HFM

artykulylista3

 

Gryphon Diablo 300

4855022019 012
Z Gryphonem spędziłem więcej lat niż z własną żoną. Z wiernością bywało różnie, bo przez moje ręce przewinęły się zarówno Tabu AT, jak i Callisto 2100. W końcu pojawił się mocniejszy Callisto 2200 i tak mnie zaczarował, że pozostaje w moim systemie do dziś. Ale, jak to w związkach bywa, zawsze można się skusić na nowszy model…

Szczerze wyznam, że poprzedni Diablo, oznaczany tu i ówdzie jako 250, mnie nie przekonał. Nie to, żeby miał jakieś dyskwalifikujące ułomności, ale uznałem, że w tym przypadku Rasmussenowi powinęła się ręka. Ta sama, spod której wyszło tyle genialnych projektów, słusznie uchodzących za kamienie milowe w dziedzinie wzornictwa przemysłowego.



Poprzedni Diablo wydał mi się po prostu pokraczny; bardziej się kojarzył z przenośnym klimatyzatorem niż z high-endowym wzmacniaczem. I chyba nie byłem w swoich odczuciach odosobniony, skoro relatywnie szybko zrobił miejsce swemu następcy. Ten zaś – przyznacie – wygląda nieprzeciętnie.
To urządzenie, którego urody nie oddadzą nawet najlepsze zdjęcia. Czerń ma bowiem to do siebie, że… kiepsko kontrastuje z czernią. Ręczę jednak, że na żywo Diablo 300 prezentuje się o niebo lepiej niż na obrazkach i jestem przekonany, że gdyby Darth Vader miał składać swój pierwszy audiofilski system, sięgnąłby właśnie po niego.
Tym razem właścicielowi i głównemu projektantowi Gryphona udało się stworzyć bryłę intrygującą, mroczną, a jednocześnie klasycznie proporcjonalną. Po prostu piękną.

4855022019 001Gryphon Diablo 300

 


Budowa
W porównaniu ze swoimi protoplastami topowa duńska integra bardzo urosła. Wynika to z radykalnego przemeblowania wnętrza. Przednia ścianka, zaprojektowana w stylu funkcjonalizmu, stanowi doskonały przykład, jak prosto i elegancko przełamać wzorniczy banał, będący zmorą wielu urządzeń na rynku – aluminiowy prostokąt z paroma pokrętłami.
Szerokie akrylowe „skrzydełka” otaczają umieszczony nietypowo, bo dokładnie pośrodku, niewielki radiator. Nie jest to tylko ozdoba, ponieważ aluminiowe żebra potrafią się mocno nagrzewać; zwłaszcza przy głośnym graniu. Wizualną dominantą frontu jest wystająca na centymetr akrylowa opaska, w której znajduje się duży zielony wyświetlacz fluorescencyjny oraz osiem dotykowych przycisków, służących do uruchamiania wszystkich funkcji. Gryphon nie byłby sobą, gdyby nie ulepszył tego, co i tak było bliskie ideału. Wyświetlacz, pokazujący nazwę aktywnego wejścia i poziom głośności, jest o wiele większy i wyraźniejszy niż w Diablo 250, a przyciski dotykowe działają po prostu bajecznie. Właściwie nie trzeba ich w ogóle dotykać. Wystarczy delikatnie musnąć opuszkiem, żeby żądana funkcja się uaktywniła, sygnalizując to delikatnym kliknięciem.

Za pomocą przycisków na przednim panelu można też wejść do menu i spersonalizować kluczowe ustawienia. Podobnie jak we wcześniejszych modelach, nadal jest to zadanie żmudne, niewdzięczne i wymagające cierpliwości. Pocieszmy się jednak, że po nadaniu nazw wejściom i ustaleniu głośności początkowej oraz maksymalnej, nie będziemy tam często zaglądać.
Po lewej stronie przycisku „stand by” umieszczono nowość – wskaźnik nagrzania wzmacniacza. Po włączeniu i zakończeniu procedury miękkiego startu (sygnalizowanego napisem „initializing” na wyświetlaczu) zaczyna migać niebieska dioda. Oznacza to, że urządzenie nie jest jeszcze całkowicie gotowe do pracy. Po osiągnięciu przez wszystkie układy optymalnej temperatury roboczej – co zajmuje około pół minuty – dioda przestaje migać i możemy bezkarnie katować Gryphona sygnałem z dowolnego źródła.

4855022019 001Niby tak samo jak dawniej,
ale nie do końca. Fluorescencyjny
wyświetlacz jest większy
i wyraźniejszy, a standardowe
przyciski zmieniono na dotykowe.

 

Zmiana wejść nadal odbywa się poprzez przekaźniki elektromechaniczne, którym firma jest wierna od najwcześniejszych modeli, lecz i tutaj dokonał się wyraźny postęp – podzespoły działają dwukrotnie szybciej i ciszej niż choćby w Callisto.
Dopełnieniem duńskiej tradycji jest umieszczenie nad wyświetlaczem jarzącego się na czerwono logotypu z wizerunkiem groźnego gryfa (jarzy się nawet wtedy, gdy wzmacniacz przełączymy w tryb stand by) oraz dumnego napisu „The Gryphon Diablo”.

4855022019 001Wyjątkowo duże radiatory mają co chłodzić. Warto zostawić
dużo miejsca dokoła, ponieważ
Diablo 300 grzeje się
niczym lampowiec.

 

Nawiasem mówiąc, konsekwentne stosowanie przedimka określonego w nazwie firmy było już wielokrotnie wyszydzane przez tzw. native speakerów, dla których brzmi to co najmniej dziwacznie; coś w stylu: „nasz jedyny, niepowtarzalny i najlepszy na świecie Gryphon”. Ale widocznie Rasmussenowi, człowiekowi znającemu swoją wartość, nie spędza to snu z powiek.
Powróćmy jednak do technikaliów. Masywne boki zostały zdominowane przez wielkie radiatory, obejmowane szerokimi aluminiowymi sztabami. Spinają obudowę także od góry, a przykręcane są sporymi, lakierowanymi na czarno śrubami. Wszystko wygląda industrialnie, surowo i mrocznie. O ile przedni radiator nagrzewa się mocno, o tyle boczne robią się piekielnie gorące już po kilkunastu minutach grania. Wynika to z faktu, że stopień końcowy pracuje z wysokim prądem spoczynkowym (w głębokiej klasie AB, czy też potocznie – blisko klasy A) oraz z tego, że moc wyjściowa, w porównaniu z poprzednikiem, wzrosła o jedną czwartą i wynosi aż 300 W/8 Ω (niezależne pomiary pokazują nawet więcej).

4855022019 001Industrial pełną gębą – radiator
w roli ozdoby przedniej ścianki.

 

W układzie pracują cztery komplementarne pary tranzystorów bipolarnych Sankena 2SA1295/2SC3264 na kanał. Diablo 300 jest na tyle wydajny prądowo, że przy spadku impedancji obciążenia do czterech omów podwaja moc, a przy dwóch omach wyciśniemy z niego niemal kilowat! Warto wygospodarować sporo miejsca, ponieważ umieszczenie go między blisko ustawionymi półkami może poskutkować przegrzaniem.
Imponująco przedstawia się tylna ścinaka, na której umieszczono, znane już z poprzedniej wersji, jedne z najbardziej eleganckich terminali głośnikowych. Są wprawdzie pojedyncze i zabezpieczone ochronnymi plastikowymi kołnierzami, jednak bez problemu podłączymy do nich przewody zakończone tak widełkami, jak i bananami.
Wśród przyłączy – niespodzianka. Dwa wejścia XLR! W tym miejscu na usta ciśnie się pytanie – dlaczego tylko Gryphon na to wpadł? Przecież wystarczy, że oprócz zbalansowanego odtwarzacza CD bądź przetwornika c/a używamy wysokiej klasy streamera i już wtedy okazuje się, że jedno wejście zbalansowane w odtwarzaczu to za mało. Gryphon jest w tym przypadku wyjątkiem od reguły, a regułą w obecnych czasach powinny być nie dwa, ale nawet trzy wejścia XLR. Czemu większość firm ich nie oferuje? Konstruktorzy raczą wiedzieć.

4855022019 001Wnętrze. Lwią część zajmuje zasilanie.

 

Argument kosztów do mnie nie przemawia, ponieważ w przypadku konstrukcji zbalansowanej (ta jest faktycznie kosztowna) dołożenie kilku dodatkowych wejść naprawdę nie robi wielkiej różnicy. Można jedynie żywić nadzieję, że za Gryphonem pójdą pozostali.
Oprócz wspomnianych XLR-ów, na tylnej ściance znajdziemy jeszcze trzy liniowe wejścia RCA, wyjście do zewnętrznego rejestratora oraz pre-out dla subwoofera albo dodatkowej końcówki mocy. Są też złącza wyzwalacza 12 V, umożliwiające integrację wzmacniacza z resztą posiadanego sprzętu, niekoniecznie tej samej firmy.

4855022019 001Gigantyczne trafo Holmgrena
w firmowym wdzianku to znak
rozpoznawczy wszystkich
wzmacniaczy Gryphona.

 

Moduły dodatkowe
Diablo 300 można dokupić w wersji saute lub z dwiema kartami rozszerzeń. Są to moduły phono i DAC, które można zamówić do montażu w fabryce lub już w trakcie eksploatacji, kiedy poczujemy palącą potrzebę.
Firmowy przedwzmacniacz korekcyjny obsługuje wkładki MM i MC oraz dysponuje jednym wejściem. Znacznie bujniej rozwinięte są złącza przetwornika, których jest aż pięć: USB, AES/EBU, optyczne oraz dwa S/PDIF. USB obsługuje pliki PCM do 32 bitów/384 kHz oraz DSD. Pozostałe: PCM do 24 bitów/192 kHz. Według deklaracji producenta, karta DAC-a bazuje na układach stacjonarnego konwertera Kalliope.

4855022019 001Napięcie filtruje bateria
kondensatorów elektrolitycznych
o łącznej pojemności 68000 μF
na kanał.

 

I tutaj pojawia się pewien zgrzyt, ponieważ za opcjonalny moduł trzeba dopłacić… ponad 25000 zł. O ile od lat jestem wielkim miłośnikiem Gryphona, o tyle dysponując taką sumą, z pewnością pożałowałbym na tak drogą kartę i wybrał osobne urządzenie. Co więcej, jestem przekonany, że postąpiłaby tak większość użytkowników. Przetworniki wysokiej klasy są coraz tańsze, a w tej cenie wybór jest już naprawdę duży. Zresztą, porównanie opcjonalnej karty do pełnowymiarowego Kalliope jest cokolwiek bałamutne – brak tu osobnego, rozbudowanego zasilania, a z ośmiu kości ES9018 zostały zaledwie dwie. Ale oczywiście producent nikomu ręki nie wykręca i ostateczny wybór należeć będzie do kupującego.

4855022019 001Nie ma wątpliwości, na czyje
zamówienie powstaje toroid.

 

Wnętrze
Wnętrze Diablo 300 zajmuje – tradycyjnie już – olbrzymi transformator toroidalny Holmgrena, z osobnymi uzwojeniami lewego i prawego kanału. Napięcie filtruje po 10 kondensatorów elektrolitycznych 6800 uF/100 V, co daje 68000 mikrofaradów na kanał. Do tego dochodzą umieszczone w ważnych punktach układu kondensatory polipropylenowe. Poprawiono tłumienie zakłóceń, stosując indywidualne stabilizatory zasilania lokalnych układów niskonapięciowych. W poprzedniku Diablo 300 do stabilizacji napięcia oraz w układach zabezpieczających stosowano wyłącznie diody Zenera. Zrezygnowano też z globalnej pętli sprzężenia zwrotnego. W końcówce mocy, podobnie jak we wszystkich wzmacniaczach Gryphona, wykorzystano bipolarne tranzystory Sankena. W każdym kanale pracują cztery komplementarne pary 2SA1295/2SC3264, co daje osiem dużych tranzystorów na stronę. Skądś się ta potworna moc musi przecież brać.

4855022019 001Za wzmocnienie prądowe
odpowiadają cztery komplementarne pary tranzystorów bipolarnych
Sankena 2SA1295/2SC3264 na kanał.

 

Na koniec pilot – kolejny mistrzowski przykład wzornictwa przemysłowego. Jego forma nie jest tak całkiem nowa, ponieważ bazuje na słynnym „patyczaku” z Callisto 2200, jednak tym razem dodano do niego dwie nóżki, na których można go wygodnie oprzeć. Osoby, którym pokazywałem ów wytwór duńskiej myśli technicznej, miały przeróżne skojarzenia (główka skrzypiec elektrycznych, nowoczesna proca, paralizator), żadnej jednak nie przyszło do głowy, że jest to po prostu pilot do wzmacniacza. Ale przecież w Gryphonie nic nie może być zwyczajne.

4855022019 001Tranzystor przykręcony
do radiatora. Przyleganie poprawia warstwa taśmy termoprzewodzącej.

 

Konfiguracja
Włączyć i grać – w zasadzie nic więcej nie trzeba. Przy takim zapasie mocy niestraszne nam żadne kolumny, nawet trudne do wysterowania elektrostaty. W odsłuchach brały udział Dynaudio Contoury 1.8, które zawsze pięknie się zgrywały z wszelkimi wynalazkami Gryphona, a także potężne Focale Kanta No. 3, które w tym samym czasie otrzymałem do testu. Sygnał z tandemu Primare CD32/Hegel HD 25 płynął do wzmacniacza symetryczną łączówką Klotza, a ze wzmacniacza do kolumn – Nordostem Red Dawn.

 

Wrażenia odsłuchowe
Gdybym w ślepym teście miał określić typ grającego urządzenia, to w przypadku Diablo 300 dałbym sobie rękę uciąć, że słucham potężnej końcówki mocy, a może nawet monobloków. Od drogich superitegr wymagamy wiele, ale na ogół przyjmujemy, że do osiągnięcia kolejnego stopnia audiofilskiego wtajemniczenia konieczne są urządzenia dzielone. Jednak Duńczycy, w sobie tylko znany sposób, potrafili tę magiczną granicę przekroczyć.
Połączenie ponadprzeciętnej dynamiki, szybkości narastania sygnału i swobodnego operowania basem to cechy, do których Gryphon zdążył nas przyzwyczaić. W Diablo 300 dochodzi do nich przepastna przestrzeń, jakby pozbawiona granic, oraz niesłychanie stabilny obraz dźwiękowy, wyłaniający się z czarnego jak smoła tła.

4855022019 001Wszystko się tutaj kręci wokół zasilania. Diablo 300 to prawie
dual-mono. Prawie, bo dla każdego kanału przewidziano niezależne
uzwojenie, a nie cały toroid.

 

Słuchanie nagrań orkiestrowych bądź gęstych realizacji w estetyce rocka symfonicznego przypomina trochę spokojną jazdę samochodem wyposażonym w mocną widlastą ósemkę. Kiedy się nam nie spieszy, toczymy się spokojnie, ale w razie potrzeby wystarczy dotknąć pedału gazu, żeby wcisnęło w fotel.
Diablo nie pręży stale muskułów, ale przy raptownym tutti bądź szybkim basowym pasażu reaguje błyskawicznie. Zachowuje przy tym swobodę i nieskazitelną czytelność dźwięku. Producent zaznacza, że część rozwiązań przeniósł tu z przedwzmacniacza Pandora i końcówki mocy Mephisto. I akurat tym razem jestem skłonny uwierzyć, że nie chodzi jedynie o zgrabny chwyt marketingowy.

4855022019 001Szkatułka pełna niespodzianek,
czyli DAC widziany od środka.
Właściwie to nie widziany, ponieważ odseparowano go maksymalnie
od układów analogowych.

 

Wydawać by się mogło, że w dziedzinie niskich tonów poprzednicy już dawno postawili kropkę nad „i”, jednak Diablo 300 idzie o krok dalej. Bas jest wyraźnie głębszy i mocniej zaznaczony niż w przypadku Callisto 2200, które przecież nie jest pod tym względem ułomkiem. Słychać jednak, że zrezygnowano z dotychczasowej bezkompromisowej twardości niskich tonów na rzecz ich większego nasycenia, a wręcz lekkiego ocieplenia. Innymi słowy, firmowy schemat „szybki atak – krótkie wybrzmienie” zastąpiono wzorem „atak – narastanie – dłuższe wybrzmienie”. Fanów Gryphona pragnę uspokoić – nadal mamy do czynienia z urządzeniem o krótkim czasie reakcji i niezwykle punktualnym w odmierzaniu rytmu. Po prostu, postanowiono firmowy dźwięk nieco „uczłowieczyć”, dodając mu ciała, barwy i plastyczności. Słuchając nagrań akustycznych, zwłaszcza z udziałem kontrabasu i fortepianu, dochodzi się do wniosku, że brzmienie na tym zabiegu tylko skorzystało, zaś epitet „zimny drań”, którym często obdarzano wzmacniacze duńskiej wytwórni, w dużej mierze stracił rację bytu.

4855022019 001Za wysoki profil urządzenia
odpowiadają przede wszystkim
wielkie radiatory. Każdy chłodzi
osiem mocnych Sankenów.

 

Szalenie ciekaw byłem średnicy, ponieważ ta, na przestrzeni lat, ulegała chyba największym przemianom. W Tabu była ostra i analityczna, w Callisto 2100 – sucha i aseptyczna, a w Callisto 2200 – dla odmiany – gęsta i nasycona. W przypadku Diablo 300 bardzo trudno mi było uchwycić jej charakter, ponieważ zmieniał się on jak w kalejdoskopie. Słychać było, że tym razem inżynierowie z Ry postawili na jak najdalej posuniętą neutralność, czy wręcz na służebny charakter tego zakresu wobec odtwarzanej muzyki. I tak wokal Stinga na płycie „Last Ship” zabrzmiał detalicznie, niekiedy w sposób przerysowany, ale bardziej za sprawą samej realizacji niż wzmacniacza. Ten ostatni podkreślił jedynie dominujące cechy, jakie nadali temu zakresowi realizatorzy nagrania. Zupełnie inaczej miała się rzecz z głosem Agi Zaryan z jej najnowszej płyty „What Xmas Means to Me”. Gryphon wspaniale wydobył głos artystki z tła, akcentując jego ciepło, głębię i aksamitną barwę. Kameleon? W dużej mierze tak, choć głównie za sprawą fenomenalnej neutralności. Sprawia ona, że cechy urządzenia schodzą na dalszy plan, ustępując miejsca charakterowi nagrania.

4855022019 001Masywne i bardzo wygodne
terminale kolumnowe. Wyjście
subwoofera i dwa wejścia XLR.

 

Temperaturę barw ustawiono tu z premedytacją na zero i uważam, że w przypadku urządzenia najwyższej klasy właśnie takiego rozwiązania należało oczekiwać.
Wspomniałem już o przepastnej przestrzeni, jednak w przypadku duńskiego wzmacniacza nie ogranicza się ona jedynie do maksymalnego rozciągnięcia sceny wszerz i w głąb. Tym, co tworzy dojmujące wrażenie dźwiękowej holografii, są pieczołowicie poukładane i wyraźnie zaznaczone nakładające się na siebie plany dźwiękowe. W przypadku dużych składów i gęstych aranżacji muzyka tworzy integralną całość, lecz my bez problemu możemy śledzić jej elementy składowe – pojedyncze instrumenty lub grupy instrumentów.

4855022019 001Wersja full wypas, czyli
Diablo 300 wyposażony w DAC
i phono. Niestety, trzeba
za nie słono dopłacić.

 

Istotne jest to, że nie zostały one powycinane skalpelem, lecz delikatnie „obrysowane” i zawieszone w przestrzeni. Specyficzna napowietrzność dźwięku i jego delikatne kontury sprawiają, że prezentacja przypomina… lampę. Zdaję sobie sprawę, że porównanie trzystuwatowego monstrum na półprzewodnikach do delikatnej triody może być przez niektórych poczytywane za grube nadużycie, jednak będę się przy nim upierał. Gryphon buduje plany jak SET – ma nad nim jednak istotną przewagę w postaci wystrzałowej dynamiki i przepastnego basu.
Jak natomiast wygląda górny skraj pasma? W porównaniu ze wzmacniaczem odniesienia, soprany Diablo 300 są rysowane cieńszą i mniej zamaszystą kreską. Paradoksalnie, mimo lekkiego złagodzenia tego zakresu, słychać więcej niż w Callisto 2200. Wysokie tony tego ostatniego są zamaszyste, bezpośrednie, niekiedy nawet twarde.

 

Diablo stara się im nadać nieco bardziej filigranowy charakter, lecz dzięki temu docierają do słuchacza wzbogacone o niesłyszane dotąd szczegóły. W przypadku delikatnego szorowania miotełkami o talerz czy uderzenia w trójkąt wydaje się wręcz, że górne pasmo przenoszenia nie ma granic – przepięknie zaznaczone są nie tylko najwyższe dźwięki, ale także ich długie, obficie nasycone harmonicznymi wybrzmienia.
Zachwycając się romantyczną stroną Gryphona, którą po latach niespodziewanie ujawnił, nie należy zapominać, że jest to wciąż potężny i szybki wzmacniacz, który pasjami uwielbia mocną muzykę.

4855022019 001Takiej biżuterii nie ogląda się
na co dzień. Przepiękne
i funkcjonalne terminalne głośnikowe,
a do tego – dwa wejścia XLR.
Pod wyjmowaną klapką miejsce
na DAC.

 

Nie chodzi jedynie o rockową młockę – choć ta w wykonaniu Diablo 300 brzmi spektakularnie – lecz o każdy repertuar, w którym dominują ostro zaznaczony rytm i gwałtowne skoki dynamiki.
Słuchając świetnie zremasterowanej, klasycznej już płyty Zbigniewa Namysłowskiego „Kujaviak Goes Funky”, pomyślałem, że niewiele urządzeń, potrafiłoby tak realistycznie oddać atmosferę nagrania, kipiącego od nagromadzonej w studiu energii. Imponował niesamowity wolumen brzmienia, jego namacalność i realizm, odczuwalne nie tylko w pokoju odsłuchowym, ale praktycznie wszędzie tam, gdzie docierał dźwięk. A docierał daleko, ponieważ w przypadku Gryphona obowiązuje zasada: „Im głośnie, tym lepiej”.
No i to głębokie, poruszające powietrzem stęknięcie basowego bębna perkusji… Za to kochamy duńskie wzmacniacze.

 

Konkluzja
Potrafi zagrać diabelnie ostro i z wykopem, ale kiedy trzeba, zaśpiewa anielskim głosem. Brutal o romantycznych skłonnościach. Wiking egzystencjalista. Czuły barbarzyńca. Po prostu Gryphon.

 

2019 02 27 14 26 19 048 055 HIFI 02 2019.pdf Adobe Reader

 

 

Bartosz Luboń
Źródło: HFM 02/2019


Pobierz ten artykuł jako PDF