HFM

artykulylista3

 

Blumenhofer Acoustic AK 17 Armin

036 041 Hifi 2 2023 010Nowa konstrukcja Thomasa Blumenhofera zaskakuje niewielkimi rozmiarami i brakiem tuby, chętnie stosowanej przez niemiecką firmę.

Za siedmioma górami przedgórza alpejskiego, za siedmioma lasami bawarskimi, w pobliżu Augsburga, założonego przez Oktawiana Augusta w 15 roku p.n.e., powstają zestawy głośnikowe Thomasa Blumenhofera. Ich projektowaniem i budowaniem Thomas zajmuje się od przeszło 30 lat, a jego skromna manufaktura ma siedzibę w parku krajobrazowym Augsburg Westliche Wälder.




Firmowe konstrukcje bazują na kilku zasadach: są dwudrożne, tubowe i wykończone pięknymi fornirami.
Katalog Blumenhofera obejmuje serie: Fun, Tempesta, Genuin, Corona i szczytową Gioia. Kolumny rosną wraz z ceną, a największych Gran Gioia XXL za milion złotych mogliśmy posłuchać na Audio Video Show 2022. Tuż po nich do Warszawy dotarły najmniejsze AK 17 Armin i właśnie one, w eleganckiej okleinie orzechowej, trafiły do testu.
Nazwa Armin skojarzyła mi się z historyczną postacią Arminiusa, wodza germańskiego z plemienia Cherusków, który zasłynął tym, że kształcił się w Rzymie, tam zdobywał wojskową wiedzę, wygrywał bitwy dla Rzymian podbijając tereny Węgier, by w końcu przejść na stronę swych pobratymców i stanąć na czele antyrzymskiego powstania. W 9 roku n.e. rozgromił 20-tysięczną armię Kwinktyliusza Warusa w bitwie w Lesie Teutoburskim, a dziś stoi na pomnikach. Georg Haendel napisał o nim operę „Arminio”, zaś Max Bruch oratorium „Arminius”.
Tyle o patronie najmniejszych Blumenhoferów, zaliczanych do serii Fun. Ciekawe, że tego modelu nie znajdziemy na międzynarodowej stronie internetowej firmy. W zamyśle został przeznaczony na rynek niemiecki, jak głosi informacja w lokalnej wersji witryny, jednak później Bawarczycy swą tajną broń zdecydowali się udostępnić innym. Wygląda na to, że Polska jest pierwszym krajem, do którego dotarły.

036 041 Hifi 2 2023 001

Solidne terminale na płytce z tworzywa.

  


Budowa
Arminy są tak kompaktowe, że para mieści się w jednym kartonie o wymiarach 122/70/33 cm. Jedna kolumna waży 16 kg i ma wysokość 97 cm razem z przykręconymi fabrycznie dwucentymetrowymi nóżkami. Co interesujące, para przednich nóżek jest mniejsza i wykonana ze sztywnego tworzywa. Tylne są z twardej gumy. Od spodu widać wylot tunelu bas-refleksu. Szczelina ma wymiary 4x16 cm i 27 cm głębokości. Dalej przegroda się kończy i fala akustyczna hula sobie po wnętrzu kolumny, podobnie jak w większych modelach linii Fun. Od spodu można też podejrzeć elementy zwrotnicy; wystarczy odkręcić małą płytkę. Filtr tworzą dwa kondensatory Audyn (jeden z audiofilskiej serii Q4) oraz dwie cewki i dwa rezystory, wszystkie produkcji niemieckiej firmy Intertechnik. Podział pasma następuje przy 1800 Hz.
Zwrotnicę z pojedynczymi terminalami łączą dość grube miedziane przewody. Gniazda sprawią trochę kłopotu, kiedy będziemy chcieli podłączyć kable głośnikowe zakończone widełkami. Śruby są bardzo grube, więc widełki muszą być szerokie. Wygodniej użyć bananów albo dokręcić gołe kable solidnymi nakrętkami.
Kolumny pozbawiono maskownic. Czarne głośniki wtapiają się w okleinę z ciemnego orzecha i można się przyzwyczaić do ich „nagości”; nie są przecież duże. Produkowany w Niemczech nisko-średniotonowy ma średnicę 16,5 cm, a tekstylna kopułka włoskiej firmy Sica – 25 mm. Jej neodymowy magnes zamknięto w puszce z tworzywa. Przetworniki zamocowano blisko siebie na lekko odchylonej do tyłu wąskiej przedniej ściance. Producent deklaruje impedancję 8 omów i skuteczność 86 dB. W praktyce Arminy nie wymagają mocnego wzmacniacza. Dobrze współpracują nawet z lampą 300B, co sprawdziłem, podłączając je do końcówki mocy Cary Audio CAD-300 SSE.
Na froncie pięknie wyfrezowano logo producenta – podłużne litery „bh”, subtelnie wtopione w obudowę z MDF-u o grubości 19 mm. Dostępne wykończenia to: biały i czarny mat oraz dwa rodzaje okleiny: orzech i ciemny orzech o satynowej gładkości.

