HFM

T+A Power Plant

21-40 09 2009 TAPowerPlant 01T+A istnieje od 31 lat. Firma zaczynała skromnie, ale obecnie jest jednym z najbardziej liczących się producentów sprzętu wyższej klasy w Niemczech.

Power Plant należy do „średniej” serii E. Oprócz wzmacniacza mamy do dyspozycji odtwarzacz CD i jego rozszerzoną wersję Music Player, radzącą sobie z plikami muzycznymi. Klienci mogą też wybierać z szerokiej gamy kolumn, w tym półaktywnych, czyli wyposażonych w końcówki mocy sterujące głośnikami basowymi.

Budowa
Wysoka cena nie zawsze gwarantuje wysoką jakość. Producenci często oszczędzają nie tylko na tym, czego nie widać. Power Planta wykonano tak, że nie mamy złudzeń co do klasy robocizny i materiałów. To modelowy przykład niemieckiej solidności i wygląda jak stary, dobry mercedes klasy S.
Wypada zacząć od „blacharki”. Obudowę wykonano w całości z metalu. Srebrne boki to centymetrowe płaty polerowanego aluminium. Z tego samego materiału zrobiono płytę frontową. Zamiast typowego prostokąta zastosowano giętą blachę, rozpoczynającą się pod czołem skrzynki i ciągnącą się do 1/3 głębokości na górze. Zaokrąglone kanty dodają urody, ale wykonanie obudów staje się przez to bardziej kosztowne i pracochłonne.
Na froncie ulokowano rząd dyskretnych przycisków. Oprócz wyłącznika sieciowego dysponujemy pięciopozycyjnym selektorem źródeł. Aby podłączyć gramofon, musimy dokupić płytkę z preampem MM/MC. Używając słuchawek (gniazdo mały jack na froncie), odłączamy przyciskiem kolumny. Jest także filtr loudness i opcja odłączenia regulacji barwy (flat). Tej dokonujemy dwoma malutkimi pokrętłami. Tak jak balans są to gałki chowające się identycznie jak w radiach samochodowych.

21-40 09 2009 TAPowerPlant 04     21-40 09 2009 TAPowerPlant 03

Zamiast nóżek wzmacniacz opiera się na dwóch podbitych gumą szynach. Z tyłu konstrukcję wzmacnia metalowy pręt, przykręcony śrubami do aluminiowych boczków. Wszystkie gniazda są złocone. Odległość między nimi – standardowa. Nie da się podłączyć wynalazków w rodzaju Transparenta, ale przyzwoity interkonekt wejdzie bez problemu. Terminale głośnikowe zatopiono w plastiku. Nie ułatwiają być może podłączania kolumn, ale zabezpieczają przed zwarciem biegunów i wyglądają bogato. Obok znalazło się złącze RS232 do aktualizacji oprogramowania i E-link do zdalnego sterowania systemem.
Wewnątrz uwagę zwraca transformator toroidalny. Prądu będzie pod dostatkiem. Tym bardziej, że gromadzi go bateria kondensatorów o łącznej pojemności32800 μF. Elektronika mieści się na czterech płytkach drukowanych (plus sterowanie, zaraz za płytą czołową). Osobno zrealizowano: przedwzmacniacz, zasilanie, układy wejściowe i końcówkę mocy. Ta ostatnia bazuje na MOSFET–ach, oddających nominalnie 140 W na kanał przy 8 omach. Elektrownia.
Wewnątrz obudowy panuje porządek. Inny niż w dzisiejszych, pożal się Boże, Niemczech. Nie ma miejsca na socjal dla nieudaczników; żaden opornik nie znalazł się tu z polecenia związków zawodowych.
PP jest wzmacniaczem cyfrowym. Zbudowano go w technologii PWM. W stopniu wyjściowym pracuje układ o sprzężeniu zwrotnym uzależnionym od częstotliwości (im wyższa, tym płytsze).

21-40 09 2009 TAPowerPlant 02

Wrażenia odsłuchowe
Power Plant muzykę ociepla; stara się grać jak lampa. Może na przekór temu, że ma cyfrowe serce, pokazuje ludzkie oblicze na każdym kroku.
Eksponuje wokale, nadaje priorytetowe znaczenie temu, co się dzieje w średnicy. Partie instrumentów akustycznych, jak saksofon czy gitara, wypycha do przodu, koncentrując się na pierwszym planie. Robi to podobnie do wzmacniaczy Naima, ale skupia się także na dynamice, pokazując swoje 140 watów z niemieckim poczuciem humoru. Tu nie ma żadnych delicji i kontrybucji, pogrążonego w kontemplacyjnym odsłuchu poznania. Czujemy moc i potencjał każdą częścią ciała; dosłownie, tu i teraz. Radiohead w stosunku do wcześniejszych odsłuchów z McIntoshem na pewno brzmiało łagodniej, bardziej miękko i ciepło, ale nie straciło energii, a kaloryczne impulsy atakowały równie efektownie. T+A tworzy ścianę dźwięku, odczuwalną jak na koncercie, ale stara się być przy tym delikatny, miły dla ucha i przyjazny naszym wyobrażeniom o muzyce. Chyba że słuchamy heavy metalu. Ale dlaczego by takiej płyty nie wrzucić na talerz? Czy audiofil nie może słuchać Vadera?
Właśnie w takiej muzyce ciepło okazuje się niemal odkrywcze i nie przeczy czytelności. Nawet szaleńcze hałasy stają się na Power Plancie miłe dla ucha, nie tracąc przy tym pazura (może są miłe właśnie dlatego?). Poziom głośności, atak, kalorie ukryte w decybelach to wartość nadrzędna. Nie towarzyszy im ostrość. Przeciwnie – dźwięk jest miękki i delikatny, ale zawsze ogromny i imponujący. Nie dziwię się, że Niemcy go tak polubili, bo jest absolutnie wyjątkowy dzięki zestawieniu przeciwieństw. I świetnie się go słucha.
Power Plant dysponuje zjawiskowo potężnym basem i głęboką, czytelną średnicą oraz nienatarczywą, ale klarowną górą. Dynamika i moc wręcz pulsują; dostajemy dawki energetycznych impulsów. Wzmacniacz operuje dużym wolumenem i buduje szeroką scenę (z głębią lepiej stoją lampy). Atakuje ścianą dźwięku, chociaż jako drapieżnik stara się być uprzejmy dla otoczenia. Tygrys też może być miłym zwierzątkiem do pogłaskania.

Reklama

Konkluzja
Tak samo oszukuje Porsche. Siedzieliście w tym samochodzie? Zapowiada kanapową podróż w skórzanych fotelach. Naciśnijcie gaz, posłuchajcie silnika i w jednej chwili wszystko przestawia się w głowie. Tak gra T+A. Komfort i przyjemność z jednej strony, z drugiej – bezlitosna, germańska dialektyka. Metodą elenktyczną jest w niej topór; ciężki i ostry jak jasna cholera. W znaczeniu heglowskim łączymy obie przyjemności i dochodzimy do wniosku, że to naprawdę godna wysmakowanego rozumu synteza.

21-40 09 2009 TAPowerPlant T

Autor: Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 09/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF