HFM

Air Tight ATM-2

IMG 0044Air Tight to japońska wytwórnia, specjalizująca się w produkcji sprzętu wysokiej jakości. Powstała z inicjatywy Atsushi Miury – inżyniera przez lata bardzo blisko związanego z Luxmanem, tak zawodowo, jak i prywatnie. Jego ojciec przez wiele lat prowadził firmę, a Atsushi ożenił się z najstarszą córką jednego z dwóch braci – współzałożycieli Luxmana – Mari Yoshikawą.

Na początku lat 80. XX przejął po swoim ojcu kierowanie przedsiębiorstwem. Szybko się zorientował, że początek ery cyfrowej (pierwsze odtwarzacze CD pojawiły się w 1982 roku) skutkuje istotnymi zmianami tendencji rynkowych. Coraz większą popularność zyskiwały produkty masowe, odsuwając w cień kunsztowne i drogie w produkcji komponenty, z których słynął Luxman.

W roku 1984 Atsushi zdecydował się na radykalny krok i sprzedał firmę koncernowi Alpine. Posunięcie to miało pomóc utrzymać pozycję marki bez szkody dla jej wizerunku. Alpine czuł się pewnie w segmencie budżetowym; Luxman zyskał prestiż w świecie hi-endu. Wydawało się, że taki mariaż ma szanse powodzenia. Po dwóch latach od transakcji stało się jasne, że sprawy idą w złym kierunku. Atsushi nie widział dla siebie miejsca w nowej strukturze i postanowił pójść na swoje. Tak, w roku 1986, narodził się Air Tight. Dziś firma niespiesznie dobiega trzydziestki. Zdobyła uznanie porównywalne z tym, jakim cieszył się Luxman w latach świetności. Katalog jest kierowany do odbiorcy, który potrafi docenić wysoką jakość i stać go, by za nią zapłacić. Dominuje technika lampowa: wzmacniacze mocy – single-ended i push-pullowe – oraz przedwzmacniacze. Uzupełniają je wkładki gramofonowe i transformatory dopasowujące (step up) oraz urządzenia z linii Reference. Jest drogo, ale jeszcze nie kosmicznie, za to adekwatnie do klasy wykonania.

ATM-2
ATM-2 to poważna i ciężka końcówka mocy. W każdym kanale, w trybie przeciwsobnym, pracuje para tetrod strumieniowych KT-88. Producent deklaruje nominalną moc na 2 x 80 W. Jak na lampę – naprawdę sporo. Solidność wykonania należy uznać za wzorcową. Można to stwierdzić na podstawie pobieżnych oględzin. Choć w zasadzie nawet one okazują się zbędne. Wystarczy ustawić urządzenie na stoliku ze sprzętem, by zrozumieć, że to nie przelewki. Zwarta konstrukcja zaskakuje wysoką masą. 32 kg w tak kompaktowej obudowie to miła niespodzianka. Za wagę odpowiadają przede wszystkim trzy solidne transformatory: zasilający i dwa wyjściowe. Trudno sobie wyobrazić, by w jakikolwiek sposób ograniczały osiągi stopnia końcowego. Obudowę wykonano ze stali pokrytej błyszczącym czarnym lakierem. Ścianka przednia i ozdobna pokrywa transformatora zasilającego są aluminiowe. Front jest dostępny tylko w kolorze tytanowym, natomiast pokrywa może być czarna albo srebrna. Obie prezentują się gustownie.  Dyskretnie podświetlony wskaźnik przydaje się do ustawienia prądu spoczynkowego lamp mocy. Oprócz niego przednią ściankę zdobi grawerowana i anodowana na kolor starego złota tabliczka z logiem producenta i nazwą modelu.

 



IMG 0001
Montaż przestrzenny i znakomite podzespoły. Ta konstrukcja przetrwa wszystko.

 

W połączeniu z szarą płaszczyzną frontu i białym liternictwem składa się na stonowany, a zarazem elegancki wygląd wzmacniacza.  Ta koncepcja wzornicza naprawdę cieszy oko. Nie ma tu przeładowania ani epatowania ekstrawaganckimi dodatkami, a jednak ATM-2 prezentuje się drogo i z klasą. Rzut oka do cennika potwierdza te przypuszczenia. 80-watowy Air Tight kosztuje okrągłe 50000 zł. Płytę spodnią wykonano z miedziowanej blachy stalowej. Materiał ten łączy dwie istotne zalety. Stal to efektywna bariera dla pól elektromagnetycznych – np. generowanych przez znajdujące się w pobliżu zasilacze lub kolumny. Natomiast miedź zabezpiecza przed wpływem szybkich zakłóceń wysokoczęstotliwościowych i radiowych, wywołanych np. przez pracujący telefon komórkowy. Połączenie tych materiałów ma ograniczyć przenikanie obu typów zakłóceń do obwodów elektronicznych wzmacniacza. Jak na końcówkę mocy, ATM-2 jest bardzo bogato wyposażona.

Z tyłu i z przodu zamontowano po jednym wejściu RCA. Można do nich podłączyć dwa źródła liniowe, np. odtwarzacz CD i tuner. Do wyboru służy dwupozycyjny selektor. Obok niego znalazły się dwa pokrętła głośności. Natężenie sygnału regulujemy w każdym kanale z osobna. Nie jest to rozwiązanie zbyt wygodne, ale… jest. Odrobina wprawy pozwoli precyzyjnie ustawić poziom sygnału, choć bez uważnego liczenia kropeczek rozmieszczonych wokół pokręteł raczej się nie obejdzie. Remedium stanowi oczywiście zakup przedwzmacniacza. On też pozwoli końcówce ukazać pełen potencjał brzmieniowy. Na tylnej ściance zamontowano wspomniane wejście liniowe oraz wyjścia głośnikowe. Z transformatorów wyprowadzono odczepy dla kolumn 4- i 8-omowych. Terminale pochodzą z amerykańskiej wytwórni Charming Music Conductor (CMC). Są kryte w plastikowych płaszczach zapobiegających przypadkowemu zwarciu końcówek i przyjmują widełki, banany oraz gołe przewody. Instalacja widełek jest bardzo wygodna i warto z nich korzystać, bo dają największą powierzchnię styku metali. Gniazdo zasilania to standardowe IEC. Prawidłową polaryzację uzyskamy, podłączając przewód zasilający tak, żeby żyła gorąca dochodziła do lewego bolca w gnieździe. Gdyby to komuś wyleciało z głowy, może po prostu zapamiętać, że pin gorący jest bliżej bezpiecznika.

IMG 0008
Dodatkowe wejście, wybierak źródła i regulacja głośności – osobno dla każdego kanału.


Wnętrze
Konstrukcja i jej wykonanie w pełni zasługują na miano high-endu. Japończycy zmontowali cały układ przestrzennie – bez użycia płytek drukowanych. Elementy są łączone lutowanymi z obu stron drucikami, które wspierają się na słupkach montażowych. Dzięki temu prostemu rozwiązaniu nie trzeba się obawiać o mechaniczną trwałość ani stabilność układu. Bez większej przesady można stwierdzić, że jest on niemal niezniszczalny i odporny na upływ czasu. Jakość montażu zasługuje na uznanie. Punkty lutownicze są dokładne, a płytka – schludna i poukładana. ATM-2 został wyposażony w wyłącznik mechaniczny. Nie przewidziano obwodu miękkiego startu ani opóźnionego załączania napięcia anodowego. Lepiej nim nie pstrykać, jeśli wychodzimy z pokoju tylko na kilkanaście minut. Częste włączanie i wyłączanie przyczynia się do skrócenia żywotności lamp. Oczywiście, nie należy przesadzać w drugą stronę. Nic nie przyspiesza zużycia szybciej niż pozostawienie wzmacniacza włączonego przez cały czas. Należy tego unikać i wyłączać go po zakończeniu odsłuchów. Bardzo bezpośredni sposób załączania świadczy o tym, że konstruktorowi zależało na maksymalnym uproszczeniu układu. Na szczęście, cena za to podejście nie jest wygórowana.

Uruchamiany wzmacniacz nie strzela w kolumny, a jeśli emisja z zimnej katody przyspieszy zużycie lamp, to KT-88 nie należą do egzotyki i da się kupić dobry kwartet na wymianę w rozsądnej cenie. Do regulacji prądu spoczynkowego służą potężne potencjometry japońskiej firmy Cosmos. Pomogą w tym stosownie opisane śruby, łatwo dostępne na zewnątrz. Ulokowano je przed transformatorem zasilającym.  Ten jest potężny; mocno przewymiarowany w stosunku do mocy wzmacniacza. Spokojnie może mieć ponad 600 VA, co dobrze wróży elastyczności układu. Rozbudowaną sekcję prostowania wysokiego napięcia wykonano na diodach. Filtr anodowy jest relatywnie niewielki – składa się z sześciu kondensatorów o pojemności 220 μF/450 V. Pracują w parach. Pomiędzy jedną a drugą grupą umieszczono dławik – sygnowany logiem Air Tighta. Pomaga on tłumić zakłócenia i zapobiega powstawaniu przydźwięku. Wielu zwolenników techniki lampowej uważa, że wywiera także pozytywny wpływ na brzmienie, które staje się płynniejsze i przyjemniejsze w odbiorze. Rozwiązanie jest droższe w produkcji, ale ma na tyle istotne zalety, że producenci decydują się je stosować. Gdyby ktoś chciał zwiększyć pojemność filtrującą, może wymienić kondensatory.

We wzmacniaczu jest jeszcze sporo miejsca, a demontaż nie jest skomplikowany, choć oczywiście czynność tę należy zlecić wykwalifikowanemu technikowi. Transformatory wyjściowe dostarcza Tamura. Są produkowane z myślą o tym konkretnym modelu. Pokaźne obudowy sugerują zdolność przenoszenia wysokich mocy. W obudowach znajduje się też prawdopodobnie substancja tłumiąca. Układ jest objęty pętlą sprzężenia zwrotnego. Pobiera się je z odrębnego uzwojenia wtórnego w trafach wyjściowych. Za wejściem znajduje się selektor, którym wybieramy, czy będziemy korzystać z gniazd na przedniej, czy tylnej ściance. Warto zauważyć, że droga, jaką musi przebyć sygnał, nie jest taka sama. Z gniazd na froncie jest to zaledwie kilka centymetrów, natomiast z tylnej ścianki – cała objętość obudowy. Tuż obok selektora zamontowano wspomniane wcześniej potencjometry. To granatowe Alpsy o oporności 100 kΩ. Lampy Za potencjometrami widać lampy przedwzmacniacza – to 12AX7LPS produkcji Sovteka. Co ciekawe, w obu podwójnych triodach pracuje tylko połówka – druga „wisi w powietrzu”. Projektant mógł ją wykorzystać jako źródło prądowe, które uniezależnia warunki pracy lampy od amplitudy wzmacnianego sygnału, ale wybrał inne rozwiązanie. Na pewno nie stało się tak bez przyczyny.

 

 



IMG 0004
Ogromny transformator zasilający sygnowany przez Air Tighta. Wyjściowe dostarcza Tamura. Odczepy dla 4 i 8 omów.



Rolę odwracacza fazy pełnią podwójne triody 12AU7A Elektro-Harmoniksa, tym razem używane w całości. Po nich znajduje się wtórnik katodowy i driver zrealizowany na relatywnie mocnych, bo 3,5-watowych triodach 12BH7A, także Electro-Harmoniksa. Sterują one tetrodami strumieniowymi KT-88, których producent pozostaje nieoznaczony. Kształt bańki – pękaty, niemal bez wcięcia – sugeruje Shuguangi, ale duże skrzydła anody przywodzą na myśl Svetlanę.  Trudno jednoznacznie określić dostawcę, ale większość źródeł wskazuje rodowód chiński. Air Tight na pewno zamawia wersję według własnej specyfikacji i bardzo starannie wybiera lampy przed montażem. Najpierw są wstępnie wygrzewane i przechodzą selekcję na podstawie pomiarów. Następnie instaluje się je we wzmacniaczu i poddaje dwóm stugodzinnym sesjom wygrzewania już w konkretnym egzemplarzu ATM-2, w czasie których robi się pomiary i regulację parametrów pracy. Dzięki tej procedurze późniejsza instalacja i ustawienie biasu przez użytkownika nie stwarzają kłopotu. Na wszystkich bańkach – za wyjątkiem sterujących 12BH7A – żółtym lakierem naniesiono logo japońskiej wytwórni oraz napis „Platinum Selection”. Ciekawostką okazuje się wykonanie KT-88. Ich anody mają bardzo dużą powierzchnię.

Zostały uformowane w skrzydła, w które trafia strumień elektronów z katody. Duża powierzchnia pomaga obniżyć temperaturę pracującej lampy, co niewątpliwie korzystnie wpływa na jej żywotność. Chłodniejsza anoda emituje mniej gazu pogarszającego próżnię. To, co się z niej wydostanie, zostanie pochłonięte przez geter (najczęściej krystaliczny bar), który w tej lampie jest obecny w podwójnej dawce – widać dwa pierścienie.  Jedyne, nad czym warto popracować, to czystość lutowania nóg. Można to było zrobić staranniej, zwłaszcza że jest to element, który ma bezpośredni kontakt z gniazdami w podstawce. Gdyby nogi oszlifować do gołego mosiądzu, to trafiałyby prosto do mosiężnych styków, co pewnie pozytywnie przełożyłoby się na jakość dźwięku. Zastosowane w ATM-2 lampy mocy pochodzą ze współczesnej produkcji; są starannie selekcjonowane, ale to nadal wersje standardowe. Gdyby ktoś chciał naprawdę zaszaleć i pokusić się o jeszcze lepsze wykorzystanie potencjału końcówki, może sięgnąć do segmentu premium po Shuguangi KT-88Z z serii Treasure (z charakterystyczną czarną bańką) albo pójść na całość i zakupić fabrycznie dobieraną kwadrę KT-88 TII, sygnowaną logiem PS Vane. Połączenie napylonej od wewnątrz krystalicznej powłoki węglowej, poprawiającej przewodzenie ciepła, teflonowej podstawki, wykończonej kołnierzem z oksydowanego na pomarańczowo aluminium i złoconych nóżek robi piorunujące wrażenie wizualne. Brzmieniowe ponoć również. Gdybym się zaopatrzył w ATM-2, chyba nie zdołałbym się oprzeć pokusie.

Te lampy wyglądają tak, że aż się proszą, by je wypróbować.

 

Kalibracja
Air Tight wyposażył ATM-2 w czytelny system kontroli i regulacji prądu spoczynkowego. Składa się on z dwóch elementów: wspomnianego wcześniej okienka ze wskaźnikiem oraz przełącznika, którego pozycje odpowiadają normalnej pracy urządzenia albo każdej z lamp mocy. W czasie kalibracji podświetlenie staje się intensywne, co ułatwia obserwowanie wskazówki. Na skali zaznaczono obszar optymalnego biasu. Przestawiając pokrętło, sprawdzamy prąd każdej lampy. Jeśli znajduje się poza zaznaczonym polem – korygujemy. Do tego celu służą cztery śruby. Regulujemy nimi głębokość biasu i balans między lampami. Cała procedura zajmuje około minuty i jest tak intuicyjna, że każdy sobie poradzi. Należy jedynie pamiętać, żeby pomiary i regulacje wykonywać na rozgrzanym wzmacniaczu i bez sygnału. Dwie godziny grania na pewno dadzą wiarygodny odczyt, a wykonane na jego podstawie ustawienia będą poprawne. Nie ma sensu powtarzać ich zbyt często. Można raz na miesiąc sprawdzić, czy któraś z lamp nie odpłynęła, a jeśli wszystko jest w porządku, przełączyć selektor do pozycji „operate” i tam go zostawić w świętym spokoju. 

 

 



IMG 0016
W okienku sprawdzamy
prąd spoczynkowy lamp mocy.

 



Konfiguracja
ATM-2 to mocny, wydajny wzmacniacz, do którego nie trzeba specjalnie dobierać łatwych do wysterowania kolumn. Avalonów Transcendent Air Tight pewnie nawet nie zauważył. Grał swobodnie, dynamicznie, mocno akcentując impulsy.  Resztę systemu stanowiły dwa przedwzmacniacze – Balanced Audio Technology VK-3iX SE, ARC Reference 5 oraz ultra high-endowy Robert Koda Takumi K-15. Płyty odczytywał Soulution 540. Z przedwzmacniaczem łączył go Van den Hul The Platinum XLR, a dalej sygnał transmitowała Jorma Prime RCA. Kolumny były zasilane z odczepu 4-omowego. Do połączenia znów posłużyła Jorma Prime, z wtykami widełkowymi. Prąd filtrował Gigawatt PC-4 Evo, a dostarczały sieciówki Acrolink 6N-PC6100, Gigawatt LS-1 i Tara Labs The Gold. Sprzęt stał na stolikach Sroka i Stand Art STO MkII. Końcówka wspierała się dodatkowo na trzech podkładkach Symposium Acoustic Ultra Padz. To bardzo efektywny upgrade, który sprawdza się nawet z bardzo drogim sprzętem. System grał w 16,5-metrowym pokoju, zaadaptowanym akustycznie z umiarem, ale skutecznie.


Wrażenia odsłuchowe
ATM-2 to klasyk Air Tighta. Po ponadtrzymiesięcznym użytkowaniu zupełnie się temu nie dziwię. Odsłuchy rozpocząłem od sprawdzenia wszystkich opcji podłączeń. Brzmienie z regulowanego wyjścia w odtwarzaczu CD wypadło najsłabiej. Soulution 540 ma bardzo dobry „potencjometr”, ale nadal nie jest to rozwiązanie równoważne z przedwzmacniaczem. W wielu przypadkach taka aplikacja zapewni dobry dźwięk i pozwoli zaoszczędzić pokaźne kwoty, należy jednak pamiętać, że to kompromis. W znakomitej większości high-endowych konfiguracji dopiero porządny preamp wyciśnie ze wzmacniacza maksimum możliwości. Po przestawieniu Soulution w tryb stały i podłączeniu go do wejścia CD-Direct w końcówce prezentacja zauważalnie się poprawiła. Największa zmiana dotyczyła barwy i mikrodynamiki. Dźwięk stał się głębszy, bardziej nasycony i żywszy. Znikło zmatowienie. Pojawiło się więcej blasku, a głębsze nasycenie barw przejawiło się także w skrajach pasma. Bas zachował moc, ale stał się bardziej różnorodny, natomiast góra nabrała dźwięczności. Było jasne, że tłumienie sygnału potencjometrami w końcówce mocy daje lepszy efekt. Poświęcamy trochę wygody, ale dostajemy bardziej naturalne i muzykalne granie.
 
To dobry kompromis.  Najlepiej sprawdziła się opcja z przedwzmacniaczem. I to niekoniecznie od razu z referencyjnym Audio Researchem czy Robertem Kodą, ale z już najtańszym z tych trzech BAT-em VK-3iX SE. Oczywiście, to nadal kosztowne urządzenie, niemniej – jeśli preferujemy rozwiązania bezkompromisowe – warto po nie sięgnąć. ATM-2 to poważna końcówka za poważne pieniądze i warta poważnego traktowania. Większość odsłuchów przeprowadziłem ze wspomnianym BAT-em i Audio Researchem Ref 5. Ukoronowaniem pracy było zestawienie z najnowszym Robertem Kodą Takumi K-15. Okazało się, że Air Tight nie tylko wyraźnie pokazuje różnice między preampami, ale też pozwala docenić szlachetność nawet tych najbardziej wyrafinowanych.  Dwie cechy japońskiej końcówki podbiły moje serce: równowaga tonalna i przejrzystość. Zwłaszcza tę pierwszą należy uznać za nie lada wyczyn, ponieważ góra ATM-2 jest rozciągnięta w kosmos i tak intensywna, że trudno uwierzyć w jej spoistość z niższymi pasmami. Japończycy najpierw na własne życzenie znaleźli się w arcytrudnej opresji, po czym mistrzowsko z niej wybrnęli. Uzyskali rzadko spotykaną różnorodność i dźwięczność górnych rejestrów. Dzieje się tu tyle, że nasze uszy – miast się buntować – doceniają to bogactwo i czerpią satysfakcję z jego odbioru. Diabeł tkwi w szczegółach i to właśnie one określają przynależność do danej kategorii jakościowej. Im jest ich więcej, ale płynnie wtopionych w przekaz i niezniekształconych, tym wyżej oceniamy sprzęt. Air Tight przekazuje ich mnóstwo, a to, że nie popada w rozjaśnienie, zawdzięcza właśnie brakowi zniekształceń i zrównoważeniu wysokich tonów świetnej klasy dołem. Takiej obfitości i masy po lampowej końcówce z Japonii się nie spodziewałem.

Ameryka jeszcze by mnie nie zdziwiła, bo za Wielką Wodą lubią duży dźwięk i mocno zaznaczony bas. Ale Japończycy stawiają raczej na niuanse i finezję, masywność dozując tylko w stopniu wystarczającym do uniknięcia anoreksji. ATM-2 rozprawia się z tym stereotypem pierwszym uderzeniem syntetycznego basu z „Heligolandu” Massive Attack. Później poprawia mocnym jak diabli syntezatorem z remiksu Bjork („Post”) i pieczętuje wstępem kontrabasu  otwierającego „New Moon Daughter” Cassandry Wilson. Gem, set i mecz. Słuchacz pozostaje z niemym zdziwieniem i błogim uśmiechem na twarzy. Brzmienie jest tak naturalne, niewysilone i wolne od ograniczeń, że ani się obejrzymy i już słuchamy dla przyjemności. Komfort przebywania z muzyką jest w tym przypadku ogromny. Można grać cicho, średnio albo głośno, a wzmacniacz reaguje tak samo. Nie udało mi się go wprowadzić w clipping, choć kilka razy próbowałem. Zapewne niewielkie pomieszczenie nie wymagało od lamp mocy maksymalnego wysiłku, ale nie zmienia to faktu, że wzmacniacz potrafi generować wysokie natężenia dźwięku, nie tracąc nad nim panowania. Słuchałem ze świadomością, że nic ważnego z muzyki nie umyka ani nie zostaje zniekształcone.  Przy okazji wzmacniacz dostarcza bardzo wielu informacji o sprzęcie towarzyszącym i realizacji płyt.

 



IMG 0039
Na wejściu Sovtek 12AX7, dalej Electro-Harmonix 12AU7 i driver 6BH7A tej samej firmy. Na wyjściu – KT88 w push-pullu.



Mimo niekwestionowanej analityczności zachowuje ogromną kulturę i spójność, które najbardziej doceniamy w długim użytkowaniu. Air Tight potrafi zrobić mocne pierwsze wrażenie, ale ważniejsze, że potrafi je utrzymać przez kolejne miesiące, a pewnie i lata. No i ta klasa, z jaką zareagował na wpięcie w system ultra high-endowego Takumi K-15… Słychać było od razu, że dzieje się coś niezwykłego. Dla ModWrighta KWA 150 Signature Robert Koda był za dużym wyzwaniem. Dla Air Tighta – godnym partnerem. Takich zestawień chciałoby się słuchać częściej, bo gwarantują niezwykle wyrafinowane doznania. W przestrzeni warto podkreślić dokładną lokalizację źródeł pozornych. Zdarza się, że wzmacniacze lampowe zdradzają tendencję do grania plamami dźwiękowymi. Widzimy wtedy nie tyle wyraźnie odcinający się od tła instrument czy wokalistów, ale większe obszary, coś jakby chmury tworzone z powietrza poruszanego falami akustycznymi, nasycone pogłosami i elementami akustyki. To trochę inna estetyka od tranzystorowej precyzji, ale naprawdę może się podobać. Zresztą, kto wie, czy nie jest bliższa sytuacji, kiedy odbieramy dźwięk w dużej sali i z pewnej odległości. Wtedy kontury się przecież zamazują i nie zawsze jesteśmy w stanie wskazać źródło z dokładnością do kilku milimetrów. Taka „lampowa” prezentacja ma swój wdzięk i byłbym daleki od jej dyskredytowania, o ile tylko została poprawnie zrealizowana i źródła nie pływają. Tymczasem Air Tight pozostaje bliżej estetyki tranzystorowej i stawia na dokładne określanie pozycji instrumentów.

Tworzona przez niego scena nie jest wielka, ale wystarczająco obszerna, żeby nie wywoływać u słuchacza niepokoju, że instrumenty się nie zmieszczą. Słyszymy wyraźny pierwszy plan – z Avalonami cofnięty za linię bazy – i dalsze – czytelnie rozmieszczone. Definicja źródeł pozornych pozostaje dobra, a lekkie uprzywilejowanie bliżej stojących wykonawców wzmacnia realizm odbioru. ATM-2 bez problemu radzi sobie z rozstawieniem dużego składu i nie ma z tym więcej fatygi niż z kameralnym zespołem jazzowym.  Transcendenty na pewno pomagają uzyskać czarodziejską głębię i efekt znikania kolumn z pomieszczenia. Z innymi zestawami kształt czy pozycja pierwszego planu mogą ulec zmianie, ale na precyzję lokalizacji nie powinniśmy narzekać.  ATM-2 gra czysto i z werwą. Już zdecydowana prezentacja skrajów pasma i dokładna lokalizacja w przestrzeni wyraźnie dają do zrozumienia, że nie mamy do czynienia ze stereotypowo pojmowaną lampą. Brak podbarwień i dynamika te obserwacje potwierdzają. Air Tight jest tak daleko od kluskowatego i spowolnionego brzmienia, jak to tylko możliwe. To, że gra lampa, można poznać po delikatnie zaokrąglonym najniższym basie. Japońska końcówka wnosi odrobinę ciepła w średnicy pasma i nie forsuje analitycznego aspektu grania. Poza tym jest jak najbardziej poprawnym wzmacniaczem, który nie stara się interpretować muzyki, zadanie to pozostawiając wykonawcom.

Konkluzja
Przepięknie wykonana, bogato wyposażona i znakomicie brzmiąca końcówka mocy. Muzykalność osiągnięto w sposób najtrudniejszy, ale i dający słuchaczowi najwięcej satysfakcji – poprzez czystość, rozdzielczość i naturalność. Ta recepta nigdy się nie przeterminuje. ATM-2 to klasyka w najlepszym wydaniu.

air t

Jacek Kłos
Konsultacja techniczna: Andrzej Marków
Źródło: HFM 09/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF