HFM

artykulylista3

 

Luxman L-505uXII - Luxman L-550AXII

060 069 Hifi 7 8 2020 022
Prezentacja Luxmana na Audio Show 2019 bardzo się udała. Zestaw z Elakiem wyróżniłem we wstępniaku („HFiM” 12/2019) jako jedną z kilku najlepszych konfiguracji, a wszystkich było przecież ponad 200.

Integry Luxmana występują w dwóch odmianach. Jedna ma wskaźniki  podświetlone błękitem i pracuje w klasie AB; druga – bursztynem i działa w klasie A. Ten test powinien Wam pomóc w wyborze. Tym bardziej, że opisywane w nim modele są najtańszymi w swoich kategoriach. Różnica w cenach jest wyraźna, ale promocje i inne zawirowania mogą ją zniwelować.




Budowa
Wzmacniacze Luxmana mają smak high-endowej japońskiej elektroniki z lat 70.-80. XX wieku. Wówczas mogliśmy ją podziwiać wyłącznie w katalogach. Opisywane modele z zewnątrz wyglądają niemal bliźniaczo; rozpoznawanie ich przypomina zabawę w „wytęż wzrok i znajdź 10 różnic”. Przednie płyty wykonano ze szlifowanego aluminium o grubości blisko 1,5 cm; resztę – z blachy, w której wycięto otwory wentylacyjne. W L-505uXII jest to surowy metal, w L-550AXII – pomalowany na ciemnoszary mat.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Firmowy układ ODNF w pełnej krasie.
 

 


Centrum zajmują akrylowe płyty, osłaniające piękne wskaźniki wyskalowane w decybelach. W L-550 płytka jest wypukła, w L-505 umieszczono ją we wgłębieniu. Oprócz wskaźników znalazły się tu także diody sygnalizujące działanie trybów i filtrów. Gałek i przycisków jest w bród, ale udało się zachować przejrzystość. Nie odczuwa się przeładowania. Co najwyżej sentyment do młodych lat.
Z tyłu jest równie bogato. W obu przypadkach wyposażenie i zestaw podłączeń pozostają identyczne. Dla wygody użytkownika, złącza pogrupowano w sekcje. W pierwszej zebrano cztery liniowe wejścia RCA oraz jedno gramofonowe z zaciskiem uziemienia. W drugiej mamy pętlę magnetofonową, w trzeciej – wejście do końcówki i wyjście z preampu. Z prawej strony ulokowano jeszcze wejście XLR z przełącznikiem do odwracania fazy.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Układ Lecua.
 

 


Gniazda są złocone, podobnie jak zalane plastikiem zaciski głośnikowe. To zabezpieczenie przed przypadkowym zwarciem końcówek i uszkodzeniem wzmacniacza. Bez problemu podłączymy banany i widełki. Z gołymi przewodami będzie trudniej, ale kto ich używa w sprzęcie tej klasy?
Pilot jest taki sam do wszystkich wzmacniaczy Luxmana – aluminiowy i elegancki. Ma wszystkie potrzebne przyciski. Dubluje funkcje z przednich ścianek, a loudness jest dostępny tylko zdalnie. Do kompletu dochodzi pięć przycisków dla odtwarzacza. Guziki mogłyby być nieco większe i przez to mniej ostre w dotyku.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Płytka
drukowana.
 

 


Z zewnątrz L-505 i L-550 prezentują się klasycznie, ślicznie i nostalgicznie. Precyzja wykonania nie powinna dziwić, bo w końcu zmontowano je w Japonii. Który ładniejszy? Mnie się bardziej podobają płaskie pokrętła i wypukła szybka kryjąca wskaźniki. Podobnie jak szczupłe brunetki w odróżnieniu od krągłych blondynek. Kwestia gustu, chociaż powiadają, że liczy się wnętrze. A to w Luxmanach cieszy oko jeszcze bardziej niż gładka facjata.
Oba wzmacniacze są duże i ciężkie, a obudowy po brzegi wypełnia elektronika. Architektura jest niemal identyczna. Całość podzielono na osobne sekcje. Widać to w L-505, ale w L-550 nabrało dodatkowego znaczenia: są odseparowane przegrodami, wręcz zamknięte w izolujących klatkach. W centrum znajdziemy potężny zasilacz, oparty na klasycznym transformatorze E-I. Konstruktorzy Luxmana uważają go za lepszy od toroidalnego, bo saturacja rdzenia zachodzi w nim łagodnie, przez co nie powoduje zniekształceń przy gwałtownych skokach mocy. Zwykle trafo przykręca się do „podłogi”. Tutaj znalazło się na podeście, przytwierdzone za pośrednictwem miękkich podkładek. Ma to eliminować wibracje i znów – izolować duży element od reszty elektroniki. W L-505 podest zamocowano do podstawy; w L-550 – do ścianek bocznych. Z transformatora wyprowadzono dziewięć uzwojeń wtórnych. Ponadto każdy kanał jest zasilany osobno, więc mamy do czynienia z układem quasi dual-mono. Prąd filtrują cztery kondensatory elektrolityczne o pojemności 10000 µF każdy. Podobną łączną pojemność zliczymy na mniejszych elementach w końcówkach mocy.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Wnętrze podzielone na osobne bloki.
 

 


Za zasilaczem znalazły się układy wejściowe i przedwzmacniacz korekcyjny. Wejście MM ma wzmocnienie około 35 dB, MC – 55 dB, czyli warto sięgnąć po wkładki o wysokim napięciu wyjściowym (według producenta – powyżej 0,7 mV). Obok widać jeszcze płytki przedwzmacniacza liniowego, z których wyprowadzono przewód biegnący do potencjometru Alpsa, zamontowanego tuż za płytą frontową. Nie znajduje się on w torze sygnałowym, tylko steruje wzmocnieniem w układzie scalonym. Rozwiązanie jest patentem Luxmana i nazwano go Lecua (Luxman Electric Controlled Ultimate Attenuator). Jak deklaruje producent, zapewnia ono stałą impedancję wyjściową, płaskie pasmo przenoszenia, brak przesunięć fazowych, niskie zniekształcenia i bardzo dobry odstęp sygnału od szumu. Lecua jest też ponoć długowieczna, w odróżnieniu od tradycyjnych potencjometrów, w których ścieżki oporowe są podatne na korozję i wysychanie. Kontrola wzmocnienia odbywa się w 88 krokach, niezauważalnych tym bardziej, że gałka głośności obraca się płynnie.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

To samo w innym układzie.
 

 




Końcówki mocy bazują na tranzystorach bipolarnych, oddających ciepło do solidnych odlewanych radiatorów. Te w L-550 są dłuższe, co nie powinno dziwić, bo mają więcej roboty. W każdym razie, na wzmacniaczu lepiej nic nie stawiać, aby zapewnić mu dobrą wentylację. W L-505 to mniej istotne, ale zawsze lepiej pomóc urządzeniu zachować komfort termiczny.
Oba wzmacniacze objęto pętlą sprzężenia zwrotnego, a raczej układem, który firma oznacza go jako ODNF (Only Distortion Negative Feedback), obecnie w wersji 4. Jak zapewnia: „łączy on zalety sprzężenia i jego braku”. A także: „charakteryzuje się ultraszerokim pasmem przenoszenia, szybkością narastania sygnału, dzięki czemu nie trzeba w nim stosować kompensacji fazowej”.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

To samo w innym układzie.
 

 


Jakość komponentów nie pozostawia pola do krytyki. Montaż i precyzja wykonania są… japońskie, więc można się spodziewać, że urządzenia posłużą długie lata bez awarii.
Konfiguracja systemu
W parametrach technicznych znajdziemy najbardziej czytelne różnice, ale także potwierdzenie, że nie należy patrzeć w tabelki i spodziewać się, że wyniki odebrane uchem potwierdzą wartości wyrażone liczbami. Pomimo istotnej różnicy w mocy nominalnej, oba wzmacniacze mają podobną wydajność i poprawnie współpracują z większością kolumn. Dla świętego spokoju do L-550 można wybrać zestawy łatwiejsze do wysterowania, czyli o wysokiej skuteczności i wyrównanym przebiegu impedancji.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Aluminiowy pilot.
 

 



Gałkologia
Wśród kontrolek bursztynowy Luxman L-550 ma kolejno: monitorowanie odsłuchu po taśmie, filtr subsoniczny dla gramofonu, mono, standby, loudness, line straight oraz separate, sygnalizującą rozdział przedwzmacniacza od końcówki mocy. W L-505 układ ten wygląda następująco: monitor, loudness, standby, line straight i separate.
Układ gałek i przełączników pozostaje taki sam. Duża z lewej to wybierak źródeł. Pod nią ulokowano włącznik standby. Włączone do gniazdka urządzenia pozostają pod napięciem przez cały czas.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Wytęż wzrok i znajdź 10 różnic.
 

 


Idąc dalej w prawo, widzimy przycisk monitor, włączający odsłuch po taśmie, a następnie sześć pokręteł: phono MM/MC, rec out, wybór jednej z dwóch par głośników lub ich odłączenie, regulację basu i sopranów oraz balans. W L-550 gałki są okrągłe; w L-505 – płaskie.
Ostatnie trzy drobiazgi to przyciski line straight, wspomniane rozłączenie sekcji przedwzmacniacza i końcówki mocy oraz złocone wyjście słuchawkowe na wtyk 6,35 mm (duży jack). Duże pokrętło z prawej to regulator głośności, opisany jako „Lecua”.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Komu się nie podoba,
ten się nie zna.
 

 



Wrażenia odsłuchowe
L-505uXII
Warto zacząć od wciśnięcia przycisku „line straight”. Skrócenie ścieżki zauważalnie oczyszcza brzmienie. Filtrów typu loudness zwykle używa się przy cichym słuchaniu, kiedy dźwięk bywa płaski. Podbicie skrajów daje namiastkę wypełnienia, ale L-505 tego nie potrzebuje.
Od pierwszej chwili wzmacniacz pokazuje swój charakter. Można zauważyć odniesienia do japońskiej elektroniki z lat 90. XX wieku, tyle że żadne Technicsy, Sony ES ani Sansui tak nie grały. Jakość jest na wskroś współczesna. Jedynie w tle pozostaje ten smaczek.
Wysokich tonów jest dużo. Zauważymy nawet ich ekspozycję, ale właśnie ze względu na nie wiele osób pokocha L-505. Są po prostu świetne – rozświetlone, czyste i dźwięczne. Mają też rzadko spotykaną jędrność. Warto posłuchać muzyki gitarowej – każde szarpnięcie struny jest jak dzwoneczek – punktowe, a jednocześnie rozwibrowane. Talerze i perkusjonalia brzmią jak kryształ, bez przydźwięków ani hałasów.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Wskaźniki w decybelach.
 

 


Klarowność przenosi się na wysoki podzakres średnicy, który w jasnych wzmacniaczach potrafi być ostry. Tutaj brzmi jak oświetlony słońcem. Czytelność tekstu u wokalistów okazuje się wzorowa, ale jeszcze większe wrażenie robi oddanie pogłosu. Luxman pokazuje go realistycznie, jakby chciał powiększyć pokój.
Zyskują na tym swoboda i lekkość dźwięku; wyostrza się precyzja lokalizacji. Wzmacniacz jest w tym aspekcie po japońsku dokładny, a przy tym buduje szeroką scenę. Pod względem głębi nie jest aż tak spektakularny, choć nadal precyzyjny, a przy tym wyraźnie rozgranicza plany.
Barwy w zakresie wysokiej średnicy i góry są prawidłowo różnicowane. Dzięki temu ekspozycja tego zakresu nie powoduje podkolorowania. Słychać to u klasyków rocka. Pink Floyd to materiał, do którego stworzono Luxmana. Albo to konstruktor uwielbiał ten zespół. Można usłyszeć nowe drobiazgi w tle, jak jeszcze jeden zegar czy echo. L-505 świetnie się przy tym bawi, jakby chciał powiedzieć: a to już słyszałeś? Wiedziałeś, że tu jest taka ścieżka?

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Wskaźniki w decybelach.
 

 


Szczegółowość potrafi podkreślić dramatyzm muzyki. Wśród wokalistów trudno o większy niż u Jima Morrisona. Ze swoich tekstów robił spektakle, a najwięcej emocji zawierał właśnie w drobiazgach. Na naszym podwórku podobnym geniuszem był Riedel; inni znajdą ten teatr u Fisha, choć wielka szkoda, że realizacje Marillion psują efekt. Wzmacniacz zachowuje wszystkie te zalety przy cichym słuchaniu. Punkt „otwarcia” czy też „nasycenia” ma blisko początku skali, więc nie potrzebuje podbicia skrajów pasma.
Skoro L-505uXII świetnie czuje się w klimatach rockowych, to pewnie z klasyką będzie gorzej? Nic podobnego, symfonika prezentuje się jeszcze lepiej. Smyczki, zwłaszcza skrzypce, pozostają wolne od altówkowej „nosowości”, a wiolonczele i kontrabasy wyzwalają się z matowej „poduszki”. Luxman wpuszcza w ich brzmienie światło i powietrze. To ciekawe zjawisko, bo skoro góra została lekko wyeksponowana, to można by się obawiać ostrości i metalicznego nalotu. Tymczasem trąbki, flety, werbel w „Leningradzkiej” Szostakowicza są błyszczące i klarowne, a alikwoty pozwalają im oddychać pełną piersią. I znów jest to „dostępne” od początku skali głośności. Dźwięk nie zdradza tendencji do zlewania się, a źródła nie maskują się wzajemnie. Znaczy to, że wzmacniacz jest wydajny i szybki, skoro potrafi przekazać dużą ilość informacji w rozbudowanych fakturach.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Zestawy regulatorów i diod sygnalizujących
działanie różnych funkcji.
 

 


Jeszcze efektowniej brzmi muzyka dawna, grana na starych instrumentach. Oryginalna „Carmina Burana” to prawdziwy przykład synergii muzyki z systemem odsłuchowym, a madrygały Monteverdiego czy msze Bacha pozwalają wejrzeć w partyturę niczym przez lupę. W tych ostatnich największe wrażenie robią chóry. Dzieje się tak przez bogactwo barw góry i precyzję oddania szczegółów emisji. A propos tych ostatnich, warto sięgnąć po „Straszny dwór” Moniuszki w wykonaniu Teatru Wielkiego w Warszawie (obecnie Opery Narodowej). Album ukazał się w wersji SACD, w formie pięknego boksu. Trudno go zdobyć, ale dla miłośników słuchania muzyki przez mikroskop to prawdziwa perełka. A dla Luxmana – popisowy materiał.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Zestawy regulatorów i diod sygnalizujących
działanie różnych funkcji.
 

 


Średnica także jest jasna i przezroczysta. Trudno mówić o jej barwie, a tym bardziej temperaturze. Ta druga jest neutralna, pierwsza podąża w jasną stronę, a jednak brzmi na tyle wiarygodnie, że nie zastanawiamy się nad odstępstwem od liniowej charakterystyki. Bas? W muzyce akustycznej jest po prostu dobrze dobrany do reszty. Ani wycofany, ani podbity. Klasyki słucha się bez obowiązku analizy pasma. Barwę instrumentów przyjmujemy do wiadomości, a skoro tak, to jest naturalna, i o to chodzi. Nie zachwycamy się tąpnięciami czy łupnięciami, tylko tym, jak dużo słychać, nawet w pianissimach u Prokofiewa. A dzieje się tam więcej niż w ostatniej serii „Gry o tron”.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Płaskie gałki
chyba ładniejsze.
 

 


No dobrze, a co będzie, kiedy przyjdzie zagrać głośno? W tym celu zaaplikowałem odtwarzaczowi IV część VIII symfonii Szostakowicza. I dostałem rozmach oraz potęgę, jakby watów było ze dwa razy więcej. To jednak potrafi wiele wzmacniaczy w tej cenie. Ważniejsze, że w kulminacjach nie tracimy przejrzystości, a rozdzielczość pozostaje taka jak w pianach. Mocny cios to połowa sukcesu. Druga – gdy trafia on, gdzie trzeba. Przenosząc to na terminologię boksu: Luxman wygrywa szybkością i techniką.
Pojawia się także zaskakująca głębia, której mi wcześniej brakowało. Bas i dynamika – generalnie pod kontrolą, na poziomie dobrego wzmacniacza za porównywalne pieniądze. L-505 nie zdradza tendencji do przesady, ale też zdradza swój potencjał. Potrafi zaimponować tam, gdzie kompozytor lub muzyk to zaplanował, a realizator się postarał.
L-505uXII gra jeszcze lepiej, niż wygląda.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Tym robimy głośniej.
 

 


L-550AXII
Charakter ekskluzywnej japońskiej elektroniki sprzed lat pozostaje niezmienny, a Luxman ma własny przepis na brzmienie i konsekwentnie go realizuje. Wzmacniacz w klasie A to jednak inny zestaw przypraw.
Trudno przesądzić ogólnie, który jest lepszy. Co innego w konkretnych aspektach brzmienia albo materiale. Tutaj diagnoza będzie bardziej obiektywna, ale i tak poziom jest na tyle wysoki i wyrównany, że o wyborze konkretnego modelu przesądzi gust użytkownika. Cechy wspólne to ekspozycja góry pasma, precyzja i dyscyplina. Główna różnica sprowadza się do barwy.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Płaskie gałki
chyba ładniejsze.
 

 


Tu w starociach góra dźwięczy jeszcze milej dla ucha i ma bardziej aksamitny charakter. Największe zmiany zachodzą w średnicy. Nabiera nie tyle ciepła, co bezpośredniości i jędrności, a cały plan ląduje odrobinę bliżej. Bas staje się bardziej mięsisty, ale tylko w górnym zakresie. Dźwięk jest mocniej osadzony w podstawie harmonicznej. Muzyka płynie z większym spokojem i dystansem. Jest bardziej słodko, a równocześnie – realistycznie i namacalnie. U Cata Stevensa L-550 eksponuje chórki i fortepian; dodaje im romantycznej atmosfery. Jest lepiej i ładniej. Przybywa emocji i piękna poukrywanego gdzieś między wierszami.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Wnętrza 505 i 550.
 

 


W symfonice pojawia się ta sama przejrzystość i precyzja, chociaż akurat w tym względzie L-505 wydaje się dokładniejszy. Jeżeli spojrzymy na grupy instrumentów osobno, to w L-550 ich brzmienie okaże się głębsze i masywniejsze. Średnica podobnie – jędrniejsza, tym razem już na pewno cieplejsza. Z drugiej strony, tutti nie wybrzmiewa tak spektakularnie, zwłaszcza w wykonaniu kotłów oraz dętych blaszanych. Za to smyczki pozostają równie lotne.
L-550 bardziej koncentruje się na kontrastach w skali mikro. Nie jest bardziej efektowny od L-505, ale instrumenty odbieramy bardziej fizjologicznie. L-505 z kolei dysponuje większą energią, co słychać w precyzji ataku i jego wygaszeniu. Słabszy L-550 szlachetniej wykańcza pogłos. W przestrzeni nie gra tak szeroko, za to buduje większą głębię. Remis, choć ze wskazaniem na L-550 w mniejszych składach oraz muzyce wokalnej. W symfonice późnoromantycznej i nowszej, a także w Bachowskich mszach, gdzie na scenie występują orkiestra, chór i soliści, przewagę utrzymuje L-505.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Wnętrza 505 i 550.
 

 


W popisach Marcusa Millera i ciężkim rocku L-550 nadal stawia na precyzję i czystość. Pozostają wzorowe, ale dostajemy mniej energii na twarz. Bas, głównie ten najniższy, okazuje się płytszy i bardziej poluzowany. Odwrotnie niż wcześniej – dźwięk staje się lżejszy i bardziej powierzchowny. Za to trąbka czaruje. Trzeba wziąć pod uwagę, że „Tutu Revisited” Millera to naprawdę trudny materiał, wymagający większej mocy. W jego odtworzeniu wygrywa L-505.
L-550AXII jest trochę ładniejszy i gra też, nomen omen, ładniej. Co nie znaczy, że lepiej. Nie bójcie się jego 20 watów. W praktyce to tylko trochę mniej niż w L-505uXII. Tym bardziej, że powyżej tej dwudziestki podobno jest jeszcze zapas do około 50 W, tyle że już w klasie B. Ale o tym sza.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Elementy wysokiej jakości.
 

 




 
A, B, AB – z czym to się je?
Klasa pracy wzmacniacza nie wymusza zasadniczych zmian konstrukcyjnych, co widać na przykładzie obu Luxmanów – ich budowa jest niemal identyczna. Nie ma też znaczenia, czy stopień końcowy oparto na tranzystorach, czy lampach. Zależy ona od regulacji układu, spoczynkowego punktu pracy tranzystora albo lampy oraz stanu, w jakim się znajdują, kiedy pracują bez sygnału na wejściu. Kolejne kryterium podziału ustalamy na podstawie tego, jaką część sinusoidalnego sygnału przewodzi element wzmacniający (pełny okres fali to 360 stopni).

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Elementy wysokiej jakości.
 

 


Klasa A
W tzw. czystej klasie A punkt pracy znajduje się na środku liniowej części charakterystyk statycznych elementów wzmacniających. Przewodzą one sygnał przez cały okres fali (360 stopni). Prąd płynie nieprzerwanie, bez względu na to, czy wzmacniacz gra, czy nie. Ma wysoką wartość, a wszystko, co nie idzie w dźwięk, jest zamieniane na ciepło. Stąd wzmacniacze grzeją jak piece i mają niską sprawność energetyczną, rzędu kilkunastu procent. Klasa A jest coraz rzadziej spotykana i rezerwuje się ją dla najdroższych konstrukcji. Charakteryzuje się niskim poziomem zniekształceń i bardzo dobrą liniowością. Układ może być prosty, oparty nawet na jednym tranzystorze albo lampie na kanał, ale wtedy otrzymujemy niewielką moc. Uzyskanie większych wiąże się z ich rozmnożeniem oraz dużymi rozmiarami zasilaczy i radiatorów, a więc szybkim przyrostem kosztu podzespołów.

060 069 Hifi 7 8 2020 001

Transformator E-I.
 

 


Klasa B
W klasie B punkt pracy znajduje się na początku charakterystyki. Kiedy układ pracuje bez sygnału, wartość prądu spoczynkowego utrzymuje się na granicy przewodzenia. W klasie B mamy wymuszony układ dwóch lamp lub tranzystorów, z których każdy „obsługuje” połówkę sinusoidy (180 stopni). Sprawność energetyczna jest bardzo wysoka (nawet 80 %), za to pojawiają się duże zniekształcenia, a w związku z tym – niska liniowość. Z tego powodu klasy B raczej się nie stosuje w konstrukcjach hi-fi. Ekolodzy zapewne by ją pokochali i chętnie wprowadzili jako standard. Później jednak powinni za karę słuchać pracujących w niej urządzeń.


Klasa AB
Ktoś powie, że i tak źle, i tak niedobrze. Istnieje jednak rozwiązanie kompromisowe i stosowane najczęściej: klasa AB. Punkt pracy znajduje się pomiędzy dwoma wymienionymi wyżej, a każdy element wzmacniający (połówka pary) przewodzi przez okres większy niż 180 stopni. Przy sygnałach o niewielkiej mocy wzmacniacz zachowuje się jak w klasie A, a przy dużych – B. Wartość prądu spoczynkowego jest niższa niż w klasie A. Sprawność energetyczna, zniekształcenia, podobnie jak położenie punktu pracy, zależą od głębokości klasy A, czyli mocy, jaką układ będzie oddawać na jej warunkach. Może to być jeden wat, kilka, a nawet kilkanaście. Ale wtedy producenci już się chwalą, że wzmacniacz gra w klasie A. Klasa B stanowi w pewnym sensie zabezpieczenie na okazję nagłych skoków poziomu sygnału i impulsów.

Konkluzja
Masz babo placek. Starałem się pomóc, ale chyba mi nie wyszło. Może z droższymi modelami będzie łatwiej?
 

 

 

2020 07 24 11 24 25 060 069 Hifi 7 8 2020.pdf Adobe Reader

 

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 07-08/2020