HFM

artykulylista3

 

McIntosh MC301

6065042017 001
Stawiam dolary przeciwko orzechom, że McIntosh nie pozostawia obojętnym żadnego z nas. Można kochać, można nie lubić, jak to w życiu. Jako posiadacz systemu amerykańskiej firmy mogę się godzinami wpatrywać w rozkołysane wskaźniki i oddawać przyjemności słuchania muzyki. I wcale nie dlatego, że małpuję swojego szefa.

Jakiś czas temu w moim systemie przyszła pora na wymianę wzmacniacza. Końcówka MC252 znalazła nowego właściciela, a jej miejsce zajęła parka monobloków. Trzeba przyznać, że jak na dzieło McIntosha, MC301 wyglądają nader skromnie. Obudowy są kompaktowe i do bólu uproszczone. Nie ma widocznych rączek, radiatorów ani puszek z transformatorami. Monoblok wraz z nóżkami ma wysokość 15 cm, więc trudno mówić o imponującej posturze.





Budowa
Wszystkie układy schowano pod klasyczną pokrywą z lakierowanej na czarno blachy. Nadrukowano na niej oznaczenie modelu, prosty schemat uspokajający, że wszystko z nim w porządku oraz informację, że ma transformator zasilający i drugi, dopasowujący impedancję wyjścia do kolumn. Do tego skrócone dane techniczne. W przypadku braku wolnych półek można postawić monobloki jeden na drugim, chociaż nie jest to rozwiązanie ani eleganckie, ani zalecane.
Front wykonano ze szkła. W jego centrum umieszczono wyskalowany w watach i decybelach wskaźnik wychyłowy – element tak charakterystyczny dla McIntosha, że nie da się go pomylić z niczym innym. Podświetlony na niebiesko diodami LED krzyczy: Jestem McIntosh! I niech zakrzyczy brak pokręteł. Zamiast nich na przedniej ściance umieszczono dwa rachitycznie wyglądające pstryczki z plastiku. Namiastkę urody nadają im okalające aluminiowe pierścienie. Prawy to włącznik; lewy gasi podświetlenie wskaźnika i chyba umieszczono go tu jedynie dla zachowania symetrii, bo kto by go używał? Tym bardziej, że użycie połączeń sterujących w zestawieniu z firmowym przedwzmacniaczem umożliwia wygaszenie iluminacji kompletu.

Tylko znów: kto by go używał?
Pod wyświetlaczem znalazło się, podświetlone na zielono, firmowe logo oraz nazwa modelu. Z prawej strony są jeszcze diody, sygnalizujące podłączenie do zasilania oraz działanie systemów zabezpieczeń (Power Guard).

6065042017 002Tor sygnałowy, widok od dołu.

 


Co w środku?


Uwagę zwracają znaczne głębokość oraz masa monobloku. Wynikają z tego, że mimo pozorów, wnętrze MC301 nie uległo uproszczeniom i zastosowano w nim wszystkie firmowe rozwiązania.
Zasilacz oparto na dużym, ukrytym pod ekranem, transformatorze typu EI wspieranym przez dwa kondensatory filtrujące o pojemności 27000 µF każdy. Tę część zasilacza zmontowano na płytce w centrum. Układy wejściowe znalazły się na płytce tuż za gniazdami. Tor sygnałowy jest w pełni symetryczny, dlatego warto korzystać z wejścia XLR. W przypadku doprowadzenia sygnału do gniazda RCA podlega on symetryzacji we wzmacniaczach operacyjnych. W takiej postaci trafia do końcówek mocy, zamontowanych na wewnętrznych żebrowanych radiatorach.

6065042017 002Transformatory pod ekranem.

 


Zastosowaną tu konfigurację McIntosh nazywa „Quad Balanced”. W istocie to dwa symetryczne wzmacniacze w układzie push-pull. W każdym module obsługującym połówkę sygnału znajdują się trzy komplementarne pary tranzystorów NJL3281D/NJL1302D. Wykorzystano w nich technologię Thermal Trak, zapewniającą lepszą stabilność prądu spoczynkowego (bias), a przez to niższe zniekształcenia oraz niższą temperaturę pracy urządzenia. Sygnały końcówki mocy sumują się w transformatorach wyjściowych (tzw. Autoformerach). Każdy z nich ma odczepy dla kolumn  2-, 4- i 8-omowych. McIntosh MC301 jest w stanie dostarczyć 300 W, niezależnie od obciążenia.
Wyposażono go także w układ Power Guard, zabezpieczający przed przeciążeniem i zniekształconym sygnałem na wyjściu. Wbudowany komparator porównuje kształt przebiegu sygnału na wyjściu z wejściowym. Po przekroczeniu poziomu zniekształceń rzędu 0,3 %, obniża napięcie sygnału wejściowego do wartości, która nie będzie powodowała przeciążeń. W MC301 zastosowano także układ wyzwalania Power Control, opóźniający włączanie zasilania kolejnego monobloku o ułamek sekundy. To rozwiązanie bardzo przydatne w rozbudowanych konfiguracjach, wykorzystujących bi-amping lub w systemach kina domowego.

