31.07.2022
min czytania
Udostępnij
Po spotkaniu z modelem EA-1000 („HFiM” 10/2014) nie powinienem być zaskoczony faktem, że w kartonie znajdzie się więcej niż jedno urządzenie. Poprzednio były trzy: dwa monobloki i wspólny dla nich zasilacz. Tym razem zopakowania wydobyłem złote bliźniaki; tak przynajmniej wyglądają ich fronty – są identyczne.
Obudowy są wąskie, a formatem przypominają urządzenia Cyrusa. Ustawione obok siebie, tworzą zestaw o standardowej szerokości. Pokrywy polakierowane brązowo-złotym lakierem zostały też prawdopodobnie pokryte miedzią w celu lepszego ekranowania elektroniki.
Fronty i gałki precyzyjnie wykonano z aluminium anodowanego na złotą satynę. Po lewej stronie znajduje się włącznik główny. Załączenie zajmuje chwilę, a uruchomienie sygnalizuje niebieska dioda. Na marginesie apeluję do producenta o zmianę diod z niebeskich na ciepłe; bardziej pasują do absolutnie luksusowych frontów.
Z prawej strony umieszczono duży selektor wejść. Obraca się w lewo, niby odwrotnie, ale może tak jest po japońsku? Dwa mniejsze to wybór wzmocnienia MM/MC (odpowiednio 38 dB i 64 dB) i przełączenie w tryb demagnetyzacji wkładki MC (Degauss) oraz wybór krzywej korekcji Stereo/Mono1/Mono2, czyli odpowiednio RIAA/Decca/Columbia. Mały przełącznik hebelkowy aktywuje filtr niskich częstotliwości, czyli prawdopodobnie zmienia parametry korekcji z RIAA na IEC.
Widok tylnej ścianki odkrywa przeznaczenie każdego z monobloków do umownie wskazanego kanału. Zostały oznaczone końcówką numeru seryjnego R albo L. Rozmieszczenie gniazd jest lustrzane. Zasilające, bez bolca uziemienia, znalazło się na zewnątrz. Bliżej środka zamontowano dwa wyjścia RCA. Wejścia są trzy, w tym dwa zdublowanie w formatach zarówno RCA, jak i XLR. W związku z ich symetrycznym rozlokowaniem trzeba uważać przy podłączaniu przewodów. Zestaw uzupełnia pojedynczy zacisk uziemienia, przyjmujący widełki oraz wtyk bananowy, ale ta opcja będzie zajęta przez dołączony przewód, którym należy połączyć oba monobloki.
Gniazda sygnałowe przypominają, a może nawet są identyczne jak te stosowane przez Accuphase’a. Kolorystyka obudowy – zarówno frontów, jak i korpusów – kultura obsługi, a także pewne rozwiązania konstrukcyjne (konwersje sygnału napięciowego na prądowy i z powrotem, stosowanie włączników głównych bez trybu czuwania) również przywodzą na myśl tego japońskiego potentata. Tajemnica zostaje w Jokohamie. My możemy po prostu cieszyć się tą sytuacją oraz docenić jakość wykonania i wartość postrzeganą EA-550.
Zestawione monobloki.
Wnętrze okazuje się nie mniej imponujące. Zasilacze i płytki sygnałowe są bliźniacze, podobnie jak mniejsze, realizujące funkcje urządzenia. Płytki z gniazdami sygnałowymi to lustrzane odbicia. Przewody od gniazd zasilania do zasilaczy biegną przez całą głębokość obudowy i są ekranowane.
W każdym monobloku zamontowano dwa transformatory R-Core, przeznaczone do dodatniej albo ujemnej gałęzi symetrycznego zasilania. Widok dwóch wysokiej klasy kondensatorów Nichicona z serii KG Super Through, po 6800 µF każdy, nasz Inżynier przyjął z nieskrywanym entuzjazmem! Dalej było równie wspaniale: dwa mostki prostownicze, składające się każdy z czterech diod Schottky’ego SCS206AM.
Tor sygnałowy znalazł się z tyłu. Wejścia przylutowano do dwóch płytek, umieszczonych piętrowo za tylną ścianką. Przewodami sygnał płynie do głównej płytki, wspólnej dla toru sygnałowego i zasilania. Każde z trzech wejść może zostać skonfigurowane pod względem wzmocnienia oraz krzywej korekcji. Wybór wzmocnienia dla MC kieruje sygnał do transformatora wejściowego, dopasowującego impedancję. Obsługuje on wkładki o impedancji wewnętrznej 1,5-40 omów. Znajduje się blisko gniazd i jest ekranowany. We wstępnym stopniu wzmocnienia zastosowano komplementarną parę tranzystorów J-FET 2SK170/2SJ74. Sygnał napięciowy jest zmieniany na prądowy, a następnie podlega korekcjom krzywej. Biorą w niej udział kondensatory Silver Mica i rezystory Dale (układ typu RC). W stopniu wyjściowym sygnał jest znów napięciowy. Wzmacniają go komplementarne pary tranzystorów 2SA1266/2SC3198.
Funkcja Degauss służy do rozmagnesowywania rdzenia wkładek MC. Jej załączenie obciąża wkładkę stałą rezystancją około 0,7 oma. Producent zaleca takie spa przez 30 sekund w trakcie odtwarzania płyty. Sygnał ulega wtedy wyciszeniu. Ale i pracujący Phasemation EA-550 jest cichutki, bez śladu brumienia i szumów. Naprawdę klasa.
Przewód łączący monobloki.
Dwa niezależne monobloki to oczywiście konieczność podwójnego przełączania. Ale dzięki luksusowej jakości wykonania jest to czynność tak przyjemna, że uznaję ją za nagrodę. Do każdego wejścia można podłączyć praktycznie dowolne ramię z wkładką, poza ceramicznymi. Wyboru pomiędzy wzmocnieniami MM i MC dokonuje się dla każdego z wejść niezależnie. Podobnie krzywą korekcji. Obciążenie dla wkładek MM jest stałe i wynosi standardowe 47 kΩ. W przypadku MC działa transformator dopasowujący. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by zastosować inny, zewnętrzny stopień MC. Przewiduję, że większość wybierze w takim przypadku transformator, ale teoretycznie można także wykorzystać układ aktywny.
Znajdujący się w komplecie przewód łączący masę obu monobloków został zakończony wtykami bananowymi. To dodatkowe połączenie, które może potencjalnie utrudniać korzystanie z zacisków. Warto mieć na takie okazje różne przejściówki – krótkie przewody zakończone bananami, widełkami lub krokodylkami w różnej konfiguracji. Umożliwi to zapanowanie nad rodzajami końcówek przewodów uziemienia oraz ich solidną instalację.
Trzy wejścia Phasemation EA-550 pozwoliły mi na wygodne stosowanie obu używanych na co dzień gramofonów. Weteran to Garrard 401 z ramionami Origin Live Silver Mk 2 (z wkładką Audio-Technica AT-F7) i Ortofon AS212 (z różnymi wkładkami MM). Drugie źródło to Brinkmann Taurus z ramieniem Brinkmann 12.1 i wkładką Air Tight PC-1 Coda. Korzystałem także z transformatora AirTight ATH-2A Reference. Jako punkt odniesienia wystąpił Pre-Amplifikator Gramofonowy z zasilaniem akumulatorowym.
Na resztę systemu złożyły się przedwzmacniacz McIntosh C52, monobloki McIntosh MC301 i kolumny ATC SCM-50PSL. Przewody sygnałowe XLR, RCA, głośnikowe i zasilające wraz z listwą pochodziły z serii Fadel Coherence One.
System, ustawiony na stolikach StandArt STO i SSP, grał w zaadaptowanej akustycznie części pomieszczenia o powierzchni około 24 m².
Przełączniki działają wspaniale.
W torze Phasemation EA-1000 grały lampy i zapamiętałem go jako wyjątkowo dynamiczny i naturalnie brzmiący stopień korekcyjny. Przedstawiał muzykę jako zjawisko realne, namacalne i niezwykle atrakcyjne, pozostając przy tym uniwersalnym w każdy repertuarze i wyrozumiałym dla starszych nagrań. Wtedy oceniłem go jako rozwiązanie docelowe. Przez lata cennik uległ jednak istotnym zmianom, a EA-1000 wyniósł się w stratosferę, drożejąc blisko dwukrotnie, do 74800 zł. W kosmosie nad sobą ma jeszcze sześciomodułowy EA-2000 w cenie 120000 zł. Phasemation EA-550, kosztujący 29900 zł, wydaje się więc naprawdę wart poznania. Nie ma lamp, ale i lampowy EA-1000 unikał nawiązań do lampowego stereotypu. Nie tylko pod względem brzmienia, ale też pewnych aspektów funkcjonalnych, choćby szumu.
Gniazda przylutowane do płytek.
Phasemation EA-550 lamp nie ma, ale ma świetne J-FET-y i nie wydaje mi się, by miał na tym tracić. A może nawet zyskuje w oczach tych, którzy urządzeniom lampowym nie zawsze są gotowi zaufać. Gra w najlepsze, w sposób skoncentrowany na muzyce. W pierwszych godzinach niezbyt się wyróżnia i to jest najlepsza informacja. Neutralny barwowo, pokaże całą paletę zalet w kolejnych sesjach. Chociaż – z drugiej strony – taki charakter brzmienia utrudnia jego dosadne określenie. Jeśli już, to powiedziałbym, że dźwięk EA-550 jest realistyczny i plastyczny, a pod względem dynamiki przypomina droższy model.
Odważnie zaznaczony bas prezentuje czytelną linię melodyczną. Zakochać powinni się nie tylko miłośnicy mocniejszego uderzenia, ale przede wszystkim wsłuchujący się w muzykę delikatniejszą, akustyczną, w której kontrabas potrafi czasem się rozmyć, rozpłynąć w cichutkich pomrukach. Tutaj okaże się jednym z bohaterów akcji; nawet cichy nie znika, ale cały czas działa. Także gitara basowa nabiera barw, zróżnicowania i wyrazistości. Instrumenty perkusyjne nie chcą pozostać w tyle. Przecież nie tylko bas, ale także uderzenia i rytm perkusji tworzą podstawę pełnego brzmienia. A dekorują je na przykład talerze. Wysokie tony Phasemation okazują się szczegółowe, dźwięczne i nadal piękne. Dźwięk jest żywy, chrupki i energetyczny, a jednocześnie nasycony i apetycznie esencjonalny. Kontrasty dynamiki nie stanowią dla niego problemu. Rzetelnie je odnotowuje i naturalnie o nich opowiada. Wiernie oddaje barwę głosów męskich – lekkie chrypki, falsety, nosowe i te najbardziej testosteronowe – niskie, mruczące i ryczące, całe ich konstelacje. Barwa, zróżnicowanie, atak i wybrzmienie – wszystko we wzorowym wydaniu. Wytwórnie, piszcie na płytach winylowych, by słuchać ich z przedwzmacniaczami Phasemation.
Zasilanie monobloku.
Struny gitar akustycznych i hawajskich, ile by ich naraz nie grało i jak szybko nie byłyby uderzane, wybrzmiewają pełną strukturą, wibracją i rozdzielczością, i w dobrym tempie. Szybkość narastania dźwięków oraz swoboda ich wybrzmiewania tworzą atmosferę muzycznej radości i zabawy. Prezentację rzeczywiście cechuje coś na kształt optymizmu, uśmiechu i pozytywnej energii, która ożywia mnie nawet po długim dniu doradzania, ratowania, pocieszania i łagodzenia ludzkich bolączek.
Fizyczne rozdzielenie kanałów EA-550 zapowiada wyjątkową stereofonię i ona faktycznie imponuje. Dźwięki odważnie i pewnie lokują się znacznie poza bazą kolumn. Robią to tak przekonująco, że pozostaje tylko żałować, że phono-stage McIntosha mam stereo, a nie w formie monobloków. Nieczęsto widuję tak szeroką, a do tego rozciągniętą w pionie scenę. Na najlepszych nagraniach pojawia się zjawiskowa separacja kanałów, co może jest intuicyjne, ale doznanie tego w trakcie słuchania okazuje się szokujące nawet dla mnie.
Wracając do różnorodnego repertuaru, przyznaję, że mocniejsza muzyka z Phasemation EA-550 wypada świetnie i wciąga jak rzadko. Dawno nie przesłuchałem zestawu płyt ZZ Top oraz Erica Claptona od deski do deski. Różnice w realizacji oraz tłoczeniach okazują się oczywiste, ze wskazaniem na najstarsze oraz najnowsze; w drugiej połowie lat 80. XX wieku trochę wiało analogową grozą. Audio-Technica AT-F9 o eliptycznym szlifie igły z EA-550 dała dźwięk bardzo mocny i wypełniony. Więc i U2 słuchane w takim zestawieniu sprawiło mi ogromną przyjemność. Korzystnie zabrzmiały zarówno gitary, jak i wokal Bono. Phasemation gra rocka jak należy, z kontrolą i dynamicznie. Ostro, ale bez jazgotu; wyraziście, ale bez syczenia.
Transformator R-Core i wybierak wejść.
Nie wydaje mi się, aby EA-550 stał się przedmiotem pożądania posiadaczy wkładek MM, chociaż ze względu na jego klasę wcale tego nie wykluczam. Ja wykorzystałem go do porównania brzmienia różnych igieł montowanych w prostej wkładce Audio-Technica AT95. Standardową zastąpiłem jakiś czas temu modelem AT95EX, zaś w uszkodzonej AT95E zleciłem zmianę igły na nową ze szlifem Shibata. I to był dobry krok. Poczciwa, budżetowa Audio-Technica nabrała dynamiki i szczegółowości. Różnice pomiędzy szlifami były wyraźne i łatwe do określenia. Przezroczysty charakter Phasemation pokazał tutaj swoje zalety.
