HFM

artykulylista3

 

Aesthetix Mimas

054 059 Hifi 09 2021 015Za firmą Aesthetix stoi człowiek, który idealnie wpisuje się w kanon legendy świata hi-fi – John White. Już w wieku 10 lat muzyka w duszy mu grała i ponoć regularnie bywał na koncertach. Trzy lata później zaprenumerował amerykański miesięcznik „Stereophile”, który wprowadził go w fascynujący świat sprzętu wysokiej jakości.

Zdjęcia: Bartosz Wężyk






Niewykluczone, że bez tego pozostałby biernym odbiorcą muzyki, a pasja poszukiwań idealnego dźwięku nigdy by się nie narodziła. Nie byłoby zawodowych sukcesów ani statusu wizjonera. Dlatego mamy dla Was dobrą radę: nie zwlekajcie i od razu zaprenumerujcie „Hi-Fi i Muzykę”, to też wyjdziecie na ludzi.


Trochę historii
Kariera Johna w branży hi-fi rozpoczęła się od pracy dla Thety Digital, specjalizującej się w źródłach cyfrowych. Zajął się w niej jednak wzmacniaczami, a dokładniej – wziął udział w projektowaniu preampu Casablanca i końcówki mocy Dreadnaught. Następnie zdradził cyfrowego patrona i oddał się pasji winylowej. W 1993 roku zaczął konstruować potężny lampowy przedwzmacniacz korekcyjny. Kiedy skończył, wielki kloc spodobał się przyjaciołom do tego stopnia, że namówili Johna, aby zmontował ich więcej. Ten miał dobre serce, a niewykluczone, że również kłopoty z asertywnością, więc uległ. I tak powstała marka Aesthetix.



054 059 Hifi 09 2021 001

 

Logo wycięte laserem.
 

 

Do preapmu gramofonowego wkrótce dołączył drugi – liniowy – i razem stworzyły serię Jupiter. Jakość wykonania, połączona z innowacyjnym projektem, zaowocowała nagrodami Golden Ear i Editor’s Choice magazynu „The Absolute Sound”, a rosnące poważanie w branży skłoniło Johna do kontynuowania wysiłków. Ich efektem była kolejna seria – Saturn, tym razem obejmująca szeroką gamę urządzeń. White zakochał się w lampie i wkrótce dopadł go kolejny sukces – został uznany za wybitnego specjalistę od szklanych baniek. Firma dostała potężnego kopniaka i w krótkim czasie podpisała umowy z importerami w 27 krajach. Na szczęście, woda sodowa nie uderzyła Johnowi do głowy, a miłości do muzyki nie stłumiła żądza pieniądza. Do dzisiaj wszystkie klocki Aesthetiksa są montowane ręcznie przez doświadczonych techników w zakładzie w Moorpark (Kalifornia).
Słabość do lamp pozostała i są one wykorzystywane w większości urządzeń z katalogu. Nie jest to jednak kontrakt na wyłączność. Aeshtetix reprezentuje podejście podobne do Audio Researcha. Nie wychodzi od założenia, że lampa jest jedynie słuszną drogą do doskonałości; równie dobrze może nią być tranzystor, a najważniejsze jest zastosowanie. Bardziej ortodoksyjnie amerykańska firma podchodzi do sprzężenia zwrotnego i solidnego zasilania. Pierwsze uważa za zbędne i go nie stosuje, drugie za koniecznie, więc takie musi być zawsze. Kolejną zasadą jest umieszczenie elektroniki w sztywnych, starannie wytłumionych obudowach.



054 059 Hifi 09 2021 001

 

Wzorzec pilota.
 

 

Budowa
W taką też wyposażono zintegrowany wzmacniacz Mimas – kolejny efekt próśb klientów. Wcześniej Aesthetix skonstruował dwa znakomite produkty: przedwzmacniacz Calypso i końcówkę mocy Atlas. Potencjalni nabywcy zasugerowali, by je połączyć w jednej obudowie i sprzedawać taniej. John znów się ugiął, choć nie do końca, bo Mimas nie jest kopią tamtych projektów, ale nową konstrukcją, bazującą na sprawdzonych rozwiązaniach.
Najdroższa i najbardziej pracochłonna jest przednia ścianka. Z bliska docenimy starannie szlifowane i anodowane aluminium. Dostępne są dwie wersje wykończenia: czarna i srebrna, ale dotyczy to tylko płyt czołowych, bo reszta obudowy pozostaje czarna, a tył – srebrny. Budowa skrzynki jest faktycznie ciekawa i widać tu dbałość o tłumienie drgań oraz uzyskanie jak największej sztywności. Elementem spajającym całość jest rama w formie litery „U” – jeden kawałek formowanej blachy aluminiowej, stanowiącej wsparcie frontu (do samej góry), tył i podstawę urządzenia. Centymetrowe „zapasy”, czyli wygięcia z fragmentem montażowym wychodzą do góry i na boki. W bocznych wypustkach nawiercono nagwintowane otwory dla śrub. Dalszy montaż jest też oryginalny, niespotykany u konkurencji. Boczne ścianki to również aluminiowe, szlifowane płyty o grubości frontu, a przykręca się je śrubami od środka. Gwint kończy się przed czołem, więc na zewnątrz nie ma ani łebków śrub, ani żadnych innych śladów złożenia całości. Tak samo front przykręca się od środka, a górna płyta wchodzi w zapadkę z przodu i jest dociskana z tyłu dwiema śrubkami, wkręcanymi w wewnętrzne wypustki z otworami.



054 059 Hifi 09 2021 001

 

Wzorzec pilota.
 

 

Dzięki temu na całej bryle nie znajdziemy ani jednego łączenia; wygląda jak monolit albo jakby została sklejona. To musi kosztować, a efekt? W odróżnieniu od korzyści dla samej elektroniki, dla oka jest niewielki. Mimas się spodoba, ale osobom, które potrafią docenić jakość materiałów i precyzję montażu. Natomiast zwykłemu zjadaczowi chleba już niekoniecznie, bo oko przyzwyczajone do ozdóbek nigdzie nie znajdzie oparcia. Co więcej, Mimas w ogóle nie wygląda jak wzmacniacz, a nawet jak sprzęt grający. Bardziej przypomina kondycjoner zasilania albo urządzenie medyczne.
Na froncie nie zamontowano żadnej gałki, tylko pięć trójkątnych przycisków. Pierwszy odpowiada za wygaszenie wyświetlacza; kolejne to: wybierak wejść, standby, operator menu i mute. Poza nimi są jeszcze: wyjście słuchawkowe (duży jack, moc 1/3 W/32 omy), grawerowane laserem logo i naniesione sitodrukiem oznaczenie modelu, a pod nim jedyny w swoim rodzaju display. Może niespecjalnie piękny, za to czytelny. Źródło i natężenie sygnału pokazuje na fioletowo i niebiesko. Ale to jeszcze nic, bo jest też… regulatorem głośności. Klikamy z prawej i robi się głośniej, klikamy z lewej – i jest ciszej. Umożliwia też poruszanie się po menu. Sam pomysł może i jest z kosmosu, ale używanie już całkiem ziemskie, bo wygodne, zwłaszcza w ciemności.
 Zawsze jednak lepiej sięgnąć po pilot. Aesthetix trochę w tej kwestii wytanił, bo „z difoltu” dołącza tani, plastikowy szmelc, a za aluminiowy sterownik (srebrny albo czarny), szczotkowany tak samo jak płyta przednia wzmacniacza, każe sobie dopłacić. Tyle że… nie w Polsce, bo nasz importer zachował się po pańsku i rodacy w ogóle nie zobaczą standardowej opcji. Z automatu dostają wypas, podobno w cenie podstawowej. Dobrze, bo to wzorzec ergonomii. Stawiamy go na przyklejonych nóżkach na stole i przyciskamy duże guziki, oznaczone dla krótkowidzów z dłońmi jak bochen chleba. W nich też leży wygodnie i palce wszędzie mają blisko. W zestawie przycisków są tylko te niezbędne, w logicznych miejscach i wszystko działa jak należy. Brawo!



054 059 Hifi 09 2021 001

 

Ciekawa konstrukcja.
 

 

 
O ile przód Mimasa potrafi się w pokoju zamaskować niczym fiński snajper, o tyle tył kapie od złota. W dostarczonym do testu, dopasionym pod korek egzemplarzu więcej gniazd już by się chyba nie zmieściło. W standardzie wzmacniacz jest wyposażony w pięć liniowych wejść RCA, zdublowanych w postaci XLR-ów, oraz wyjście z przedwzmacniacza w formie RCA i XLR. Co ciekawe, jeżeli to ostatnie będzie wykorzystywane do podłączenia subwoofera, można dokupić filtr dolnoprzepustowy, umożliwiający precyzyjne dostrojenie do 60, 80, 100 albo 120 herców, ze spadkiem 6 dB. Nie jest to niezbędne, bo i bez tego sub da się podłączyć, ale jeżeli ktoś chce dopieścić instalację, zyskuje taką możliwość.
 Ponadto Mimas został przystosowany do montażu dwóch kart rozszerzeń. Pierwsza to phono z dwoma wejściami dla gramofonu z wkładką MM albo MC (mają wspólne uziemienie). W pełni dyskretny obwód różnicowy o wysokim wzmocnieniu oparto m.in. na tranzystorach FET i kondensatorach foliowych Wimy. Po zainstalowaniu karta aktywuje oprogramowanie umożliwiające zdalną regulację wzmocnienia (do 72 dB). Drugi moduł to DAC z pięcioma wejściami  cyfrowymi. Są to: dwa toslinki, dwa koaksjalne i USB-B; to ostatnie współpracuje z asynchronicznym odbiornikiem firmy Wavelenght. Maksymalne parametry przyjmowanego sygnału wynoszą 24 bity/384 kHz dla PCM oraz DSD128. Karty wymagają dopłaty – po 6000 zł za sztukę.



054 059 Hifi 09 2021 001

 

Wnętrze w zbliżeniach.
 

 

 Pojedyncze zaciski głośnikowe akceptują banany, widełki i gołe przewody. Ostatnim elementem tej menażerii jest główny włącznik zasilania.
 Górną pokrywę demontuje się bajecznie łatwo, wykręcając dwie „tajne” śrubki. Po jej zdjęciu widać usztywniającą obudowę stalową płytę, biegnącą za frontem przez całą szerokość wnętrza. Przy okazji pełni ona funkcję ekranu magnetycznego. Schowano pod nią zasilacz, oparty na dwóch transformatorach. Oba są nawijane w fabryce Aesthetiksa. Większy (900 VA, z rdzeniem EI) ma pięć uzwojeń wtórnych. Oddzielne uzwojenie z odczepem centralnym o mocy 750 VA zasila układy wysokoprądowe. Obok zamontowano osiem elektrolitycznych kondensatorów o pojemności 10000 µF każdy. Mniejsze trafo zasila lampy prądem stałym o niskim napięciu. Z informacji producenta wynika, że w trybie czuwania lampy są wyłączone, lecz wszystkie obwody półprzewodnikowe pozostają aktywne. Po włączeniu urządzenia następuje stopniowe zwiększanie zasilania lamp, aż do pełnej mocy, co poprawia ich charakterystykę oraz wydłuża żywotność.
 



054 059 Hifi 09 2021 001

 

Wnętrze w zbliżeniach.
 

 

Mimas jest hybrydą. Sekcję przedwzmacniacza oparto na lampach 6DJ8 (6922), po jednej na kanał. Paruje się je z dokładnością do 0,1 dB i wygrzewa wstępnie przez 100 godzin przed montażem. Końcówki mocy bazują na tranzystorach wejściowych FET i dwóch parach bipolarnych na wyjściu. Przykręcono je do dwóch aluminiowych radiatorów po bokach. Wzmacniacz pracuje w klasie AB i sporą część energii musi oddawać w A, bo mocno się nagrzewa. Lepiej nie wtłaczać go do zamkniętych szafek i zostawić trochę luzu od góry.
 Regulację głośności zwykle powierza się potencjometrowi. Jakość tego elementu ma wpływ na brzmienie, więc nie warto oszczędzać. Aesthetix stosuje daleko bardziej rozbudowane rozwiązanie: 88 indywidualnie przełączanych rezystorów foliowych. Skala obejmuje 88 kroków, co 1 dB. To wyraźnie podnosi koszt całości, ale konstruktor twierdzi, że efekt jest tego wart.
 Pracą urządzenia steruje mikroprocesor, ale tak, aby nie wpływać negatywnie na ścieżkę sygnałową. Przy normalnym działaniu, kiedy użytkownik nie wykonuje regulacji ani przełączeń, pozostaje uśpiony. Nie otrzymuje żadnych sygnałów sterujących, dopóki nie zostanie naciśnięty przycisk na przednim panelu albo pilocie. Kiedy to się stanie, wybudza się, wykonuje komendę i ponownie przełącza w tryb uśpienia.
Z pozoru Mimas to prosty wzmacniacz stereo. Faktycznie jest to precyzyjny, skomplikowany „instrument muzyczno-elektroniczny”. Oryginalny od strony konstrukcji, wykorzystujący ciekawe rozwiązania techniczne, reprezentuje wyrafinowaną myśl i wykonawstwo. Jest w pewnym sensie niepowtarzalny.



054 059 Hifi 09 2021 001

 

Wnętrze w zbliżeniach.
 

 

Konfiguracja systemu
I taką też ma opinię: jedynego w swoim rodzaju. O sprzęcie Aesthetiksa słyszy się czasem, że albo go znienawidzisz, albo pokochasz. Od strony kompatybilności nie ma jednak niespodzianek. Mimas będzie poprawnie współpracował z większością high-endowych kolumn. W teście zasilał Audio Physiki Tempo VI. Sygnał dostarczał C.E.C. CD5. To neutralne i szczegółowe źródło, więc o zabarwieniach nie ma mowy. Podobnie okablowanie Hijiri (HCI/HCS/Nagomi) – nie zdradza skłonności do koloryzacji i nie dodaje swoich trzech groszy do ogólnego obrazu. Prąd oczyszczał filtr Power Tower Ansae.



054 059 Hifi 09 2021 001

 

Wnętrze w zbliżeniach.
 

 

Wrażenia odsłuchowe
Faktycznie – ten wzmacniacz gra inaczej. Nie posunąłbym się jednak do stwierdzenia „kochaj albo rzuć”, ponieważ nie widzę tutaj specjalnej oryginalności. Od razu jednak wiadomo, że konstruktor miał własną receptę na brzmienie. Nie odbiega ona od wzorców na żywo, ani tego, co słyszymy na rockowych koncertach, a mimo to słychać konsekwentnie budowaną estetykę.
Zanim jednak stwierdzimy, gdzie jest pies pogrzebany, wpadamy w pułapkę. Tym razem bowiem naprawdę odkrywamy płyty na nowo. Nie ma w tym stwierdzeniu krzty przesady i jeśli już można użyć wyświechtanego sloganu, to właśnie teraz. Wkładamy do odtwarzacza kolejne krążki i każdy z nich przynosi niespodziankę. Po spotkaniu z kilkoma gatunkami muzyki zaczynamy dostrzegać, na czym ta odmienność polega.
Wzmacniacz jest w pewnych aspektach wybitny, a wrażenie inności w stosunku do tego, co proponuje konkurencja, można porównać do tego, jak obraz 75-calowego OLED-u 8K różni się od starego, 42-calowego LCD Full HD. Różnica polega na tym, że w przypadku Aesthetiksa nie dzieje się to na wszystkich płaszczyznach brzmienia. To zaś zaburza mechanizm oceny.



054 059 Hifi 09 2021 001

 

Wnętrze w zbliżeniach.
 

