HFM

artykulylista3

 

Thrax Ares

068 075 Hifi 10 2021 013
Geografia branży hi-fi wydaje się stabilna. Są kraje, które kojarzymy z określonymi firmami i są kraje, które kojarzymy z podzespołami. Jednak sama lista tych krajów byłaby względnie krótka. I jeśli ktoś poprosiłby mnie o sporządzenie jej z głowy, to nawet nie przeszłoby mi przez myśl umieścić na niej Bułgarię. A właśnie stamtąd pochodzi bohater dzisiejszego testu – zintegrowany wzmacniacz Thrax Ares.


Thrax to w mitologii greckiej bóg uznawany za patrona Tracji – regionu w dużej części odpowiadającego terenom dzisiejszej Bułgarii. Symbolika mitologiczna ma zresztą w Thraksie ugruntowaną tradycję. Ares to grecki bóg wojny, a nazwy pozostałych modeli w katalogu dość konsekwentnie pozostają w tym kręgu.
Oferta jest zwarta i przejrzysta. Thrax proponuje dwa wzmacniacze zintegrowane (tranzystorowy Ares oraz lampowy Lyra), które można przekształcić w wielofunkcyjne high-endowe kombajny, elektronikę dzieloną (przetwornik Maximinus, preamp liniowy Dionysos, preamp phono Orpheus oraz końcówki Teres i Heros), gramofon Yatrus, transformator step up Trajan oraz głośniki: monitory Lyra i subwoofer Basus. Zaszczytne miejsce w katalogu zajmuje wzmacniacz dzielony: lampowy preamp Libra i – również lampowe – monobloki Spartacus 300.
Thrax proponuje także podstawki do monitorów i subwoofera oraz moduły rozszerzeń do Aresa i Lyry. Zgodnie z aktualnymi tendencjami zrezygnowano z produkcji odtwarzacza CD.
Thrax należy do firm specjalizujących się w wyższych rejestrach hi-endu. Bez wnikania w szczegóły cennika powiem tylko, że nie licząc elementów peryferyjnych, testowany Ares wraz z Lyrami (kosztującymi tyle samo) to najtańsze modele. Dalej robi się najpierw koszmarnie, a następnie kosmicznie drogo.


Budowa
Nie gościłem u siebie dotąd urządzeń Thraksa i przyznaję, że spotkanie z firmą rozpoczęło się wyjątkowo pozytywnie. Oryginalne wzornictwo, które jednocześnie jest pozbawione krzykliwości, wysoka masa (27 kg przy umiarkowanych gabarytach), nowoczesna funkcjonalność, malutki, minimalistyczny pilot Apple Remote – to naprawdę może się podobać. Ścianka przednia i boczne są odchylone pod kątem kilku stopni, ale wpuszczony we front akryl z wyświetlaczem i przyciskami pozostał w pionie, co tworzy intrygujące wizualnie połączenie. Pewną wadą jest to, że przyciski nie mają opisów; rozróżniamy je tylko po dyskretnie naniesionych ikonach. To zresztą nie są przyciski, lecz sensory. Aby je aktywować, wystarczy lekkie muśnięcie. Nie ukrywam, że do obsługi Aresa trzeba się przyzwyczaić. W opanowaniu wszystkich ustawień pomoże uważna lektura instrukcji obsługi.
Producent podkreśla, że Ares to coś więcej niż wzmacniacz. To także wielofunkcyjne domowe centrum zarządzania muzyką. Owszem, jest w tym sporo prawdy, o ile mamy do czynienia z wersją w pełni wyposażoną. Do testu otrzymałem jednak egzemplarz bazowy, czyli – niezależnie od retoryki marketingowej – był to po prostu liniowy wzmacniacz zintegrowany. Tak czy inaczej, zapowiadanej wielofunkcyjności wypada poświęcić kilka słów.

068 075 Hifi 10 2021 002

 

Sensory z prawej strony
– albo nauczymy się ich na pamięć,
albo pozostaniemy przy pilocie.

