nich najniższą pozycję. Wizualnie nie różni się jednak niczym od najdroższej maszyny koncernu. Zgodnie z najnowszymi trendami RX-A1030 jest wzorem dyskrecji. Na przednim panelu widać tylko pokrętła selektora wejść i potencjometru, a wszelkie guziczki i gniazda schowano pod grubą aluminiową klapką.
Znajdziemy tam m.in. przyciski do obsługi tunera i ułatwiające dostęp do najczęściej wybieranych źródeł, podręczne wejścia AV, wyjście słuchawkowe, wejście dla mikrofonu kalibracyjnego i port USB. Umieszczony nad nimi wyświetlacz informuje o wszystkich parametrach pracy, ale wygodniej będzie go wyłączyć i korzystać z menu ekranowego.
W sekcji cyfrowej znalazły się tylko najlepsze komponenty.
Tył prezentuje się imponująco. Choć zgromadzonymi tam gniazdami można by obdzielić kilka radiowęzłów, projektantom Yamahy udało się uniknąć bałaganu. W dodatku wszystkie wyjścia, poza głośnikowymi, umieszczono na jaśniejszym tle, ułatwiając tym samym instalację.
Po zdjęciu pokrywy wyraźnie widać, na co pójdą ciężko zarobione pieniądze. Wykonaną z grubych blach obudowę wzmocniono poprzecznymi szynami, przez co sprawia ona wrażenie odpornej na wszelkie żywioły. W centralnym punkcie, na dodatkowej podstawce antywibracyjnej osadzono solidny transformator rdzeniowy zasilający tor analogowy. Pod nim znalazła się piąta nóżka podpierająca podstawę urządzenia. Pozostałe elementy zasilacza zajmują dużą płytkę na najniższym piętrze. Po obu stronach trafa, na podobnych podstawkach antywibracyjnych, stanęły aluminiowe radiatory z końcówkami mocy, osobno dla lewych i prawych kanałów.
Wzmocniona konstrukcja wiele wytrzyma
Na samej górze rozłożyły się cyfrowe sekcje audio i wideo. Zbudowano je z najprzedniejszych komponentów mieszczących się w założonym budżecie. Obraz ze wszystkich ośmiu wejść HDMI najpierw przechodzi przez parę 36-bitowych scalaków Analog Devices ADV7630, kosztujących w detalu 320 USD/sztuka. Yamaha pewnie zapłaciła za nie mniej, ale na pewno nie dostała ich za darmo. Jako następne czekają dwa ADV7619 (199 $/szt. na wolnym rynku) i wreszcie sygnał trafia do procesora Altera Cyclone IV. Stamtąd, przez parę scalaków Silicon Image, kieruje się w stronę dwóch wyjść HDMI – głównego oraz przeznaczonego dla drugiej strefy.
Za obsługę dźwięku wielokanałowego odpowiada pokaźny procesor Texas Instruments, zawierający wszystkie dekodery Dolby Digital, dts oraz firmowe Cinema DSP Yamahy. Z boku, z pewną dozą nieśmiałości, przycupnął wyborny DAC ES9006S Premier Audio firmy ESS Technology. Energię niezbędną dla funkcjonowania sekcji cyfrowej zapewnia rozbudowany zasilacz impulsowy, przymocowany w pobliżu gniazda zasilania..
Wyposażenie i obsługa
Pod względem wyposażenia RX-A3010 ma tylko dwa słabe punkty. Są nimi: pilot oraz brak wbudowanego modułu Wi-Fi. Wprawdzie ramocik pozwala na obsługę odtwarzacza plików i ma możliwość programowania, ale upchnięcie kilkudziesięciu przycisków na dającej się ogarnąć powierzchni poskutkowało zmniejszeniem ich do mikroskopijnych rozmiarów.
Druga kwestia to brak modułu bezprzewodowej łączności z Internetem. Wprawdzie Yamaha oferuje stosowną przystawkę (nie za darmo oczywiście), ale RX-A1030 nie kosztuje przecież torby śliwek. Z tego względu za wyposażenie odejmuję jeden punkt w tabelce. Natomiast kiedy już nabędziecie wspomnianą przystawkę, będziecie mogli sterować pracą amplitunera za pomocą smartfonów Appla i tych z systemem Android.
Jeszcze kilka lat temu podłączenie takiego smoka
byłoby wyzwaniem
Głównym magnesem przyciągającym kinomanów jest rozbudowana sekcja wideo ze skalerem sygnału do rozdzielczości 1080p oraz możliwością przyjmowania obrazu 3D i 4K. Jeśli dodać do tego komplet najnowszych dekoderów dźwięku przestrzennego oraz przeciwatomową budowę, to nie będzie przesadą stwierdzenie, że amplituner Yamahy jest przewidziany na długie lata bezstresowej pracy.
Natomiast ci, dla których świat nie kończy się na kinie domowym, powinni zwrócić uwagę na wbudowany odtwarzacz plików muzycznych o rozdzielczości 24 bity/192 kHz.
Wrażenia odsłuchowe
Wprawdzie przywoływana powyżej Yamaha RX-V775 zaskoczyła mnie dojrzałością brzmienia, to jednak RX-A1030 robi autentyczny przeskok do wyższej klasy. Nie ma co ukrywać, że kosztuje 2000 zł więcej, lecz różnica w jakości dźwięku uzasadnia dodatkowy wydatek.
Uderzającą cechą japońskiej maszyny jest rzadko spotykana na tym poziomie cenowym neutralność. Większość amplitunerów jest wolna już od stereotypowo pojmowanej kinowej dynamiki, z podkreślaniem basu na czele, ale RX-A1030 to zupełnie inna liga. Mamy tu, nie zawaham się użyć tego słowa, szlachetność brzmienia porównywalną z urządzeniami kosztującymi poważne pieniądze. Nie znaczy to wcale, że 5000 zł jest kwotą żartobliwą, ale nowy model Aventage śmiało może konkurować choćby z wysoko ocenianymi maszynami Arcama. Bez względu na styl i gatunek filmów brzmienie było swobodne, niewymuszone, bez popisywania się przesadnymi skokami głośności, lecz ze sporym potencjałem drzemiącym tuż pod powierzchnią spokojnej z pozoru akcji.
Dodatkowe gniazda głośnikowe można wykorzystać do bi-ampingu frontów.
Na szczególne uznanie zasługują dialogi, tak czytelne, jakby były przygotowywane z myślą o początkujących słuchaczach kursów językowych.
Rozmiary i styl budowy sceny w dużym stopniu zależały od jakości realizacji ścieżki dźwiękowej i w tej kategorii Yamaha podeszła do tematu po audiofilsku, rezygnując z bezzasadnego upiększania świata.
Po zmianie repertuaru na koncertowy w brzmieniu systemu nie zaszły większe zmiany. Obszerna scena z precyzyjnie ulokowanymi wykonawcami zaczynała się przed linią głośników i wachlarzowato rozchodziła w tył. Ponadprzeciętnie aktywne surroundy sprawiały, że większość zgromadzonej publiczności miałem za plecami, a żywiołowe reakcje na solówki przypominały autentyczne koncerty.
Nawiązując do wątpliwości postawionych we wstępie, postanowiłem sprawdzić możliwości RX-A1030 w kwestii odtwarzania bezstratnych plików FLAC. I tu spotkało mnie miłe zaskoczenie: interfejs użytkownika jest bardzo przejrzysty i wygodny, a sposób poruszania się po poszczególnych katalogach nie odbiega od tego znanego z komputerów.
W muzyce stereofonicznej RX-A1030 zdradza audiofilską naturę w najlepszym tego słowa znaczeniu. Starannie zrealizowane nagrania przedstawiał z całym szacunkiem dla włożonej weń pracy, natomiast masówkę z wielkich wytwórni traktował tak, jak one słuchacza, czyli od niechcenia i bez zbytniego angażowania się w muzykę. Dość wyraźnie różnicował przy tym pliki FLAC o standardowej rozdzielczości i „zagęszczone” do 24 bitów/ /192 kHz. Normalne, odtwarzane jako pierwsze, brzmiały zupełnie przyzwoicie i w ślepym teście ulokowałbym je pewnie na poziomie wzmacniacza stereo za 2, może 3 tysiące. Jednak dopiero pliki hi-res wyniosły maszynę Yamahy na pułap, o jakim jeszcze kilka miesięcy temu nikomu się nie śniło. W porównaniu z nimi standardowe nagrania wydawały się krzykliwe, prostackie, ze spłaszczoną dynamiką i detalicznością. Zwiększenie rozdzielczości dodało muzyce cech szlachetności, dojrzałości, o czym powszechnie wiadomo, lecz maszyna Yamahy bez problemów uwypukliła te różnice. Co wcale nie było takie oczywiste.
Konkluzja
Gdyby to dotyczyło jakiejkolwiek innej nacji, można by zacytować powiedzenie „trafiło się ślepej kurze ziarno”, ale w przypadku Japończyków? Wykluczone.
Autor: Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 11/2013