HFM

artykulylista3

 

JBL Studio 680

022 025 Hifi 04 2023 002JBL-a zna chyba każdy miłośnik muzyki. Albo z koncertów, bo zestawy głośnikowe z pomarańczowo-białym logo często wiszą nad sceną lub na niej stoją, albo ze sklepów ze sprzętem hi-fi, ponieważ są dostępne wszędzie.


Profesjonaliści używają ich w studiach nagraniowych. Do niedawna dominowały w Polskim Radiu i studiach TVP. Nie każdy natomiast wie, że nazwa to inicjały założyciela firmy – Jamesa Bullougha Lansinga – który zapisał się w historii kina tym, że pracował nad ścieżką do pierwszego filmu dźwiękowego – „Śpiewak jazzbandu” (org. „The Jazz Singer”, 1927). Miał 25 lat i ze wspólnikiem Kenem Deckerem założył w tamtym czasie Lansing Manufacturing Company, produkującą głośniki do radioodbiorników. Przetrwał burzliwy czas kryzysu, ale na początku lat 40. XX wieku wpadł w finansowe tarapaty i został wykupiony przez Altec Service Corporation. Dla nowej korporacji Lansing pracował pięć lat. Ostatecznie założył własną firmę – Lansing Sound Inc., której nazwę wkrótce zmienił na: James B. Lansing Sound, by wreszcie skrócić ją do JBL Sound.
W 1949 roku popełnił samobójstwo. Być może uznał, że to jedyna możliwość wyciągnięcia JBL-a z finansowych kłopotów, bo beneficjentem polisy na życie ustanowił swoją firmę. Ta z czasem odzyskała stabilizację, produkując profesjonalne systemy nagłośnieniowe, ale audiofilom była znana przede wszystkim ze słynnych monitorów L100, które w 2018 roku doczekały się unowocześnionej odsłony – L100 Classic, a w 2021 edycji L100 Classic 75, wprowadzonej z okazji 75. rocznicy założenia firmy (1946).
Dziś siedziba JBL Professional znajduje się w Northridge, satelitarnym mieście Los Angeles, położonym w Dolinie San Fernando. Oddział nie zapomina o dużym rynku zbytu, jakim pozostaje kino domowe i to nie tylko w Ameryce, ale także w Azji i ciągle jeszcze w Europie. Z przeznaczeniem do użytku domowego JBL zaprojektował nową serię HDI, wprowadzoną równolegle z L100 Classic 75. Zastosował w niej opatentowany falowód High Definition Imaging, który spotkał się z przychylnym przyjęciem recenzentów i użytkowników. Nie trzeba było długo czekać, by HDI trafił do tańszej linii Studio 6. Na tę składają się trzy modele podłogowe: Studio 698, 690 i 680, dwa monitory: Studio 630 i 620, dwa głośniki centralne: Studio 665C i 625C, naścienny Studio 610 oraz subwoofery Studio 660P i 650P. Kolumny występują w czerni i ciemnym orzechu ze słojami imitującymi drewnianą okleinę. Wykończenie jest tak dokładne, że można się pomylić i wziąć ją za naturalny fornir.



022 025 Hifi 04 2023 001

Rodzinna fotografia serii Studio 6

 


Budowa
Studio 680 to zgrabne kolumny o wymiarach 100,5/23/30 cm (w/s/g). Ścianki frontową i tylną estetycznie zaokrąglono. Dwa 16,5-cm przetworniki nisko-średniotonowe osadzono w zagłębieniach o łagodnym profilu. Szare membrany z firmowej powlekanej celulozy PolyPlas zawieszono na resorach z miękkiej gumy. Ich powierzchnia jest koncentrycznie pofałdowana dla lepszego rozpraszania rezonansów i wyższej sztywności. Mocowanie kosza maskuje pierścień z czarnego tworzywa. Razem wygląda to na tyle atrakcyjnie, że nie zakryłem frontów mocowanymi na magnesiki maskownicami.
W ich dolnej części na srebrzystej kwadratowej blaszce znalazło się czarne logo producenta. Elementem obudów są cokoły o grubości 17 mm. Pomiędzy nimi a główną skrzynią pozostaje wąska na około 3 mm szczelina.
Blisko szczytu deski głośnikowej zamontowano wspomniany falowód HDI, będący wylotem wysokotonowego przetwornika kompresyjnego 2414H-1. Ten został zaprojektowany w USA, a wyprodukowany w Chinach, czego firma się nie wstydzi. Dzięki temu obniża bowiem koszty produkcji, nie idąc na jakościowy kompromis. Przypuszczałem, że JBL konsekwentnie unika określenia „tuba”, ale na amerykańskiej stronie internetowej pojawia się ono w wyrażeniu „HDI horn”. Nie ma już tematu tabu, tzn. tuba to tuba, tyle że w szczególnym kształcie, zapewniającym szerokie rozpraszanie wysokich tonów. Membranę o średnicy 25 mm osłania gęsta srebrzysta siateczka.
Wylot tunelu bas-refleksu umieszczono z tyłu. Poniżej znajduje się nalepka z informacją o modelu, 6-omowej impedancji znamionowej oraz miejscu produkcji; seria Studio 6 powstaje w Indonezji. Nisko, tuż nad cokołem, zamontowano podwójne zaciski, umożliwiające podłączenie w bi-wiringu albo bi-ampingu. Najprościej stosować przewody zakończone bananami, choć możliwa jest też instalacja gołych kabli. Trudniej będzie z wąskimi widełkami.

Reklama


Konfiguracja systemu
Studio 680 stanęły w pokoju o powierzchni 28 m², oddalone około 120 cm od ściany tylnej i 50 cm od bocznych. Odległość od słuchacza wynosiła mniej więcej trzy metry, a pomiędzy kolumnami – 2,6 m. Ściany były zastawione półkami z płytami i książkami.
JBL-e zagrają swobodnie w pokojach o powierzchni 20-30 m². Jeżeli będziemy dysponować mocnym wzmacniaczem, co lubią, wypełnią dźwiękiem nawet większe pomieszczenie. Fronty skierowałem w stronę miejsca odsłuchowego, ale można się tym zbytnio nie przejmować, ponieważ HDI daje sporą swobodę przy ustawianiu. Producent zaznacza, że dosunięcie do ściany czy wciśnięcie do kąta zwiększy natężenie niskich tonów. Nic zaskakującego, lecz w przypadku tych zestawów lepiej tego unikać, ponieważ basu im nie brakuje.
Pod spód podłożyłem 3-cm płyty z granitu. Kolumny można też stawiać bezpośrednio na podłodze, ale warto mieć swoje podkładki lub wykorzystać te dostarczane w komplecie. Kolce mogą przecież zrobić dziury w parkiecie czy wykładzinie, a tak powierzchnia nie ucierpi.
System towarzyszący składał się z odtwarzacza CD/SACD Marantz SA-10, wzmacniacza Marantz PM-10 i okablowania Monster Sigma Retro Gold (RCA i głośnikowe) oraz Kimber KCAG XLR. Jako przewody zasilające pracowały Oehlbachy XXL Series 25.



022 025 Hifi 04 2023 001

Szare przetworniki pasują do czarnej obudowy

 


Wrażenia odsłuchowe
Mimo niewielkich rozmiarów brzmienie Studio 680 ma mocną podstawę basową, czym przypomniało mi znacznie większe HDI-3800. Podobnie jak w tamtym przypadku, tak i teraz zadawałem sobie pytanie, jak wypadną wokale. Test rozpocząłem od Diany Krall z albumu „The Very Best Of…”, zawierającego nagrania w składach kameralnych i orkiestrowych. Osobą łączącą te rejestracje był Al Schmitt, realizator o wyjątkowym talencie do dobierania i ustawiania mikrofonów.
Już w pierwszym utworze „’s Wonderful” usłyszałem ciepłą barwę głosu wokalistki, choć brakowało mi bogatej palety odcieni malowanej przez kilkakrotnie droższy model. Ale kremowa aura orkiestry w tle nie odbiegała od tej, którą zapamiętałem z tamtych odsłuchów. W tym nagraniu zawsze urzeka mnie głęboka przestrzeń i precyzyjna lokalizacja gitary, perkusji, kontrabasu i wreszcie fortepianu Diany. Tu jednak nie miał on tego blasku, co w high-endowej konfiguracji. Dzwoneczek w „Pick Yourself Up” nie wybrzmiewał tak dźwięcznie, jak lubię, za to kontrabas Christiana McBride’a, kiedy tylko miał okazję zagrać krótką solówkę, jak w „All or Nothing at All”, przyjemnie łaskotał uszy. Za taki bas w kolumnach innych producentów trzeba zapłacić znacznie więcej. Wokal w tym utworze był wyraźniejszy niż w innych tytułach tej kompilacji. Diana śpiewała chyba bliżej mikrofonu, a wtórująca jej gitara elektryczna zabrzmiała satysfakcjonująco. Oklaski z paryskiego koncertu, zamykające tę kompilację, były jak żywe, a ja przeniosłem się do samego środka hali Olympia, w której zgromadziły się trzy tysiące fanów kanadyjskiej gwiazdy.



022 025 Hifi 04 2023 001

Obudowę z tyłu zaokrąglono tak samo jak na froncie.

 


Spod ręki Ala Schmitta wyszedł też album Melody Gardot „Sunset in the Blue”. Jej śpiew blisko mikrofonu był zmysłowy, delikatny i czuły. Wokal, akordy gitary akustycznej i trąbka Tilla Bronnera łagodnie współbrzmiały z orkiestrą, szczelnie wypełniającą tło aranżacji. Kameralny „Love Song” ukrył niektóre detale, za to skupił uwagę słuchacza na wokalistce, akordach gitary i kontrabasu, a także na cykających niczym zegarek czynelach perkusji. Orkiestra smyczkowa operowała w niskich rejestrach, co JBL-e z upodobaniem podkreśliły. Duet z portugalskim wokalistą Antonio Zambujo, romantyczna ballada „C’est magnifique” z żaglami i oceanem w tle, pozwolił się rozmarzyć. W tym momencie przyszła mi do głowy myśl, że Studio 680 podkreślają muzykalność nagrań, nadając im wystarczającą energię, natomiast nie przekazują wszystkich szczegółów realizacji, pozostawiając ten aspekt brzmienia konstrukcjom o wiele droższym.
W swoim żywiole JBL-e poczuły się, przetwarzając elektroniczne dźwięki z albumu „Point” szwajcarskiego duetu Yello. Mocna i szeroka podstawa basowa staje się tu niezbędna do przekazania towarzyszącej nagraniom energii. W tej muzyce wcale nie brakowało mi wysokotonowych detali. Scena okazała się gęsta, rozłożysta i głęboka. W utworze „The Vanishing of Peter Strong” pojawił się bas, o który nie podejrzewałbym tak szczupłej i niewysokiej konstrukcji. Aż podkręciłem wzmacniacz, żeby sprawdzić, ile jeszcze da się wycisnąć. Okazuje się, że więcej niż myślałem i mam nadzieję, że z powodu tej próby sąsiedzi się nie obrażą.



022 025 Hifi 04 2023 001

Czarno-czarne Studio 680 znikają w ciemnym pokoju

 


JBL-e zostały stworzone do rocka. Potwierdził to album ZZ Top „Raw” z rewelacyjnie brzmiącą gitarą i szorstkim wokalem. Surowe brzmienie zostało oddane wiernie, ale znów musiałem słuchać głośno. Chociaż właściwie to nie musiałem, a chciałem – ta muzyka aż się o to prosiła, a kolumny dziękowały za możliwość pokazania swoich atutów. Ostre jak brzytwa brzmienie zespołu Five Finger Death Punch z albumu „AfterLife”, jednej z najlepiej nagranych płyt rockowych, jakie znam, sterroryzowało mnie i przyparło do ściany, zanim zdołałem nieco przyciszyć. Ekstremalne testy możliwości kolumn potrafią zaskoczyć.
Dla kontrastu: stonowane brzmienie jazzowego albumu wszech czasów „Kind of Blue” Milesa Davisa wypełniło salon powietrzem ze studia nagraniowego Columbii sprzed 64 lat. Idealne zgranie zespołu, mistrzowskie solówki trąbki, saksofonów i fortepianu wybrzmiewały w przestrzeni, jakbym się przeniósł w czasie. Uzyskany ze Studio 680 efekt brzmieniowy mocno zależy od jakości nagrania i od natężenia dźwięku. Kolumny lubią grać głośno i preferują nagrania z dużą zawartością wysokich tonów. Sprawdzą się również w systemach kina domowego.



022 025 Hifi 04 2023 005

Dwa komplety zacisków,

 

a nad nimi – duży wylot bas-refleksu

 


Konkluzja
JBL-e Studio 680 to kolumny na dobry początek. Są zgrabne i potrafią zniknąć w rozległej dźwiękowej przestrzeni, jaką tworzą. Bardzo dobre do rocka, ale polubimy je także w innym repertuarze. Lepiej wypadają w dobrych realizacjach; tych słabych raczej nie poprawią. Polecam do mocnych wzmacniaczy. 


Reklama

 


jbl studio 680


Janusz Michalski
Źródło: HFiM 04/2023