 

Mimas tworzy własną definicję przejrzystości. Do tej pory wydawało mi się, że to parametr liniowy: jest lepsza albo gorsza. Ale żeby ucho mogło się dobierać do szczegółów w jakiś inny sposób – nie przyszło mi do głowy. W pierwszej chwili dostrzegamy, że dźwięk jest plastyczny, spójny i namalowany ze szczególną dbałością o barwy. Ich różnicowanie stanowi priorytet i nawet jeśli muzyka w całości nie brzmi specjalnie interesująco, to wyjmując z miksu każdy instrument albo wokal, zaczynamy wręcz go podziwiać. Jak on pięknie śpiewa, jak ta gitara wprowadza powietrze w wibrację. Dopiero po chwili dostrzegamy, że słyszymy każdą ścieżkę osobno i to nas skłania do mimowolnej analizy. Mimas wydaje się wręcz stworzony dla edukacji muzycznej i jeżeli akademie i uniwersytety byłoby stać na taki sprzęt, wszystkim wyszłoby to na dobre. Studenci nie mieliby problemu z wyłowieniem cegiełek z form muzycznych, a jednocześnie obcowaliby z czystym pięknem.
Perkusyjna stopa strzela pojedynczymi dźwiękami. Zaskakuje precyzją, ale zdumiewa coś jeszcze innego. Otóż każdy bęben ma własną barwę. Dostrzec różnice między tymi większymi będzie może trudniej, ale wśród małych każdy jest osobnym instrumentem. A już w talerzach dzieje się magia! Powiedzieć, że każdy ma swój charakter, to mało. Każde uderzenie pałeczki w metal wywołuje inne wibracje; niekiedy tak dźwięczne i realistyczne, że sięgamy po pilot, żeby cofnąć nagranie i usłyszeć ten jeden dźwięk ponownie. Można tak w kółko, podobnie jak zachwycać się nasyceniem wokalu, połączonym ze staranną artykulacją głosek. Tak, tutaj kiepski lider polegnie, ale genialny przykuje do fotela. A wszystko, jak wspomniałem, osobno, choć bardziej razem chyba nie można.



054 059 Hifi 09 2021 001

 

Wnętrze w zbliżeniach.
 

 

Przyznam, że zaskoczył mnie pewien parametr w tabeli danych technicznych. Zniekształcenia 1 %? To przecież poziom starego radia. Tymczasem uszy mówią co innego: nie ma zniekształceń. Zostały wyeliminowane, podobnie jak usunięto brudy i śmieci, a potem umyto i wypolerowano przestrzeń otaczającą instrumenty. Dopiero tę sterylną atmosferę wypełniono pogłosem, co właśnie tworzy plastyczność i spójność. Efekt jest niesłychany i choć nie doceniamy go na samym początku, to będzie nam towarzyszyć już zawsze.
Ta czystość tworzy zaskakujący spokój. Aesthetix nie ma problemów z dynamiką ani z głośnym graniem. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że tę muzykę przenika pewien majestat. Nie można go nazwać dystansem, bo trudno być bliżej muzyki, ale szaleństwo zastępują kontrolowane emocje. Heavy metal staje się jakby lżejszy, choć każda z gitar ma ciężar ołowiu. Napotykamy tu, nie jedyny zresztą, paradoks. Ale skoro jesteśmy na etapie, na którym zauważyliśmy, z czego wynika przejrzystość, rozwiązanie zagadki staje się proste: z muzyki zostaje usunięty hałas razem z chaosem. Wiem, że są one częścią gatunku i niektórzy jego brak odbiorą jako odarcie z czadu. Ale czy na pewno? Pozostawię to pytanie otwartym; może zechce się nad nim kiedyś pochylić muzyk Dream Theater albo Metalliki. Choć im też zaufałbym dopiero wtedy, gdy przesłuchają cały album. Może się bowiem okazać, że pod wpływem Aesthetiksa zmienią zdanie.
Drugie pytanie świdruje mnie bardziej: skąd to się bierze? Czy to zasługa regulacji głośności? Niewykluczone – kiedyś podobne obserwacje miałem z drabinką rezystorową w przedwzmacniaczu.



054 059 Hifi 09 2021 001

 

Wnętrze w zbliżeniach.
 

 

Dźwięczność góry i jej zróżnicowanie przywodzą na myśl przetwornik AMT w kolumnach Legacy i przypuszczam, że takie zestawienie wstrząsnęłoby niejednym miłośnikiem słuchawek elektrostatycznych. Kolejne określenia, jakie pasują to: jędrność, nasycenie i perfekcyjna czystość. Średnica jest masywna i jednocześnie lekka. Miękka i konturowa. Oba zakresy niosą odrobinę lampowej okrągłości, ale, znów paradoksalnie, połączonej z wycinaniem skalpelem każdego dźwięku.
Bas to już w ogóle osobny rozdział; tutaj John zaszalał. Wykreował go tak, jak lubi albo ma ogromne doświadczenie w kontaktach z odbiorcami. Jest to bowiem kwintesencja oczekiwań audiofila. Z jednej strony, wyższy podzakres sprawia, że kontrabasy w jazzowym trio brzmią jak trzeba. Podobnie się dzieje w muzyce fortepianowej, symfonicznej czy kameralistyce. W dobrze nagranym popie pojawia się znakomita kontrola, a najszybciej polubicie sprężystość, połączoną z miękkością. Czyli jest to bas, jaki pamiętamy z lat 90. XX wieku, choć z niedostępną wówczas konturowością. Nie byłoby to nadal nic nadzwyczajnego, gdyby nie uwypuklenie najniższego zakresu. Ewidentne, ale nieinwazyjne, kompletnie nie wpływa na barwę wyższych zakresów, a nawet nie zaburza równowagi pasma. Bo aż tak niski zakres niczego nie zabarwia, a potrafi przesunąć środek ciężkości. Dziwnym trafem – nie robi tego, za to jeśli pojawią się odpowiednie sygnały, poczujecie zdumiewającą głębię. Równocześnie piekielny dół ma w sobie jakąś specyficzną delikatność i wyważenie. Trudno to opisać, bo słowa budzą skojarzenia odwrotne do zamierzonych. Po prostu musicie posłuchać.



054 059 Hifi 09 2021 001

 

Lampka w preampie.
 

 

W klasyce przejrzystość i czystość zmieniają dotychczasowy obraz nagrań. Symfonika się otwiera i znikają przyciemnienia, zawoalowania oraz stłumienia. Dzieje się to samo, co w ciężkim rocku, a efekt jest jeszcze bardziej czytelny. Nie ukrywam, że przeze mnie oczekiwany i choćby dlatego mógłbym skonfigurować drugi system na Aesthetiksie, a potem analizować do woli meandry instrumentacji, form muzycznych itp., jednocześnie ciesząc się klarownością smyczków, całkowicie wolnych od nosowego zabarwienia. Jasnych, a przy tym mięsistych i gęstych.
Kiedy zdecydujecie się na odsłuch Mimasa, weźcie ze sobą płytę Cata Stevensa. Piosenka „Moonshadow” pokaże jakość wysokich tonów – gitarę akustyczną, chórki doskonale operujące sybilantami, no i mnóstwo perkusjonaliów. Uderza ich realizm, dźwięczność i zróżnicowanie barw, a ogólnie – wręcz nieprawdopodobna klarowność realizacji, która przecież do audiofilskich nie należy.



054 059 Hifi 09 2021 001

 

Piękno tkwi w jakości.


 

 

Na koniec ciekawostka. Mimas nie buduje ogromnej sceny. Na tle konkurencji w podobnej cenie efekty stereofoniczne można uznać za przeciętne. Nie tłumaczy go nawet ekspozycja pierwszego planu, bo jeśli jest, to dyskretna i nie przybliża muzyków do słuchacza. Jestem fanem przestrzeni i zawsze ten parametr był jednym z decydujących o mojej opinii. A tutaj mi to w ogóle nie przeszkadza. Przeciwnie, w nagraniach dzieje się tyle, że łatwiej ogarnąć bogactwo bodźców, barw i planów, choć są blisko siebie.



054 059 Hifi 09 2021 001

 

q Gęsto i bogato.


 

 

Konkluzja
Tego dźwięku nie da się zapomnieć. Raz usłyszany, na długo zepsuje humor, jeżeli wybierzemy inny wzmacniacz. Mimas wierci dziurę w duszy i pozostawia rozbudzone oczekiwania, których konkurencja raczej nie spełni, a już na pewno nie w tej cenie. Tym razem jestem skłonny uwierzyć, że „klienci prosili”, chociaż jak było naprawdę, wie tylko John – dziecko szczęścia.

 

 

aestheticxmimas

 

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 09/2021