Grado GT220
- Kategoria: Słuchawki
Amerykańska firma Grado kojarzona jest ze stacjonarnymi słuchawkami w drewnianych oprawach, utrzymanymi w stylistyce retro. Część modeli wykonuje, co prawda, z poliwęglanu i metalu, ale ich wygląd nie odbiega od reszty.
Pierwszym nieśmiałym odstępstwem od tej tradycji były bezprzewodowe nauszne GW100 („HFiM” 11/2020). Podstawowe założenia konstrukcyjne oraz wygląd idealnie wpisywały się w 30-letnią tradycję Grado, jednak moduł Bluetooth zapowiadał nieuchronnie nadciągającą rewolucję. GW100 pojawiły się na rynku w 2018 roku. W tym samym czasie rozpoczęto prace nad modelem w pełni bezprzewodowym. Po dwóch latach, w październiku 2020, światło dzienne ujrzały pierwsze w historii Grado słuchawki True Wireless. Jak łatwo się domyślić, niemal pod każdym względem różnią się od wszystkiego, co do tej pory opuściło nowojorską manufakturę. Miłą niespodzianką jest na pewno zerwanie z tradycją przaśnych opakowań, które od trzech dekad towarzyszą najdroższym nawet Grado.
Zamiast jednorazowego pudełka do pizzy otrzymujemy eleganckie puzderko z lakierowanej tektury, wyposażone w zamek magnetyczny. Wewnątrz znajdziemy stację ładującą, krótki kabelek USB-A/C oraz zestaw trzech dousznych wkładek silikonowych, czyli standard.
Kolejnym odstępstwem jest miejsce powstawania GT220. Wszystkie dotychczasowe modele wyprodukowano w brooklyńskim zakładzie firmy, natomiast najnowsze TWS-y, choć zostały zaprojektowane w Nowym Jorku, montuje się w Chinach.
Trzecim elementem wyróżniającym GT220 na tle wcześniejszych Grado jest ich zamknięta konstrukcja. Co prawda inna amerykańska firma, Audeze, popełniła swego czasu otwarte dokanałowe słuchawki planarne, ale można to potraktować jako ciekawostkę przyrodniczą. Zresztą, Audeze naprawiła swój błąd modelem Euclid. W przypadku TWS-ów takie pomysły się raczej nie sprawdzają i akurat pod tym względem zamknięte GT220 nie stanowią wyjątku.
Budowa
Obudowy GT220 wykonano z czarnego poliwęglanu, sztywnego i odpornego na uszkodzenia mechaniczne. Dzięki wodoszczelności na poziomie IPX4 bez obaw można w nich spacerować w deszczu. GT220 są większe od typowych dokanałówek i po prawidłowym ułożeniu powinny dobrze się klinować w małżowinie. Powinny… Jeszcze do tego dojdziemy.
Choć słuchawki mają ponadprzeciętne gabaryty i pod tym względem bliżej im do Sennheiserów Momentum TWS, ważą zaskakująco mało, bo zaledwie 5 g/szt. Równie lekki jest powerbank, a cały komplet to zaledwie 5,5 deko. Akumulatory wbudowane w etui można ładować przez USB lub bezprzewodowo, za pośrednictwem podkładki indukcyjnej z certyfikatem Qi.
Zewnętrzne powierzchnie obudów – płaskie i gładkie – są w istocie panelami dotykowymi. Lewy służy do odbierania połączeń głosowych; prawy obsługuje odtwarzacz muzyki. Dzięki temu trudno będzie o pomyłkę. Słuchawki ozdobiono podświetlanym logo Grado, którego kolor sygnalizuje fazę ładowania, parowanie ze źródłem itp. Panele są czułe na dotyk i działają bez ociągania. Nieraz nawet wbrew intencjom, np. przy okazji poprawiania którejś słuchawki w uchu. Ale chyba lepsze to niż refleks szachisty korespondencyjnego.
W obudowach zamontowano pełnozakresowe przetworniki o średnicy 8 mm, wykonane z politereftalanu etylenu (PET). Obok nich znajdują się moduły Bluetooth 5.0 z kodekiem aptX oraz baterie wystarczające na sześć godzin słuchania na jednym ładowaniu, z połową głośności. W praktyce wygląda to nawet lepiej – Grado GT220 dysponują ponadprzeciętną dynamiką i testując je przez kilka tygodni, ani razu nie przekroczyłem 40 % natężenia dźwięku. Poza tym można je pięciokrotnie naładować do pełna z etui, co wydłuża możliwość użytkowania bez kontaktu z gniazdkiem elektrycznym do półtorej doby. Po kilku minutach bezczynności słuchawki się wyłączają, co dodatkowo oszczędza baterie.
Co jeszcze mają na pokładzie GT220? Nic. Ani, ani. Poza obowiązkową obecnie obsługą asystentów głosowych, nie oferują żadnych układów redukcji hałasów, trybów przeźroczystości, aplikacji na smartfony ani innych bajerów, którymi kusi liczna konkurencja.
Własności użytkowe
Zanim zaczniecie słuchać, musicie się z dokanałowymi Grado oswoić. Nie w tym rzecz, że są skomplikowane w obsłudze. Chodzi o dopasowanie do uszu.
Silikonowe nakładki dołączone w komplecie mają lekko wydłużony kształt, przez co wnikają w ucho naprawdę głęboko. Tak głęboko, że nieraz przytykają je ujścia przewodów słuchowych. Jakby mało było atrakcji, wspomniane nakładki w żaden sposób nie potrafiły się dogadać z moimi uszami: średnie były za wąskie i nie uszczelniały kanałów, natomiast większe L-ki okazały się za duże i też nie zapewniały należytej stabilności.
Chcąc w ogóle poznać brzmienie GT220, skorzystałem z chwilowej obecności Sennheiserów IE 300 i na kilka dni założyłem pianki Comply dołączone do niemieckich dokanałówek. Szczęście nie trwało długo, bo po odesłaniu ich dystrybutorowi wróciłem do punktu wyjścia. W akcie desperacji sięgnąłem zatem po silikonki dołączone do dokanałówek Audio-Techniki ATH-CK3TW i… alleluja! Japońskie gumki w rozmiarze M są ciut szersze i wyraźnie krótsze od średnich nakładek Grado, dzięki czemu idealnie się ułożyły w kanale słuchowym. A gdy już wszystkie elementy układanki wylądowały na swoich miejscach, GT220 pokazały, za co producent oczekuje ponad 1100 zł.
Firmowe silikonowe wkładki
mogą nie pasować do każdych uszu.
W takim przypadku warto
się rozejrzeć za zamiennikami,
np. piankami Comply
Wrażenia odsłuchowe
W porównaniu z wypasionymi TWS-ami azjatyckich i europejskich konkurentów, kosztującymi około 1000 zł, Grado GT220 są równie skomplikowane co młotek. Ale niech nikogo nie zmylą pozory, bo pod względem brzmieniowym rozprawiły się z ową konkurencją z siłą kafara. Po prostu zrobiły z niej miazgę.
Nie znam całego rynku słuchawek True Wireless, ale mając w pamięci wszystkie testowane i okazjonalnie słuchane tego rodzaju konstrukcje, nie znajduję wśród nich żadnego konkurenta dla GT220.
Najogólniej ujmując, charakter brzmienia dokanałowych Grado jest bardzo podobny do nausznych GW100, pracujących w trybie bezprzewodowym. Przekonałem się o tym, porównując je na zróżnicowanym materiale muzycznym. Główne rozbieżności dotyczą szerokości sceny stereo oraz nieco spokojniejszego brzmienia modelu nausznego w porównaniu z dokanałowym. Wynika to zapewne z otwartej konstrukcji GW100 oraz oddalenia przetworników od uszu. To ogóły, a szczegóły?
Już od pierwszych dźwięków mamy do czynienia z wyjątkową przejrzystością, gładkością, a nawet szlachetnością brzmienia. Wrażenie jest takie, jakbyśmy zaczęli lepiej słyszeć, przez co detale utworów stają się wyraźniejsze, a te schowane do tej pory w głębi wypływają na powierzchnię. Brzmienie jest tak klarowne i bezpośrednie, że dystans dzielący artystów od słuchacza skraca się niemal do zera. Wszystkie instrumenty brzmią krystalicznie czysto i nie jest to wyświechtane hasło marketingowe. Słuchając znanych nagrań, odniosłem wrażenie, jakby z muzyki zostały zerwane niewidoczne dotąd zasłony, maskujące detale i zmiękczające kontury. W porównaniu z GT220, wszystkie słuchane do tej pory TWS-y brzmiały płasko i matowo. I nie było to tylko moje odczucie.
W trakcie wygrzewania, zanim zabrałem się za GT220, pożyczyłem je na weekend wielkiemu fanowi słuchawek, posiadaczowi kilku droższych modeli kablowych i True Wireless różnych firm. Jego spostrzeżenia dokładnie pokrywały się z moimi. Tylko trochę przestał mnie lubić, bo ciężko mu było wrócić do używanych dotąd TWS-ów.
GT220 prezentują idealną równowagę tonalną, której nie należy mylić z nudą. Słuchanie na nich muzyki jest bardzo intensywnym i absorbującym zajęciem. Nawet przy cichym graniu nie sączą dźwięków leniwie, lecz angażują i przykuwają uwagę słuchacza. Może za jakiś czas spowszedniałyby mi na tyle, że mógłbym w nich słuchać w czasie czytania książki, ale na razie brzmiały niezmiennie wciągająco i ekscytująco.
Transparentność Grado pozwala wniknąć w strukturę każdego nagrania i rozebrać je na czynniki pierwsze. Umożliwia analizę gry pojedynczych instrumentów oraz ich interakcję z pozostałymi muzykami, bez utraty obrazu całego wydarzenia. Odnoszę wrażenie, że podobny poziom przejrzystości i neutralności może spełniać wymagania realizatorów nagrań, co daje pojęcie o potencjale GT220.
Niezwykle czysta i plastyczna średnica to zwierciadło, w którym mogą się przeglądać wokaliści. Ilość szczegółów dostrzegalnych w czasie wykonywania przez nich piosenek, zwłaszcza z towarzyszeniem instrumentów akustycznych, potrafi oszołomić i nie dotyczy to tylko audiofilskich produkcji. Pod tym względem dokanałówki Grado dorównują znacznie droższym planarom i konstrukcjom dynamicznym zasilanym przez opracowane z myślą o nich wzmacniacze słuchawkowe. I pomyśleć, że to wszystko za tysiaka z groszami. Co godne podkreślenia, przy tej obfitości szczegółów pozostało jeszcze miejsce na powietrze, nastrój i ciszę.
Kolejnym elementem brzmienia, przy którym warto się zatrzymać, jest kształtowanie stereofonii. Pod tym względem GT220 ustępują otwartym modelom nausznym, reprezentując poziom najlepszych kablowych dokanałówek w porównywalnej cenie. Słuchawki Grado bardzo lubią efektowne nagrania dużych składów, np. jazzowe standardy śpiewane przez Michaela Bublé z towarzyszeniem big-bandów. Głos kanadyjskiego wokalisty umiejscowił się pośrodku sceny, lekko z przodu głowy, a akompaniująca mu orkiestra rozłożyła się szeroko na zewnątrz słuchawek, spinając je z tyłu obszernym łukiem. U nieprzygotowanego słuchacza szczere zdumienie gwarantowane. Podobnie GT220 prezentowały muzykę elektroniczną. Z tą różnicą, że wiele odgłosów dochodziło tu także z różnych wysokości.
Do tej pory chwaliłem wysokie i średnie tony, ale prawdziwym gwoździem programu jest bas. Potężny i wolny od podbarwień. Potrafi zejść bardzo, ale to bardzo nisko i przy nieopatrznym podkręceniu głośności wprawić w drgania niemal całą głowę. Czy to dzieła dawnych mistrzów, akustyczny jazz, muzyka elektroniczna, filmowa czy ostry rock, dopasowuje się do charakteru muzyki, ukazując zaskakujące bogactwo barw. Choć wobec wyższych podzakresów odgrywa rolę służebną, wnosi energię, dynamikę i zaskakującą głębię.
To klasa sama dla sobie. Bas Grado GT220 ustanawia punkt odniesienia dla wszystkich dokanałówek True Wireless, bez względu na cenę.
Konkluzja
Kilku zagranicznych recenzentów uznało GT220 za najlepiej brzmiące słuchawki True Wireless na świecie. Nie mam podstaw, by się z nimi nie zgadzać, za to mnóstwo argumentów na poparcie tej tezy. W świetle powyższego, nie widzę innego wyjścia, jak dołączyć pierwsze TWS-y Grado do bezprzewodowych GW100 i pozostawić je u siebie na dłużej.
No tak, a właśnie na jakiś czas miałem się wstrzymać z zakupami kolejnych słuchawek…
Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 09/2021