HFM

artykulylista3

 

Marantz ND8006/PM8006

44 51 122008 011
Stare powiedzenie przypisywane Chińczykom mówi: „Obyś żył w ciekawych czasach”. Wbrew pozorom, nie jest to tęsknota za czymś nowym, lecz przekleństwo i ponury komentarz do bieżących wydarzeń i otaczającej nas rzeczywistości.

Żyjemy w tak ciekawych czasach, że wielu z nas zapewne tęskni za nudą. W polityce zagranicznej odbywa się przeciąganie liny między Wschodem a Zachodem, z których ten pierwszy coraz bardziej miesza się w wewnętrzne sprawy innych krajów, np. majstrując przy wyborach. Nie zapominajmy też o spontanicznych akcjach amerykańskiego prezydenta. A to znienacka nałoży zaporowe cła reszcie świata, a to strzeli selfika z północnokoreańskim satrapą.



To może choć na audiofilskim poletku panuje spokój? Żeby…


Z jednej strony, jesteśmy świadkami zaskakującego renesansu płyt winylowych i gramofonów, w tym również tych tanich, wyposażonych (o zgrozo!) w przetworniki c/a i wyjścia USB. Z drugiej, dzięki upowszechnieniu szybkiego internetu, panoszy się streaming i zdematerializowana muzyka. Co ciekawe, oba – pozornie wykluczające się światy – mają najwięcej zwolenników wśród młodych ludzi, dla których wszystko musi być „smart”.
Oazą spokoju na tym tle wydają się domowe sanktuaria konserwatywnych audiofilów. Okopali się na dotychczasowych pozycjach i z konfucjańskim spokojem pielęgnują swe hobby, zerkając na nowinki techniczne z zainteresowaniem emerytowanego antykwariusza, który przypadkowo usłyszał rozmowę na temat e-booków.No dobrze, a co jeśli któryś z tych strażników tradycji zechce jednak wypłynąć na szersze wody bez rezygnowania z dotychczasowych nawyków? Z myślą o nich Marantz przygotował stereofoniczny zestaw 8006, składający się z wszystkomającego odtwarzacza ND8006 oraz tradycyjnego wzmacniacza PM8006. O powadze przedsięwzięcia świadczy fakt, że oba urządzenia wyprodukowano w japońskiej fabryce Shirakawa, w prefekturze Fukushima.

44 51 122008 002Antenki do łączności
bezprzewodowej Wi-Fi i Bluetooth.

 


Budowa
Odtwarzacz ND8006
Na pierwszy rzut oka, ND8006 przypomina standardowy odtwarzacz płyt kompaktowych. Małe zaciekawienie może wzbudzić gniazdo USB na froncie, ale w końcu większość producentów wyposaża obecnie źródła cyfrowe w moduły obsługujące pliki.
Centralną część przedniej ścianki wykonano z aluminium, zaś lekko wygięte do tyłu elementy boczne – z tworzywa ABS. W tej cenie producent mógł przynajmniej zamaskować je cienką powłoką metalu, nawet jeśli nie mają istotnego znaczenia konstrukcyjnego ani wpływu na brzmienie.
Najwięcej miejsca na froncie zajmuje niebieski wyświetlacz, dostosowany szerokością do szuflady transportu, umieszczonej tuż nad nim. Co ciekawe, ND8006 nie odtwarza SACD. Po obu stronach displayu widać kilka manipulatorów. Uznanie wzbudza duże wyjście słuchawkowe z analogową regulacją głośności. Jak za dawnych, dobrych czasów… Poza tym, nie znajdziemy tu symboli dekoderów ani kolorowych nalepek. Ot, klasyczny, audiofilski Marantz.

44 51 122008 002Wzmacniacz umożliwia
regulację także średnich tonów.

 

Niech jednak nikogo to szlachetne dostojeństwo nie zwiedzie, bo tył urządzenia dobitnie przypomina o tym, że zbliżamy się do końca drugiej dekady XXI wieku.
Najpierw w oczy rzucają się szeroko rozstawione wyjścia analogowe. ND8006 został wyposażony w dwie pary, o stałym i regulowanym napięciu. Do tych drugich można podłączyć bezpośrednio końcówkę mocy i zbudować w ten sposób maksymalnie uproszczony system.
Choć gniazda są wysokiej jakości, sprawiają wrażenie dodatku do bogatej kolekcji złącz cyfrowych. Poza standardowym wyjściem koaksjalnym i optycznym, widać asynchroniczny port USB typu B, służący do podłączenia komputera. Dalej mamy jedno wejście koaksjalne i dwa optyczne oraz LAN. Zestaw uzupełniają dwa gniazda do przykręcenia antenek Wi-Fi oraz Bluetooth. Mniej istotne w tym towarzystwie wydają się złącza zewnętrznego sterownika podczerwieni oraz spięcia systemu Marantza magistralą, umożliwiającą uruchamianie całości jednym przyciskiem na pilocie.

44 51 122008 002W odtwarzaczu znajdziemy
polskie menu.

 

Zanim złapałem za śrubokręt, zajrzałem pod spód odtwarzacza. Zamiast standardowych plastikowych lub gumowych nóżek, znalazłem tam porządne stopy, wyposażone w absorbery drgań.
Po zdjęciu pokrywy okazało się, że aluminiowo-plastikowy centralny panel  został przykręcony do stalowej ramy i nie stanowi elementu konstrukcyjnego. Kamień spadł mi z serca, bo zacząłem podejrzewać projektanta ND8006 o dziwne oszczędności.
Wnętrze odtwarzacza jest gęsto upakowane, ale komponentom zapewniono w miarę komfortowe warunki pracy. Moduły przymocowano do dodatkowej płyty montażowej nad dnem. Zwiększono w ten sposób sztywność odtwarzacza oraz zniwelowano resztki wibracji, które ewentualnie przedrą się przez zaporę z absorberów.
Zasilanie oparto na sporym transformatorze toroidalnym, otoczonym ekranem, oraz parze elektrolitów Nichicona, umieszczonych w sąsiedztwie sekcji analogowej, a wykonanych na zamówienie Marantza. Osobne odczepy wyprowadzono do napędu oraz sekcji cyfrowej.

44 51 122008 002Szuflada napędu pracuje
cicho i płynnie.

 

Lewą część wnętrza zaanektował moduł cyfrowy. Sercem i mózgiem ND8006 jest przetwornik cyfrowo-analogowy ESS Sabre 9016, wyposażony w dwa zegary taktujące, oddzielne dla każdej z grup częstotliwości próbkowania. Urządzenie może odtwarzać pliki DSD do 11,2 MHz i PCM do 32 bitów/384 kHz. Układ filtrów cyfrowych Marantz Musical Digital Filtering pochodzi wprost z flagowego odtwarzacza SA-10. Oba wejścia optyczne, cyfrowe koaksjalne oraz asynchroniczne USB-B zostały galwanicznie odizolowane od zakłóceń przenoszonych przez podłączone urządzenia.
Środkową część obudowy zajęły układy obsługujące łączność sieciową oraz sterowanie, natomiast całą prawą stronę wypełniła sekcja analogowa z lustrzanymi obwodami lewego i prawego kanału. Zastosowano w nich słynne firmowe moduły HDAM (Hyper-Dynamic Amplifier Module), tu w wersji SA2, montowane w miejsce popularnych wzmacniaczy operacyjnych. Co ciekawe, wzmacniacz słuchawkowy również zbudowano w oparciu o elementy dyskretne, z wykorzystaniem HDAM, a trzystopniowa regulacja pozwoli dopasować nauszniki, bez względu na ich impedancję.

44 51 122008 002Chassis każdego z urządzeń
skręcone z grubych blach.
Ozdobne przednie ścianki nie są elementami
konstrukcyjnymi.

 

Wzmacniacz PM8006
O ile odtwarzacz ND8006 pod względem wizualnym starał się zachować powściągliwość, to wzmacniacz śmiało nawiązuje do złotych lat stereo, kiedy to o pozycji danego urządzenia świadczyły przyciski i pokrętła ozdabiające front. A tych w PM8006 nie brakuje.
Podobnie jak w odtwarzaczu, centralną cześć frontu wykonano z aluminium, a zaokrąglone boki – z tworzywa. I, tak jak w odtwarzaczu, pełnią one tylko funkcję ozdobną. Na styku metalu z plastikiem znalazły się dwa pokrętła wytoczone ze stali: regulator siły głosu oraz wybierak wejść. O aktywnym źródle informuje rząd niebieskich diodek między nimi. Pozostałe gałki, również metalowe, służą do ustawienia balansu oraz regulacji barwy w zakresie tonów niskich, średnich (!) i wysokich. Przycisk Source Direct odcina te atrakcje, za to pozwala uzyskać najczystsze brzmienie.

44 51 122008 002W końcówkach mocy
tranzystory Sankena.

 

Pozostałe guziczki umożliwiają wybór wyjść głośnikowych (A/B) oraz ominięcie preampu i skierowanie sygnału bezpośrednio do końcówki mocy. Przyda się, gdy zechcemy zintegrować system stereo z kinem domowym. Nie zabrakło także wyjścia słuchawkowego 6,35 mm. Włożenie do niego wtyczki nie odcina automatycznie wyjść głośnikowych. Należy to zrobić osobno, przyciskiem na froncie.
Mechaniczny włącznik całkowicie odcina wzmacniacz od zasilania. Korzystanie z trybu standby jest możliwe tylko przy użyciu pilota.

44 51 122008 002Moduł phono
na osobnej
płytce.

 

Tylna ścianka PM8006 może wywołać konsternację u użytkowników „smarturządzeń”. Wzmacniacz jest bowiem w pełni analogowy. Widać tu  wreszcie ideę przyświecającą konstruktorom Marantza przy projektowaniu serii 8006 – odtwarzamy sygnały cyfrowe z każdego cywilizowanego źródła w możliwie dobrej jakości, a później tylko wzmacniamy, bez wprowadzania zbytecznego zamieszania i dublowania funkcji.
Użytkownik PM8006 ma do dyspozycji pięć wejść liniowych oraz jedno dla gramofonu. Poza tym jest bezpośrednie wejście do końcówki mocy, aktywowane wspomnianym wcześniej przyciskiem, wyjście z przedwzmacniacza i drugie, z pętli magnetofonowej. W pierwszej chwili może się wydać archaizmem, ale przyda się np. do podłączenia zewnętrznego wzmacniacza słuchawkowego, gdyby ten wbudowany z jakichś względów się komuś nie spodobał. Poza tym, skoro do łask wróciły szlifierki, to może nie należy całkiem skreślać kaseciaków i szpulowców?
Zgodnie z marantzową tradycją, wszystkie wyjścia wyróżniono innym tłem.

44 51 122008 002Napędzane silniczkiem
pokrętło przekazuje informacje
do mikroprocesora sterującego głośnością.

 

Główna para terminali głośnikowych, oznaczona jako „A”, została zamontowana na dole, bezpośrednio do płytki z końcówkami mocy. Skrócono w ten sposób ścieżkę sygnału, choć lokalizacja gniazd jest cokolwiek nietypowa. One same również odbiegają od przyjętych standardów. Zamiast zamówić popularną kopię lub nawet oryginał WBT, Marantz opracował własne zaciski. Wykonano je z litego mosiądzu i pokryto grubą warstwą srebra, a wygodne zakrętki w kształcie koniczynki ułatwiają dociśnięcie widełek. Po wydłubaniu zaślepek zainstalujemy także wtyczki bananowe, a totalni abnegaci mogą się nawet pokusić o podłączenie gołych przewodów.
Podobnie jak odtwarzacz ND8006, wzmacniacz PM8006 posadowiono na nóżkach z absorberami drgań.

44 51 122008 002Marantz ND8006/PM8006

 

We wnętrzu od razu rzuca się w oczy duży odlewany radiator, który oddziela zasilanie od elektroniki. Wszystkie elementy zamontowano na trójwarstwowej płycie nośnej – sztywnej i stabilnej mechanicznie.
Za dostawy energii odpowiada spory toroid, wspomagany parą Nichiconów o łącznej pojemności 36 tys. µF, wykonanych na zamówienie Marantza. Reszta zasilania, w tym mały układ realizujący tryb czuwania, znalazła się obok trafa.
W przedwzmacniaczu zastosowano nowy układ kontroli głośności. Ograniczony ruch gałki na przedniej ściance sugeruje obecność typowego potencjometru, jednak pokrętło zostało tylko zsynchronizowane z elementem odczytującym jego położenie, który przekazuje tę informację do mikroprocesora w przedwzmacniaczu. Ten zaś załącza określone sekwencje rezystorów. Efektem jest precyzja nastawów, zrównoważenie kanałów oraz ich dobra separacja w całym zakresie regulacji.
Ukłon w stronę posiadaczy gramofonów stanowi moduł korekcyjny, noszący długą i dumną nazwę Marantz Musical Phono EQ. Przystosowano go do wkładek MM, co akurat niespecjalnie dziwi we wzmacniaczu tańszym niż większość MC. Rozwiązanie powstało w oparciu o tranzystory JFET oraz firmowe wzmacniacze HDAM. Korekcja RIAA jest przeprowadzana w modułach HDAM, a za wzmocnienie odpowiada obwód pracujący w klasie A.
W końcówce mocy wykorzystano komplementarne pary bipolarnych tranzystorów Sankena 2SA1303/2SC3284. Wcześniej sygnał przechodzi przez HDAM-SA3. Stopień końcowy objęto płytkim prądowym sprzężeniem zwrotnym.

44 51 122008 002Radiator oddziela
cześć sygnałową od transformatora.

 

Przygotowanie
Pomimo rozbudowanej funkcjonalności instalacja i obsługa ND8006 okazują się intuicyjne. Odtwarzacz po włączeniu prowadzi użytkownika za rękę; pomaga w tym polskie menu. W ustawieniach można to i owo pozmieniać, np. odłączyć wyjścia cyfrowe czy ustawić parametry wzmacniacza słuchawkowego.
Odtwarzacz Marantza można obsługiwać smartfonem, za pomocą aplikacji HEOS, która, poza kompletną listą funkcji, otwiera dostęp do popularnych serwisów streamingowych. Łączność z siecią odbywa się bezprzewodowo albo kablowo.
Wraz z urządzeniami nabywca otrzymuje dwa identyczne piloty systemowe. W pierwszej chwili przyszły mi na myśl dwa grzyby w barszcz, ale to dobry pomysł. Nawet jeśli jeden odmówi posłuszeństwa, drugi będzie czekał w zapasie.

44 51 122008 002Wnętrze odtwarzacza wypełnione elektroniką niemal w stu procentach.

 

Wrażenia odsłuchowe
Dzięki mocnej podstawie basowej nagrania mistrzów baroku zyskały dodatkową porcję energii. Wyfraczeni muzycy zdjęli z głów pudrowane peruki i z większym niż zwykle zaangażowaniem zasuwali smykami po strunach. Nie przekroczyli jednak cienkiej linii, dzielącej rozsądek od szaleństwa. Artyści wykonujący „Muzykę na wodzie”, pod bacznym okiem Trevora Pinnocka, nie pląsali po scenie w tańcu synchronicznym, choć już w „Koncertach Brandenburskich” zagranych przez Café Zimmermann kontrabasy rżnęły niczym na góralskim weselu.
Scena została zaprezentowana prawidłowo. W nagraniach realizowanych w dużych salach półkoliście opasywała kolumny, a dalsze plany były czytelnie zaznaczone. Gdy muzycy przenieśli się do studia, dźwięki wychodziły nieco przed linię łączącą głośniki. Detale wydawały się wyraźne i obficie dawkowane.
Dla Marantza nie było nudnych nagrań. W utworach symfonicznych popisywał się mikrodynamiką. Reakcja na impuls była szybka i zdecydowana.

44 51 122008 002W sekcji analogowej odtwarzacza lustrzane układy dla każdego kanału.

 

Pierwszy etap testów zakończyłem fragmentami „Planet” Gustawa Holsta, które można uznać za podsumowanie możliwości Marantza w tej dziedzinie. Polecam ten krążek każdemu, kto twierdzi, że muzyka poważna to tylko smętne piłowanie baranich kiszek końskim włosiem. Holst inspirował takich gigantów ciężkiego rocka, jak Black Sabbath, a King Crimson i ELP nagrali własne wersje „Marsa”. Apokaliptyczne riffy, składające się na główny temat boga wojny, zostały odegrane z odpowiednią masą i energią, podobnie jak „Jupiter”, którego echa można usłyszeć w połowie hollywoodzkich superprodukcji. Odtworzone głośno, zrobiły piorunujące wrażenie; wybaczcie sąsiedzi, trochę mnie poniosło.
Zmiana repertuaru na jazz i blues przyniosła nieco uspokojenia. Zmienił się także charakter dźwięku, który zamiast na efektownych strzałach z werbla skupił się na wykończeniu detali. Kolejny raz ujawniła się muzykalność Marantza, dzięki której nawet w starszych nagraniach (Miles Davis, Dave Brubeck, Louis Armstrong czy Muddy Waters) praktycznie nie czuło się upływu czasu.

44 51 122008 002Przetwornik c/a ESS Sabre 9016.

 

Zamiast popisywać się stereofonicznymi sztuczkami, zestaw skupiał uwagę na wydarzeniach rozgrywających się pomiędzy kolumnami. Nagrania zarejestrowane przed kilkoma dekadami zachowały unikalny klimat czarno-białych filmów Kurosawy – bez oszałamiających efektów specjalnych, za to z prawdziwą głębią i wiarygodnością rzadko dostępną współczesnym wysokobudżetowym produkcjom.
Znany audiofilom Ken Ishiwata w czasie każdej prezentacji sprzętu podkreśla emocje towarzyszące wykonywaniu i słuchaniu muzyki. Można by to uznać za egzaltowaną marketingową gadkę, ale system 8006 potwierdza jego słowa. Nawet jeśli pod względem technicznym stare nagrania pozostawały dalekie od perfekcji, to i tak wywoływały szczere emocje.

44 51 122008 002Szeroko rozstawionym gniazdom odtwarzacza niestraszne
nawet grube łączówki.

 

Jeśli na podstawie powyższego opisu można dojść do wniosku, że zestaw Marantza został przeznaczony gównie do muzyki akustycznej, to podłączenie instrumentów do prądu rozwiało te obawy. Wzmacniacz PM8006 dysponuje uczciwymi 70 watami przy ośmiu omach i nie waha się ich użyć. Zanim jednak włożycie do odtwarzacza którąś z płyt herosów rocka, sugeruję podkręcić głośność. Na cywilizowanych poziomach brzmienie jest zbyt mało angażujące i dopiero przy poziomach bliższym koncertowym zaczyna się prawdziwa jazda.
Nieśmiertelne nagrania Pink Floydów, Petera Gabriela, Dire Straits czy Deep Purple zabrzmiały angażująco, choć przy okazji płyty „Made in Japan” ostatniego zespołu z zaskoczeniem dostrzegłem mały chaos wkradający się na scenę. Zwłaszcza w materiale zarejestrowanym w Osace 16 sierpnia 1972 roku. Za to „Smoke on the Water” zagrane dzień wcześniej w pełni zasługuje na miano pomnikowego – ze sceną, zlokalizowaną wyraźnie przed kolumnami i słuchaczem zajmującym najlepsze miejsce w pierwszym rzędzie.

44 51 122008 002Terminale głośnikowe
ze srebrzonego mosiądzu.

 

Jeśli moi współmieszkańcy i sąsiedzi mają już dosyć hałasów i z utęsknieniem wypatrują końca testów, to nadzieję tę zazwyczaj dają im nagrania Rammsteinu. Skoro Armin Krauss używa ich płyt do prezentacji Avantgarde Acoustic, to nie widzę powodu, by niemiecką grupę pomijać wzgardliwym milczeniem.
Zgodnie z oczekiwaniami, system Marantza nawet się przy niej nie spocił. Na wyróżnienie zasługiwały separacja instrumentów, szeroka scena, zlokalizowana tym razem za linią kolumn, oraz ogólnie mroczny nastrój, potęgowany ciężkim wokalem i ponurymi tekstami Tilla Lindemanna. To nie były łzawe smędzenia o nieodwzajemnionej miłości. Gęsto, duszno, z hipnotycznym rytmem i hymnicznymi refrenami. Po prostu kwintesencja ciężkiego łojenia. A pomyśleć, że jeszcze przed chwilą ten sam zestaw równie przekonująco grał Bacha.

44 51 122008 002Systemowe piloty
dołączono do obu urządzeń.

 

Konkluzja
Czy system Marantza ma jakieś wady? Owszem, z mojego punktu widzenia jedną, za to dość istotną: nie parzy kawy.

 

 

 

2018 12 21 13 19 54 044 051 Hifi 12 2018.pdf Adobe Reader

 

 

 

Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 12/2018


Pobierz ten artykuł jako PDF