Audio Note Cobra
- Kategoria: Wzmacniacze
We wzornictwie Cobry można się dopatrzyć powiewu nostalgii. Wspomnienia czasów, kiedy Duńczyk Peter Qvortrup założył w Brighton firmę Audio Innovations (1984-1996) i wraz ze Szwedem Erikiem Anderssonem postanowił spróbować sił w produkcji sprzętu hi-fi.
Jak wspominał Qvortrup w jednym z wywiadów, pierwsze wzmacniacze Audio Innovations sprzedawały się słabo. Dysponowały niską mocą, a na rynku dominowały kolumny o niskiej skuteczności. Zmienił to dopiero model 700, bazujący na końcówce mocy 800 Mk III. Oferował 25 W w klasie A, którą uzyskiwał z dwóch lamp EL34. Oprócz wersji fabrycznej był dostępny jako Classic 25 – w zestawie do samodzielnego montażu.
W 1989 roku Peter Qvortrup założył firmę Audio Note, a dwa lata później zaprezentował pierwszy wzmacniacz zintegrowany Oto PP. Poddawany przez dekady modyfikacjom, pozostaje w ofercie do dziś. Po nim pojawiały się nie tylko kolejne integry, ale także zestawy głośnikowe, źródła, wkładki i okablowanie. Dzięki współpracy ze zdolnymi konstruktorami firma osiągnęła poziom, na którym z jej urządzeń można budować kompletne systemy stereo reprezentujące, nomen omen, różne poziomy jakościowe i oczywiście cenowe.
Reklama
Zintegrowany model Cobra zajmuje pozycję o tyle szczególną, że jako jedyny został standardowo wyposażony w przetwornik c/a. Dzięki kompaktowym rozmiarom zmieści się na biurku, a do wejścia USB-B można podłączyć komputer i słuchać plików.
Cobrę wyróżnia także zdalne sterowanie oraz fakt, że jest dostępna tylko w czarnym wykończeniu. Na dodatek jest produkowana na Litwie, a konkretnie – w Wilnie, w zakładach UAB Serva Se. Ich właścicielem jest Tadas Motiejunas, który od 1998 roku dystrybuuje Audio Note’a w krajach nadbałtyckich. W Serva Se powstają również urządzenia serii Zero.
Aktywne wejście analogowe lub cyfrowe oznaczone świecącą diodą.
Budowa
Cobra to konstrukcja na EL34 pracujących w trybie przeciwsobnym, w klasie A. Skojarzenie z Audio Innovations 700 nasuwa się samo, choć nigdzie nie znajdziemy jego oficjalnego potwierdzenia. Surowe, proste wzornictwo, malowane na czarno blachy i sterczące z górnej płyty szklane bańki to wizerunek wzmacniaczy z wczesnych lat działalności Qvortrupa. Jednak projekt i solidne wykonanie są jak najbardziej współczesne.
Mimo że Cobra wygląda na reprezentanta stylu vintage, to podoba mi się pewien szczegół obudowy, wykonanej z 3-mm blachy. Otóż zastosowano rozwiązanie znane z najdroższych modeli brytyjskiej wytwórni, czyli ustawioną pod kątem 45 stopni część przedniej ścianki, co ma znaczenie nie tylko estetyczne i prestiżowe, ale też ułatwia obsługę urządzenia.
Na froncie znajdują się dwa pokrętła: regulacji głośności i wybieraka źródeł. Nie zostały opisane, ale jako że wielkiego wyboru nie ma, łatwo się domyślić, do czego które służy. Pomiędzy nimi widać tabliczkę z firmowym logo, a poniżej – rząd sześciu czerwonych diod, sygnalizujących aktywne źródło.
Amerykańska lampawojskowa 6AU6 JAN
Lampy ustawiono parami, ale kiedy się na nie popatrzy z góry, tworzą dwa półokręgi, znów podobnie jak w Audio Innovations 700. Wokół EL34 przewidziano otwory ułatwiające cyrkulację powietrza. Na płycie przykrywającej transformatory naniesiono dużą nazwę modelu. Złote litery na czarnym tle wyglądają elegancko.
Wąska tylna ścianka mieści trzy wejścia analogowe i trzy cyfrowe: wspomniane USB-B, optyczne Toslink i koaksjalne. Sygnał do głośników wyprowadzają szeroko rozstawione pojedyncze terminale. Przyjmują banany, widełki i gołe końcówki. Zarówno one, jak i gniazda RCA zostały poryte grubą warstwą srebra.
Wyposażenie uzupełnia zacisk uziemienia do podłączenia ramienia gramofonu oraz zasilające gniazdo IEC z włącznikiem mechanicznym oraz bezpiecznikiem.
W komplecie otrzymujemy niewielki pilot w obudowie z czarnego plastiku. Obsługuje podstawowe funkcje wzmacniacza i steruje firmowym odtwarzaczem CD.
Wzmacniacz opiera się na czterech nóżkach z twardego tworzywa. Po odkręceniu spodu widać płytki drukowane z wlutowanymi elementami. Na tym poziomie Audio Note nie stosuje montażu przestrzennego.
Układ wzmocnienia nie jest ani nowatorski, ani specjalnie skomplikowany. Stopień wejściowy zrealizowano na dwóch triodach 6AU6, a sterujący – na podwójnych triodach 5670. Na wyjściu każdego kanału pracują dwie EL34, które dostarczają moc 28 W.
CenionyNOS Telefunken 6AU6.
Transformatory wyjściowe mają podwójne rdzenie w kształcie litery C, z których słynie ten producent i co podkreślają firmowe naklejki. Dzięki nim Cobra ma sobie z łatwością radzić z trudnymi obciążeniami.
Najciekawsze rozwiązanie dotyczy zastosowanego DAC-a. Jest to Philips TDA1543 – następca znanego TDA1541, który w latach 90. XX wieku był szeroko stosowany w odtwarzaczach średniej i wysokiej klasy. Jego wersję oznaczoną TDA1541A S2 (double crown) montowano np. w słynnym odtwarzaczu Marantz CD-7. Dźwięk obu układów kojarzono z lekkim ociepleniem, ale też przejrzystością, dynamiką i dobrze kontrolowanym basem. Cenili je zwłaszcza miłośnicy tzw. analogowego brzmienia. Fakt, że Audio Note celowo zastosował wiekowy TDA1543, może świadczyć o chęci uzyskania tamtego efektu.
Konstruktor nie przejął się tym, że TDA1543 przyjmuje sygnał o maksymalnej rozdzielczości 16 bitów/48 kHz, w wyniku czego niektóre współcześnie stosowane formaty zostaną odpowiednio obniżone. Mimo że wejście koaksjalne może przyjąć 24 bity/176,4 kHz, a optyczne – 24 bity/96 kHz, to i tak przed konwersją zostaną zamienione na 16 bitów/48 kHz. Sygnał cyfrowy przesyłany do wejścia USB-B w przypadku plików hi-res zostanie zredukowany już na poziomie software’u. JRiver Media Center dostaje stosowną informację od DAC-a i sam dobiera parametry sygnału.
Lampa mocy Electro Harmonix EL34.
Konfiguracja
Cobra zagrała z dużymi monitorami Audio Note AN-E/SPe HE („HFiM” 3/2024). Mezaliansu nie stwierdziłem, mimo że głośniki pochodzą z poziomu trzeciego, a wzmacniacz – z pierwszego. Źródłem sygnału był odtwarzacz SACD/CD Accuphase DP-570. Łączówka i przewody głośnikowe pochodziły z serii Monster Sigma Retro Gold.
Na drugim etapie odsłuchów do wejścia USB-B podłączyłem MacBooka Pro. Sprawdziłem też jakość wejścia koaksjalnego, słuchając płyt CD przez DAC Cobry.
Warto zaznaczyć, że polski importer dostarczył wzmacniacz z niemieckimi NOS-ami Telefunken 6AU6A. Fabrycznie Audio Note montuje w stopniu wejściowym General Electric JAN 6AU6WC, produkowane dla amerykańskiej marynarki wojennej. Skrót JAN oznacza Joint Army & Navy, a specyfikacja lamp z tym symbolem jest przestrzegana ostrzej i wyrywkowo testowana. Dostarczone w fabrycznym kartonie Electro Harmoniksy EL34 również zostały zamienione, tym razem na NRD-owskie RFT. Jak wieść niesie, wyprodukowano je na maszynach Siemensa, dzięki czemu niewiele ustępują oryginałom. Z fabrycznego wyposażenia Cobry pozostały jedynie amerykańskie GE JAN 5670.
Amerykańska lampawojskowa JAN 5670W
Wrażenia odsłuchowe
Wielu audiofilów lubi dźwięk pentody EL34 – żywy, dynamiczny, choć trochę surowy, przywodzący na myśl muzykę graną na żywo w klubie. Dla kontrastu – dobra 300B kojarzy się raczej z brzmieniem filharmonicznym – ułożonym, eleganckim, wyrafinowanym w szczegółach i przestrzennym. Jednak przez lata konstruktorzy nauczyli się uzyskiwać z EL34 dźwięk miły dla ucha, co pokazuje przykład Cobry. Słuchając tego przystępnego cenowo (jak na Audio Note) wzmacniacza, można się po prostu cieszyć jego brzmieniem i nie rozglądać nerwowo po wyższych segmentach. Zachowuje bowiem charakter znany z takich „budżetowych” modeli, jak Oto czy Soro.
Pewne jego cechy są związane z samymi lampami, choć decydujący wpływ ma topologia i jakość podzespołów. Zarówno na lampach fabrycznych, jak i niemieckich NOS-ach Cobra prezentuje się jako urządzenie muzykalne, przyjazne dla ucha, z bardzo dobrą przestrzenią i dbałością o detale.
Nie zmienia to faktu, że stare niemieckie lampy zagrały lepiej. Nieco osłodziły średnicę i szlachetnie złagodziły wysokie tony, dodając jednocześnie szczegółów i zróżnicowania w basie. Dźwięk stał się bogatszy w alikwoty, żywszy i wypełniony niuansami.
Czerwone płytki drukowanei transformatorywyjściowe AN IHiB C
To, że Cobra odwdzięcza się ciekawszym brzmieniem, kiedy zamontujemy NOS-y renomowanego producenta, stało się jasne już po kilkunastu minutach słuchania. Dynamiczne nagranie zespołu Herbiego Hancocka ze słynnej płyty „Head Hunters” (pierwszy jazzowy album, którego sprzedaż przekroczyła milion egzemplarzy) przypomniało mi czasy, kiedy pod koniec lat 70. XX wieku z wypiekami na twarzy słuchałem tej muzyki z winylu. Nikt ze znajomych nie miał wtedy high-endowego sprzętu, więc musiał wystarczyć ten polski marki Unitra, ale młode uszy i wyostrzone zmysły potęgowały wrażenia.
W muzyce fusion z mocnym funkowym rytmem najważniejsze okazały się możliwości dynamiczne Cobry. Ale też dzięki brytyjskiemu wzmacniaczowi odkryłem w nagraniach mnóstwo smaczków, które wyszły spod ręki Hancocka grającego na fortepianie elektrycznym Fender Rhodes, klawinecie i prostym syntezatorze Arp-Odyssey. Na drugim miejscu ulubionych instrumentów stawiam tutaj pomrukujący bas Paula Jacksona, który perfekcyjnie odmierza rytm, podobnie jak bębny Harveya Masona i liczne perkusjonalia Billa Summersa. Ten album po latach nie stracił nic ze swej atrakcyjności, choć niewątpliwie pomógł w tym system, na którym miałem okazję go posłuchać.
Lewy transformator wyjściowyi transformator zasilający.
Trąbka Milesa Davisa na SACD „Sketches of Spain” (MFSL, 2012) raz była ostra, raz stłumiona, ale zawsze przejmująca i rzewna, wręcz łkająca. Każdy instrument w orkiestrze Gila Evansa został odseparowany od pozostałych. Razem budowały jednak przekaz, który przyspieszał bicie serca. Subtelny fagot, pieszczotliwa harfa, podrywający do czuwania werbel, motoryczne czynele, wreszcie instrumenty dęte, które nie konkurowały z trąbką solisty, zostały zespolone niczym wulkaniczna magma, która za chwilę ma wybuchnąć strumieniem lawy.
Dla odmiany trąbka Milesa na jego pierwszym elektrycznym albumie „In A Silent Way” brzmiała spokojnie, nieco chropowato i matowo. Natomiast za jego plecami muzyka wrzała, jakby podgrzewano ją w piekielnym kotle. Tyle się działo za sprawą młodych i skorych do eksperymentów muzyków. Trudno się dziwić – w 1969 roku rodził się styl fusion. Jazz bratał się z rockiem, funkiem i soulem. Niuanse brzmienia gitary Johna McLaughlina oraz rywalizujących fortepianów elektrycznych Herbiego Hancocka, Chicka Corei i Joe Zawinula grającego też nerwowe akordy na organach, przykuły moją uwagę nie mniej niż popisy saksofonisty Wayne’a Shortera. Muzyka tak mnie wciągnęła, że zapomniałem o spisywaniu wrażeń i musiałem zacząć odsłuch od początku.
Wzmacniacz zmieści się nawet na biurku.
Pieczołowicie odrestaurowane przez holenderską wytwórnię STS nagrania wokalistek, wydane na kompilacji „Diamond Voices of the Fifties”, pozwoliły ocenić umiejętności Cobry w odtwarzaniu żeńskich wokali. Cudowny głos Peggy Lee w piosence „Empty Glass” ściska za gardło, kiedy artystka opowiada historię niespełnionej miłości. Jej śpiew wtapia się w perfekcyjnie zaaranżowany akompaniament pop-jazzowego big-bandu, równomiernie rozmieszczonego w przestrzeni. Do tego perliste dzwoneczki, delikatne szarpnięcia strun gitary akustycznej i ledwie zaznaczone, ale wyraźne flety. To wszystko słychać, jak gdyby big-band był kameralnym jazzowym combo.
Reklama
Dziesięć lat po przyznaniu nagrody Grammy pierwszemu polskiemu jazzmanowi – Włodkowi Pawlikowi – sięgnąłem po nagrodzony album „Night in Calisia” w amerykańskiej wersji, wydanej przez Summit Records. Wydaje mi się, że brzmi lepiej niż polska edycja, a na pewno dokładniej. Już pierwsze gęste i niskie akordy fortepianu Pawlika pozwoliły mi się wygodnie rozsiąść na kanapie. Ale nie na długo, bo za chwilę temperaturę emocji podniosła swingująca smyczkami orkiestra. Jak oni tę partię zagrali! Cobra zręcznie podkreśliła rytm perkusji Cezarego Konrada i bas Pawła Pańty. Również trąbka Breckera mieniła się niuansami, na które wcześniej nie zwróciłem uwagi. W dynamicznych momentach zacząłem doceniać lampy EL34, co zwolennikowi 300B raczej się nie zdarza.
Jeśli chodzi o rozdzielczość zestawu, to bardzo dobrym testem jest album „Just Jobim” brazylijskiego pianisty Manfredo Festa. Tym razem korzystałem z wersji SACD, na której słychać jeszcze więcej niuansów perkusyjnych niż na krążku CD. W utworze „Double Rainbow” Cyro Baptista wydobywa z drewnianych i metalowych przeszkadzajek tak wiele przeróżnych odgłosów, że ledwie się pomieściły w pokoju. Na dodatek umiejscowienie instrumentów w przestrzeni i rozpoznanie kierunków ruchu dłoni muzyka nie nastręczało trudności. Nie musiałem uruchamiać wyobraźni, bo nagranie było bardzo realistyczne i wyraźne.
Wąska tylna ścianka z gniazdami
Porównania
Nie mogłem pominąć porównań między odtwarzaczem Accuphase DP-570 a TDA1543 Philipsa w DAC-u Cobry. Posłuchałem urzekającej piosenki Melody Gardot „If You Love Me” otwierającej jej album „Sunset In The Blue” z płyty CD i z plików 24 bity/96 kHz. Wokal idealnie współbrzmi tu z akompaniującą w tle orkiestrą. Instrumenty perkusyjne cicho szemrzą i szurają, a solowe partie trębacza Tilla Brönnera, niczym ostre kolory na impresjonistycznym obrazie odcinają się, ale i wtapiają w całość brzmieniowej palety. Z kompaktu nie usłyszałem tyle bogactwa detalu i połyskliwości co z plików, ale brzmienie było milsze dla ucha, miękkie i delikatne. Trąbka Brönnera wydała mi się bardziej stłumiona na CD niż z pliku. To niuanse, ale wzmacniacz potrafił je uchwycić i przekazać do kolumn tak wyraźnie, że nie miałem problemu z określeniem różnicy.
Lekki pilot z czarnego tworzywaobsługuje podstawowe funkcje wzmacniacza i odtwarzacza CD.
Koaksjalne wejście cyfrowe wcale nie okazało się gorsze, a stary chip Philipsa w Cobrze pokazał swoją moc. Nie spodziewałem się, że będzie tak poważnym konkurentem dla plików hi-res odtwarzanych przez DAC Accuphase’a. Co więcej, porównując jego działanie już w samym wzmacniaczu pomiędzy wejściami: RCA (16 bitów/44,1 kHz) i hi-res (16 bitów/48 kHz) nie stwierdziłem deprecjacji sygnału z CD. Spokojnie więc można podłączyć do Cobry odtwarzacz CD z wyjściem koaksjalnym i cieszyć się firmowym charakterem Audio Note’a.
Po tych porównaniach słuchałem jeszcze Yello, Jean-Michela Jarre’a, Pata Metheny’ego oraz Keitha Jarretta. I każda muzyka brzmiała tak, że chciało się słuchać i słuchać. Aż pewnego dnia pojawił się dystrybutor, spakował ledwie przestygnięte urządzenie, by jeszcze tego samego dnia wysłać je do klienta.
A ja mam sporo do przemyślenia. Nadal bardziej lubię 300B czy może jednak EL34? Te drugie zyskały w Cobrze niezwykle przekonującą rzeczniczkę.
Rozżarzone lampy Cobry
Konkluzja
Audio Note Cobra ma wiele wdzięku i niejednego oczaruje. Nabywca ryzykuje tylko tym, że zacznie spędzać w domu więcej czasu na słuchaniu.
Reklama
Janusz Michalski
Źródło: HFiM 06/2024