HFM

Devialet 170 Air

50-52 02 2014 01
Kilka miesięcy temu („HFiM 4/2013”) miałem  przyjemność recenzować wzmacniacz D-Premier Air francuskiej firmy Devialet. To ze wszech miar wyjątkowe urządzenie zauroczyło mnie nie tylko pod względem brzmieniowym, ale i funkcjonalnym oraz wizualnym. Jak sama nazwa wskazuje, D-Premier to swoisty zwiadowca, którego zadaniem było przygotować grunt dla kolejnych modeli.

Obecnie francuska firma oferuje trzy urządzenia: 110, 170 i 240. Liczby oznaczają moc na kanał przy sześciu omach. Produkcję obsypanego nagrodami D-Premiera zakończono, ale jego posiadacze za opłatą 3500 euro mogą go rozbudować do poziomu flagowego 240.
Recenzowany dziś model 170 Air jest adresowany do wymagających audiofilów preferujących nowoczesne formaty dźwięku, nie stroniących przy tym od czarnej płyty. Dysponujący najniższą mocą 110 jest pozbawiony przedwzmacniacza gramofonowego i kilku funkcji obecnych w 170. Z kolei topowy 240 to już pełen wypas.

Budowa
Zanim zaczniecie czytać na temat budowy 170, najlepiej przypomnijcie sobie test D-Premiera, dostępny także na naszej stronie internetowej. Oba urządzenia bazują na tej samej koncepcji, nie ma więc potrzeby powtarzania tych samych mądrości.
Na pierwszy, drugi i kolejne rzuty oka Devialet przypomina wszystko, tylko nie sprzęt grający. Próżno szukać na jego powierzchni guziczków i pokręteł, nie licząc jedynego przycisku w kształcie logo producenta. Także gabaryty daleko odbiegają od wyobrażeń na temat pieca stereo za 30000 zł. Z czym więc mamy do czynienia?
Obudowa składa się z trzech odlewów aluminiowych: pokrywy ze szczątkowymi ściankami bocznymi, będącej jednocześnie platformą montażową dla elektroniki, odkręcanego dna oraz panelu maskującego gniazda, nasuwanego na specjalne szyny.

 

50-52 02 2014 02

Obrazek za 30 tys. złotych: moduł ADH w całej okazałości


Tylna ścianka do złudzenia przypomina tę w D-Premierze, a jedyne różnice dotyczą gniazd cyfrowych. Zrezygnowano z HDMI, a w miejsce jednego toslinka zamontowano USB. Pojedyncze terminale głośnikowe przyjmują każdy popularny rodzaj końcówek. We wszystkich nowych modelach pozostawiono też gniazda kart SD, służących do konfiguracji.
Po odwróceniu na grzbiet i zdjęciu ciężkiej klapy zakrywającej elektronikę przeżyłem małe „deżawiu”. Zawartość jest niemal identyczna jak w D-Premierze, lecz diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach.
Zmodernizowany zasilacz impulsowy z transformatorem planarnym wyposażono w automatyczną kalibrację dopasowującą parametry pracy do napięcia (110-240V). Nie zmienił się natomiast jego apetyt na prąd: „sto siedemdziesiątka” w momencie największego szaleństwa może zassać z sieci aż 2,1 kW (!). Centralne miejsce wnętrza zajmuje siła napędowa Devialeta, czyli zespół hybrydowych wzmacniaczy ADH (Analog Digital Hybrid). Ich idea, w wielkim skrócie, polega na równoległym połączeniu analogowego wzmacniacza niskiej mocy, pracującego w klasie A, z wydajną końcówką w klasie D.

 

50-52 02 2014 03

Pilot – mistrz świata w dyscyplinie ergonomii


Devialet przyjmuje sygnały analogowe oraz cyfrowe i te pierwsze natychmiast trafiają do przetwornika a/c Texas Instruments PCM4220, w którym ulegają digitalizacji. Następnym etapem jest 32-bitowy regulator głośności z układem soft clipping, zapobiegającym przesterowaniu głośników. Tak przygotowany sygnał jest z powrotem konwertowany do postaci analogowej przez parę scalaków Burr-Browna PCM1792, pracujących w trybie 24 bity/192 kHz. Teraz wreszcie trafia do wzmacniacza pracującego w klasie A, a następnie do „dopalacza” w klasie D. Stamtąd, dosłownie kilkucentymetrowymi ścieżkami, opuszcza wzmacniacz przez terminale głośnikowe. Ze względu na budowę modułową w całym urządzeniu nie zastosowano nawet skrawka kabla.
Nowością w stosunku do D-Premiera jest wyposażenie wzmacniacza w streamer oraz moduł wi-fi, umożliwiający m.in. obsługę urządzenia za pomocą smartfonów.
Pilot do złudzenia przypomina ten z D-Premiera, włącznie ze sterowaniem za pomocą fal radiowych oraz indywidualnie definiowalnymi przyciskami. 