036 041 Hifi 2 2023 001

Komponenty niemieckiej firmy Intertechnik, w tym okazały kondensator Audyn Q4. Ponoć to dzięki niemu wysokie tony zyskują łagodność.

  


Konfiguracja sprzętowa
Kolumny stanęły na granitowych płytach o grubości 3 cm. Ze wzmacniaczem Marantz PM-10 łączyły je przewody Monster Sigma Retro Gold. Źródłem sygnału był Marantz SA-10, odtwarzający płyty CD, SACD oraz pliki Hi-Res. Ze wzmacniaczem spinały go (na zmianę): Monster Sigma Retro Gold RCA lub Kimber KCAG XLR.
Arminy grały w pokoju o powierzchni 28 m², w odległości 2,8 m od siebie i 3,8 m od miejsca odsłuchowego. Z tyłu pozostało jeszcze 1,2 m. Odległość od ścian bocznych wyniosła około 40 cm. Fronty skierowałem bezpośrednio na słuchacza. W pokoju znajdowały się naturalne rozpraszacze w postaci półek z książkami, płytami CD i winylami. Na podłodze leżał dywan.

036 041 Hifi 2 2023 001

Skromna elegancja

  


Wrażenia odsłuchowe
Arminy są tak skromne, że można by ich nie zauważyć w dobrze zaopatrzonym sklepie ze sprzętem hi-fi. Miłośnicy rocka w jego ostrej i głośnej formie prawdopodobnie nie poświęciliby im nawet minuty. A to błąd. Proponuję przed odsłuchem innych kolumn rzucić uchem na liliputy Blumenhofera. Kto wie, może na nich poprzestaniemy? Jeżeli nie dysponujemy dużą ilością miejsca i spodobają się żonie, to mają duże szanse.
Potwierdzenie tej tezy znalazłem właśnie przy odsłuchu heavy-metalu. Na początek wybrałem najlepiej nagrany album rockowy, jaki ostatnio słyszałem: „AfterLife” (2022) zespołu Five Finger Death Punch. Otwierający go utwór „Welcome to the Circus” może przerazić ekspresją gitarowych riffów i apokaliptycznym wokalem frontmana, zaś atomowe uderzenia perkusisty dają muzyce moc silnika Formuły 1. Czy to słychać z Arminów? Pytanie! Słychać jak diabli, bo iście piekielna to muzyka. Arminy grają, jakby przejęły charakter czterokrotnie większych Blumenhoferów z pierwszych stron firmowego katalogu.
Korn z albumu „Requiem” (2022) też daje czadu. Jest gęsto od riffów, ale kolumienki dzielnie sobie radzą ze zbudowaniem ściany dźwięku. Na jej tle z łatwością wyodrębnimy jazgot elektrycznych gitar i partie wokalne. Ubiegłoroczna płyta „Still Sucks” zasłużonej nowometalowej kapeli Limp Bizkit z USA brzmi bardziej selektywnie. Ta ściana się na nas nie zwali, ale potęga basowo-perkusyjnego rytmu napędza muzykę z nie mniejszą siłą niż w dwóch poprzednich odsłuchach.

036 041 Hifi 2 2023 001

Od spodu widać wylot szczeliny bas-refleksu i płytkę, do której przykręcono zwrotnicę.

  


Co innego Dire Staits i moja ulubiona „Love Over Gold”. Niuansów brzmieniowych zapisano tu bez liku, a z szerokiej i głębokiej sceny uszy z przyjemnością wyodrębniają fortepianowe akordy, instrumenty perkusyjne i oczywiście cudowne solówki Marka Knopflera. Audiofilską satysfakcję przynosi zwłaszcza utwór „Private Investigations”. Pojedyncze akordy gitary elektrycznej dobiegają najpierw z daleka, stopniowo się przybliżając, a wtedy Knopfler raczy nas dźwiękami wydobywanymi z nylonowych strun, co słychać bardzo wyraźnie. Lider snuje swą opowieść niespiesznie, ściszoną melodeklamacją. Pojawiają się marimba i fortepian, a w oddali pobrzmiewa tło z syntezatora. Zawsze słucham tego utworu z podkręconą głośnością, bo większość dźwięków jest wyciszona i stonowana, ale kiedy w pewnym momencie Mark gra mocne elektryczne akordy, to aż ciarki przechodzą mi po plecach. I tym razem w gęstej, tajemniczej atmosferze nie zabrakło emocji. Takie klimaty Arminy też z łatwością wykreują.

036 041 Hifi 2 2023 001

Blaszany kosz i niewielki magnes nie zwiastują mocnego basu, ale okazują się wystarczające.

  


Zremasterowany album „jazzowy” Franka Zappy „Grand Wazoo” z 1972 roku nie grzeszył jakością nagrania, ale w nowej wersji pojawiło się wiele barw instrumentów dętych, wcześniej ukrytych. Dzięki temu dramaturgia muzyki zyskała wciągającą oprawę. W przypadku starych nagrań z tamtych lat nie można się spodziewać cudów, ale w klimatach vintage Blumenhofery czują się jak ryba w wodzie.
Wydany ponownie z okazji 40-lecia premiery „Thriller” Michaela Jacksona po remasteringu nie zyskał wielu nieznanych wcześniej detali. Po prostu był tak świetnie zrealizowany, że już w 1982 roku robił piorunujące wrażenie. Wersja 24-bitowa jest bardziej dynamiczna, a przecież o to chodzi w muzyce z pogranicza funku, soulu i rocka. Już pierwsze dźwięki „Wanna Be Startin’ Somethin’” dodały mi energii. Ba, wręcz zachęcały do tańca, choć skończyło się na przytupywaniu. Tytułowy „Thriller” straszył upiornym skrzypieniem i przypomniał znakomity teledysk. W balladowych piosenkach głos Michaela brzmiał ciepło i łagodnie; świetnie wypadł duet z Paulem McCartneyem. Przyznam, że ich głosy wcześniej tak ciekawie się nie zespalały. No, ale to przecież było dawno temu, a moja wersja kompaktowa nieco się już przykurzyła.
„Bridges to Babylon” to jeden z moich ulubionych albumów Rolling Stonesów. Podekscytował mnie zwłaszcza gitarowymi riffami Keitha Richardsa, co ostatecznie potwierdziło, że ten instrument Arminy lubią szczególnie. Podobnie jak wokale w każdej postaci, bo Mick Jagger ujawnił dzięki nim niuanse swych szalonych interpretacji.

036 041 Hifi 2 2023 001Magnes neodymowy włoskiego tweetera firmy Sica zamknięto w puszce z tworzywa.

  


Kolejna płyta, którą lubię, to „Point” szwajcarskiego duetu Yello. Roztoczyła w salonie wielobarwny krajobraz elektronicznych dźwięków. Naprawdę jest tu w co się wsłuchać. Można śledzić niuanse na wielu planach. Utwór „Vanishing of Peter Strong” otwierają niskie syntezatorowe dźwięki, które, co prawda, nie wstrząsają szybami w oknach ani nie wciskają w sofę, jak się to dzieje, kiedy słucham z dużo większych kolumn, ale nadal dają wyobrażenie o możliwościach analogowych klawiatur sprzed lat. Aranż tego utworu jest zachwycająco różnorodny, a wydźwięk melodeklamacji – wręcz kabaretowy. Z Arminami „Point” spodobał mi się do tego stopnia, że wysłuchałem go w całości.
Podobnie było z „Kind of Blue” Milesa Davisa. Za sprawą dźwięku płynącego z niewielkich Blumenhoferów został oddany kameralny nastrój studia, w którym trąbka lidera z łatwością szybuje pod sufit, dobiega to z głębi, to się do słuchacza przybliża. Miles musiał spacerować po studiu. Saksofony Johna Coltrane’a i Juliana Cannonballa Addreleya są przywiązane do, odpowiednio, lewego i prawego kanału, ale i w tej niewielkiej przestrzeni potrafią wykreować realistyczne brzmienie. Solówki fortepianowe Billa Evansa zyskały na romantyzmie i podkreśliły nastrojowy charakter albumu. Perkusja nasyciła muzykę rytmem, a pomrukujący kontrabas kroczył miarowo i zapewniał solidną podstawę z niskich tonów. Basu naprawdę nie brakowało, o co można by posądzić małe głośniki.

036 041 Hifi 2 2023 001

25-mm kopułka tekstylna.

  


Test basu kontynuowałem z płytą „Wood II” (2006) Briana Bromberga. Nie spodziewałem się falowania firanek, jak to się zdarza ze znacznie większymi podłogówkami. Arminy dają jednak wyobrażenie o wielkości kontrabasu, prezentując brzmienie z dużą energią, jeśli nie poskąpimy im mocy ze wzmacniacza. Co godne podkreślenia, grają jak instrument sporo od nich większy.
Częstotliwości z drugiego skraju pasma nie są równie dosłowne. Do takiego stwierdzenia upoważniły mnie wrażenia z odsłuchu albumu brazylijskiego pianisty Manfredo Festa „Just Jobim” (DMP, 1998). Gra tam mnóstwo instrumentów perkusyjnych, w tym dzwoneczków, które zostają nieco stłumione i nie wybrzmiewają tak dźwięcznie, jak w przypadku kolumn, które górę pasma zaznaczają mocniej. Na Arminach przeszkadzajki oczywiście słychać, ale nie wysuwają się na pierwszy plan. Jeżeli jednak z powodu cichszych dzwoneczków ktoś Blumenhofery zdyskwalifikuje, zrobi to pochopnie.


Sięgnąłem jeszcze po album włoskiego wirtuoza Fabio Biondiego „The 1690 'Tuscan' Stradivari” (Glossa, 2019), nagrany na legendarnym instrumencie wykonanym przez słynnego włoskiego lutnika w 1690 roku jako prezent dla księcia Ferdynanda Medyceusza na zamówienie markiza Ariberti. Słynące z pięknego brzmienia skrzypce, będące klejnotem wśród wszystkich stradivariusów, są przechowywane w Muzeum Instrumentów przy Narodowej Akademii im. św. Cecylii w Rzymie. Do sesji nagraniowej w Auditorium Parco della Musica zostały wypożyczone na prośbę Biondiego. I zagrał na nich przepięknie. Po raz pierwszy usłyszałem to właśnie z Arminów, bo akurat w tym czasie zdobyłem ten godny polecenia album. Brzmienie cechowały ulotność, szeroka paleta barw i słodycz przywodząca na myśl delikatną belgijską czekoladę. Do tak sugestywnych wrażeń przyczyniła się nie tylko klasa nagrania i perfekcja wykonania, ale również jakość odtworzenia.

036 041 Hifi 2 2023 001

 Membrana nisko-średniotonowa na gumowym zawieszeniu.

  


Konkluzja
Podsumuję krótko: udał się Armin Blumenhoferowi. Harmonia muzyki, jaką proponuje, uwolni nas od zbyt częstego rozmyślania o wymianach sprzętu.

 

ak 17 armin

 
Janusz Michalski
Źródło: HFM 02/2023