HFM

Olo Walicki - Trauma Theater – Theater der Liebe

111 05 2010 oloWalicki

OWA Production 2010

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Olo Walicki jest nie tylko świetnym basistą jazzowym, ale też intrygującym kompozytorem. Jego poprzedni album – „Kaszebe” – został wysoko oceniony przez krytyków i fanów. Najnowszy projekt – „Trauma Theater – Theater der Liebe” – ukazuje go jako twórcę muzyki scenicznej.
Album zawiera dwie płyty – CD i DVD. Na pierwszej znalazło się 30 epizodów napisanych do czterech dramatów Ingmara Villqista; na DVD mamy muzykę (w wersji surround 5.1), fragmenty spektakli oraz szczegółową dokumentację (m.in. obsady aktorskie, zdjęcia).
Trudno recenzować muzykę teatralną bez uważnego obejrzenia spektakli, jednak zawartość albumu, przemyślany układ oraz kontekst sytuacyjny (dźwięki występują w połączeniu ze słowem) dają pewne wyobrażenie o tych realizacjach. Walicki dobrze czuje zasady, jakimi rządzi się muzyka teatralna. Wie, że forma powinna mieć otwartą strukturę, że nie ma tam miejsca na przetwarzanie tematów, a dźwięki mogą ilustrować, dopowiadać czy definiować charakter scen.
Zastosowane środki nie są może szczególnie zaawansowane, ale dobrze współgrają z typem dramaturgii Villqista. Uwagę zwracają piękne tematy (wokalizy), wysmakowane barwy (m.in. bandoneon, wiolonczela, gitara) i umiejętności muzyków. Aktualnie Walicki promuje album (z nowym składem) na koncertach, nadając epizodom zupełnie nową postać.

Autor: Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 05/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Hot Chip - One Life Stand

111 05 2010 hotChip

EMI 2010

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Muzyka elektroniczna wcale nie musi być monotonna i beznamiętna. Z takiego założenia wyszli Joe Goddard i Alexis Taylor, kiedy sześć lat temu debiutowali z grupą Hot Chip.
W wywiadach opowiadali o fascynacji Kraftwerkiem i niemieckim techno, ale też nieśmiało przyznawali, że chętnie słuchają Justina Timberlake’a oraz produkcji hip-hopowych oraz r’n’b. Na czwartym albumie „One Life Stand” dopięli wreszcie swego. Nagrali najbardziej różnorodne i ambitne piosenki w swoim dorobku.
Obok typowych doskonałych klubowych hitów „We Have Love” czy „Thieves at Night” pojawiają się takie kompozycje jak „Hand Me Down Your Love”, z dynamiczną grą perkusji i fortepianu oraz podniosłą sekcją instrumentów smyczkowych pod koniec refrenu. „Slush” to znów piękna, niemal świąteczna ballada, zagrana w podobnym składzie, ale z dodatkowymi eterycznymi męskimi chórkami w tle. A niezwykle delikatna „Alley Cats” jest wyraźnie naznaczona wpływami r’n’b w partiach wokalnych.
W porównaniu z dotychczasowymi dokonaniami Hot Chip nowy materiał jest też spokojniejszy, lżejszy i bardziej radiowy. Momentami aż za bardzo np. utwór „I Feel Better” wydaje się wręcz plagiatem przeboju Madonny „La Isla Bonita“. Cóż, w końcu ma to być pop XXI wieku.

Autor: Jacek Skolimowski
Źródło: HFiM 05/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Limboski - Cafe Brumba

111 10 2010 Limbowski

Luna Music

Interpretacja: k5
Realizacja: k4

Nie mam wątpliwości, że twórczość Michała Augustyniaka vel Limboskiego stanowi łakomy kąsek dla tabunów recenzenckich mądrali, co rusz zżymających się na postępujący upadek kultury wysokiej. Jednak każdy, kogo nie nauczono mierzenia granic artystycznej wypowiedzi metrem krawieckim, bez trudu dostrzeże miałkość krytykanckiego chciejstwa w odniesieniu do „Cafe Brumba”. Prostota i nonkonformizm Limboskiego to imponująca siła, mająca źródło w nieskrępowanej wolności poszukiwań suwerennych środków wyrazu.
Limboski kpi z mód i trendów. Osieroca lansowane przez media chodliwe „arabeski, frykasy i frytki”, jak by je nazwał Wiesław Dymny, stanowiące trociny, które zasypują resztki wrażliwości odbiorcy. Piękne ballady, lumpiarskie bluesy i ekspresyjne tanga ubrane w pozornie kiczowate brzmienia dzwonków, akordeonu, sitaru czy Yamahy PSS 680 traktują o wartościach starych jak ludzkość: eterycznych uczuciach i frenetycznych afektach. Całość ocieka osobliwym surrealizmem, takim jak w songu o podejrzliwym kotku („Czarny Otello”), który z zazdrości morduje swojego pana, nie zważając na groźne memento: „koteczku mój, o krwią splamionych piąstkach/z miłości śmierć jest dobra tylko w książkach”. Pysznie wymyślone i wybornie zagrane!

Autor: Mirosław Szymański
Źródło: HFiM 10/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Other voices other scenes - Marcin Oleś & Bartłomiej Oleś

111 10 2010 OtherVoicesOtherScenes

Theatre & Film Music
Fonomedia 2010

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Dzisiejszy poziom techniki cyfrowej i jej dostępność sprawiają, że nagranie płyty nie nastręcza większych problemów. W efekcie poznajemy muzykę, która w czasach analogowych szybko zakończyłaby swój żywot. Mam na myśli zwłaszcza tę pisaną dla teatru.
Po dziesięciu latach działalności bracia Olesiowie postanowili zapoznać fanów ze swoim dorobkiem stworzonym na potrzeby sceny. Ich najnowszy album składa się z dwóch płyt CD, na których znajdziemy 36 krótkich form pochodzących z siedmiu spektakli i jednego filmu.
Słuchając „Other voices other scenes”, szybko się orientujemy, że Olesiowie dobrze znają rolę muzyki w teatrze i zasady, jakimi się rządzi. Ich dźwięki są zatem dyskretne, niedopowiedziane, kameralne w brzmieniu i fakturze. Dominują proste, powtarzające się odcinki, wolne od kontrastów dynamicznych i brzmieniowych. Olesiowie, związani z orientacją freejazzową i znani z niezależności, tutaj świadomie rezygnują ze skomplikowanego języka, wychodząc raczej naprzeciw oczekiwaniom reżysera. Ktoś, kto kojarzy ich z awangardą i muzyką improwizowaną, może być nieco zaskoczony.
Album, ukazujący nieco inne, mniej drapieżne oblicze dwóch artystów, jest na pewno wart polecenia, choć na pytanie, czy ta muzyka może funkcjonować niezależnie, każdy słuchacz musi odpowiedzieć sobie sam.

Autor: Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 10/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

William Orbit - Pieces In A Modern Style 2

111 10 2010 WiliamOrbit

Decca 2010
Dystrybucja: Universal Music

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Minęło już dziesięć lat od pierwszego spotkania Williama Orbita z muzyką klasyczną. Wówczas na warsztat wziął utwory Beethovena, Barbera, Haendla, Vivaldiego, Cage’a, Góreckiego i innych. Teraz postanowił poszerzyć repertuar remiksów o kolejnych twórców. Jak sam napisał, tworzenie takich aranżacji jest dla niego tym, czym dla innych zdobywanie szczytów górskich lub granie w Sudoku. Innymi słowy: hobby.
Na szczęście efekt tych działań nie jest zły. Orbit poddaje się nastrojowi remiksowanych utworów i stara się go przekazać, wykorzystując oryginalne melodie i harmonię, ale robiąc to wszystko z pomocą elektroniki. Brzmienia zupełnie sztuczne zgrabnie mieszają się tu z samplami prawdziwych instrumentów. Po chwilowej konsternacji nawet klasyczny meloman jest w stanie wybaczyć Orbitowi nieco nonszalancji i ułańskiej fantazji. Takie utwory, jak „Paradisum” z „Requiem” Gabriela Faure czy „Clavier”, oparty na preludium i fudze C-dur z Bachowskiego „Das Wohltemperierte Klavier”, to naprawdę fascynujące i imponujące przeniesienia muzyki dawnych mistrzów do cyfrowej współczesności.
Trochę gorzej prezentuje się np. aria „O mio babbino caro”, która otrzymała rytmiczny podkład mocno psujący nastrój dzieła i wkładający je w nienaturalne ramy. Jest też kilka kiczowatych fragmentów, jak choćby chórek zamykający „Jezioro łabędzie” Czajkowskiego. Mimo wszystko płyty słucha się dobrze i stanowi udaną kontynuację tego, co przed laty rozpoczęła Wendy Carlos. Świetnie też, że Decca wydała suplement, na którym znajdują się oryginalne wersje kompozycji klasycznych wykorzystanych przez Orbita. Szkoda, że trzeba go kupić oddzielnie.

Autor: Maciej Łukasz Gołębiowski
Źródło: HFiM 10/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Mari Boine - Áiggi Askkis – An Introduction To Mari Boine

87 07 2011 mariBoine

Universal 2011

Interpretacja: k5
Realizacja: k4

W rodzimej Norwegii Mari Boine zdobyła najważniejsze muzyczne wyróżnienia i współpracowała z takimi artystami, jak Jan Garbarek. W Polsce znana jest głównie dzięki granym u nas koncertom, oraz za sprawą kilku płyt, wydanych m.in. przez oficynę Petera Gabriela. Jeśli natomiast ktoś jeszcze nie zetknął się z twórczością lapońskiej wokalistki, ma teraz świetną okazję: premierę kompilacji o tytule „Áiggi Askkis – An Introduction To Mari Boine”.
Wybór 30 kompozycji w pełni ukazuje największe talenty Mari. Są to oczywiście umiejętności wokalne i kompozytorskie, ale również alchemiczna wręcz zdolność łączenia, zdawałoby się, przeciwstawnych elementów. Lapoński folk miesza się tu z jazzem, ambientem, muzyką afrykańską i rockiem. Brzmienie archaicznych instrumentów i tradycyjną technikę śpiewu (joik) przeplatają dźwięki gitar, klawiszy i elektroniki. Wyczuwalne w niektórych nagraniach melancholia lub metafizyczna wręcz atmosfera ustępują miejsca lekkości w innych.
Może nie wypada się zachwycać kompilacjami, zwłaszcza że nie są wolne od eklektyzmu, niemniej traktowany jako „The Best of ” czy „zestaw dla początkujących” wybór z twórczości artystki tak niezwykłej jak Mari Boine to po prostu fonograficzna perełka.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 7-8/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF