HFM

artykulylista3

 

Dan D’Agostino Progression Integrated

058 063 Hifi 12 2022 006Dan D’Agostino to człowiek legenda – jeden z symboli amerykańskiego high-endu. Wszystko, co schodzi z jego linii produkcyjnych, najpierw budzi ogromne zainteresowanie, a następnie – ogromny zachwyt. Przy każdym kolejnym urządzeniu recenzenci cmokają, konkurenci zgrzytają zębami, a audiofile wzdychają z rozmarzeniem. Może kiedyś będzie ich stać...

Aktualna oferta Dan D’Agostino Master Audio Systems składa się z trzech serii. Patrząc od dołu, są to: Progression, Momentum i Relentless. Ci, którzy chcieliby zbudować pełny system z jednym logo, mogą się poczuć nieco zawiedzeni, ponieważ w katalogu amerykańskiej wytwórni znajdziemy tylko wzmacniacze. Co prawda wpisują się one w aktualną modę na wielofunkcyjność i można w nich montować opcjonalne moduły cyfrowe, pozwalające na odtwarzanie plików muzycznych, ale zewnętrzne źródło dźwięku liczy się bardziej.

 
Na swojej stronie producent wylicza tylko dwanaście urządzeń. Niech nas jednak ta skromna liczba nie zwiedzie. Dan D’Agostino stawia nie na ilość, lecz na jakość. I to jakość w skali absolutnej. Jeżeli ktoś uważa, że przesadzam, to niech sobie podliczy, ile musiałby zapłacić za flagowy komplet Relentless. Tak, tak, musiałby zapłacić ponad trzy miliony złotych. To nie jest już nawet stratosfera hi-endu, to jego mezosfera (spokojnie, sprawdziłem na Wiki).
Dan D’Agostino to przykład polityki rozszerzania oferty w górę. Świadczy o tym kierunek ostatnich roszad w katalogu. Przed kilkoma laty również były w nim trzy serie, z tym, że Progression plasowało się pośrodku. Produkcję najtańszej linii Master Power jednak zakończono, a na jej miejsce wprowadzono nową, najdroższą, czyli wspomniane mezosferyczne Relentless. Najwyraźniej u Dana D’Agostino nie ma ani żartów, ani miejsca dla mniej zamożnych audiofilów.
O założycielu firmy wielokrotnie pisaliśmy, czuję się zatem zwolniony z konieczności zgłębiania wątku biograficznego. Mniej zorientowanym przypomnę jedynie, że Daniel D’Agostino to twórca potęgi Krella, który kilkanaście lat temu, w dość burzliwych okolicznościach, przeszedł na swoje. I pomimo względnie krótkiego stażu rynkowego brand z jego nazwiskiem zdążył sobie wypracować bardzo mocną pozycję.
Z serią Progression łączą mnie miłe wspomnienia. Cztery lata temu miałem przyjemność testować wzmacniacz dzielony Progression Preamplifier/Stereo. Tym razem trafił do mnie Progression Integrated. W związku z powyższym nie zamierzam udawać, że byłem zaskoczony po wypakowaniu urządzenia z pudełka. To wzornictwo naprawdę zapada w pamięć. Wiedziałem, że wyglądem amerykańskiego pieca będę zachwycony i dokładnie taki byłem. Zresztą, fronty z podświetlanymi wskaźnikami powinny zachwycić każdego. To rzekłszy, bez dalszej egzaltacji mogę się zająć szczegółami.
Obudowę wraz z radiatorami wykonano z aluminium. W centrum przedniego panelu umieszczono ogromne koło do regulacji głośności. Po obu jego stronach wpasowano dwa prostokątne moduły. Ten z lewej mieści sześć diodowych przycisków wybieraka źródeł, guziki trybu stand-by i wyciszenia oraz dwie diody, sygnalizujące aktywację wejścia cyfrowego bądź sieciowego (działają tylko w przypadku zainstalowania opcjonalnego modułu cyfrowego).
Z prawej umieszczono parę iluminowanych na zielono wskaźników wychyłowych, stanowiących coś w rodzaju wzorniczej wizytówki firmy. Ich okienka mogą się różnić między modelami wymiarami, kształtem i zawartością informacyjną. W Progression Integrated wielofunkcyjne wskaźniki (bez oznaczenia jednostek, ze skalą od 0 do 100) w czasie zmiany siły głosu chwilowo pokazują jego poziom, w czasie regulacji balansu – poziom każdego kanału, a przy normalnej pracy falują dostojnie, zgodnie z chwilowym natężeniem dźwięku. Nie wiem, jak się fachowo określa geometryczny kształt tych okienek, dlatego roboczo nazwę je „rogalikami”.
Są piękne, ale przez kilka pierwszych dni odsłuchu nie było mi dane się nimi nacieszyć. Nic nie świeciło, a wskaźniki się nie poruszały. Nie pomagało włączanie i wyłączanie trybu „dark mode” według wskazówek z instrukcji. Uznałem, że się zepsuły i trudno. Jakież jednak było moje zdziwienie, kiedy po zdjęciu pokrywy w celu oględzin wnętrza zobaczyłem, że nie są one zepsute, lecz… rozłączone. Nie wiem, kto się tutaj przede mną zabawił, ale musiało być naprawdę grubo. Kiedy  wcisnąłem wolną złączkę w odpowiednie miejsce, dokręciłem pokrywę i ponownie uruchomiłem wzmacniacz – wskaźniki rozbłysły radosną zielenią. Dokładnie taką, jaką pamiętałem z testu dzielonego Progression.
Tylna ścianka mieści dwa wejścia RCA (z których jedno będzie pracowało jako phono w przypadku instalacji modułu przedwzmacniacza gramofonowego), cztery wejścia XLR i jedno wyjście XLR do zewnętrznej końcówki mocy.
Pilot, o dość nietypowym, zwartym kształcie, działa nie na podczerwień, lecz na Bluetooth. Aby z niego korzystać, należy wkręcić antenkę w złącze umieszczone nad lewą parą terminali głośnikowych. Obok widać gniazdo zasilania. RS-232 wraz z parą małych jacków służy do kontroli sterowania systemowego.
Dostarczony do testu egzemplarz nie został wyposażony w moduł cyfrowy (to notabene dodatkowy koszt 41700 zł). Jeżeli ktoś się zdecyduje na taki wydatek, to otrzyma wejścia SPDIF, optyczne, USB oraz Ethernet. Wraz z gniazdem dla drugiej antenki zapewniają wszystkie rodzaje cyfrowych doznań muzycznych – od zewnętrznego transportu jako źródła, przez pliki, aż po streaming. Można też zainstalować na telefonie lub tablecie aplikację D’Agostino, co zwiększa komfort korzystania ze wszystkich funkcji wzmacniacza. Z informacji w instrukcji obsługi wynika jednak, że apka jest dostępna tylko w App Storze, więc użytkownicy Androida mogą się obejść smakiem.
Dostarczony do testu egzemplarz nie zawierał również modułu phono (opcja za 13200 zł). O tym jednak przekonałem się dopiero po zdjęciu pokrywy, bo z zewnątrz nie da się tego stwierdzić.
Na koniec należy jeszcze podkreślić obecność wyjścia słuchawkowego 6,35 mm (duży jack). Ten element wcale nie jest ani oczywisty, ani powszechny we wzmacniaczach zintegrowanych. Dlatego warto docenić ten miły dodatek, niezależnie od tego, że znajduje się w niezbyt „ergonomicznym” miejscu – tuż nad terminalami głośnikowymi lewego kanału.
Całe ścianki boczne są radiatorami. Ich wzór jest dość fantazyjny, ale swoje zadanie spełniają. Progression Integrated nie nagrzewa się zbytnio; oparzyć się raczej nie powinniśmy.


 

058 063 Hifi 12 2022 001

 
Dan D’Agostino
 
 

 
 

  


Wnętrze
Po zdjęciu pokrywy od razu zwraca uwagę zasilacz. Opiera się na ogromnym transformatorze toroidalnym Kean Ocean oraz drugim, mniejszym, również toroidalnym. Większy obsługuje końcówki mocy, mniejszy – preamp oraz wskaźniki wychyłowe wraz z ich podświetleniem.
Do ścianek bocznych przymocowano płytki stopnia mocy, na których znalazła się także filtrująca sekcja zasilacza (po dwa duże kondensatory Nichicona). W każdym kanale pracuje po sześć par tranzystorów NJW0281G/NJW0302G.
Przedwzmacniacz składa się z kilku sekcji. Najpierw duża płytka przy tylnej ściance odbiera sygnał z wejść i przesyła go do dwóch płytek z buforem wejściowym (po jednej na kanał), ulokowanych po bokach, równolegle do druków ze stopniami mocy.
Tor sygnałowy preampu znajduje się na czymś w rodzaju dużej płyty głównej na spodzie urządzenia. Natomiast blok logiczny, wraz z modułem Bluetooth, umieszczono na wysięgnikach powyżej mniejszego transformatora.
Regulacja siły głosu to układ rezystorów kontrolowanych przekaźnikami. Tę płytkę zamontowano równolegle do tylnej ścianki, zaraz za układem obsługującym wejścia. Z uwagi na taką budowę ustalaniu poziomu głośności towarzyszą ciche kliknięcia. Niektórzy producenci skutecznie walczą z tym zjawiskiem, inni dopuszczają. Mnie takie kliknięcia nie przeszkadzają; może nawet wprowadzają element niezwykłości? Ale nie będę się upierał, że są lepsze niż ich brak. Upieram się natomiast, że konieczność ustawiania siły głosu za każdym razem po wybudzeniu urządzenia z trybu uśpienia jest nieco uciążliwa (bo zawsze resetuje się do zera).
Poza opisem funkcjonalności opcjonalnego modułu cyfrowego producent nie pisze nic konkretnego o samym wzmacniaczu. Nie wiadomo więc, czy Integrated korzysta z technologii Super Rail, tak jak końcówka mocy z tej samej serii. Przypomnijmy, że chodzi o dodatkowe zasilanie tylko tej części stopnia mocy, w której znajdują się tranzystory. Widzę co prawda pewne analogie z omawianym kilka lat temu Progression Stereo, ale nie jestem w stanie przesądzić, czy Super Rail jest, czy go nie ma.
Dodajmy jeszcze tylko, że obudowy są dostępne w kolorze srebrnym oraz czarnym.

 

058 063 Hifi 12 2022 001

 
 Z tyłu wszystko, czego możemy potrzebować, plus miejsce na opcjonalny moduł cyfrowy. Uwagę przyciąga antenka Bluetooth, niezbędna do obsługi zdalnego sterowania.
 

 
 

  


Konfiguracja systemu
Progression Integrated został włączony do systemu redakcyjnego, od lat składającego się z odtwarzacza CD Naim 5X z zasilaczem Flatcap 2X oraz monitorów Dynaudio Contour 1.3 mkII. Oczywiście jestem świadom, że to nie ta liga i że w innych warunkach, z optymalnie dobraną resztą toru, wrażenia okazałyby się bardziej spektakularne. Praktyka jednak pokazuje, że dla celów porównawczych lepiej się sprawdza system tańszy, ale odsłuchany milion razy, niż odpowiednio drogi, ale nieznany. W tym drugim przypadku właściwie nie można oddzielić brzmieniowego wkładu każdego z komponentów. W przypadku pierwszym – wszystko zostaje podane właściwie na tacy.
Zainstalowałem więc wzmacniacz w systemie. Upewniłem się, że dźwięk płynie do kolumn, lekko przekręcając pokrętło na przedniej ściance i od razu usiadłem do odsłuchu. Kiedy jednak chciałem zwiększyć siłę głosu pilotem, a nic się nie zmieniało, zacząłem studiować instrukcję obsługi. Grało cicho, ale i tak z każdą upływającą chwilą dźwięk coraz bardziej mnie intrygował. Pomimo niskiego natężenia, wszystko było wyraźne i bardzo dokładnie ustawione w przestrzeni. Zanim więc w ogóle zaczął się normalny odsłuch, miałem już gotowe dwa wstępne wnioski: wybitna przejrzystość i wybitna stereofonia.

 

058 063 Hifi 12 2022 001

 
Jedno trafo ogromne, drugie – mniejsze – schowane. 12 tranzystorów na kanał, rozbudowany preamp. W egzemplarzu na zdjęciu zainstalowano moduł cyfrowy oraz phono.
 

 
 

  


Wrażenia odsłuchowe
Doczytałem, jak uruchomić zdalne sterowanie (wiemy już, że chodzi o antenkę Bluetooth) i muzyka mogła wreszcie wypełnić pokój odsłuchowy. A wtedy od razu objawiła się kolejna cecha brzmienia Progression: niskie tony. Tutaj amerykański wzmacniacz nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że mamy do czynienia z high-endem klasy premium.
Bas Integrated to mistrzostwo świata. Wiem, że taka deklaracja może zabrzmieć niepoważnie, kiedy odsłuch odbywa się w systemie ze średniej wielkości monitorami. Przypomnę jednak, a nawet podkreślę, że nie tylko zasięg dołu pasma stanowi o klasie urządzenia. Powiedziałbym również, że odtworzenie najniższych technicznie możliwych herców w danej konfiguracji jest zadaniem stosunkowo łatwym. Niejeden piec nawet ze średniej półki potrafi wycisnąć z kolumn ostatnie basowe tchnienie. Jednak niskie tony w najlepszym wydaniu charakteryzuje szereg cech, które takim średniopółkowym konstrukcjom nawet się nie śniły. A kiedy gra Progression, basowy sen staje się rzeczywistością. A równocześnie koszmarem  tańszej konkurencji.
Nie twierdzę bynajmniej, że nie słyszałem dotąd lepszego dołu. Przez mój pokój przewinęło się tyle high-endowych urządzeń, że taki wniosek mógłby się wydać podejrzany. Twierdzę jednak, że Progression Integrated oferuje bas godny najlepszych wzmacniaczy zintegrowanych, jakie znam. Na tak wysokim pułapie nie mówi się już o różnicach jakościowych. Dyskusja ogranicza się do odcieni perfekcji. W amerykańskiej integrze własny odcień dopracowano w najdrobniejszych szczegółach.
Progression Integrated tworzy bas o nieprawdopodobnej rozdzielczości. Nie mam oczywiście na myśli takiego rodzaju rozdzielczości, jaki może charakteryzować soprany lub górną średnicę. Bas przecież szczegółów jako takich nie zawiera, jego fala jest na to za długa. Przez rozdzielczość niskich tonów rozumiem raczej różnicowanie basowych warstw. Wykraczamy daleko poza podział na najniższy, środkowy i wyższy podzakres. W wykonaniu D’Agostino składowe dzielą się jeszcze bardziej. Tworzą bogaty wachlarz tekstur i gradacji, od gładszych po bardziej chropowate, od wilgotnego mruczenia po zwartość przypominającą odbicie z mocno napiętej trampoliny. A każda z tych tekstur może mieć różną grubość, może pojawiać się, w zależności od sytuacji, z różną siłą i w różnym tempie. Progression Integrated w bezpośredniej konfrontacji mógłby sprawić, że dobre skądinąd niskie tony wielu innych wzmacniaczy wydadzą się monotonnym dudnieniem.
Bas amerykańskiej integry cechuje świetna kontrola. Jednak przygotowano ją według oryginalnej receptury. Zwykle rozumiemy ją jako pozycję umownego suwaka, który decyduje o dwóch składowych: stopniu utwardzenia basu i jego konturowości. Im te wartości są większe, tym kontrola... no właśnie: tylko większa czy też lepsza? W środku skali okaże się bardziej lub mniej zgodna z oczekiwaniami słuchacza, ale ciągle prawidłowa. Natomiast w jej skrajnych położeniach mają miejsce przekłamania. Zbyt twardy bas jest równie nienaturalny, co ten kompletnie rozmyty. Ale Progression Integrated nie przejmuje się taką skalą i tworzy własną. A dokładniej – rozdziela utwardzenie i konturowość. W praktyce zwiększenie konturowości, z którym mamy tu do czynienia, odbywa się zupełnie niezależnie od twardości. Amerykański wzmacniacz w zasadzie nie utwardza basu – przez cały czas pozostaje on perfekcyjnie elastyczny, delikatnie zmiękczony, a przez to – skoczny i ujmująco muzykalny.

 

058 063 Hifi 12 2022 001

 
Integrated jest dostępny także w wersji czarnej. Wygląda równie zabójczo, a może nawet bardziej.
 

 
 

  


Owa skoczność to fundament świetnej dynamiki. Ani w skali mikro, ani makro D’Agostino nie boi się niczego. Podkreślę jednak, że jakość dynamiki nie ma nic wspólnego z podkręcaniem tempa. Tutaj o klasie świadczy nie prędkość, lecz jakość przejść pomiędzy partiami cichymi i głośnymi. Zarówno w fazie ataku, jak i wybrzmienia wzmacniacz utrzymuje kontrolę nad każdym instrumentem. Słychać to zarówno w symfonice, utworach fortepianowych, jak i koncertach rockowych. Ale, co warto przypomnieć, nawet jazzowe tria i ballady przy gitarze solo skorzystają z dobrej dynamiki.
Rytm jest bardziej taneczny niż uderzeniowy. Odczuwamy niewyczerpaną energię, swobodę i jednocześnie „gaz”. Pojawia się także element lekkości, który nadaje brzmieniu polot, choć bez brawury. Instrumenty perkusyjne zostają oddane z wyczuciem, a każdy ma wyraźną – odrębną – sygnaturę.
Najmniej odkrywczym i najbardziej oczywistym będzie stwierdzenie, że Progression Integrated bez problemu egzekwuje od monitorów Dynaudio odtworzenie wszystkich najniższych tonów, jakie przewidział ich producent. I jego niemal arogancka brzmieniowa pewność siebie jest gwarancją, że równie bezwzględnie potraktowałby prawie wszystkie inne głośniki. Mówię „prawie”, ponieważ zawsze może się zdarzyć jakieś ekstremum, któremu podołają dopiero monobloki ważące po 100 kg każdy. Na takie okazje Dan D’Agostino też ma coś w zanadrzu, i to w każdej z trzech serii. Ale to już historia na inne testy.
Wiele miejsca poświęciłem basowi, ale podobne obserwacje i wnioski odnoszą się do rytmu i dynamiki. Esencję brzmienia tworzy jednak średnica i teoretycznie to na nią należałoby zwrócić najwięcej uwagi. Jednak fakt, że w opisie zeszła na drugi plan, wcale nie jest przypadkiem.
W średnich tonach nacisk położono na neutralność temperatury. Odniosłem wręcz wrażenie, że konstruktor z zegarmistrzowską precyzją doszlifował liniowość tego zakresu, tak aby nie zostać posądzonym o choćby minimalne ocieplenie barw. Nie mówiąc o ich schłodzeniu. Dzięki temu średnica jest tak czysta, przejrzysta i neutralna, że... nie zwraca na siebie uwagi. Brzmienie odbieramy jako oczywiste, bezpretensjonalne i naturalne. Pełne muzycznej treści, ale bez najmniejszego dodatkowego ozdobnika. Barwy są pełne, ale – chciałoby się powiedzieć – fizjologiczne. W ten sposób możemy się poddać emocjom muzyki bez żadnego czynnika, który by przeszkadzał w jej przeżywaniu czy ją urozmaicał.
Takie podejście, jak mi się wydaje, stanowi klucz do uzyskania większej uniwersalności nagraniowej – mam na myśli jakość realizacji, a nie repertuar. Progression potrafi sporo wybaczyć, dzięki czemu nasza płytoteka nie ulegnie zdziesiątkowaniu. Oczywiście audiofilska jakość zostanie nagrodzona, ale jej brak nie powinien raczej podlegać surowej karze.
Góra pasma także podąża w kierunku obiektywizmu i neutralności. Słychać to już od przełomu średnicy i sopranów. Nie ma żadnego wdzięczenia się do słuchacza, dosładzania czy nadmiernego wygładzania konturów. I tak aż do najwyższych partii. Bogatą szczegółowość dostajemy w postaci surowej. I w tym przypadku powinno to zostać zinterpretowane jako zaleta, bo surowość w wykonaniu Progression Integrated okazuje się bardzo naturalna. Konstruktor chciał po prostu uzyskać dźwięk raczej prawdziwy niż fajny. I to się pięknie udało.
W teorii takie podejście powinno przypaść do gustu entuzjastom odważnych sopranów. Tyle że w tym przypadku należy dodać bardzo ważne uzupełnienie. Otóż wysokie tony są odważne w swoim charakterze, ale w kontekście całego brzmienia pozbawione choćby śladowej ekspansywności. Innymi słowy: wyrazista góra brzmienie uzupełnia, ale nie dąży do przejęcia kontroli. Wtapia się w całość i nie zaznacza swojej obecności bardziej niż to potrzebne dla zachowania równowagi.
Wracając do pierwszych chwil odsłuchu: podziw dla przejrzystości i stereofonii nie zmienił się do końca testu. Jeśli chodzi o pierwszy z aspektów, to przewijał się przy omawianiu basu, średnicy i góry. Stereofonia natomiast potwierdziła swą dokładność na każdym poziomie głośności. Bez nadmiernego szafowania sztuczkami przestrzennymi, scena zachowała wszystkie atrybuty obszerności, precyzji lokalizacji i porządku nawet w większych składach.

 

058 063 Hifi 12 2022 001

 
Diody wybieraka wejść, luksusowe koło sterowania głośnością oraz piękne wskaźniki w kształcie rogalików.
 

 
 

  


Konkluzja
Scenariusz powtórzył się raz jeszcze. Kolejny wzmacniacz Dana D’Agostino to cios dla konkurencji (taki dobry) i rozpacz dla audiofilów (taki drogi). Najlepiej na tym wychodzą recenzenci. Tyle muzycznego szczęścia naraz i to w dodatku za darmoszkę.

 

dan dagostino progression integrated

Mariusz Malinowski
Źródło: HFM 12/2022