Ciekawy materiał uszczegóławiający tzw. "szwajcarskość" zegarków noszących dumny napis/logo "swiss made". Otóż dla wiadomości wszystkich brandzlujących się tym napisem, wiadomości są - heh - "takie se", bo przy sprytnym operowaniu kosztami, a istnieje podejrzenie graniczące z pewnością, że księgowi i zarządy potrafią to i owo w tej materii, może się okazać, że "szwajcarskość" to zwyczajna farsa.
Kupując zatem "szwajcara", miejmy z tyłu głowy, że tak naprawdę finansujemy nie zakup zegarka, a głównie koszty pięknie położonych willi nad malowniczymi jeziorami, dostawy spleśniałego sera, starego wina i budujący się garaż dla samochodu bez dachu.