HFM

artykulylista3

 

Bladelius Tyr III

042 047 Hifi 4 5 2020 0009Mike Bladelius należy do najbardziej znanych konstruktorów w branży hi-fi. Ma udokumentowany dorobek i „szacunek na mieście”. Warto go krótko przedstawić, ale – na szczęście – nie musi to polegać na opowiadaniu o miłości do muzyki, samozaparciu i natchnieniu duchem Wielkiego Decybela. Wystarczy krótkie CV.

Karierę rozpoczął na początku lat 90. XX wieku. Pierwszą ofertę zatrudnienia złożył mu nie kto inny jak Nelson Pass, pracujący wówczas dla Tresholda. W Kalifornii Mike spędził trzy lata. Później przejęło go Classe Audio, gdzie został głównym konstruktorem. Brał udział w projektowaniu przetworników c/a Ultra Analog; współpracował też z Markiem Levinsonem. W 1995 założył w szwedzkim Alingsas firmę Bladelius Design Group. Wtedy zaczęły się pojawiać jego własne produkty pod marką Advantage. Mimo to nadal projektował dla innych, chociażby dla Primare’a. Dopiero po roku 2000 na rynek trafiły urządzenia sygnowane jego nazwiskiem.
Bladelius specjalizuje się w elektronice, głównie wzmacniaczach. Najnowszy katalog obejmuje cztery konstrukcje zintegrowane, wśród których Tyr jest najtańszy. Najwyższy model Oden to prawdziwa superintegra: 400 W/8 ? (800 W/4 ?) i 60 kg żywej wagi. Więcej jest konstrukcji dzielonych: trzy przedwzmacniacze i siedem końcówek mocy. Ofertę uzupełniają trzy źródła cyfrowe, w tym interesujący wieloformatowy odtwarzacz Gondul M.
Bladelius tworzy po staremu. Wzmacniacze mają solidne zasilanie, krótki tor sygnałowy i pracują w klasie AB, sporadycznie także D (końcówka mocy Ask). Z zewnątrz trudno je pomylić z produktami innych marek.

042 047 Hifi 4 5 2020 0001

Trzy przyciski wystarczą.
 
 

 



Budowa
Wszystkie modele łączy nazewnictwo zaczerpnięte z nordyckiej mitologii, surowe wzornictwo, przełamane jedynie skromnymi wyświetlaczami, gruby front ze srebrnego aluminium i głęboko grawerowane logo. Bije z nich solidność wykonania i ergonomia jak ze złotych lat hi-fi. Zrobiono je w Szwecji. Oczywiście, w Chinach można znaleźć solidnego i tańszego podwykonawcę, ale Mike nie chodzi na żadne kompromisy. Na przykład aluminiowe fronty pochodzą od tego samego dostawcy, u którego zaopatruje się inna high-endowa szwedzka firma… Hasselblad.
Tyr jest mocnym, 125-watowym wzmacniaczem w klasie AB. Co ciekawe, ma brata bliźniaka w postaci modelu Brage, ubranego w tę samą obudowę, ale pracującego w klasie A. Brage oddaje 45 W na kanał i kosztuje o 1500 zł więcej. Interesująca propozycja.
Moc odróżnia Tyra Mk III od poprzedniej wersji, którą testowaliśmy w „HFiM” 9/2009. „Trójka” ma o 25 watów więcej, choć na pierwszy rzut oka wewnątrz wygląda identycznie. Kiedy się jednak przyjrzymy, okaże się, że radiator jest prawie dwa razy większy, a transformator urósł z 650 VA do 1100 VA. Wystarczająca różnica, aby zdecydować o klasie konstrukcji; wydajność i stabilność termiczna to duży krok naprzód w porównaniu ze starszym Tyrem. Obudowa jest niemal bliźniacza, choć drobne zmiany w rozmieszczeniu przycisków i wyświetlacza oraz brak rzędu diod dodały aktualnemu wcieleniu symetrii i elegancji. Na płycie czołowej pozostały gałka głośności, wyświetlacz, który nie pokazuje w zasadzie nic poza głośnością i źródłem, oraz cztery guziki: standby, wybierak źródła i DIM. Wystarczy, chociaż przydałoby się wyjście słuchawko­we (a czasem też regulacja barwy).
Z tyłu jest bogato. Pojedyncze zaciski głośnikowe dostarcza WBT. Wejść liniowych jest pięć: jedno XLR i cztery RCA. Phono nie przewidziano nawet w opcji, więc posiadacze gramofonów muszą dokupić zewnętrzny przedwzmacniacz. Bladelius oferuje natomiast moduł

042 047 Hifi 4 5 2020 0001

Tym czymś robimy głośniej.
 
 

 


DAC-a, wyposażony w cztery wejścia cyfrowe: AES/EBU, koaksjalne RCA, optyczne i USB. Poza tym jest wyjście z pętli magnetofonowej oraz z przedwzmacniacza, oba RCA. To ostatnie dla dodatkowej końcówki mocy albo aktywnego subwoofera.
Z prawej strony umieszczono gniazdo zasilania IEC i główny włącznik.
Plastikowy pilot może i jest wygodny, ale nie pasuje do klasy i wizerunku wzmacniacza. I po co tyle przycisków? Bladelius mógł się tu bardziej postarać. Kolejna uwaga dotyczy czcionki na wyświetlaczu – topornej i kanciastej, jak w czasach Commodore. Na szczęście, display można wyłączyć wspomnianym przyciskiem DIM. Tylko wyłączyć, bo regulacji jasności nie przewidziano.

042 047 Hifi 4 5 2020 0001

Głęboki frez.
 
 

 


Te drobne niedogodności wynagradza widok po rozkręceniu obudowy. Zasilanie oparto na bardzo dużym transformatorze toroidalnym (1100 VA) Noratela, który zajmuje połowę wnętrza. Wyprowadzono z niego osobne odczepy do kilku sekcji, a prąd filtruje sześć kondensatorów Vishaya o łącznej pojemności 60000 µF. Dla każdej pary tranzystorów mocy przeznaczono kolejne, mniejsze Epcosy – cztery po 4700 µF. Cała elektronika zmieściła się na jednej płytce drukowanej, zamontowanej przy tylnej ściance. Skrócono dzięki temu drogę sygnału, w czym pomaga montaż powierzchniowy, dominujący w konstrukcji. Połączenia przewodami w ścieżce sygnałowej wyeliminowano; pozostawiono zasilające. Jest też taśma, prowadząca do panelu sterowania tuż za płytą czołową.

042 047 Hifi 4 5 2020 0001

Gruby front z aluminium.
 
 

 


Regulację głośności zrealizowano na Burr Brownach PG 2320I. Przy wyjściach znajdziemy hermetyczne przekaźniki AZ850-5 Zettlera.
W końcówce mocy pracują cztery komplementarne pary bipolarnych tranzystorów Sankena A2223A/C6145A. Przykręcono je do radiatora. Dużego i solidnego, z wycięciem oddalającym emisję ciepła od transformatora. Kaloryfer mocno się rozgrzewa w czasie pracy, z czego można wnioskować, że spora część mocy jest oddawana w klasie A.
Na koniec jeszcze jedna informacja: każdy produkt Bladeliusa, zanim trafi do sprzedaży, jest testowany przez 72 godziny, a następnie dokładnie sprawdzany przez kontrolerów jakości. Dzięki temu urządzenia szwedzkiej firmy z reguły nie trafiają potem do serwisu. Produkcja w całości odbywa się w Szwecji, w fabryce firmy.
Wszystko wskazuje na to, że za 14000 zł dostajemy wzmacniacz przemyślany, starannie wykonany, a przy tym – wolny od zielonego szaleństwa i dyktatu księgowych.

042 047 Hifi 4 5 2020 0001

Prosta konstrukcja, dobre komponenty,
staranne wykonanie.
 
 

 



Konfiguracja systemu
W czasie testu Bladelius Tyr III pracował z odtwarzaczami Gamut CD 4 i C.E.C. CD 5. Okazał się znakomitym pośrednikiem, pokazując cechy obu źródeł jak na dłoni. Sygnał przewodziły Hijiri HCS/HCI/Million, a prąd dostarczał system Ansae. Ważniejsze jest jednak dopasowanie do kolumn. Tutaj wzmacniacz zachowuje się, jakby dysponował nie 125, ale 250 watami. Przyznam, że nie ustępował redakcyjnemu McIntoshowi MA9000 w zdolności wysterowania kolumn. Audio Physiki Tempo VI to łatwe obciążenie, ale już Rockporty Atria II to twardszy orzech do zgryzienia. Mimo to, one również dostały więcej niż wystarczającą dawkę prądu. Tajemnica tkwi oczywiście w zasilaczu – zamiast więc patrzeć w tabelkę danych technicznych, rzućcie okiem na wnętrze.

042 047 Hifi 4 5 2020 0001

60000 mikrofaradów.
 
 

 



Wrażenia odsłuchowe
Bladelius grał na zmianę z McIntoshem MA9000 i deptał mu po piętach. Choć i tu zależy, jak podejdziemy do sprawy, bo w kwestiach obiektywnych dostajemy porównywalną dynamikę i przestrzeń. Co do barwy – zadecydują preferencje, bo Mak ma w sobie pewną magię, natomiast Tyr zachowuje się bardziej jak sprzęt studyjny. Jeżeli miałbym poszukać najbardziej podobnej brzmieniowo integry, wskazałbym Marka Levinsona No. 5805. W ogóle, nie da się powiedzieć złego słowa. Recenzję można zamknąć w sformułowaniu, że Bladelius realizuje ideał drutu ze wzmocnieniem i nie ogranicza sygnału w słyszalnym stopniu.
Tak jednak został świat urządzony, że wszystko ma swój punkt odniesienia i podlega wartościowaniu, zwłaszcza w kontekście finansowym. A Tyr III konkurencji w swojej cenie życia nie ułatwia. Owszem, znajdą się konstrukcje mogące stanąć do walki jak równy z równym, ale policzyć je można na palcach jednej ręki, natomiast z klockami po sto tysięcy przegrać nie wstyd.

042 047 Hifi 4 5 2020 0001

Układy końcówki mocy.
 
 

 


W aspekcie dynamiki sytuacja jest podobna, jak w przypadku opisywanego przed dwoma miesiącami duetu Emotivy („HFiM” 2/2020). Integra ma 125 W i duży zasilacz, więc spodziewamy się swobody w budowaniu kontrastów, zdolności tworzenia wysokich ciśnień i generalnie – wydajności. Jesteśmy przygotowani na mocne wrażenia. Tymczasem okazuje się, że Tyr III daje z siebie daleko więcej, jakby jego końcówka mocy miała przynajmniej dwa razy większe rozmiary i masę.
Objawia się to głównie energią rytmu i pulsu. W „Tutu Revisited” Marcusa Millera koncentrujemy uwagę na partii gitary basowej i perkusji. Szarpnięcia strun i uderzenia pałeczek są przekazywane jako szybkie impulsy i sprężyste uderzenia fali, które odczuwamy ciałem. Wzmacniacz trzyma głośniki żelaznym uściskiem. Nie przeciąga współbrzmień; kiedy trzeba – wygasza je natychmiast. Można powiedzieć, że kontrola jest wzorcowa, jak na potężny tranzystor przystało.
Taki opis sugeruje pewną suchość, mechaniczność i bezduszność, tymczasem – nic podobnego. Tempo łączy się tu zgrabnie z ciałem, swoistym wypełnieniem i gęstością. Dźwięki-pociski są wystrzeliwane z dużą prędkością, ale mają też solidny kaliber. Oczywiście, najszybciej to wychwycimy w dole pasma, ale średnica jest równie szybka i dokładna. Podobnie góra. W tych dwóch ostatnich nie wyczuwamy ani ekspozycji, ani wycofania. Dlatego ich zalety dostrzegamy niejako przy okazji. To, że nic nie przyciąga uwagi, okazuje się zaletą, bo koncentrujemy się na muzyce i z czasem odkrywamy, że po prostu nie ma tutaj błędów: ostrości, zmatowienia, krzykliwości ani ugrzecznienia.

042 047 Hifi 4 5 2020 0001

Minimalizm i jakość.
 
 

 


Kontrola na pewno pomaga w osiągnięciu przejrzystości; przeciąganie wybrzmień mogłoby przecież zamazać fakturę. Podobny efekt wywołałoby zawężenie i kiepska organizacja przestrzeni, a w tych aspektach Bladelius jest równie precyzyjny i – w pewnym sensie – bezlitosny. Buduje obszerną scenę wszerz i w głąb. Wiele zależy jednak od nagrania, co słychać w pierwszych sekundach. Sztuczność wyłowimy natychmiast, za to wybitna realizacja potrafi pochłonąć bez reszty. Przestrzeń jest znakomita wcale nie ze względu na rozmach, ale ostrość lokalizacji. Bez przybliżania do słuchacza, eksponowania pierwszego planu czy podkreślania pogłosu.
Wzmacniacz pozostawia dźwięk wolnym od zabiegów upiększających; nie podkreśla dynamiki ani ciepła średnicy. Pokazuje prawdę i należy do nielicznych urządzeń, o których mogę powiedzieć, że są neutralne. Wiele osób wolałoby usłyszeć, że jest spektakularny i przykuwa do fotela. I rzeczywiście jest, choć tych określeń używa się, gdy efekt w pewnym sensie obliczono na oszukanie słuchacza.

042 047 Hifi 4 5 2020 0001

Obudowa ozdobiona aluminiowym frontem.
 
 

 


Jeżeli chodzi o temperaturę barw, to jest niemal w pełni neutralna. Wspomniałem wcześniej, że Tyr III przypomina sprzęt studyjny. Właśnie w tym aspekcie odczuwa się to najbardziej. Dlatego opisywanie kolorytu instrumentów w muzyce symfonicznej jest trudne. Generalnie brzmią tak, jak w rzeczywistości, co wcale nie stanowi jednoznacznej zalety. Jesteśmy przyzwyczajeni do zabiegów takich jak ocieplenie średnicy i przez to dodanie masy wokalom, okrągłości klarnetom czy dramaturgii dętym blaszanym. Bladelius stawia na przekaz liniowy, dzięki czemu spodoba się zwłaszcza osobom chodzącym na koncerty do filharmonii. Szukanie ocieplenia bądź ochłodzenia jest bezcelowe. Wzmacniacz nie ma także preferencji w stosunku do rodzaju instrumentarium ani wielkości składu. A więc – z jednej strony – nie sprawi przykrych niespodzianek, z drugiej zaś – nie wywoła „ochów” i „achów”. Dla recenzenta to sprzęt idealny. Dla słuchacza? Tu zdecyduje jedynie jego dojrzałość i osłuchanie.


Zawsze jednak można się spodziewać przejrzystości i precyzji. Instrumenty nigdy się nie zlewają. Pogłos nie dudni, a plany nie rozmywają. Dźwięk pozostaje czysty, a faktura przezroczysta; czy to w symfonice, w starych nagraniach big-bandów Ellingtona, czy w koncertowych albumach Sinarty. Prawda okazuje się w ostatecznym rozrachunku najbardziej uniwersalna, a odnalezienie piękna – prawdopodobne. Myślę, że nawet słuchanie szelakowych krążków na 78 obrotów miałoby tutaj autentyczny smaczek.
Na koniec zostawiłem sobie album-kameleona, czyli składankę Cata Stevensa. W „Morning Has Broken” często na pierwszy plan wysuwają się gitary akustyczne albo wokal. Raz brzmią pięknie, raz krzykliwie, a tutaj? Miks okazuje się równy jak stół, a żaden plan nie jest eksponowany. Można powiedzieć, że w ujęciu mikrofonów wszystkie są równie ważne i tutaj tak właśnie brzmią. Jak zważone na jubilerskiej wadze i odmierzone kroplami. Wszystko słychać tak samo wyraźnie, a muzyka płynie jak balsam. To dziwne, bo różnie pamiętam tę piosenkę. Ale z takim spokojem spotykam się rzadko, co jest jeszcze dziwniejsze, jeśli się weźmie pod uwagę energetyczny potencjał Tyra Mk III. Mister Stevens zaskakuje mnie nie po raz pierwszy.

042 047 Hifi 4 5 2020 0001

Wyświetlacz à la Commodore.
 
 

 


Konkluzja
Jeszcze bardziej jestem zaskoczony szwedzkim wzmacniaczem. Nie jego relacją jakości do ceny czy ogólnie pojętą klasą, ale bezkompromisowym podejściem do dźwięku. Przypomina ono raczej starania entuzjastów sprzed ponad pół wieku niż późniejszą pogoń za decybelami i próbami trafienia w gusta słuchaczy. Koniecznie muszę też posłuchać bliźniaczej konstrukcji w klasie A i droższych modeli. A wy nie pomijajcie Tyra Mk III, jeżeli budujecie system. Zwłaszcza taki, który ma przekroczyć magiczną granicę hi-endu i nie zniszczyć Waszych finansów.

 

2020 05 24 17 58 13 042 047 Hifi 4 5 2020.pdf Adobe Reader


Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 04-05/2020