 



Konfiguracja
Kupując dowolny wzmacniacz Devialeta, dostajemy kawał skomplikowanej maszynerii, którą można skonfigurować według własnych upodobań. Z wejściami ethernetowym, USB, toslinkiem i AES/EBU za bardzo poszaleć się nie da, ale już pozostałych sześć wejść RCA można skonfigurować na kilka sposobów, m.in. jako wejście liniowe, koaksjalne cyfrowe lub wyjście z przedwzmacniacza czy do subwoofera. Natomiast dla wejścia gramofonowego można wybrać rodzaj wkładki (MM/MC) oraz parametry takie, jak: krzywa RIAA, opcja kanałów stereo/mono, impedancja w zakresie 10-460 Ω oraz pojemność: 10-700 pF. Dla wszystkich wejść liniowych można też ustawić częstotliwość próbkowania cyfrowego przedwzmacniacza w zakresie 96-192 kHz.
Konfiguracja rozpoczyna się na internetowej stronie producenta, gdzie umieszczono wszystkie niezbędne programy i sterowniki. Efekt, zapisany na karcie SD, jest automatycznie wczytywany przez wzmacniacz. Proste i skuteczne.

 

50-52 02 2014 04

Wszystkie wejścia RCA można dowolnie skonfigurować.



System
W czasie testów w roli źródła sygnału wykorzystałem odtwarzacz Oppo BDP-103D, podłączony Nordostem Blue Heaven do koaksjalnego wejścia cyfrowego. Drugim źródłem był laptop Lenovo ThinkPad (Intel i5, 8 GB RAM, Win 7), podłączony do wzmacniacza przez USB. Właśnie te dwie opcje są zalecane przez Devialeta jako ukazujące pełnię możliwości urządzenia. Z ciekawości spróbowałem też wejścia liniowego, ale konfiguracja ta wyraźnie odstawała brzmieniowo od rekomendowanej.
Francuski wzmacniacz współpracował z kilkoma parami kolumn, od niewielkich Xavianów XN125, po potężne ProAki Response D40R, podłączone Audioquestami Rock Castle. Wprawdzie żadne z nich nie przysporzyły mu problemów, ale mając w pamięci próbę zmierzenia się D-Premiera z elektrostatami, radzę przed zakupem sprawdzić przyszły nabytek. System stanął w pokoju o powierzchni 20 m², wytłumionym w sposób nie utrudniający normalnego użytkowania.

 

Wrażenia odsłuchowe
Devialet 170 działa jak kryształowe zwierciadło, w którym może się przejrzeć posiadany system stereo. Niczego nie ukryje, nie upiększy ani nie zniekształci. Podobnie jak D-Premier, model 170 jest wyjątkowo przejrzysty. Jeśli tylko pozostałe elementy systemu stworzą synergiczny związek, Devialet go zintegruje. W innym przypadku „sto siedemdziesiątka” obnaży niedoskonałości, a zwalanie ich na wzmacniacz będzie przerzucaniem odpowiedzialności. Jednak, podobnie jak D-Premier, model 170 ma także pewne indywidualne cechy.
Pierwsza z nich to rewelacyjna kontrola basu. Katowałem go najdzikszymi ścieżkami testowymi, a później utworami z ryzykownie nagranym dołem i za każdym razem wzmacniacz trzymał bas na krótkiej smyczy.

 

50-52 02 2014 05

Devialet 170 Air spokojnie zmieści się w pudełku na pizzę i to bynajmniej nie rozmiaru XXL.


Następną cechą jest świetna stereofonia i budowa sceny. Kolejny raz zachwyciła mnie realizacja krążka „Traveling Miles” Cassandry Wilson, która niejednokrotnie przewyższała pliki 24/192. Można się w tym miejscu zastanawiać, czy to nie zasługa kolumn, ale skoro wzmacniacz pozwolił im rozwinąć skrzydła, to niewątpliwie miał w tym znaczący udział.
Trzecia cecha dotyczy charakteru brzmienia. Dźwięk „sto siedemdziesiątki” ulokował się po chłodniejszej stronie neutralności. W brzmieniu D-Premiera można się było doszukać lampowego posmaku, tutaj nie pozostał po nim nawet ślad. Charakter brzmienia wzmacniacza można docenić szczególnie w nagraniach muzyki klasycznej, obarczonych nierzadko syndromem koca na kolumnach. Devialet zerwał go jednym zdecydowanym pociągnięciem, ale na tym poprzestał. Pozostała muzykalność i pietyzm w odtwarzaniu wielkich dzieł, które francuski wzmacniacz darzy szczególną adoracją.

Konkluzja
Devialet 170 Air jest blisko o połowę tańszy od wyśmienitego D-Premiera, oferując przy tym podobne własności brzmieniowe i lepszą funkcjonalność. Dostać więcej za mniej, to chyba spełnienie audiofilskich marzeń. Czego wszystkim życzę.


 

 

50-52 02 2014 T

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Autor: Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 02/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF