HFM

artykulylista3

 

Simaudio Moon 860A v2/740P

070 075 Hifi 7 8 2020 012
Mówi się, że recenzenci hi-fi to osobnicy wyjątkowo zblazowani. Przerzucili w życiu takie tony sprzętu, że nic już nie jest w stanie wzbudzić ich większych emocji. Moje zblazowanie jest chyba mniejsze, bo na dźwięk słowa „Moon” reaguję zwykle jak wygłodniały kot na odgłos otwieranej lodówki.

Nie wyobrażam sobie, żeby muzyka odtwarzana za pośrednictwem sprzętu Moona mogła pozostawić kogokolwiek obojętnym. No chyba, że mówimy o ludziach całkowicie niewrażliwych na dźwięki, którym jest wszystko jedno, czego i na czym słuchają.


 W moim przypadku każde zetknięcie ze wzmacniaczami czy źródłami kanadyjskiej wytwórni pozostawiało niezatarty ślad, głównie ze względu na ich muzykalność i naturalność brzmienia. Co więcej, w przeszłości Moon imponował mi nie tylko drogimi konstrukcjami dzielonymi, ale też sprzętem z samego dołu oferty, który wyróżniał się na tle konkurencji.
Takie entuzjastyczne nastawienie niesie ze sobą pewne ryzyko, ponieważ wobec każdego kolejnego urządzenia z Kanady mam z góry ustalone, wyśrubowane oczekiwania. A jak wiemy z filmu „Pół żartem, pół serio” – nobody’s perfect. W dzisiejszym przypadku owo ryzyko jest jednak minimalne, ponieważ sięgamy na najwyższą – no, prawie najwyższą – półkę.
Końcówka 860A v2 to gruntowanie przeprojektowana wersja urządzenia, które faktycznie wieńczy ofertę Moona w segmencie dwukanałowych wzmacniaczy mocy. Nad nią jest już tylko Triple Eight, czyli monoblok, który przy obciążeniu ośmiu omów oddaje 888 watów. Któryś z inżynierów polubił numerologię? Wprawdzie to końcówki McIntosha jako pierwsze przebiły pułap kilowata, a Moon ledwie się zbliża do tej wartości, ale przyznacie, że nawet trzy ósemki nadal robią wrażenie.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Jest moc!
 

 




Dla odmiany, towarzyszący końcówce przedwzmacniacz to jedyny „normalny” preamp w ofercie. To znaczy taki, który odpowiada tylko za wzmocnienie napięciowe i regulację głośności czy balansu. Niżej mamy przedwzmacniacz z odtwarzaczem plików, a wyżej – prawdziwe opus magnum firmy z Quebeku, czyli urządzenie dzielone za jedyne 33000 dolarów.
Od siebie dodam, że jeśli ktoś przypadkiem znajdzie taką sumę pod materacem, to niech się długo nie zastanawia. Poprzedni dzielony wzmacniacz Moona wywołał u mnie stany prawdziwie ekstatyczne, a mam podejrzenie graniczące z pewnością, że nowy model co najmniej mu dorównuje. My wracamy jednak na ziemię i zamiast 888 oraz nieprzyzwoicie drogiego preampu dzielonego, bierzemy na warsztat również nietani, a niezwykle zacny zestaw z (prawie) najwyższej półki.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Ta para do siebie pasuje
– i brzmieniowo, i wizualnie.
Komponenty Moona można ustawiać
jeden na drugim
 

 




Budowa
Końcówka mocy 860A v2
Z lekcji fizyki zapamiętałem następujące porównanie: działające wewnątrz czarnej dziury siły są tak wielkie, że sprasują lokomotywę do wielkości pudełka od zapałek, jednak zachowa ona swoją masę. Nie wiem, czy końcówka Moona otarła się o czarną dziurę, ale z pewnością odniesiemy takie wrażenie, kiedy – zachęceni niewielkimi gabarytami urządzenia – postanowimy je dźwignąć. Na postanowieniu się skończy, ponieważ w kompaktowej obudowie zamknięto dwa gigantyczne transformatory i baterię kondensatorów, wielkością ustępujących jedynie tym, które widuje się we wzmacniaczach Accuphase’a. Tyle tylko, że Japończycy instalują takie kondensatory dwa lub cztery, a tutaj jest ich… osiem. Urządzone w ten sposób wnętrze sprawia, że choć 860A v2 jest mniejszy od niektórych high-endowych wzmacniaczy zintegrowanych, to waży 40 kilo.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Sporo tego, jak na końcówkę mocy.
Przejrzyście opisane podłączenie
860A v2 w trybie monobloku.
 

 




Spora w tym zasługa iście pancernych płyt aluminiowych, z których skręcono obudowę. Jej projekt plastyczny jest niejako znakiem rozpoznawczym marki. Kanadyjczykom udało się przełamać nudę prostopadłościanu, w jakim zazwyczaj zamyka się wzmacniacze i ożywić go wysmakowanymi detalami, które odgrywają jednocześnie rolę konstrukcyjną.
Boki to olbrzymie, wklęsłe radiatory, które mają raczej usztywniać bryłę niż odprowadzać ciepło. To uchodzi głównie przez otwory na górze, ale i tak nie trzeba się obawiać, że Moon nas poparzy. Nawet w czasie głośnego grania urządzenie pozostaje zaledwie ciepłe.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Gniazda dobrej jakości,
ale wąsko rozstawione i ciasne.
Nie każde widełki się zmieszczą.
 

 




Front, tak samo jak w przedwzmacniaczu, urozmaicają lekko wypukłe aluminiowe nakładki po bokach. Oprócz nich, monotonię doskonałej czerni przełamują jedynie malutki przycisk trybu standby oraz niebieska dioda, sygnalizująca gotowość do pracy. Na górze znalazła się jeszcze niewielka plakietka z logiem firmy – drugą, tym razem gigantyczną, znajdziemy na pokrywie każdego urządzenia Simaudio.
Wzmacniacz opiera się na czterech regulowanych nóżkach, przytwierdzonych do aluminiowych profili w kształcie trójkątnych graniastosłupów o wypukłych bokach. Po dokupieniu specjalnych podstawek można ustawiać jeden komponent na drugim.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Moon jest zbalansowany
od wejścia do wyjścia.
Szkoda byłoby nie wykorzystać.
 

 




Na tylnej ściance znajdziemy pojedyncze, złocone terminale głośnikowe WBT (mogłyby być rozstawione nieco szerzej), dwa komplety wejść liniowych – XLR i RCA – oraz przełączniki, służące do aktywacji wejścia zbalansowanego albo niezbalansowanego. Kolejna para hebelkowych przełączników pozwala wybrać rodzaj połączenia z przedwzmacniaczem – AC (z kondensatorem w torze sygnału) albo DC (ze sprzężeniem stałoprądowym). Producent zaleca pracę w trybie DC, co oznacza, że układ wyjściowy pracuje bez tłumienia niskich tonów. Tryb AC został przeznaczony w zasadzie do współpracy z urządzeniami o nieco „egzotycznych” parametrach oraz z przedwzmacniaczami lampowymi. Pojedynczy przełącznik pośrodku tylnej ścinaki umożliwia zmostkowanie urządzenia i przestawienie go w tryb monobloku. To oczywiście opcja dla tych, którzy postanowią upgrade’ować zestaw przez dokupienie drugiej, identycznej końcówki.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Dwa wielkie transformatory
to dwie trzecie masy 860A v2.
 

 




Wnętrze zaprojektowano w topologii pełnego dual mono. Wypełniają je niemal całkowicie wspomniane już wielkie transformatory toroidalne i zestaw ośmiu kondensatorów o sumarycznej pojemności 240 tysięcy mikrofaradów. Na przykręconych bezpośrednio do radiatorów płytkach z układami wzmacniającymi znalazły się tranzystory bipolarne, pracujące w konfiguracji przeciwsobnej (push-pull). Układ wyposażono w rozbudowany system zabezpieczeń, które chronią wzmacniacz przed przegrzaniem lub zwarciem. W razie wystąpienia jakichkolwiek problemów urządzenie natychmiast się wyłączy.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Duża rezerwa energii…
 

 




Przedwzmacniacz 740P
Obudowa przedwzmacniacza to praktycznie przecięta poziomo, w połowie wysokości końcówka mocy. Oba urządzenia pasują do siebie idealnie, ponieważ – jak już wspomnieliśmy – Moon dopuszcza układanie ich w wieżę. Wystarczy dokupić odpowiednie stopki stabilizujące. Środkową część przedniej ścianki wypełnia olbrzymi, jaskrawoczerwony wyświetlacz, zbudowany w oparciu o moduły LED. To już jeden ze znaków rozpoznawczych marki i jeden z nielicznych wyświetlaczy, które naprawdę spełniają swoją funkcję – wszelkie informacje są widoczne nawet z kilkunastu metrów.
Display można przyciemnić albo wygasić. Przedwzmacniacz wyposażono w niezwykle wygodny dla użytkownika układ regulacji głośności, zrealizowany na drabince rezystorowej. Działa on aż w 530 krokach, co wynika z faktu, że operuje dziesiętnymi decybeli. To, z jaką precyzją będziemy się poruszać po skali logarytmicznej (w pełnych decybelach czy też w wartościach ułamkowych), zależy od szybkości, z jaką zakręcimy pokrętłem, bądź od tego, jak długo przytrzymamy przycisk na pilocie.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

...i mniejsza.
 

 




Po lewej stronie frontu znalazło się siedem przycisków, obsługujących najważniejsze funkcje, czyli przechodzenie w tryb uśpienia, wybór źródła, regulację balansu, jasność wyświetlacza oraz wyciszanie. Dwa przyciski po prawej dają dostęp do przepastnego menu, w którym możemy wyregulować i spersonalizować dosłownie wszystko. Oprócz zwyczajnych funkcji, takich jak przypisywanie nazw wejściom czy ustawianie maksymalnego poziomu głośności, mamy też funkcje nietypowe, jak na przykład zmiana czułości każdego z wejść, odłączanie wejść nieużywanych, przełączanie ich w tryb bypass, itd.
Tylną ściankę zaprojektowano przejrzyście i logicznie, dzięki czemu nawet przy pierwszym podłączeniu przedwzmacniacza nie trzeba sięgać do instrukcji obsługi. Po lewej stronie ulokowano trzy wejścia RCA oraz dwa XLR. Wyjście zbalansowane jest już tylko jedno, za to w przypadku RCA mamy do wyboru opcję o stałym i zmiennym poziomie. Po prawej stronie widać złącze RS-232, 12-woltowe wyzwalacze do podłączania kompatybilnych urządzeń oraz parę gniazd przypominających XLR, jednak z czterema otworami na piny. Są to wejścia przeznaczone do podłączenia zewnętrznego firmowego zasilacza 820S, który dokupuje się osobno.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Tranzystory przytwierdzone
bezpośrednio do paneli bocznych.
 

 




Wnętrze, jak zwykle w urządzeniach Moona, to przykład pedantycznego porządku i schludnej inżynierii. Nic się tutaj nie plącze; nic nie jest na siłę upchnięte, a całą architekturę cechuje przejrzystość. Układ rozmieszczono na  trzech płytkach, połączonych krótkimi odcinkami taśmy komputerowej – to jedyne okablowanie, jakie dostrzeżemy. Na płytce po lewej stronie znalazł się zasilacz, złożony z dwóch niewielkich transformatorów z logo Moona oraz filtrujących napięcie kondensatorów, osobnych dla każdego kanału.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Sztywno skręcone elementy
obudowy izolują od wibracji.
 

 




Gdy spojrzymy na płytę główną, szybko się zorientujemy, że układ jest zbalansowany – wyraźnie widać cztery ścieżki, z których każda przewodzi połówkę sygnału jednego kanału. Ostatnią, najmniejszą płytkę ustawiono na sztorc za panelem frontowym. Zmontowano na niej moduły logiczne, odpowiedzialne za pracę i sterowanie 740P.
Do obsługi Moona służy zgrabny, choć nieprzeciętnie ciężki pilot systemowy. Wyposażono go w czujnik ruchu, który podświetla przyciski, gdy tylko poruszymy sterownikiem.
Zarówno przedwzmacniacz, jak i końcówkę można zamówić w kolorze czarnym, srebrnym lub w najbardziej intrygującej wersji dwukolorowej.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Moon 860A.
 

 




Konfiguracja
O tym, z czym można połączyć testowany zestaw, nie ma potrzeby się rozpisywać. Wiadomo, że wzmacniacz, który potrafi dostarczyć 225 W przy ośmiu omach i dwa razy tyle przy czterech, poradzi sobie z każdymi kolumnami, nie wyłączając elektrostatów. Warto natomiast zwrócić uwagę na dwa inne aspekty: wygrzewanie i okablowanie.
W przypadku końcówki mocy producent deklaruje, że optymalne brzmienie uzyskamy dopiero po 300 godzinach pracy urządzenia. To, które dostałem do testu, zdążyło już chyba popracować, bo zdecydowanie nie brzmiało jak świeżo wyjęte z pudełka. Zauważyłem jednak, że nawet po aktywowaniu preampu i końcówki z trybu uśpienia, za każdym razem komponenty potrzebowały około 15-20 minut, żeby dojść do siebie i zagrać na sto procent swoich możliwości. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza w krytycznych odsłuchach.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Prosto, przejrzyście i logicznie.
Obejdzie się bez instrukcji obsługi.
Moon przewiduje upgrade
w postaci zewnętrznego zasilacza.
 

 




Druga rzecz to wrażliwość końcówki na kable głośnikowe. Tak się złożyło, że miałem do dyspozycji całą serię Leif Nordosta, która została mi po wcześniejszym teście. Używany przeze mnie na co dzień Gryphon Callisto 2200 rzetelnie pokazywał różnice między nimi, ale nie były one kolosalne – do tego stopnia, że muzyka brzmiała dobrze nawet z podstawowym White Lightningiem. Później okazało się, że zestaw Moona ma znacznie wyższe wymagania. Różnice w okablowaniu stały się o wiele wyraźniejsze niż w przypadku Callisto 2200 i dla najtańszych kabli nie było już litości; pojawiały się nieakceptowalne ograniczenia w budowaniu przestrzeni i barwie. Kanadyjski system zadowolił się dopiero nowymi Red Dawnami, jednak nie mam wątpliwości, że Valhalla wypadłaby w tym połączeniu jeszcze lepiej. Wniosek: na okablowaniu nie oszczędzimy.
W teście Moon 740P/860A v2 napędzał kolumny Dynaudio Contour 1.8, a źródłem dźwięku były naprzemiennie Hegel HD25 (DAC) i Primare CD 32 (transport) oraz Tidal w wersji Premium.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Zasilanie 740P.
 

 




Wrażenia odsłuchowe
Pamiętacie jeszcze obowiązkowe wycieczki szkolne do Muzeum Narodowego w Krakowie? Stał młody człowiek przed obrazem Matejki i nie wiedział, jak go objąć wzrokiem – takie było wszystko wielkie i przepastne, a w natłoku wydarzeń można się było pogubić. Podobne wrażenie można odnieść po włączeniu zestawu Moona: przestrzeń wydaje się ogromna, a sam obraz dźwiękowy rośnie co najmniej dwukrotnie.
Kanadyjski wzmacniacz ma także pewną przewagę nad obrazami krakowskiego mistrza. Po pierwsze, dba o uporządkowanie szczegółów, które pokazuje precyzyjnie, choć nigdy z przesadną pedanterią. Nie ma tu cięcia skalpelem. Detale są wyraźne, lecz bez nadmiernie wyostrzonych konturów. Są za to idealnie wtopione w muzyczną tkankę.
Po drugie, Moon o niebo lepiej niż Matejko operuje gradacją planów. W przypadku „Bitwy pod Grunwaldem” czy „Batorego pod Pskowem” człowiek dostaje kociokwiku od natłoku detali, które są wypychane na pierwszy plan, bez jakiejkolwiek próby ich różnicowania. Siłą rzeczy, kończy się to wrażeniem chaosu. Moon, owszem, także chętnie eksponuje pierwszy plan, i w przypadku większości nagrań wokalista czy solista zostają lekko wypchnięci przed linię bazy, w stronę słuchacza. Za nimi jednak rozciągają się hektary przestrzeni, które sprawiają, że muzyka nabiera oddechu i swobody. Tutaj nic nie jest pomniejszane czy „dostosowywane do warunków pomieszczenia”. Jeśli w symfoniach Haydna czy koncertach Telemanna rogi mają się odezwać daleko za pierwszym planem, to jest to ukazane w sposób hiperrealistyczny. Jeśli realizator wymyślił sobie, że dźwięk perkusjonaliów czy saksofonu ma do nas dobiegać kilka metrów z prawej czy lewej, to Moon pokaże to dosłownie, a bliskość ścian będzie miał w głębokim poważaniu. Na tym pułapie sprzętowym (i cenowym) nie ma chadzania na skróty i za to właśnie kochamy systemy dzielone.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Wnętrze preampu.
 

 




Przestrzeń kreowana przez kanadyjski tandem to klasa referencyjna, a jak wygląda balans tonalny? Mówiąc krótko: dziwnie. Zdążyłem się już przyzwyczaić do faktu, że urządzenia Simaudio kreują indywidualne brzmienie, które nierzadko rozmija się z tym, co uznajemy za dążenie do neutralności. Moon bowiem nie dąży, lecz forsuje własny pomysł na dźwięk i wcale się tego nie wstydzi. Na samym dole rządzi potężny, zapuszczający się w prawdziwe czeluście bas, którego rozmach, energię i ciężar naprawdę trudno z czymkolwiek porównać. Pamiętam, że podobnie monumentalny charakter miały niskie tony superintegry Audionet Watt, jednak w przypadku Moona jest ich jeszcze więcej i sięgają jeszcze głębiej. To zaprzeczenie basu twardego, szybkiego i bezdusznego, jaki serwuje wiele mocnych wzmacniaczy i końcówek mocy lub jaki można niekiedy usłyszeć za pośrednictwem metalowych membran. Bas Moona jest jak dobrze usmażony placek ziemniaczany: z zewnątrz twardy i chrupiący, w środku cudownie miękki i płynący. W roli panierki występuje tutaj twardy kontur, dzięki któremu niskie tony pozostają zdyscyplinowane i punktualne, a ziemniaczanym miąższem jest bajecznie nasycona, lejąca się faktura instrumentów z dołu skali: kontrabasu, gitary basowej i bębnów perkusji.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Przedwzmacniacz Moon 740P.
Wyświetlacz czytelny nawet
z dużej odległości
 

 




Średnicę należy w tym przypadku uznać za młodszą siostrę basu – jest zawsze tłusta, obfita i kremowa. Czerpie bardzo dużo z samego dołu i choć brzmi efektownie, w niektórych gatunkach może nam to odrobinę przeszkadzać – zwłaszcza kiedy basowe pomruki zapuszczają się w rejony, w których nie powinny się już pojawiać. Głos Marka Knopflera na płycie „Privateering” był jeszcze potężniejszy i bardziej dociążony niż zwykle i on akurat wypadł bardzo atrakcyjnie. Natomiast brzmienie viol da gamba na płytach zespołu Jordiego Savalla zaczęło niebezpiecznie ciążyć w stronę XII-wiecznych wiolonczel i kontrabasów i ten efekt był już mniej pożądany. To, czy dociążona średnica przypadnie nam do gustu, będzie w dużej mierze zależało od preferowanego repertuaru. Podpowiem, że bardzo dobrze się sprawdza w większości gatunków poza XIX-wieczną symfoniką i kameralistyką, gdzie tłuste średnie tony potrafią nieco zamazać obraz i sprawić, że detale nie zostaną doświetlone tak, jak powinny. Natomiast wprost świetnie kanadyjski zestaw spisuje się w wokalistyce, jazzie, rocku czy bluesie. Głosy są nasycone alikwotami, plastyczne, bez choćby śladu odchudzenia czy wyostrzenia. Z kolei gitary elektryczne i akustyczne brzmią tak, jakbyśmy słuchali dobrze skonfigurowanego toru analogowego. Wrażenie jest tym bardziej dojmujące, że ową „analogową” średnicę zawsze podpiera sprężysty, mocny bas. Wprawdzie sam aspekt rytmiczny nie jest zaznaczony aż tak wyraźnie, jak na przykład w wysokich modelach Naima, a faza ataku pozostaje delikatnie złagodzona, jednak dopóki nie słuchamy naprawdę ciężkiego repertuaru, nie powinniśmy narzekać. Kilkaset watów robi swoje i gwarantuję, że uderzenie w wielki bęben perkusji nie tylko usłyszymy, ale też poczujemy w trzewiach.
Bardzo ciekawie przedstawia się góra pasma i to jest główny powód, dla którego napisałem o „dziwnym” balansie tonalnym kanadyjskiego zestawu. Recenzując swego czasu wzmacniacz Moon 600i v2 („HFiM” 2/2019), napisałem, że wysokie tony są nieco zbyt kulturalne i brakuje im nieco zadziorności i pazura. Zestaw dzielony przynosi istotną zmianę. Wysokie tony są tutaj dźwięczne, szczegółowe i odważne. Nie ma powodu, by się obawiać ich nadmiernego wyostrzenia, choć – powtórzę po raz kolejny – wiele będzie w tym przypadku zależało od okablowania. Z Red Dawnem góry było więcej niż z innymi przewodami Nordosta z serii Leif. Cechowało ją też znacznie większe zróżnicowanie. Miała po prostu więcej klasy. Wysokie tony Moona z pewnością nie są przejaskrawione. Z drugiej strony, trudno je również uznać za jedwabiste – temperatura barw jest tu mniej więcej pokojowa, co wyraźnie różni się od tańszych propozycji Simaudio. Największą zagadką pozostaje to, jak udało się je tak bezbłędnie połączyć z resztą pasma, która jest przecież z innej bajki – ciepła, nasycona i zaokrąglona. Okazuje się jednak, że w brzmieniu Moona w ogóle nie słychać „szwów” między zakresami. Mało tego, ten dźwięk wręcz zachęca, byśmy chłonęli muzykę jako całość, w sposób wrażeniowy, a nie analityczny. Nie odbywa się tutaj dzielenie włosa na czworo, a mimo to słyszymy więcej i wyraźniej niż za pośrednictwem innych, zdawałoby się, wcale nie gorszych urządzeń. Sprzęt z najwyższej półki często ma to do siebie, że łączy przeciwieństwa i zestaw zza oceanu jest tego przykładem.

070 075 Hifi 7 8 2020 001

Pilot.
 

 




Konkluzja
Z Moonem spędziłem wiele tygodni i szybko sobie uświadomiłem, że doszło do najgorszego, co mogło mi się w takiej sytuacji przytrafić – przyzwyczaiłem się do tego, jak gra. Podświadomie uznałem, że „koncertowa” perspektywa oraz mięsiste, analogowe brzmienie, uzupełnione przepastnym basem, to połączenie najnormalniejsze w świecie. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, jak złudne jest to przekonanie i jak bolesny będzie powrót do wzmacniacza z niższej półki. Dlatego, kiedy piszę te słowa, nadal przygrywa mi zestaw Moona. I oby trwało to jak najdłużej.

 

 

 

2020 07 27 10 05 55 070 075 Hifi 7 8 2020.pdf Adobe Reader

 

Bartosz Luboń
Źródło: HFM 07-08/2020