HFM

Octave V80 SE

octavev80se
Octave V80 SE jest wzmacniaczem zintegrowanym, w którym z czterech lamp KT150 w trybie push-pull uzyskano niebagatelną moc 130 watów na kanał. Urządzenie wyposażono w pięć wejść RCA, jedno XLR, a do tego pętlę nagrywania, wejście do przedwzmacniacza i wyjście do zewnętrznej końcówki mocy oraz przelotkę Home Theatre, umożliwiającą łatwą integrację z systemem kina domowego.


Ten bogaty zestaw uzupełnia wyjście słuchawkowe 6,35 mm (duży jack), umieszczone nietypowo, bo na tylnej ściance.





 

Obudowę skręcono z grubych płatów aluminium, anodowanego na czarno. Dostępna jest także wersja srebrna. Na przedniej ściance znalazły się: wybierak źródeł dźwięku, przełącznik pętli magnetofonowej, gałka regulatora głośności oraz selektor trybu pracy (Linear, Extern i Bias). Umiejscowione na środku okienko zawiera diody, przydatne w czasie kalibracji prądu spoczynkowego lamp mocy.
Na wierzchu znajduje się klatka ochronna, która skrywa lampę wejściową ECC81 (12AT7, 6072), dwie sterujące ECC82 (12AU7) oraz wspomniane cztery KT150. Jeżeli nie spowoduje to zagrożenia dla osób postronnych i zwierząt, zabezpieczenie można zdjąć. Bez niego V80 SE prezentuje się bardziej atrakcyjnie i można cieszyć wzrok widokiem rozżarzonych lamp. Transformatory wyjściowe i zasilający ukryto pod blaszaną pokrywą w tylnej części urządzenia.
Dołączony w zestawie pilot, wykonany z litego bloczka aluminium, służy tylko do regulacji głośności.

mag1217012016 001
Wzmacniacz wyposażono w szereg układów stabilizujących i nadzorujących jego działanie. Niskoszumny zasilacz ma uniezależnić pracę obwodów elektronicznych od fluktuacji napięcia zasilającego i zakłóceń pochodzących z sieci energetycznej. Pomyślano także o układzie samoregulacji i ochronie przed zużyciem podzespołów oraz błędami użytkownika. W sekcji sterowania zastosowano odporne na upływ czasu kondensatory tantalowe. Napięcie żarzenia lamp jest stabilizowane, co zapewnia bezawaryjną pracę, bez odchyłek wynikających ze zużycia podzespołów. Zarówno napięcie anodowe, jak i żarzenia są kontrolowane układem, który zarządza zasilaniem. Każda z lamp wyjściowych jest chroniona przed przeciążeniem i problemami wynikającymi ze zużycia.
Robert Trzeszczyński

OctaveV80SE o1
 

W V80 SE zastosowano system ekologiczny, który ma obniżać pobór prądu i oszczędzać lampy poprzez wyłączanie urządzenia po dziesięciu minutach bez sygnału. Po łagodnym starcie wzmacniacz powinien być od razu zdatny do pracy, a „Ecomode” nie powinien wpływać na brzmienie. Nic bardziej mylnego. Tryb oszczędzania istotnie zmienia sposób przekazywania muzyki.
We wszystkich testowych konfiguracjach załączony tryb Eco wprowadzał zauważalnie większą rozdzielczość i wyrafinowanie dźwięku. Kolega Krzysztof, towarzyszący mi przy odsłuchu, stwierdził, że to różnica jak „pomiędzy niebem a ziemią”. To określenie jest przerysowane, jednak wiele mówi o skali zachodzących zmian.
Poza trybem Eco, na dźwięk wpłynęło także ustawienie na tylnej ściance przełącznika, ograniczającego maksymalną moc wzmacniacza do 70 W. Te dwa zabiegi okazały się na tyle istotne, że w dużym stopniu wpłynęły na ocenę urządzenia. Dźwięk się zebrał. Stał się dokładniejszy i szybszy. Przybyło także blasku i poprawiło się wykończenie wysokich tonów. Scena odrobinę się zmniejszyła, za to zyskała na precyzji. Głos wokalistów oraz instrumenty cofnęły się poza bazę i stały się bardziej określone w przestrzeni. Wszystko to złożyło się na większą przyjemność ze słuchania i pozwoliło lepiej odbierać atmosferę nagrań.

mag1217012016 001
Bas V80 SE ma sporą masę, schodzi bardzo nisko i zachowuje dobrą kontrolę. Dzięki temu przekaz jest różnorodny, plastyczny i mocno podparty niskimi pomrukami. Można to zauważyć na przykładzie kontrabasu, który mocno zaznacza swój niższy zakres. Podobnie jest w przypadku perkusji i gitary basowej. Nie każdy wzmacniacz, włączając nawet tranzystorowe, może się pochwalić taką jakością basu. To jednak nie dziwi, ponieważ tak grały wszystkie modele Octave, z którymi się dotąd zetknąłem.
W średnicy lampę słychać najwyraźniej. Wokale zostały lekko zaokrąglone i wygładzone. Mówimy raczej o pastelowej barwie dźwięku, która w efekcie powoduje większą zwiewność głosu. Wzmacniacz nie sili się na wydobywanie detali za wszelką cenę. Stawia na przekaz spójny i przyjemny. Akcentuje niektóre dźwięki, jakby sobie wybierał instrumenty przewodnie. Szczególnie brzmienia nylonowych strun gitary są delikatnie podkreślone. Dla odmiany, instrumenty dęte zostały uspokojone. Octave pokazuje matowy i chropowaty ton tenorowego saksofonu Franka Love jako przyjemny i gładki, łagodząc szorstkości.
Wysokie składowe są otwarte i dźwięczne. Wiele dobrego można powiedzieć o rozdzielczości, projekcji detali czy szlachetności wybrzmień. V80 SE ma nieco bardziej stonowany górny zakres pasma niż pozostałe integry Octave, jednak brzmienie zachowuje firmowy charakter.
Octave V80 SE z KT150 gra przyjemnie, z delikatną lampową nutką. Dynamika w skali makro jest znakomita, co przekłada się na dużą skalę dźwięku. Scena muzyczna jest budowana szeroko, tak jakbyśmy siedzieli w jednym z pierwszych rzędów. Poszczególne plany zostały zaznaczone wyraźnie, ale nie na nich skupia się nasza uwaga. Pierwsze skrzypce gra góra pasma, rozświetlona i pięknie wybrzmiewająca. Można się w niej zakochać na długo.
V80 SE to solidność w każdym calu. Bezawaryjność, przemyślana budowa i dźwięk. Za kwotę, jaką trzeba na niego przeznaczyć, możemy wymagać wiele. Jako że cały rynek hi-fi poszedł z cenami za daleko, trudno mi napisać, że 40000 zł za to urządzenie to okazja. Patrząc jednak na to, co proponuje konkurencja, wydaje się proporcjonalna do wysokiej jakości, którą otrzymujemy.

mag1217012016 001
„Osiemdziesiątkę SE” mogę polecić wszystkim miłośnikom lampy, posiadającym trudne do wysterowania kolumny.
Robert Trzeszczyński

OctaveV80SE o2

Andreas Hofmann najwyraźniej postanowił kontynuować koncepcję Gesamtkunstwerk, czyli dzieła uniwersalnego lub raczej „totalnego”, bo trafniej nowej V80 SE chyba określić się nie da.
Wśród sporej liczby urządzeń, które do tej pory recenzowałam, kilka dość mocno zapadło mi w pamięć. Myślę, że długo będzie w niej miejsce dla Lebena CS-660P, o nieprawdopodobnej, wręcz magicznej barwie, jak również Lebena CS-1000P, który moim Dynaudio krótko ściągnął cugle i zmienił uparte monitory w zestawy melodyjne i dokładne. Ale oprócz urządzeń japońskiej manufaktury było też kilka europejskich produktów. Jeden z nich również jest dziełem Andreasa Hofmanna.
Mam na myśli wzmacniacz Octave V70 SE, który okazał się najlepszym partnerem Dynaudio i zagościł w moim systemie na stałe. Zbudował we mnie poczucie, że udało mi się złożyć system referencyjny, dający satysfakcję ze słuchania i poczucie błogiego spokoju.
Ostatnio do recenzji trafił wyższy model – Octave V80 SE – i z dotychczasowej referencyjności zrobił się klops.
„Jest moc” – ta myśl nasunęła mi się w zasadzie od razu. Nowej „osiemdziesiątce” watów nie brakuje. W porównaniu z V70 SE dźwięk jest potężniejszy, o większej masie i z solidną podstawą. Odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia z porządną tranzystorową końcówką, a nie lampową integrą, bo V80 SE nie ma nic wspólnego z brzmieniem typowych lamp, które niedostatki mocy starają się nadrabiać barwą. Tu jest wszystko, czyli tranzystorowa wydajność, wzbogacona lampowym sznytem.
Wspomniana moc powoduje, że dla uzyskania normalnej głośności potencjometr należy ustawić bliżej godziny siódmej niż dziesiątej. Ustawienie go na dwunastą wywoła zdecydowany protest sąsiadów. Powyżej „południa” membrana niskotonowa pracuje jak oszalała, niebezpiecznie wychylając się poza płaszczyznę przedniej ścianki, co wygląda imponująco i przerażająco zarazem. Dalszych prób zaniechałam w trosce o żywot moich kolumn.
Poza nieskończoną chyba ilością prądu, kolejną cechą „osiemdziesiątki” jest dynamika; zarówno w skali mikro, jak i makro. Nie ma znaczenia, czy słuchamy pełnej orkiestry, małych składów, czy tylko jednego instrumentu. Zawsze jest punktualnie, właściwie i na miejscu.
Wzmacniaczowi zupełnie nie przeszkadzają ani zmienne poziomy głośności, ani nagłe impulsy na skrajach pasma. Ścieżka dźwiękowa z filmu „Avatar” obfituje w dźwięki o dużej amplitudzie, szybkie przejścia z wysokich tonów do niskiego basu. Niemiecki piecyk pokazał to z taką łatwością i nonszalancją, jakby chodziło o odtworzenie piosenki „Szła dzieweczka do laseczka”. Dynamika prezentuje bardzo dobry poziom, niezależnie od repertuaru. Poza tym wzmacniacz gra precyzyjnie.
Ostatnia uwaga odnosi się do kontroli basu. Dynaudio Special 25 mają go pod dostatkiem, jednak w tym przypadku został on poskromiony. Niskie tony są wyraziste, konturowe, a jednocześnie nie zostały obcięte ani stłumione. Nie straciły szczegółowości ani barw. Sztuką jest sprawić, żeby ten niskotonowiec grał nisko i sprężyście zarazem.

mag1217012016 001
Perkusja czy gęste riffy gitarowe z płyty Dream Theater „Trial of Singles” zostały pokazane z właściwą szybkością i na tyle dokładnie, że nie odniosłam wrażenia zbicia dźwięku w bezkształtną masę. Może nie było słychać palców przesuwających się po gryfie, ale w takim gąszczu dźwięków w ogóle nie jest to łatwe.
Nagrania charakteryzujące się dużą gęstością, nie tylko te z „mocnego grania”, doskonale pokazują możliwości wzmacniacza. Jest taka płyta Jorgosa Skoliasa z Bronisławem Dużym, trudna jak piorun, zarówno do poprawnego odtworzenia, jak i słuchania bez chęci walenia głową w ścianę, ale do testów genialna. Nigdy nie wysłuchałam jej do końca. Nie byłam w stanie, bo przetworzony puzon z puzonem nieprzetworzonym, w połączeniu z przetworzonym wokalem, instrumentami perkusyjnymi, śpiewem i głosami tworzą tak ekspansywną i psychodeliczną całość, że chyba tylko po sporej dawce środków odurzających byłabym w stanie czerpać z tego radość i zrozumieć zamysł twórców. Ale używam jej z masochistyczną premedytacją, bo jest skomplikowana, świetnie nagrana, szybka i stanowi duże wyzwanie dla sprzętu.
„Osiemdziesiątka” uniknęła nadmiernej analityczności, która czyni tę płytę wręcz nieznośną dla ludzkiego ucha, a co mojej, analitycznej do bólu V70 SE, zdarza się dość często.
I tak oto przechodzimy do kolejnej ważnej cechy V80 SE – uniwersalności. Ten wzmacniacz zagra ze wszystkim, bo jest mocny, a przy tym pozbawiony swoistego charakteru, co znacznie ułatwia budowanie systemu. W przeciwieństwie do V70 SE, który jest wyjątkowo analityczny i nie w każdej konfiguracji zagra dobrze, „osiemdziesiątka” nie wymaga gimnastyki kablowo-sprzętowej. Jej rozdzielczość stoi na umiarkowanym poziomie, dzięki czemu każde głośniki, niezależnie od tego, czy grają jasno, analitycznie, czy jeszcze inaczej – zachowają przy V80 SE swój charakter. To urządzenie niczego nie narzuca systemowi. Jest stworzone do tego, aby trzymać nad wszystkim kontrolę, dostarczać odpowiednią dawkę mocy i wyciągać z nagrań to, co zostało w nich zawarte.

mag1217012016 001
Prawdziwość przekazu stoi na bardzo wysokim poziomie, wiec należy uważać z gorszej jakości nagraniami, bo „osiemdziesiątka” nie oszukuje słuchacza ani nie uwodzi lampowym czarem. Łączy raczej tranzystorową namacalność dźwięków z lampową gładkością i melodyjnością.
Wysokie tony w nagraniach, w których wiodącym, a jeszcze lepiej – jedynym instrumentem – jest fortepian, pokazują clou wspomnianego mariażu. Zarówno u Bogdana Hołowni, Marka i Wacka czy Keitha Jarreta pozostają krystalicznie wyraźne, ale wolne od nadmiernej ostrości.
Przekłada się to na średnicę, która jest jak wysokogatunkowy chiński adamaszek – połyskliwa, aksamitnie miękka, a jednocześnie pełna wyrazistych szczegółów. Wokale ujmują prawdziwością, a rewelacyjna stereofonia daje wrażenie, jakby śpiewający stał pośrodku pokoju.
Pomimo pokusy zmiany, jaka powstała po odsłuchu tego wzmacniacza, zdecydowałam się jednak chwilowo wstrzymać. W końcu „siedemdziesiątka” radzi sobie w moim systemie naprawdę świetnie. Jeśli jednak nabiorę ochoty na jeszcze mocniejsze doznania, to wybór będzie oczywisty. Octave V80 SE to urządzenie, które nie pozwoli łatwo o sobie zapomnieć.
V80 SE to dzieło całościowe, pytanie tylko: czy skończone? Odpowiedź na to pytanie przyjdzie z czasem, ale jedno jest pewne – należy mieć się na baczności, bo potem nic już nie jest takie samo.
Aleksandra Chilińska

 




 

 

OctaveV80SE o

 

Robert Trzeszczyński i Aleksandra Chilińska
Źródło: MHFM 01/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF