Grado SR80x
- Kategoria: Słuchawki
Pierwsze SR80 Joseph Grado zbudował w 1991 roku. Na stronie internetowej firma zaznacza, że w jej historii to bardzo ważny model. Pada nawet stwierdzenie: „Bez nich dziś by nas tutaj nie było”.
Wszystkie słuchawki z serii Prestige sprzedawały się dobrze, a najtańsze wręcz rewelacyjnie. Na nich Amerykanie zbudowali swoją pozycję i później mogli eksperymentować z droższymi liniami. Hitem okazały się najtańsze SR60e, zastępowane właśnie najnowszą wersją „x”. Testowaliśmy je w poprzednim numerze („HFiM” 11/2021). Teraz pora na droższy model.
Do redakcji trafiła cała seria Prestige, dzięki czemu mogłem porównać SR60x z SR80x, patrząc przez lupę na każdy drobiazg. Zabawa w „wytęż wzrok i znajdź 20 szczegółów” trwała… dobrą godzinę. Jestem krótkowidzem, co pomogło w oglądaniu z bliska, zaglądaniu za siatki, na ile się da, ale mimo to nie znalazłem dosłownie nic. Materiały prasowe i serwis www też milczą na ten temat, wspominając jedynie, że „przetwornik SR80x został specjalnie dostrojony”. Za to chyba dopłacamy 130 zł, bo reszta wydaje się identyczna. W porównaniu z poprzednikiem jest jednak kilka zmian. Wyglądają podobnie jak w przypadku porównania SR60x ze starszymi SR60e.
Budowa
Polipropylenowy głośniczek dynamiczny ma średnicę 44 mm i tak samo było wcześniej, ale neodymowy magnes jest mocniejszy, a cewka – lżejsza. To już powinno być słychać w postaci lepszej dynamiki i szybszej reakcji na impuls. Grado przywiązuje dużą wagę do okablowania. Nawet dosłownie, bo grubaśny przewód zamontowany na stałe odpowiada za spory procent masy słuchawek – one same są lekkie jak piórko. Kabelek składa się z czterech żył – plecionek drucików z wyżarzanej miedzi beztlenowej. Za to długość jest ni przypiął, ni wypiął – półtora metra. Do domu za mało, na spacer za dużo. Na szczęście Grado oferuje firmowy przedłużacz 4,5 m za jedyne 170 zł. W ogóle akcesoria nie są drogie, bo poduszki na wymianę kosztują 50 zł.
Muszle z pozoru wyglądają jak tani plastik, ale to materiał doskonalony przez lata, umożliwiający maksymalną integrację przetwornika z obudową. Ponadto zmniejsza zniekształcenia i rezonanse. Mocowanie wygląda na delikatne, ale to znów złudzenie, bo konstrukcja jest elastyczna i wytrzymała. Tanie Grado słyną z odporności na intensywne użytkowanie. Wiele z nich pracuje bezawaryjnie od początku lat 90. XX wieku. Może nie prezentują się jak nowe, ale nie utraciły cech użytkowych. Tak samo pałąk – z pozoru delikatny – wytrzyma lata. Tu zresztą widać zmianę w porównaniu z poprzednią wersją „e” – dodano warstwę gąbki. Wcześniej płaska listewka była jedynie obszyta sztuczną skórą. Jest zatem wygodniej, choć odczuwamy to dopiero po dłuższym czasie.
Na końcach pałąka zamocowano sztywno plastikowe kostki, a w nich – aluminiowe druty obracające się lekko, bez żadnych zapadek unieruchamiających je w wybranej pozycji. Dzięki temu muszle łatwo się dostosowują do uszu i przylegają dokładnie. Nacisk dobrano go tak, aby przy niewielkiej masie słuchawek wystarczył do trzymania ich na uszach, gdy kręcimy szyją. Jedyne, na co należy zwrócić uwagę, to dopasowanie drucików do rozmiaru głowy.
