HFM

artykulylista3

 

Luxman L-595ASE

064 069 Hifi 12 2021 001
Vintage w nowoczesnym wydaniu to już nie moda, ale nurt, który pozostanie z nami na dłużej. Trudno się dziwić, bo pomijając tęsknotę do lat młodzieńczych, urządzenia sprzed dekad są po prostu piękne.

Odświeża się legendarne konstrukcje, zwykle modele flagowe lub te, które złotymi zgłoskami zapisały się w historii hi-fi. Nowe edycje czasem są wierne oryginałom, ale częściej udoskonalane, a nawet projektowane od początku. Przeważnie z założeniem, aby brzmienie oddawało ducha czasu. Na fali popularności staroci wskrzeszane są całe marki, jak choćby Leak. Także wielcy, jak JBL, sięgają do swej historii.

Całkiem nowe konstrukcje, ubrane w stylowe obudowy, od lat produkuje Yamaha, która zresztą jest sprawcą całego tego zamieszania. Ostatnia kategoria to firmy-legendy, od dekad wierne wciąż tej samej linii wzorniczej. Pozornie oderwane od rzeczywistości, tak naprawdę stanowią ścisłą czołówkę współczesnej sceny hi-fi, wyznaczając standardy jakości brzmienia. Accuphase i McIntosh przyspieszają puls nie tylko wiernym fanom. Co drugi audiofil marzy o ich wzmacniaczu, a kto po raz pierwszy zobaczy potężne maszyny ze wskaźnikami, zwykle już tego widoku nie zapomina. Do tej szacownej dwójki warto dołączyć trzeciego zawodnika – Luxmana. On również kontynuuje swoją tradycję. Uroda jego wzmacniaczy zapiera dech w piersiach, a podświetlone wskaźniki natychmiast przeciągają wzrok, niezależnie od tego, co postawimy obok na półce w salonie.
Widać Luxmanowi to nie wystarczyło, bo postanowił zaprezentować światu styl  vintage we własnym rozumieniu. „Wskaźnikowe” superintegry to dla niego współczesność, ale ktoś sobie przypomniał o legendzie: L-570X z 1992 roku. To było coś: 50 W w klasie A, regulacja głośności na rezystorach, ekskluzywny szampański front i drewniana obudowa. Gryphon Tabu wyglądał przy nim jak ubogi krewny. Obecne wcielenie – L-595ASE – jest niemal identyczne i właśnie trafia do sprzedaży w limitowanej serii. Powstanie tylko 300 egzemplarzy, z czego 100 poszło już do USA. Jeżeli zapałaliście żądzą posiadania, to warto się pospieszyć.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Pilot.
 
 
 

Budowa
O to „niemal” mam do Luxmana pretensję. Kolor oryginału był powalający, a teraz dostajemy aluminium. Niewykluczone, że Japończycy nie chcieli małpować po kolegach z Accuphase’a, dla którego szampański odcień to element tożsamości. W tym przypadku nie musieli się jednak obawiać krytyki, bo L-570 taki właśnie był. Poza tym miał miedziany błysk. No i teraz zabrakło  drewienka.
Wspomniane aluminium to jednak nie byle blacha. Przednią ściankę wycięto z płyty o grubości 15 mm, a sposób jej wykończenia umożliwiła dopiero współczesna technologia; w czasach oryginału nie dysponowano jeszcze odpowiednimi obrabiarkami. Szlif hairline składa się z gęsto ułożonych linii, cieńszych od ludzkiego włosa. Teoretycznie go nie widać (dużo zależy od oświetlenia), ale kiedy „zagra” pod odpowiednim kątem, od razu zrozumiecie, po co w Luxmanie się wysilali.
Wzmacniacz wygląda na trochę większy od pierwowzoru. A przynajmniej czarna linia na dole frontu jest szersza. To dosyć dziwny zabieg estetyczny, ale producent podkreśla unikalność wstawki, wykonanej ze stopu zawierającego obsydian. Kto oglądał „Grę o tron”, ten wie, że smocze szkło jest jedyną bronią przeciwko nieumarłym. A w końcu L-595ASE właśnie powstał z grobu.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Mikromoletowanie i dioda
w duecie gry świateł.

 
 
 

Spasowanie elementów to japońska precyzja w wydaniu ekstremalnym. Dokładność 0,1 mm dotyczy wszystkich łączeń, otworków na śrubki, centrowania gałek i przycisków. Pokrywa też wygląda pięknie; jest gruba i ciężka. W aluminiowym płacie wykonano głębokie wcięcia na siatki wentylujące. Masa pomaga w oddawaniu ciepła, co ma ogromne znaczenie. Wierzch nagrzewa się bowiem do tego stopnia, że dotykając metalu w okolicach radiatorów, można się niemal oparzyć. Wpychanie wzmacniacza w wąską szafkę bez luzu może się skończyć jego uszkodzeniem, a w skrajnym przypadku – pożarem. Klasa A ma swoje prawa i wymagania. Pokrywa jest wytłumiona od spodu, a wszystkie śrubki, którymi skręcono obudowę, wyposażono w elastyczne podkładki.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Płyta frontowa o grubości 15 mm.
 
 
 

Na froncie rozmieszczono bogactwo przycisków i pokręteł. To zrozumiałe, bo pierwsze projekty poprzedników L-570X pochodziły jeszcze z połowy lat 80. XX wieku, a takie były wtedy kanony.
Wszystkie duże guziki służą do wyboru wejść liniowych i gramofonowych; wzmacniacz oferuje bowiem sekcję phono dla wkładek MM i MC. Pozostałe dwa uruchamiają wyjścia głośnikowe A i B. Przydają się, bo na froncie zamontowano również gniazdo słuchawkowe 6,35 mm i można wybrać korzystanie z nauszników osobno albo równolegle z kolumnami. Na przyciskach umieszczono diody; podobna oświetla duże pokrętło głośności. Emitują piękne żółte światło, przywodzące na myśl żarówkę Edisona (około 1600-1800 K – temperatura bardzo miła dla ludzkiego oka). LED na włączniku zasilania ma kolor niebieski.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Górna płyta z „włoskowatym”
szlifem.

 
 
 

Trzy małe pokrętła służą do ustawienia balansu i barwy dźwięku. Wytoczono je z aluminium, a na obrzeżach wykonano drobniutkie moletowanie. Nie ślizgają się dzięki temu w palcach. Najmniejsze przyciski uruchamiają funkcje znane sprzed lat. Line Straight przekazuje sygnał najkrótszą drogą, omijając regulatory barwy. Loudness to, wiadomo, ekspozycja skrajów pasma, zaś Separate rozdziela przedwzmacniacz od końcówki mocy. Działanie każdej z nich sygnalizują żółte LED-y. Zabrakło ich tylko w przypadku filtra subsonicznego (przydaje się do gramofonu) i trybu mono. Oba uruchamiamy pilotem.
Ten jest identyczny jak we wskaźnikowych integrach Luxmana. Elegancki, aluminiowy i czytelny. Wszystko pięknie, tylko guziki mogłyby być większe i przyjemniejsze w dotyku, bo mają ostre kanty.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Palce się nie ślizgają
i… jak to wygląda!

 
 
 

Gniazda prezentują wysoką jakość. Do dyspozycji są dwa wejścia XLR Neutrika, choć L-595ASE nie jest zbalansowany. Warto zaznaczyć, że ich polaryzację można zmienić niewielkim przełącznikiem, umieszczonym tuż obok. Ponadto użytkownik ma jeszcze do dyspozycji cztery liniowe wejścia RCA, z których jedno jest wyraźnie solidniejsze, w domyśle: dla najważniejszego źródła. Czy poprawia dźwięk? Humor na pewno. Przewidziano bezpośrednie wejście do końcówki mocy (main in) i wyjście z preampu (pre out), które w połączeniu z funkcją Separate umożliwia łatwą integrację wzmacniacza z systemem wielokanałowym. Zestaw uzupełnia gramofonowe wejście MM/MC z wygodnym, zakręcanym zaciskiem dla masy ramienia.
Sygnał do głośników wyprowadzają zdublowane terminale. Są solidne i przyjmują zarówno banany, jak i widełki.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Wszystko z okazji 95-lecia.
To są takie stare firmy?

 
 
 

W komplecie producent dołącza plastikowe zatyczki. Najlepiej pozostawić je na nieużywanych złączach – nie będą się kurzyć. W sprzęcie wysokiej klasy takie drobiazgi są mile widziane i działają na wyobraźnię.
Po zdjęciu pokrywy widzimy landszafcik, za który niejeden audiofil dałby się pokroić. Ależ to jest robota! Panuje idealny porządek; wszystko poukładane jak od linijki. Nawet otwory w przegrodach, którymi przechodzą kabelki, wyłożono gumowymi pierścieniami, żeby się izolacja nie poprzecierała. Montaż to precyzyjna ręczna robota. Sam widok na zdjęciu rodzi przekonanie, że to musi i działać, i grać.
Wnętrze podzielono metalowymi przegrodami, zmniejszającymi interferencje między sekcjami. Zasilacz zamknięto w największej klatce w centrum. Oparto go na potężnym transformatorze E-I produkcji japońskiej oraz ośmiu kondensatorach elektrolitycznych Nichicona, po 10000 µF każdy. Końcówki mocy umieszczono po bokach. Solidny radiator każdego kanału odprowadza ciepło z trzech par tranzystorów bipolarnych, pracujących w konfiguracji push- pull i połączonych równolegle. Autorski układ korekcji błędów ODNF (kolejna wersja patentu Luxmana) ma się charakteryzować niskim poziomem zniekształceń fazowych i szerokim pasmem przenoszenia.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Luxman L-595ASE
 
 
 

Specjalnością japońskiej kuchni jest regulacja głośności LECUA 1000 (Luxman Electonically Controlled Ultimate Attenuator), wykorzystująca zespoły tłumików sterowane mikroprocesorem. Działa w zakresie od -87 do 0 dB, z krokiem co 1 dB. Konwencjonalny potencjometr zamontowano tylko po to, żeby przekazywał właściwemu regulatorowi informację o wybranym przez użytkownika poziomie.
Hasło „Made in Japan” ma swój ciężar gatunkowy, ale  Luxman L-595ASE to już nawet nie tyle precyzyjny sprzęt elektroniczny, co pieczołowicie zbudowany instrument.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Front
 
 
 

Konfiguracja systemu
Wzmacniacz L-595ASE pracował w towarzystwie odtwarzacza C.E.C. CD5, kolumn Audio Physic Tempo VI, filtra zasilania Ansae Power Tower i okablowania Hijiri (HCI/HCS/Nagomi). Pozornie niska moc ogranicza wybór kolumn, ale tak naprawdę nie ma się czego obawiać, o ile nie wpadną nam do głowy pomysły w rodzaju elektrostatów czy konstrukcji o skuteczności poniżej 85 dB. Nie zmienia to faktu, że integra powinna prawidłowo wysterować znakomitą większość aktualnie dostępnych kolumn. Warto też pamiętać, że wzmacniacz gra tym lepiej, im mocniej jest rozgrzany. Zimny traci sporą część swego uroku.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Za taki widok niejeden dałby się pokroić.
 
 
 

Wrażenia odsłuchowe
W wydaniu 7-8/2020 porównaliśmy dwa „wskaźnikowe” integry Luxmana. Gorąco zachęcam do lektury, bo artykuł zawiera także informacje o różniących je klasach A i AB, co może się okazać pomocne i teraz. Oba modele zachowały ten sam charakter brzmienia i trudno byłoby je rozróżnić tylko na podstawie klasy pracy. Przy wyborze jednego z nich na pewno nie kierowałbym się stereotypami, tylko zwrócił uwagę na drobiazgi, które bardziej przypadły mi do gustu. L-595ASE jest zupełnie inny, co dotrze do nas już po kilkunastu sekundach odsłuchu.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Końcówka mocy.
 
 
 

Jeżeli wyobrażenie o klasie A zbudowaliście sobie na lekturze recenzji starych Passów, Musical Fidelity A1 i tym podobnych konstrukcji, to Luxman pasuje do niego jak ulał. Od pierwszych taktów muzyki otacza nas ciepło. Otula niczym kołdra, rozgrzewa, przywodzi na myśl lampę i to nie Audio Researcha. Bliżej mu do Unison Research, Audio Innovations, a nawet do triody. Od razu staje się jasne, że pierwsze skrzypce gra średnica. Słyszymy charakterystyczne, miłe zaokrąglenie góry pasma, odsyłające precz wszelkie sybilanty, cykania i metaliczne szeleszczenie talerzy. Ich po prostu nie ma. Udajemy się w krainę łagodności, rozmarzenia i relaksu.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Końcówka mocy w zbliżeniu.
 
 
 

Nie znaczy to, że góry brakuje albo że jest stłumiona. Pozostaje wyraźna i na swój sposób dźwięczna. Słychać szarpnięcia strun gitary akustycznej i stukanie klapek klarnetu, tyle że te sygnały mają mniejszy ciężar gatunkowy. Niosą w sobie elegancką miękkość, choć nie lekkość. Ich dociążenie ma dodać dźwiękowi masy i głębi. Efekt jest przyjemny. Umożliwia komfortowe słuchanie, bez kaleczenia uszu nawet w ciężkim metalu. Miłośnicy tego ostatniego powiedzą zapewne, że wzmacniacz jest zbyt grzeczny i będą mieli rację. Nie wynika to jednak z jego braku umiejętności zbudowania ściany dźwięku, bo z tym radzi sobie dzielnie. Chodzi raczej o to, że nie o tym repertuarze marzyli konstruktorzy jubileuszowej edycji. L-595ASE powstał nieprzypadkowo i został przemyślany do ostatniej śrubki. Miał grać „jak z epoki” i tak się właśnie dzieje. Na pewno jest nowocześniejszy i bardziej muskularny, co nie zmienia faktu, że został skierowany do określonych zadań i konkretnego nabywcy. Ten, jeśli tylko go posłucha, będzie zachwycony.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Kondensatory 8 x 10000 μF.
 
 
 

Luxman L-595ASE dobrze sobie radzi z symfoniką, którą również kształtuje na swój sposób. Nie ma ograniczeń lamp, już choćby z uwagi na umiejętność odwzorowania solidnego basu. Preferuje jednak składy kameralne, wokale, starsze nagrania – klasyków rocka, jazz akustyczny, bluesa, wreszcie klimaty soulowe. Tam się otwiera i wprowadza element magiczny. Dociąża i ociepla wokale, dodając im jedynego w swoim rodzaju nadrealizmu. Podobnie traktuje saksofony, gitary, skrzypce, wiolonczele i trąbki. Powiększa je, przybliża do słuchacza. Wprowadza słodycz i ciekawie ujętą potęgę. Pozbawioną agresji, ale nie siły. Po prostu nie trzyma wszystkiego żelazną ręką. Ostatnią obserwację dobrze ilustruje bas. Wybrzmienia są poluzowane, ale słychać w tym metodę. Postawiono bowiem na miękkość, połączoną ze sprężystością. Stopa perkusyjna wnosi klimat, jaki znamy z albumów klasyków rocka – energię nadającą całości rytm, ale nie twardymi i szybkimi ciosami, tylko sprężystym pulsowaniem. Wzmacniacz dostaje skrzydeł w długich, głębokich pomrukach. Zaczyna poruszać powietrzem, co, o dziwo, nadal pasuje do jego łagodnej natury.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Jedno wejście jest lepsze.
Zgadnijcie, które.

 
 
 

Łagodna góra i gorąca średnica definiują jego podejście do przejrzystości. Ta zależy głównie od gęstości faktury. Można się pokusić o porównanie do mocnych współczesnych tranzystorów. W dużych składach będą miały nad Luxmanem przewagę, która jednak zacznie topnieć wraz z ich odchudzaniem. Im bardziej kameralnie, tym bardziej sytuacja się odwraca na korzyść japończyka. A kiedy już dotrzemy do klubu, w którym występuje tylko wokalistka z triem, zbuduje się nastrój niepowtarzalny i czarujący, jak z bajki.



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Wszystko, co trzeba.
 
 
 

Konkluzja
Czy chcecie się przenieść w czasie? Zapraszamy. Tylko silnik się trochę nagrzeje i już ruszamy.

 



 

064 069 Hifi 12 2021 002

 

Są wejścia XLR, ale wzmacniacz
nie jest zbalansowany.

 
 
 

 

 

luxman l595ase

 

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 12/2021