HFM

artykulylista3

 

WestminsterLab Quest/Rei

058 063 Hifi 9 2022 012Pojęcie „hi-endu” jest pojemne. Mieszczą się w nim najwyższe modele specjalistycznych firm, a także popularnych marek, należących do wielkich koncernów. Mali producenci zatrudniają nierzadko po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt osób. Prawdziwe manufaktury to rzadkość, zwłaszcza gdy się opierają na autorytecie jednego człowieka.


Przykładem, który nasuwa się automatycznie, jest nieżyjący już, niestety, Hiroyasu Kondo – założyciel i przez lata główny konstruktor Audio Note. Podobną drogą stara się podążać Angus Leung, właściciel, konstruktor i pracownik WestminsterLab w jednej osobie. Opowieści o tym, jak dziecięciem będąc, pokochał muzykę, a później postanowił poświęcić jej całe życie, są nudne jak flaki z olejem. To, co zrobił i jak postrzega swoje miejsce na scenie hi-fi, wydaje się znacznie ciekawsze.
Zaczęło się nietypowo, bo od… przewodu USB, który w 2007 roku Leung przygotował na zlecenie Lumina. A warto wspomnieć, że w tamtych czasach niespecjalnie zwracano uwagę na jakość tego typu połączeń. Efekt musiał zadowolić firmę, ponieważ wkrótce powstały sieciówki do źródeł cyfrowych.
Kable WestmisterLab do dzisiaj cieszą się dobrą opinią, ale z czasem w ofercie pojawił się wzmacniacz. Leung pracował nad nim latami. Po drodze opracował końcówkę mocy, zmontowaną metodą przestrzenną, przywodzącą na myśl purystyczny układ lampowy. Z tego, co nam wiadomo, autor przyglądał się najlepszym urządzeniom i czerpał z nich rozwiązania, które uznał za pasujące do jego wizji. Ostateczna konstrukcja miała stanowić bezkompromisowe podsumowanie zdobytej wiedzy i stać się, a jakże, najlepszym wzmacniaczem na świecie.
Kiedy Leung uznał dzieło za ukończone, umieścił je w katalogu jako jedyne. Nie ma tu tańszych modeli dla początkujących i podobno tak ma pozostać. Wzmacniacz mocy przybrał postać monobloków, a preamp dołączył do nich kilka miesięcy temu. Jak nietrudno się domyślić, trio najlepiej połączyć firmowymi przewodami. Poza tym firma oferuje inne okablowanie, również głośnikowe.
Na wzmacniacz trzeba czekać, bo wszystkie egzemplarze Angus montuje ręcznie w małym warsztacie w Hongkongu. To musi trwać, bo najważniejsze są staranność i dokładność wykonania. Oczywiście, prócz jakości komponentów, ale to nie powinno dziwić, zwłaszcza w kontekście niebagatelnej ceny.

 


058 063 Hifi 9 2022 001

Dalsza
rozbiórka.

 

 

Obudowa i wyposażenie
Z zewnątrz urządzenia WestminsterLab wyglądają jak aparatura pomiarowa albo… stabilizator napięcia sprzed 50 lat. Teoretycznie to ryzykowne, ale w praktyce surowość linii okazuje się bezpieczna. Tym bardziej, że oczy cieszą wysoka jakość materiałów i precyzja montażu, sięgająca dziesiątej części milimetra.
Elementy wycięto na obrabiarkach CNC. Na obudowy wykorzystano płaty aluminium i prasowane, a następnie lakierowane arkusze włókna węglowego, takiego jak w łodziach, na których ścigał się Waldemar Marszałek. Fronty mają grubość centymetra; reszta – różnie. W ogóle każdy element jest dostrojony osobno, ponieważ obudowa ma nie tylko tłumić rezonanse, ale też te, które pozostaną, „rozprowadzić” po całym pasmie. Stąd każdy kawałek układanki ma inną częstotliwość rezonansową. Obudowa jest też niemagnetyczna. Producent przywiązuje do tego dużą wagę i nawet śruby oraz podkładki są wykonane z niemagnetycznej stali 316L. Plecionkę węglową stosuje się na pokrywy, płyty montażowe, a także osłony na tylnych ściankach.

 


058 063 Hifi 9 2022 001

Najkrótsza
droga.

 

 

WestmisterLab to analogowy wzmacniacz liniowy, bez DAC-a, phono-stage’a czy preampu słuchawkowego. Nie z oszczędności, ale w imię uproszczenia toru sygnałowego. Jednak obecność zaślepek sugeruje, że w przyszłości może się to zmienić. Inaczej nie widzę dla nich uzasadnienia, chyba że też tłumią drgania, choć to mało prawdopodobne.
Wyposażenie wzmacniacza jest… lepiej powiedzieć, że go nie ma. Z przodu preampu nie ma ani pokrętła, ani guzika. Znalazł się tam tylko element ozdobny – ogromniasty wyświetlacz, ukryty za perforacjami blachy. Pokazuje siłę głosu oraz wybrane źródło i wygląda to tak, jakby świeciły duże diody.
Pod displayem widać wyfrezowane logo firmy. W monoblokach jest już tylko ono, a ich pracę sygnalizuje podświetlenie. Włączniki zasilania ukryto pod spodem. Utrudnienie dostępu ma sens: urządzenia grają najlepiej, gdy są wygrzane. Nóżki, na których się opierają, wykonano z mosiądzu pokrytego powłoką zapobiegającą utlenianiu. Mają właściwości antywibracyjne, półkolisty kształt i trzypunktowe podparcie.
Gniazda sygnałowe to tylko XLR-y WBT z najwyższej półki. Zasilające pochodzą z oferty Furutecha. Do przedwzmacniacza podłączymy trzy źródła liniowe. Są też dwa wyjścia, gdyby ktoś się decydował na bi-amping albo uzupełnienie systemu aktywnym subwooferem.

 


058 063 Hifi 9 2022 001

Niecodzienny widok.

 

 

W monoblokach zamontowano po jednym wejściu i wyjściu XLR. Natomiast zaciski kolumnowe to złocone WBT, takie że lepiej już nie można.
Moc 100 W w klasie A to nie przelewki, tym bardziej że podwaja się przy czterech omach, a przy dwóch sięga 400 W – jak w podręczniku. Oznacza to, że Rei nie boją się kolumn o nierównej impedancji. W tym kontekście ważące 16 kg/szt. monobloki wydają się zaskakująco lekkie, za to radiatory rozgrzewają się, jak należy.
Obsługa przedwzmacniacza bez pilota jest niemożliwa, lepiej więc go nie zgubić. Poza tym szkoda by było, bo to jeden z najładniejszych i najbardziej ergonomicznych sterowników, jakie widziałem w swojej karierze. Przy tej skali produkcji aż trudno uwierzyć, że zaprojektowano go specjalnie dla Questa. Na to jednak wygląda, bo są wykonane z tego samego aluminium. Doskonale leży w dłoni i ma tylko sześć wygodnych przycisków: włącznik, głośność, mute i dwa do zmiany źródła. Palec już po kilku godzinach użytkowania trafia tam, gdzie trzeba. Regulacja siły głosu działa dokładnie nawet przy niskich poziomach.

 


058 063 Hifi 9 2022 001To jest
przedwzmacniacz?
A gdzie pokrętła?

 

 

Quest
Konstrukcja przedwzmacniacza jest w pełni zbalansowana, a tor sygnałowy ograniczony do minimum. To drugie stwierdzenie w opisach pojawia się często, ale Angus naprawdę zrobił wszystko, by wyeliminować zbędne elementy, nie mówiąc o okablowaniu. Zasilacz zajął większość wolnego miejsca. Oparto go na dwóch dużych transformatorach i imponującej baterii kondensatorów Wimy. Napięcie rozprowadza 10 niezależnych linii.
Wejścia i wyjścia załączają przekaźniki Omrona. Na wielu komponentach zatarto oznaczenia; niektóre pomalowano grafitową farbą. Najważniejszy element preampu to tłumik w formie drabinki rezystorowej. Regulacja głośności odbywa się w 64 krokach i tyle samo jest precyzyjnych oporników załączanych niskoszumnymi przekaźnikami. Potencjometr zmontowano na osobnej płytce drukowanej; korzysta też z odrębnego zasilania.

 


058 063 Hifi 9 2022 001Mistrzostwo
ergonomii
i elegancji.

 

 

Rei
Monobloki również są zbalansowane, z możliwie krótką ścieżką sygnałową. Zasilacz znalazł się na poziomej płytce aluminiowej. Przykręcono do niej masywny transformator i baterię kondensatorów.
Końcówki mocy zrealizowano na poziomych radiatorach. Sekcje są wytłumione, co ogranicza przenoszenie się drgań transformatora na elementy sygnałowe. Na kanał przypada sześć bipolarnych tranzystorów BJT firmy ON Semiconductor, pracujących w trybie push-pull. Angus podkreśla, że dobiera je z dokładnością do 1%, mierząc parametry w kilku miejscach krzywej prądowej (inni poprzestają na jednym). Driver ma do dyspozycji osobny radiator.
Charakterystyczny dla Rei jest pływający bias, czyli „Sliding A Class”. Polega na optymalizacji prądu spoczynkowego w czasie rzeczywistym, zależnie od poziomu sygnału na wejściu. Podobne rozwiązanie stosowały legendy hi-endu już cztery dekady temu. Jego celem jest zapewnienie wysokiej sprawności przy zachowaniu termicznej stabilności układu.
Pomimo niewielkiej masy i rozsądnych rozmiarów, Rei dysponują możliwościami kojarzonymi zwykle ze znacznie większymi piecami.

 


058 063 Hifi 9 2022 001Rei – konstrukcja
w dwóch ujęciach.

 

 

Konfiguracja systemu
Wzmacniacz pracował z pełnym okablowaniem WestminsterLab. System uzupełniały: odtwarzacz C.E.C. CD5 oraz kolumny Wilson Audio Sabrina X i Audio Physic Tempo VI. Prąd oczyszczał filtr Power Tower Ansae, a elektronika stała na stolikach Base Audio.

 


058 063 Hifi 9 2022 001Powerbase
rozdziela zasilanie
oraz umożliwia
jego sterowanie pilotem.

 

 

Wrażenia odsłuchowe
Z opisem urządzeń takich, jak WestmisterLab mam pewien problem. „Na szczęście” trafiają do redakcji raz na kilka lat. Powalająca cena stwarza  dodatkowy dystans i warto się do niej odnieść. Od razu napiszę, że jeżeli ktoś będzie szukał sprzętu, który zwala z nóg, tutaj go nie znajdzie. Wzmacniacz Angusa gra prawidłowo. Nie ma ani jednego słabego punktu, a między składowymi obrazu dźwiękowego panuje idealna równowaga. Dlatego nic nie absorbuje uwagi. Jak to ujął inżynier Mamoń w podsumowaniu polskiej kinematografii: nuda, panie.
No to życzę wam, żebyście się stale nudzili. To nawet nie tak, że WesminsterLab odsuwa się w cień, pozostaje perfekcyjnie obiektywny czy realizuje ideał drutu ze wzmocnieniem. Ma delikatną sygnaturę, ale podaną z takim smakiem i wyczuciem, że mało kto odnajdzie w niej choć odrobinę ciepła i miękkości. Zwiększają one przyjemność słuchania, chociaż ona i tak szybko się wysuwa na pierwszy plan. Wraz z upływającymi godzinami otwierają się oczy i uszy. Dni spędzone z triem WestmisterLab zapoczątkowują uzależnienie, a tygodnie robią krzywdę, bo bardzo się nie chce wracać do innych wzmacniaczy. A cena? Cóż, pozostaje złorzeczyć i oskarżać producenta o pazerność, bo niewiele więcej można wymyślić.

 


058 063 Hifi 9 2022 001Rei – konstrukcja
w dwóch ujęciach.

 

 

Bez względu na gatunek i rodzaj muzyka zabrzmi, jak należy. Bez fajerwerków, ale te przecież faworyzowałyby konkretne składy albo styl grania. Pierwsze, co zauważymy, to że instrumenty grają po prostu pięknie. To mało precyzyjne określenie, ale trudno o inne, gdy się wsłuchamy w gitary akustyczne. Każde szarpnięcie struny to perełka. Każde solo instrumentów klawiszowych to precyzyjnie prowadzona narracja. Uderzenie pałeczki w talerz zamienia się w spektakl jak u Hitchcocka – z trzęsieniem ziemi wywołanym przez atak i napięciem rosnącym dzięki bogatej i barwnej aurze alikwotów. Przejrzystość i szczegółowość „wyświetlają” każdy dźwięk osobno, otaczając go ciszą niczym czystym powietrzem.
To jednak dopiero wstęp. Powiedzmy nawet: warunek konieczny do „nadbudowy”, która tak naprawdę decyduje o klasie elektroniki z Hongkongu. Polega na tym, że partie i ścieżki „grubego kalibru” nie maskują informacji drobnych i z pozoru nieistotnych. Wyższy dan przejrzystości przejawia się w bogactwie, którego ucho musi się nauczyć albo przynajmniej do niego przyzwyczaić. Wówczas dociera do nas coś, co wspomnianą „nudę” przełamuje. Nie wiem, jak to nazwać, ale ma to podłoże w subtelności i staranności. To ostateczne wykończenie dotyczy zarówno detali, jak i szerokich współbrzmień. Kiedy się przyzwyczaimy, nuda mija jak zły humor po smacznym obiedzie.

 


058 063 Hifi 9 2022 001

Rei – zbliżenie końcówki mocy.

 

 

Poza tym dyskretnie zaczynają się pojawiać „szpilki”; coś nas od czasu do czasu ukłuje i zburzy wewnętrzny spokój. Na przykład spektakularne budowanie głębi – choć znów ma w sobie coś oczywistego, jakby nie mogło być inaczej. Precyzja lokalizacji i operowanie pogłosem mają naturalny, wręcz organiczny wymiar, a tu… Jakiś dźwięk nagle wpadnie do ucha pod kątem prostym. Odruchowo odwracamy głowę, bo przecież nie mógł to być sprzęt… a jednak! Podobnie bas. Słyszałem głębszy i mocniejszy, O to nietrudno, bo są wzmacniacze wyczynowe, nastawione na ten zakres i z założenia mające bić rekordy. WesminterLab ze spokojem punktuje linię melodyczną i z aptekarską precyzją kontroluje głośniki. Jednak w sposób graniczący z magią podkreśla przy tym sprężystość szarpnięć strun gitary basowej. Daje im, znowu, piękno i specyficzną wibrację powietrza, która przesyła energię wprost do ucha. Nie ma to nic wspólnego z poruszaniem zasłonami czy nogawkami spodni. To są bodźce dla gawiedzi, początkujących audiofilów. Wzmacniacz Angusa przenosi doznania w wyższy wymiar, tak jakby sam był wrażliwy, rozróżniał stany emocjonalne i przeżywał je z nami.
I tutaj dochodzimy do trzeciego dana. Wrażenia, które chcę przekazać, dobrze ilustruje muzyka symfoniczna. Naturalne brzmienie instrumentów, równowaga pomiędzy rejestrami, a co za tym idzie – grupami instrumentów dętych czy smyczkowych – składają się na wspomnianą  „nudę”. Przejrzystość pozostaje krystaliczna nawet w momentach największego zagęszczenia faktury. Dzięki wydajności monobloków swoboda i otwartość pozostają niezagrożone, no chyba że ogranicza je jakość samego nagrania. Jeżeli ta jest bez zarzutu, muzyka oddycha pełną piersią.

 


058 063 Hifi 9 2022 001Rei – radiator
i pokrywa z włókna
węglowego.

 

 

Kontrasty dynamiczne cechuje rozmach, choć – znowu – z zastrzeżeniem, że wyczynowcy pokażą więcej. WestminsterLab potrafi je zważyć z dokładnością do grama lub ułamka decybela. Ta umiejętność pozwala mu w skali mikro pokazać rzeczy niezwykłe. A wszystko razem prowadzi do celu,  polegającego na operowaniu emocjami. Skoro to symfonika, to potrzebna będzie wielopłaszczyznowość i coś, co u człowieka nazywa się podzielnością uwagi. A ta jest właśnie najmocniejszą stroną rękodzieła z Hongkongu.
W brzmieniu tria słychać dojrzałość i mądrość. Panuje w nim też idealistyczna, nieosiągalna w życiu demokracja: nie ma ani jednej cechy, która byłaby ważniejsza od innych. Dlatego wywindowano wszystkie na możliwie najwyższy poziom.

 


058 063 Hifi 9 2022 001Rei – to się nazywa
prostota.

 

 

Oczywiście, można powiedzieć, że przejrzystość jest lepsza niż dynamika, ale to znowu uproszczenie, bo nie czujemy tego, słuchając. Można nawet powiedzieć, że kiedy muzyka płynie, proces analizy zamiera. Na pierwszy plan wysuwają się emocje. Liczy się ogólne wrażenie, w związku z czym warto wspomnieć o czymś, co nie dociera do nas od razu, ale docenimy to bardzo w momencie, gdy przyjdzie się ze wzmacniaczem rozstać. Zachwycamy się czystością, wielobarwnością i precyzją. Każdy zakres, kiedy zechcemy go wyodrębnić, prezentuje poziom wzorcowy. Tymczasem sam wzmacniacz gra z jednej strony selektywnie, ale – z drugiej – prezentuje ujmującą płynność, plastyczność i niepodzielność. Dlatego stajemy się bezradni, gdy dotrze do nas jego nadrzędny zamiar i na pytanie: „jak gra”, odpowiemy tylko: „pięknie”. Bo właśnie piękno stoi tutaj na pierwszym miejscu. My natomiast odczuwamy spokój, można nawet powiedzieć, że majestatyczny. Brak przykrych doznań również wydaje się naturalny, ale przypomnijmy sobie, jak często gdzie indziej uszy drażniły metaliczność i piasek wysokich tonów. WesminsterLab tego nie robi. Jeżeli trafi na odpowiednie kolumny, zapominamy o pośrednictwie sprzętu. Oczami wyobraźni widzimy tylko struny, młoteczki i drewniane pałki.

 


058 063 Hifi 9 2022 001Rei – najwyższa jakość.

 

 

Konkluzja
Nawet jeżeli dojdziemy do wniosku, że „trzyczęściowy instrument elektroniczny” jest tak drogi tylko dlatego, że Angus sprzeda go dwa razy do roku i musi za to wypić, zakąsić, odziać się oraz pojechać na egzotyczne wakacje, to tak naprawdę niczego nie zmienia. Na inne, równie bezkompromisowe konstrukcje z grona „najlepszych na świecie” wydamy tyle samo. WestminsterLab zalicza się do ich grona i to zmyka dyskusje, których tak naprawdę dżentelmeni nie powinni zaczynać.

 

westministerlab quest

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 09/2022