HFM

artykulylista3

 

NAD Masters M10

032 037 Hifi 12 2020 007
W czerwcowym wydaniu „Hi-Fi i Muzyki” („HFiM” 6/2020) opublikowaliśmy test wzmacniacza ze streamerem Bluesound Powernode 2i. Przypomnę, że marka powstała z inicjatywy kanadyjskiego koncernu Lenbrook Group, będącego także właścicielem NAD-a. Miała być odpowiedzią na szybki wzrost popularności streamingu i zdematerializowanej muzyki.

Przy tworzeniu Bluesoundu wykorzystano doświadczenia konstruktorów NAD-a i producenta kolumn PSB, a koktajl ich pomysłów wzmocniono entuzjazmem programistów firmy matki. Na potrzeby nowej marki napisali oni całą platformę BluOS, przeznaczoną do obsługi urządzeń i bezprzewodowego przesyłania muzyki w wysokiej rozdzielczości, także w instalacjach wielostrefowych (multiroom). Pomimo kilku chorób wieku dziecięcego BluOS okazał się strzałem w dziesiątkę, więc tylko kwestią czasu było jego zastosowanie w produktach New Acoustic Dimension. Pierwszym urządzeniem NAD-a, w którym wykorzystano innowacyjną technologię, był streamer C658. Stanowił on jednak tylko zapowiedź możliwości Lenbrooka. Kilka miesięcy później światło dzienne ujrzał stereofoniczny wzmacniacz ze streamerem M10. Powiedzieć, że NAD Masters M10 jest nowoczesnym urządzeniem grającym, to nic nie powiedzieć. W porównaniu z tradycyjnymi piecykami, wyposażonymi w przyciski i pokrętła, wygląda jak przybysz z innej planety. Gdyby wylądował na sklepowych półkach 20 lat temu, nikt nie umiałby go nawet włączyć. Również teraz wiele osób może mieć z tym problem, ale dojdziemy do tego w rozdziale poświęconym obsłudze.

Budowa

Za wzornictwo M10 odpowiada nowojorskie studio DF-ID, które wcześniej współpracowało z Lenbrookiem przy kolumnach i słuchawkach PSB, urządzeniach Bluesound, a także projektowało niektóre komponenty NAD-a z serii VISO. Z projektu M10 wywiązało się celująco. Obudowę wykonano z jednego aluminiowego profilu o przekroju prostokątnym. Wszystkie ścianki, poza spodem, mają 4 mm grubości, a całość jest sztywna i mało podatna na wibracje. Górę przykrywa tafla szkła Gorilla Glass, odpornego na zarysowania. Uprzedzając obawy, dodam, że szkło naklejono na aluminiową płytę, więc spokojnie można tu postawić ulubioną roślinkę, byle na filcowej podkładce, zapobiegającej ewentualnemu zmatowieniu idealnie gładkiej powierzchni. Mniejszy, prostokątny kawałek szkła, będący w istocie ekranem dotykowym, zamontowano na froncie. Na płycie czołowej, po bokach i na górze M10 nie ma żadnego przycisku ani pokrętła. Wszystkie powierzchnie są nieskazitelne. Oczywiście poza tylną ścianką, bogato wyposażoną w różnego typu gniazda. Pierwszorzędnej jakości terminale głośnikowe rozstawiono szeroko, co ułatwia instalację przewodów. Akceptowane są wszystkie typy końcówek oraz ich brak. Poniżej można dostrzec mały przełącznik, służący do mostkowania wzmacniacza. Powyżej – dwa wejścia liniowe i dwa cyfrowe (koaksjalne i optyczne), stereofoniczny pre out do podłączenia zewnętrznej końcówki mocy oraz dwa subwooferowe wyjścia mono. Te ostatnie na wypadek, gdyby w systemie znalazły się niewielkie monitory, wymagające wsparcia w dole pasma.

032 037 Hifi 12 2020 001

Wersja ekranu dla zwolenników
analogu.

 

 

W wyposażeniu mamy też wejście HDMI ARC, do którego można podłączyć telewizor obsługujący funkcję zwrotnego kanału audio (audio return channel). Wreszcie złącza LAN i USB, służące do łączności sieciowej oraz podłączenia zewnętrznych nośników pamięci. M10 oferuje także łączność bezprzewodową. Zamontowano w nim dwukierunkowy Bluetooth 5.0 z kodekiem aptX HD, co oznacza, że można przesyłać muzykę do urządzenia i korzystać ze słuchawek BT, choć nie jednocześnie. Nie zabrakło również karty Wi-Fi, a podwójną antenę schowano pod pokrywą, w okolicach podświetlanego logo NAD-a. Jedyny przycisk znajduje się na skraju obudowy i służy do przełączania wzmacniacza w tryb uśpienia. Nie ma jednak konieczności każdorazowego sięgania na zaplecze. Przewidziano bowiem możliwość ustawienia automatycznego usypiania w przypadku kilkuminutowego braku aktywności. O fazie spoczynku informuje zmiana koloru loga na górnej ściance z białego na pomarańczowy.

Wnętrze

Żeby się dostać do środka, trzeba M10 odwrócić na grzbiet i odkręcić długie śruby spinające dno z pokrywą. Na przeszkodzie stoją dwa paski gumy przyklejone po bokach, pełniące funkcję nóżek. Wnętrze jest szczelnie wypełnione elektroniką, a kompaktowe wymiary obudowy wymusiły architekturę piętrową. Na dużej dolnej płytce umieszczono rozbudowany zasilacz impulsowy oraz autorski układ wzmacniający HybridDigital, zbudowany w oparciu o moduł NCore NC252MP holenderskiej firmy Hypex. Nominalnie oferuje on 2x150 W/8 Ω i 2x250 W/4 Ω w klasie D. NAD informuje, że M10 dysponuje mocą 100 watów na kanał, zarówno przy ośmiu, jak i czterech omach. „Clipping Power”, czyli moc oddawaną już w przesterowaniu, określa jednak na, odpowiednio, 130 W i 230 W, a więc blisko granicznych wartości NCore’a. Dwa wysokie radiatory zostały zintegrowane z bocznymi ściankami obudowy, a temperaturę we wnętrzu kontroluje system czujników. W czasie normalnej pracy końcówki mocy nagrzewają się do 60-65 stopni i wartość tę można w każdej chwili sprawdzić w menu. W przypadku nagrzania któregoś z kanałów do temperatury powyżej 90 stopni urządzenie automatycznie się wyłącza i wraca do pracy dopiero po wystudzeniu poniżej 80 stopni. Otwory umożliwiające przepływ powietrza umieszczono na spodzie obudowy i na tylnej ściance. Na górnej płytce, nieco mniejszej od dna, znalazły się sekcja preampu oraz odpowiadająca za łączność sieciową. W centrum, nakryty własnym radiatorem, króluje główny procesor sterujący – wielordzeniowy, gigahercowy ARM Cortex A9. Przetwornik c/a, zbudowany w oparciu o kości ESS Sabre ES9028 i PCM5122, może pracować z sygnałami o granicznych parametrach 32 bity/384 kHz. Na potrzeby M10 ograniczono je do 32 bitów/192 kHz. Za regulację głośności odpowiada układ scalony Texas Instruments PCM1863, natomiast łączność bezprzewodową zapewnia jeden z najlepszych specjalistów w tej dziedzinie – Qualcomm.

032 037 Hifi 12 2020 001

Regulacja barwy dźwięku
odbywa się na drodze cyfrowej.

 

 

Uruchomienie

Kilka akapitów wyżej wspominałem o ewentualnych problemach z uruchomieniem NAD-a i teraz jest najlepszy moment na rozwinięcie tej myśli. W eleganckim pudełku ze wzmacniaczem znalazłem kilka kabelków, mikrofon do kalibracji oraz skróconą instrukcję obsługi, której treść sprowadza się do schematu podłączenia. Jest też mała ulotka, informująca o konieczności zainstalowania firmowej aplikacji BluOS na smartfony. I tyle – żadnego pilota ani szczegółowego manuala. Trochę słabo, gdyż konkurencja za sporo mniejsze pieniądze dorzuca kompletne instrukcje obsługi w kilkunastu językach. Pewne nadzieje rozbudził piękny złoty pendrive, ale na nim znalazłem te same informacje co w wersji drukowanej. Biorąc pod uwagę stopień skomplikowania M10, początkujący użytkownik zostaje od razu rzucony na głęboką wodę. Wobec powyższego, przy konfigurowaniu najlepiej się kierować doświadczeniem ze źródłami cyfrowymi, intuicją lub ewentualnie skorzystać z pomocy kogoś bardziej oblatanego w nowych technologiach. Pierwszą czynnością będzie instalacja firmowej aplikacji BluOS, dostępnej na iOS i Android. Otwiera ona dostęp do ustawień wzmacniacza. Wśród nich możliwa będzie personalizacja wejść, regulacja barwy dźwięku, zmiana wyglądu wyświetlacza itp. Po zamontowaniu opcjonalnych przystawek, M10 będzie można obsługiwać również poprzez asystentów głosowych, a nawet za pomocą tradycyjnego sterownika podczerwieni. NAD M10 jest też kompatybilny z platformą Roon, a co kilka tygodni pojawiają się kolejne aktualizacje, zwiększające funkcjonalność urządzenia.

Wyposażenie

NAD Masters M10 jest zwodniczo mały, jednak jego możliwości daleko wykraczają poza to, co oferują pełnowymiarowe systemy dzielone. Platforma BluOS daje dostęp do muzycznych zasobów internetu: serwisów streamingowych i rozgłośni radiowych. Przewidziano także możliwość odtwarzania plików muzycznych z komputera i zewnętrznych nośników pamięci. Standardowo NAD odtwarza formaty FLAC, WAV i AIFF. W przypadku DSD zgromadzonych na komputerze albo zewnętrznej pamięci trzeba skorzystać z desktopowej aplikacji BluOS Controller, która zamieni je na 24-bitowy FLAC.

032 037 Hifi 12 2020 001

Sekcja cyfrowa na górnej
– niebieskiej – płytce. Pod nią
– zasilacz i końcówki mocy.

 

 

 

Dirac Live

Przed rozpoczęciem odsłuchów można skorygować parametry M10 z uwzględnieniem akustyki pomieszczenia odsłuchowego. Służy do tego oprogramowanie Dirac Live. Po zainstalowaniu na smartfonie kolejnej aplikacji, w miejscu odsłuchowym należy umieścić dołączony w komplecie mikrofon i rozpocząć emisję sygnałów testowych. Dirac Live buduje swoistą mapę pokoju i na jej podstawie optymalizuje parametry systemu grającego. Po kilku minutach aplikacja wyświetli szczegółowe wyniki pomiarów przed korektą i po niej. Można je zapisać lub zignorować. Mało tego, da się zapamiętać pięć charakterystyk dla różnych miejsc w pomieszczeniu, np. w punkcie najlepszego odsłuchu (sweet spocie), na kanapie stojącej lekko z boku, na fotelu przy kominku itd. Swego czasu podobne systemy automatycznej kalibracji instalowano w amplitunerach kina domowego wyższej klasy, ale ten dołączony do NAD-a to inna liga. Warto wziąć to pod uwagę, gdy będziemy się zastanawiać, co aż tyle kosztuje w M10.

Wrażenia odsłuchowe, ale najpierw dygresja
Zanim przejdę do opisu wrażeń odsłuchowych, muszę się cofnąć do „Hi-Fi i Muzyki” z testem słuchawek Grado GW100 („HFiM” 11/2020). Co ma piernik do wiatraka? Pod koniec wspomnianego artykułu padły słowa: „W czasie testów żałowałem jedynie, że zbyt wcześnie oddałem dystrybutorowi wzmacniacz Bluesound Powernode 2i („HFiM” 6/2020). Połączenie potencjału słuchawek Grado z potencjałem kanadyjskiego urządzenia mogłoby w tym segmencie cenowym zbudować prawdziwy zestaw marzeń (…)”. Tak się złożyło, że bezprzewodowe słuchawki Grado zostały ze mną na dłużej, a NAD M10 ma wiele cech wspólnych z Powernode’em 2i. Nadarzyła się więc sposobność, by skonfrontować oczekiwania z rzeczywistością. Masters M10 współpracował z kilkoma modelami słuchawek Bluetooth. Robił to naprawdę dobrze, wyraźnie je przy tym różnicując, głównie w zakresie stereofonii i niskich tonów. Wspomniane Grado GW100 wypadły znakomicie. Dość powiedzieć, że zaprezentowały poziom niewiele ustępujący połączeniu kablowemu, co w kontekście stratnej łączności Bluetooth zakrawa na nie lada wyczyn. Mógłbym z tym zestawem zamieszkać na stałe.

032 037 Hifi 12 2020 001

Pomimo niewielkich rozmiarów
M10 oferuje sporo gniazd.

 

 

Wrażenia odsłuchowe
Lwią część testów przeprowadziłem z muzyką strumieniowaną z Tidala (MQA) oraz plikami hi-res odtwarzanymi z podłączonego do M10 zewnętrznego twardego dysku Western Digital, wyposażonego we własne zasilanie. Przy tej sieciowej funkcjonalności wejścia analogowe wydają się dodatkiem do streamingu. Nie wykluczają jednak możliwości podłączenia odtwarzacza srebrnych krążków i korzystania z fizycznej płytoteki. Na początku wrażeń odsłuchowych mam dobrą wiadomość. Aby docenić większość walorów M10, wystarczy umiarkowany poziom głośności. Taki, przy którym da się normalnie rozmawiać. Po podkręceniu potencjometru najwięcej zyskują drobne odgłosy tła oraz bas. M10 buduje w okolicach miejsca odsłuchowego zaskakująco efektowną przestrzeń. Swobodnie wykracza poza kolumny, a jej rozmiary zależą niemal wyłącznie od realizacji nagrania. Zdarza się, i to wcale nierzadko, że w materiale zarejestrowanym w dużych salach koncertowych czy kościołach rozsuwa ściany pokoju. Nie brakuje powietrza ani szczegółów. Utwory akustyczne brzmią lekko, z bogatą górą i szczegółową średnicą pasma. W jazzie bez problemu byłem w stanie wyizolować grę dowolnego muzyka na tle reszty ansamblu. Mogłem śledzić niuanse artykulacji, nie tracąc z oczu obrazu całości. Nic nie było maskowane ani spowijane mgiełką wynikającą z niekiedy podeszłego wieku nagrań. Szczegółowość NAD-a M10 przekracza oczekiwania wywołane gabarytami i ceną, a mimo to dźwięk nie wpada w rozjaśnienie i zachowuje równowagę tonalną. Uważni czytelnicy spostrzegli zapewne, że do tej pory nie poruszyłem tematu basu. To dlatego, że w M10 zasługuje on na osobny akapit. Niskie tony sprawiają wrażenie, jakby nie miały żadnych ograniczeń ani… własnego charakteru.

032 037 Hifi 12 2020 001

Pierwszorzędne terminale
głośnikowe.

 

 

Pod tym względem całą inicjatywę NAD oddaje realizatorom płyt oraz kolumnom. Podłączony do monitorów Xaviana, zaprezentował mocny, konturowy dół, wolny od podkolorowań na przełomie ze średnicą. Był przy tym szybki i w mgnieniu oka reagował na impulsy. Bez najmniejszego ociągania schodził do granicy zasięgu, wyznaczonej przez czeskie głośniki i równie szybko wracał w okolice średnicy. Jeśli jednak ktoś na pierwszym miejscu stawia subsoniczne pomruki, w miejsce audiofilskich monitorów może postawić pokaźne podłogówki z wooferem wielkości miednicy i dostanie to, czego się spodziewa. Zanim M10 trafił do testu, słuchałem go w kilku konfiguracjach. Żadne kolumny nie sprawiały mu problemu i nawet duże, dwukrotnie droższe podłogówki PSB T3 na AVS 2019 porozstawiał po kątach. Idąc za ciosem, wspomnę o dynamice. Bez względu na repertuar NAD dosłownie kipi energią. Słychać autentyczne zaangażowanie, a nie tylko odwalanie pańszczyzny. Nie ma dla niego muzyki zbyt trudnej ani zbyt nudnej. Równie swobodnie porusza się wśród wyfraczonych symfoników, jak i zarośniętych rockmanów szarpiących struny elektrycznych gitar. NAD udziela lekcji pokory przemądrzalcom twierdzącym, że prawdziwe hi-fi to tylko systemy dzielone. Nie wiem, czy konstruktorzy pracują już nad nowym flagowcem, np. Masters M30, ale jeśli tak, to wielu producentów high-endowych wzmacniaczy będzie miało o czym myśleć w czasie bezsennych nocy.

032 037 Hifi 12 2020 001

Domyślnie ustawiony ekran
pokazuje dotykowy panel sterowania,
okładkę odtwarzanej płyty
i potencjometr głośności.

 

 



Konkluzja
Jeżeli z równą ochotą słuchacie Bacha i Behemotha, to NAD M10 niemal na pewno Wam się spodoba. Ja w każdym razie poważnie się zastanawiam, czy nie zostawić go w systemie na dłużej.

2020 12 19 12 25 34 032 037 Hifi 12 2020.pdf Adobe Reader

Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 12/2020