 
 


 


Funkcje
W założeniu Ares ma być uniwersalnym urządzeniem w bardzo atrakcyjnym dla nabywcy wydaniu. Chodzi o modułowość opcji. Dostarczona do testu wersja podstawowa kosztuje około 47 tys. zł (podaję ceny przybliżone, gdyż dystrybutor publikuje cennik w euro), ale gdy zapragniemy rozszerzyć funkcjonalność, mamy do dyspozycji trzy moduły. Za DAC dopłacimy ponad 9 tys. zł, za dodanie do niego streamera – około 3,5 tys. zł, a za preamp korekcyjny MM/MC – ponad 4 tys. zł. Taki modułowy system, łączący integrę z przetwornikiem c/a nie stanowi obecnie wyjątku, ale biorąc pod uwagę rok debiutu Aresa (2017), warto chyba docenić tę  koncepcję. Kilka lat temu podobne wzmacniacze na pewno spotykało się o wiele rzadziej.
Potencjalną wielofunkcyjność najlepiej zilustruje widok tylnej ścianki. Do dyspozycji są terminale głośnikowe, gniazdo zasilania, trzy wejścia RCA i jedno XLR. Ale dodatkowe atrakcje zaczną się dopiero po doinstalowaniu DAC-a, który zapełni wszystkie zaślepienia widoczne powyżej wejść analogowych. Dodanie modułu phono zamieni pierwsze wejście RCA z liniowego w gramofonowe.

068 075 Hifi 10 2021 002

 

Pilot Apple’a – minimalizm
w czystej postaci.

 
 


 


Obudowa
Jakkolwiek w pełni wyposażony Ares rzeczywiście okazuje się wielofunkcyjny i uniwersalny, to już z drugą opisującą go tezą marketingową zgodzić się nieco trudniej. W materiałach informacyjnych można przeczytać m.in., że wzmacniacz „dostarcza płynność i fakturę klasy A bez związanego z nią ciepła”. W praktyce jednak górna pokrywa po godzinie pracy jest nagrzana bardzo mocno. Układowi elektronicznemu przyjrzymy się za chwilę. Zamykając temat ciepła, dodam tylko, że wiele wzmacniaczy klasy AB także mocno się nagrzewa. I nawet jeśli stanowi to wadę z punktu widzenia ekologicznego, to nie ma reguły, która wiązałaby temperaturę pracy urządzenia z jakością jego brzmienia.
Zdjęcie pokrywy rzuca nieco więcej światła na problematykę termiczną. Otóż okazuje się, że Ares został nie tylko pozbawiony klasycznych radiatorów, ale nie ma nawet otworów wentylacyjnych. Ciepło jest więc odprowadzane na aluminiową obudowę i stąd jej wysoka temperatura.
Sama obudowa jest niezwykła. Składa się z dwóch grubych skorup, misternie wyfrezowanych z dużych bloków aluminium oraz z oddzielnej i znacznie cieńszej ścianki tylnej. Taka konstrukcja jest ciężka i kosztowna, ale bez dwóch zdań zapewnia ochronę przed wibracjami.

068 075 Hifi 10 2021 002

 

Podstawowy zestaw
wejść liniowych. Powyżej zaślepione
otwory na gniazda opcjonalnego
DAC-a.

 
 


 


Wnętrze
Ares to podręcznikowy przykład układu dual mono. To, że oba kanały mają rozdzielony tor sygnałowy, to jeszcze nic wielkiego, ale całkowite odseparowanie zasilania (są dwa transformatory toroidalne) już takie częste nie jest.
Wzmacniacz pracuje w trybie, który producent nazywa „nową koncepcją” w technologii tranzystorowej. Układ wyjściowy to końcówki w klasie AB i trybie push-pull, sterowane buforami single-ended w klasie A.
Główna część sekcji przedwzmacniacza znajduje się na płytce przy wejściach. Jest to oparty na baterii przekaźników układ pasywny, który tłumi sygnał i dostarcza go wprost do końcówek mocy. Ścieżka sygnałowa została w ten sposób skrócona do minimum. 


Pośrodku znajdziemy zasilacz sekcji sterującej: wyświetlacza i układu logicznego. Ma on własny niewielki zaekranowany transformator. Jak widać, Thrax na pewno nie idzie na kompromis w dziedzinie zasilania.
Po bokach rozmieszczono płytki końcówek mocy, zintegrowane z układami zasilającymi. Na jeden kanał przypadają cztery kondensatory Nichicona o pojemności 6800 μF każdy. Tranzystory mocy dostarczyła firma ON Semiconductor. W każdym kanale są cztery: po parze MJW1302A i MJW3281A. Sterują nimi mniejsze Toshiby. Tranzystory przytwierdzono do aluminiowych sztabek, które z kolei przylegają do bocznych ścianek obudowy.
Z przodu znajduje się płytka odpowiedzialna za sterowanie urządzenia. Jej sercem jest kontroler PIC32 MZ2048ECG firmy Microchip Technology.
Konstruktor Thraksa preferuje układy bez globalnej pętli sprzężenia zwrotnego oraz bez kondensatorów sprzęgających. Oba założenia zrealizowano również w Aresie.
Ares został pomyślany jako samodzielny wzmacniacz. Nie ma opcji, by wykorzystać go jako preamp dla innej końcówki; nie ma też wejścia main-in. Kolorystyka wykończenia jest tylko jedna – srebrna.

068 075 Hifi 10 2021 002

 

Najbardziej czytelny wyświetlacz
na rynku.

 
 


 


Konfiguracja systemu
Ares zagrał w systemie redakcyjnym, w którym zastąpił dzielony wzmacniacz Conrada-Johnsona PV-12L/MF2250. Źródłem był odtwarzacz CD Naim 5X z zewnętrznym zasilaczem Flatcap 2X. Zestawy głośnikowe to Dynaudio Contour 1.3 mkII. Ares nie należy do ułomków. Przypuszczam, że trudno byłoby znaleźć głośniki, które byłyby w stanie wywołać u niego zadyszkę.

068 075 Hifi 10 2021 002

 

Do testu dotarł egzemplarz
w wersji podstawowej.

 
 


 


Wrażenia odsłuchowe
Ares to wzmacniacz, który trochę się wymyka klasycznym kategoriom oceny brzmienia. Nie przyciąga uwagi żadną wyróżniającą się zaletą ani też żadną wadą. Nie preferuje jakiegoś konkretnego podejścia do dźwięku; nie nawiązuje do określonej estetyki ani szkoły. Ale równocześnie od początku mamy pewność, że prezentuje bardzo wysoki poziom. Jak gdyby gdzieś w fakturze brzmienia zostało zaszyte tajne przesłanie od konstruktora do słuchaczy. Przesłanie, które mówi, że jeśli nie jesteśmy w stanie docenić klasy tego brzmienia, to jest to wyłącznie nasz problem.
Ares nie stara się przypodobać żadnej audiofilskiej subkulturze. Nie faworyzuje wybranego repertuaru, a także – co warto podkreślić – nie dyskwalifikuje słabszych nagrań. Piszę o tym, ponieważ uniwersalność oraz tolerancja dla różnej realizacji płyt to ważne i praktyczne cechy tego wzmacniacza, ściśle związane ze sposobem, w jaki interpretuje on sygnał dostarczony przez źródło. A jeśli miałbym ten sposób opisać tylko w trzech słowach, byłyby nimi: kultura, wyrafinowanie i stanowczość.
Początek odsłuchu może trochę dezorientować. High-endowy wzmacniacz powinien teoretycznie utwierdzać słuchacza w przekonaniu o swej high-endowości. Ares nie stawia jednak na robienie pierwszego wrażenia.

068 075 Hifi 10 2021 002

 

Preamp: bufor wejściowy
z tłumikiem na przekaźnikach.

 
 


 

Jakby go w ogóle nie interesowało robienie jakiegokolwiek wrażenia, jeżeli pogarszałoby ono neutralność. W jego koncepcji dźwięku owa neutralność jest ściśle związana z fizjologicznością. Zdaję sobie sprawę, że pojęcie fizjologiczności w kontekście audiofilskim jest tyleż wyświechtane, co nie do końca zdefiniowane. Dla mnie oznacza ono brak akcentów brzmieniowych, które mogłyby zakłócać odbiór muzyki i wprowadzać choćby cień słuchowego dyskomfortu. W wykonaniu Aresa neutralność to granie, które nie jest zaczepne. Oferuje pełne spektrum wrażeń, ale żadnego z nich nie podbija. Nie męczy, ale i nie intryguje – po prostu pozwala płynąć muzyce jej naturalnym nurtem i tempem.

068 075 Hifi 10 2021 002

 

Zasilacz i stopień wyjściowy
lewego kanału


 


 


Takie podejście może się z pozoru wydać wręcz nieatrakcyjne. I właśnie tutaj zaczynamy odkrywać wartość Aresa. Bo te początkowe pozory okazują się mylne. Wzmacniacz tworzy obraz muzyczny, który jakby od niechcenia przenika słuchacza. Który staje się dla niego oczywisty, przyswajalny i prosty – dopóki nie zacznie rozbierać brzmienia na czynniki pierwsze. I Ares robi wszystko, abyśmy się nie zastanawiali nad brzmieniem, lecz słuchali muzyki. Priorytetem ma być treść, a nie forma. Bohaterem ma być muzyka, a nie jej techniczna oprawa. Wzmacniacz ma być „niesłyszalny”, a nie imponować mistrzowskim wykończeniem wysokich tonów, detalicznością średnicy czy dowolną inną cechą brzmienia.
Znikanie to trudna sztuka. Chodzi w nim o to, aby składowe brzmienia cyzelować tak, żeby – z jednej strony – były jak najlepsze, a z drugiej – jak najmniej wyeksponowane. Aby były jak najlepszej jakości, kiedy je rzeczywiście zechcemy krytycznie ocenić, ale by były jak najmniej słyszalne, kiedy René Jacobs rozpoczyna uwerturę „Czarodziejskiego fletu”.

068 075 Hifi 10 2021 002

 

Zasilacz sekcji sterującej
i wyświetlacza.

 
 


 


Projektant postawił na brzmienie czyste i analogowe. Po neutralności i fizjologiczności te dwie cechy uważam za kluczowe dla zrozumienia Aresa. Czystość i analogową fakturę potraktowano właśnie jak elementy bazowe. Takie, które mają sobie podporządkować wszystkie pozostałe.
Szeroka i głęboka scena (z naciskiem na pierwszy z parametrów) we wszystkich wymiarach zachowuje ciągłość. Każdy instrument ma określoną lokalizację, ale nie natkniemy się tu na tak zwaną żyletę, podobnie zresztą jak na prawdziwej scenie. Na przykład gitara akustyczna nie jest przecież punktem; jej pudło rezonansowe ma określone rozmiary. Ale jeżeli ktoś twierdzi, że może wskazać obrys tego pudła w przestrzeni, to albo ponosi go wyobraźnia, albo konstruktor urządzenia zaszalał i stworzył coś, co jest dokładniejsze niż w rzeczywistości.
Góra pasma okazuje się ugładzona i nie wnosi zadziorności. Z drugiej strony – oddaje pełny obraz muzycznych ozdobników. Pozostaje szczegółowa, a jednocześnie – dyskretna. Znajdą się tacy, którzy będą oczekiwać czegoś więcej. Ci, którzy lubią mocniej zaakcentowane i odważniejsze soprany, przy Aresie zainwestują zapewne w odpowiednie okablowanie, a może nawet kolumny. Niewątpliwie ten wzmacniacz nie rozjaśni przyciemnionego toru i trzeba o tym pamiętać, konfigurując system.
Ares to bardzo muzykalny sprzęt. Jego średnicę charakteryzuje swingująca płynność. Nie doszukiwałbym się daleko posuniętej konturowości czy analityczności. Dźwięki są lekko zaokrąglone i naoliwione, co sprawia, że środek pasma tworzy harmonijnie falującą, wielobarwną, a równocześnie krystalicznie czystą fakturę. To idealne warunki, by delektować się wokalami, niezależnie od tego, czy będzie to pojedynczy głos, czy duży chór. Średnica to ten zakres pasma, przy którym najlepiej zdajemy sobie sprawę, jak bezpretensjonalny jest dźwięk Aresa. Niby taki zwykły i normalny, ale jednocześnie wciągający i bogaty.

068 075 Hifi 10 2021 002

 

Tranzystory mocy i sterujące.
Klasycznego radiatora brak.

 
 


 


Ares nie jest wulkanem energii. Dynamika została przykrojona zgodnie z tym, co możemy usłyszeć na żywo. I choć doceniam urządzenia akcentujące ten aspekt w skali makro, to jednak czasem odnoszę wrażenie, że w ich wykonaniu niektóre instrumenty brzmią „mocniej” niż na żywo. Mówię oczywiście o brzmieniu akustycznym, przy którym pojawia się ryzyko, że świetny wzmacniacz lub świetne kolumny przekroczą barierę dynamicznego prawdopodobieństwa. Konstruktor Aresa zdawał sobie z tego sprawę i zaproponował dynamikę bardziej zrównoważoną. Opiera się ona na wyraźnym rytmie, który tworzy stabilną ramę dla muzycznego obrazu, ale z premedytacją pozostaje na drugim planie.
Opis niskich tonów zostawiłem na koniec – jako bardzo smakowity deser. Tak, zgadliście – nie jest to bas zawłaszczający dla siebie uwagę słuchacza; raczej pozostaje na usługach średnicy. Nie dociąża brzmienia na siłę. Można wręcz odnieść wrażenie, że robi wszystko, abyśmy nie posądzili go o dążenie do dominacji. Być może właśnie dlatego na początku odsłuchu nie zwrócimy uwagi na jego jakość. Ale to, że z czasem ją docenimy, jest pewne. Klasa tych niskich tonów jest po prostu mistrzowska i na dłuższą metę ukryć się jej nie da. To moc, głębia i sprężystość. Kiedy nagranie je zawiera, efekt jest godny najwyższych pochwał. Nie pamiętam, kiedy ostatnio redakcyjne monitory Dynaudio zostały zmuszone do tak ciężkiej pracy w  najniższych rejestrach. Bas było chwilami bardziej czuć niż słychać, a jego potężna fala potrafiła również szybko odpływać. Kiedy już wiedziałem, że niedługo będę musiał oddać Aresa dystrybutorowi, zacząłem wybierać do odsłuchów głównie płyty, na których zapamiętałem obecność głębszego basu.

068 075 Hifi 10 2021 002

 

Thrax Ares

 
 


 


Ares to konstrukcja bliska ideału drutu ze wzmocnieniem. Nie wzbogaca przekazu atrakcyjnymi, choć nie zawsze pożądanymi elementami. Zachowuje stoicką równowagę tonalną i łączy kulturę ze świetnym basem. Oferuje fizjologiczną górę i czystą średnicę. Nie śrubuje rekordów dynamiki czy analityczności, ale gra tak, że trudno jej cokolwiek zarzucić.
Na koniec jeszcze refleksja. Wydaje mi się, że choć brzmienie Aresa jest przemyślane i dopracowane, to w jego charakter została wpisana pewna rezerwa. Nie ma wątpliwości, że brak efekciarstwa i kultura znamionują high-endowe wyrafinowanie, ale też nie stałoby się nic złego, gdyby w niektórych aspektach konstruktor poszedł o krok dalej. Pytanie tylko, czy wtedy zintegrowany piecyk nie zacząłby zagrażać droższym modelom z oferty Thraksa? To pytanie pozostawiamy na razie otwartym. Po kolejnych spotkaniach z urządzeniami tej firmy okaże się, czy miałem rację, a jeżeli nie – na pewno o tym napiszę.

068 075 Hifi 10 2021 002

 

Pełne dual mono – każdy kanał
zasilany własnym trafem.

 
 


 


Konkluzja
Ares to dystyngowany i muzykalny wzmacniacz. Początkowo nie robi dużego wrażenia, ale wraz z upływem czasu odsłania swoje zalety. Gra z elegancją, którą naprawdę warto poznać.    

 

thraxares o

 

Mariusz Malinowski
Źródło: HFM 10/2021