Przez lata spotkań ze sprzętem hi-fi rozpoznałem znaczenie źródła dźwięku. Staram się dbać o jego jak najwyższą jakość, chociaż z jakiś względów mniejsze znaczenie przywiązuję w tym zakresie do plików. Nigdy nie traktowałem ich jako medium referencyjnego; bardziej jako sposób łatwego codziennego słuchania. Może kiedyś zostanę zmuszony zmienić to podejście, ale nie podnieca mnie poszukiwanie zasilacza do komputera, gdy mam kilkadziesiąt wkładek umożliwiających zabawę z modelowaniem brzmienia. Spotkanie z Phasemation EA-550 szczególnie dobitnie pokazało jednak, jak wiele proste przetworniki zyskują na wzmocnieniu wysokiej klasy. Skoro AT95 potrafi tak zabrzmieć, to nie mam pytań. Zdaję sobie sprawę, że takie zestawienie to ekstremum, ale lubię testować granice systemu i być zaskakiwanym. A popularna Audio-Technica okazuje się wiarygodną bazą wypadową do takich eskapad. W przypadku szlifu Shibata z przetwornika MM uzyskujemy ponadprzeciętnie dokładny, dynamiczny i melodyjny dźwięk: sześć gwiazdek w każdej z kategorii, może poza zejściem basu, które oceniam na pięć. Za to kontrola niskich tonów okazuje się wzorowa.
Gniazda przylutowane do płytek.
Phasemation EA-550 ma na wejściu MC transformator dopasowujący obciążenie wkładki do zalecanej impedancji – jeden uniwersalny od 1,5 do 40 omów. Oczywiście, sprawdziłem też, co wniesie podłączenie ATH-2A Reference do wejścia MM. Tym bardziej, że 36-dB wzmocnienie kompensuje wysokie 26-dB wzmocnienie tego transformatora. Efekt porównałem, korzystając z wkładki Air Tight PC-1 Coda.
W tej konfiguracji, poza obowiązkowymi płytami wykorzystywanymi w testach, przesłuchałem m.in. album „Imposter” Davida Gahana & Soulsavers. Muzyka balansuje gdzieś pomiędzy intymnością, może roztkliwieniem dojrzałego mężczyzny, a wspomnieniem rockowej energii; muzycznie pomiędzy bluesem a elektroniką. Stopień MM Phasemation okazuje się ponownie bardzo dobry sonicznie i potrafi świetnie zgrać się także z zewnętrznym transformatorem. Wkładka PC-1 Coda generalnie woli grać w takiej konfiguracji niż z aktywnym stopniem MC. Tak też było w obu rozważanych przypadkach – transformator wbudowany albo zewnętrzny. Jednak zastosowanie firmowego zestawu Air Tighta podniosło brzmienie na jeszcze wyższy poziom. Detal równie wyrazisty co na wejściu MC został jeszcze lepiej zróżnicowany, a przy tym uspokojony, wygładzony i uszlachetniony, chociaż wcześniej perspektywa dalszej poprawy i tak już czystego dźwięku wydawała się mało prawdopodobna.
Połowa szczęścia.
Poza potwierdzeniem spasowania wkładki Air Tighta z firmowym transformatorem i jego wejściem dla przetworników o niższej impedancji – co było dla mnie oczywiste już wcześniej – wnioskuję także, iż Phasemation EA-550 jest bardzo uniwersalnym phono-stage’em. Gra także w estetyce, którą uwielbiam i szczególnie szanuję. Z przyjemnością dopisuję go do listy moich typów wśród najlepszych stopni korekcyjnych. I coś mi się wydaje, że jest na niej pozycją najtańszą. Wśród nobilitowanego towarzystwa, któremu łatwo nie oddaje pola jakością brzmienia, wyróżnia się brakiem lamp (co nie stanowi dla mnie wady), pełnym rozdzieleniem kanałów, łatwą konfiguracją rodzajów wejść (każdemu można przypisać dowolne wzmocnienie oraz wybraną krzywą korekcji) oraz nienarzucającą się elegancją i kulturą obsługi. Im dłużej go słucham i użytkuję, tym bardziej pożądanym elementem zestawu marzeń się staje.
Gniazda sygnałowe jednego kanału.
W tabelce zalet i wad Phasemation EA-550 sens ma jedynie obecność tej pierwszej kolumny. Wypełnią ją najwyższe noty w kategoriach założeń konstrukcyjnych, możliwości konfiguracji, jakości wykonania oraz brzmienia. Koniecznie posłuchajcie, bo zestawienie tych walorów okazuje się perfekcyjne. A jeśli tańsze modele zaprezentują się podobnie, co patrząc na opinie o podstawowej wkładce PP-200 nie byłoby dla mnie niespodzianką, to Phasemation może liczyć na wielu wdzięcznych i zachwyconych tą jakością użytkowników.
Paweł Gołębiewski
Konsultacja techniczna: Jarosław Cygan
Hi-Fi i Muzyka 03/2022
Przeczytaj także