SR80x to konstrukcja otwarta. Obudowy z zewnątrz chroni stalowa siatka. Przetwornik od wewnątrz zabezpiecza materiał podobny do pończochy, a pod nim zamontowano dyfuzor. Producent podkreśla, że każda para słuchawek jest montowana ręcznie w jego zakładzie na Brooklynie. Przetworniki paruje się z dokładnością do 0,1 dB, natomiast w ogóle nie przywiązuje się wagi do opakowania. W lepszych kartonach dostarcza się pizzę. Dla Grado to jednak tradycja i swoisty manifest: płacimy za treść, nie za formę.
Dyfuzor
Wrażenia odsłuchowe
Charakterem prezentacji SR80x przypominają studyjne monitory bliskiego pola. Przybliżają scenę do słuchacza i wciągają go w akcję. Wiele słuchawek ustawia scenę w pewnej odległości, co ułatwia osiągnięcie przekonującej głębi. Grado nie starają się udawać głośników. Czy to polubimy, będzie zależało wyłącznie od gustu.
Przybliżenie ma swoje zalety, polegające głównie na bezpośredniości i złudzeniu uczestnictwa w koncercie. W wydaniu amerykańskiej firmy włącza się tutaj turbo, ponieważ szczegółowość zdecydowanie nie przynależy do tej półki cenowej. Taką ilość informacji można znaleźć w udanych i droższych Audio-Technikach albo Sennheiserach HD 600. Słyszymy dosłownie wszystko, także drugoplanowe zdarzenia, a efekty w postaci skrzypiących krzeseł powinny ucieszyć każdego poszukiwacza tego typu atrakcji. Mechanizm fortepianu, podobnie jak stukanie klapek w instrumentach dętych, a także niezamierzone zdarzenia w nagraniu, jak niedokładne wytłumienie sali i tramwaj za oknem, zauważymy od razu. Pytanie tylko, czy to lubimy. Subiektywnie można to uznać za wadę, ale obiektywnie na pewno nie – te informacje po prostu są w nagraniu. Zostały zarejestrowane przez mikrofony i można mieć pretensje do realizatora, ale nie do słuchawek. Stąd już tylko krok do stwierdzenia, że Grado SR80x nadają się do pracy w studiu lepiej niż wiele modeli w podobnej cenie, używanych przez profesjonalistów.
Mocowanie pałąka.
Zawodowe ambicje Grado odnajdziemy też w innych aspektach, ale kluczowa pozostaje barwa. Wydaje się, że jej naturalność była jeszcze ważniejsza dla osób projektujących nową wersję. Instrumenty akustyczne brzmią jak na żywo. Oczywiście, można się spierać o atmosferę nagrania czy rozmiary źródeł, które wydają się lekko powiększone. Jednak ujęcie barwy jest perfekcyjne, bez względu na zakres pasma: czy to kontrabasy, flety, skrzypce, czy talerze perkusji – otrzymujemy obraz praktycznie bez przekłamań. Jedyne zastrzeżenie, typowe zresztą dla Grado, dotyczy średnicy – jest lekko dociążona, jędrniejsza i cieplejsza niż w totalnie obiektywnych nausznikach, ale to już kwestia wierności tradycji i szkoły brzmienia. Grado zawsze ceniono za prezentację wokali. Recenzenci chwalili ich realizm i piękno, zauważając także ekspozycję. Z tym, że dotyczyło to starszych modeli, a teraz średnicę staranniej wkomponowano w resztę pasma i dokładniej wyważono proporcje. Efekt więc w pewnym sensie osłabiono, ale całość wylądowała bliżej prawdy. Mnie to podejście odpowiada. Grado stronią od wyczynowości. Pozostają wyrównane i, paradoksalnie, lepiej podkreślają wybrane cechy, kiedy faktycznie stają się w nagraniu pierwszoplanowe. Nie stawiają na nie, zanim się pojawi powód, tylko pokazują co trzeba w odpowiednim momencie. Przez to niektórzy mogą narzekać, że znajdzie się większy bas, jaśniejsza góra (chociaż nie wiadomo, po co), a już na pewno da się wykrzesać więcej czadu. To się jednak będzie działo zwykle w pierwszych godzinach. Im dłużej bowiem słuchamy, tym bardziej doceniamy neutralność i równowagę proporcji.
Nie zmienia to faktu, że SR80x potrafią zabrzmieć efektownie. Mają jasną i dźwięczną górę. Grają obszernie i przejrzyście. Wszystko na nich słychać bez wysiłku, a średnica nadal czaruje mięsistością i nasyceniem. Czego więcej trzeba?
Konkluzja
SR80x wyglądają na tanie, są też – nie oszukujmy się – brzydkie. W dzisiejszych czasach ten standard wykończenia jest najwyżej przeciętny. Za blisko 700 zł znajdziemy słuchawki efektowne, a nawet zahaczające o luksus, przy których Grado będą wyglądać jak ubogi krewny. Za to jak grają…
SR60x kontra SR80x
SR80x mają ten sam charakter brzmienia co SR60x. Nie stwierdzimy, że jakiś instrument jest bardziej realistyczny, bliższy prawdzie albo przynajmniej ma głębsze oparcie w basie. Podobnie było w przypadku starszych wersji: SR60e i SR80e. Konkluzja brzmiała wtedy: dopłacenie ponad 100 zł można uzasadnić jedynie satysfakcją z posiadania wyższego modelu.
Z aktualnymi wersjami nie jest już tak jednoznacznie. Wprawdzie różnice są niewielkie, ale kiedy je wyłapiemy, ziarno niepokoju zostanie zasiane. Poprawa następuje w czystości, a raczej precyzji wykończenia każdego dźwięku. W średnicy to najmniej słyszalne, ale bas ma bardziej wyrazisty przebieg, a góra minimalnie się porządkuje, zwłaszcza w skomplikowanych fakturach. Im większy skład, tym bardziej odczuwamy oczyszczenie tła. Chociaż i w małych, klimatycznych projektach można docenić realistyczne operowanie pogłosem.
Czy warto za to zapłacić 130 zł? W moim odczuciu – tak. Ale jeżeli ktoś pozostanie przy SR60x i powie, że on nie słyszy uzasadnienia, to nie należy go przekonywać na siłę. Wobec tego, skąd inne niż w przypadku SR60x oceny w tabelce? To proste: wyższy przedział cenowy to i wyższe wymagania.
Grado SR80x.
Szkielet konstrukcji i mocowania
wydają się delikatne.
To pozory, bo słuchawki
z serii Prestige są odporne
na intensywne użytkowanie,
bezawaryjne
i długowieczne
Stare kontra nowe
O rozbieżnościach pomiędzy starym i nowym wcieleniem SR80 można napisać niemal to samo, co w akapicie „SR60x kontra SR80x”. Różnice sprowadzają się do oczyszczeniu każdego zakresu pasma, co skutkuje lepszą przejrzystością i dźwięcznością. Bas zyskuje na kontroli, średnica na separacji ścieżek, a góra – na precyzji. Różnice są wręcz śladowe w każdej kategorii z osobna, ale stają się wyraźniejsze, kiedy skupimy się na samej przyjemności słuchania. Ta bowiem wzrasta o klasę.
Szczegółowość i hojność w górze łączyła się w wersji „e” z wyczuwalną dawką agresji, metalicznym nalotem w sopranach i generalnie z niewielką, ale jednak, krzykliwością. Na tle konkurencji wypadało to i tak lepiej niż dobrze, bo u niej ograniczenie tych przykrości pociągało za sobą utratę przejrzystości, a nawet przyciemnienie, którego akurat w słuchawkach nie znoszę. Teraz te cechy zostały może nie wyeliminowane, ale zdecydowanie ograniczone. Otrzymujemy tę samą dźwięczność. Góry nie ubyło ani trochę, a jednak uszy odpoczywają. Można słuchać zdecydowanie dłużej, nie irytując się. Muzyka staje się łagodniejsza, choć nie grzeczniejsza. Może paleta barw się rozszerza? Tego nie jestem pewien. Pewien jestem za to, że bez wahania wybrałbym nowszą wersję, a gdybym już miał starą, to pomyślałbym poważnie o wymianie.
Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 12/2021