6065042017 002Tor sygnałowy.

 


Korzystanie z tych udogodnień wymaga zastosowania połączeń sterujących (przewody minijack – minijack). Można wtedy sterować podświetleniem wskaźników. Wzmacniacz wyposażono również w funkcję automatycznego wyłączania.
Jak na monoblok, z tyłu jest zaskakująco dużo gniazd. Wejściom XLR oraz RCA towarzyszą bowiem wyjścia (przelotki), umożliwiające podłączenie dodatkowych monobloków i bi-amping. Poza tym każdy wzmacniacz ma trzy pary zacisków głośnikowych, co wynika z obecności autoformerów.
Dochodzą do tego przełączniki wyboru wejścia Bal – Unbal, proekologiczny wyłącznik Auto off, który wyłącza wzmacniacz po około 30 minutach braku sygnału, a także gniazda wyzwalaczy. Dzięki tym ostatnim można korzystać z komfortu załączania wybranych elementów systemu McIntosha jednym przyciskiem na pilocie. Do tego załączania bezpiecznego, czyli z odpowiednim opóźnieniem.

6065042017 002Kondensatory filtrujące zasilanie.

 


Konfiguracja
Duet McIntoshy MC301 wymaga pewnej uwagi w trakcie konfiguracji systemu. Poza wyborem wejścia (polecam połączenie zbalansowane) bardzo ważne jest podłączenie posiadanych kolumn do odpowiednich zacisków głośnikowych. Niezależnie od nominalnej impedancji, warto porównać brzmienie z terminalami 4 i 8 ?. Mnie bardziej odpowiadała druga z opcji. Sugeruję bazować na własnych odczuciach, a nie na zapisach w specyfikacji.
Monobloki MC301 poznałem jakiś czas temu i wybrałem jako alternatywę dla stereofonicznych końcówek mocy MC302 i MC452. Na potrzeby testu grały z przedwzmacniaczami McIntosh C52 oraz Accuphase C-2850. Jako wzmacniacze odniesienia wystąpiły m.in. końcówki mocy Accuphase A-47 oraz Dan D’Agostino Master Power Classic Stereo. Zasilały kolumny ATC SCM-35, a także Chario Academy Sovran. Muzykę cyfrową odtwarzały Audio Research Ref CD7 oraz wewnętrzny DAC preampu C52. Pliki, zgromadzone na dyskach NAS Synology DS214, odtwarzały streamer Denon DNP-720AE oraz Acer Aspire V3-571G z systemem Win10 i programem JRiver Media Center 22.

6065042017 002Wygląd skromny, ale moc zacna.

 


Przy połączeniu USB z komputerem wykorzystałem iFi iPurifier2. Jako źródło analogowe wystąpił gramofon Garrard 401 z ramieniem SME-312, wkładką Audiotechnica AT33PTG/2 i stopniem korekcyjnym Amplifikator Pre-Gramofonowy. Wkładka Shure M25C (MM), zamontowana w ramieniu Ortofon AS-212, była podłączona do stopnia korekcyjnego w C52.
Elementy systemu, połączone przewodami Fadel Art (interkonekty, głośnikowe, zasilające), QED (Toslink), Supra (USB) oraz Van den Hul (phono), ustawione na stolikach StandArt SSP i STO, grały w zaadaptowanej akustycznie części pomieszczenia o powierzchni około 36 m2.

6065042017 002Wzmacniacz stoi na czterech
wysokich nóżkach.

 


Wrażenia odsłuchowe
Monobloki są w teorii doskonalsze od końcówek stereo. Każda kolumna otrzymuje własny wzmacniacz z niezależnym zasilaniem. Najlepszy efekt zapewnią monobloki identycznie wykonane, prezentujące takie same parametry, coś jak bliźniaki jednojajowe. McIntosh ma kilka takich w aktualnej ofercie. MC301 są z nich najmniejsze, a mimo to stanowią już poważne wyzwanie cenowe. Sięgając po nie, oczekiwałem odczuwalnej poprawy brzmienia w stosunku do MC252. Z drugiej strony – nie mogłem odżałować urody tej stereofonicznej końcówki mocy.
Generalnie, wszystko poszło zgodnie z planem. Monobloki McIntosha wykazały swoją przewagę nad MC252, wynikającą zapewne z kilku aspektów konstrukcji.
Para MC301 potrafi zgotować popis prawdziwej dynamiki. Dźwięki pojawiają się w punkt, bez zamulania, szybko narastają i precyzyjnie wygasają. Brzmienie pozostaje przejrzyste niezależnie od repertuaru i nawet w „Cudownym mandarynie” Bartoka (LSO, Giergiew, PCM, 44,1 kHz) faktura nie ulega rozmazaniu. Kontrola dość trudnych kolumn ATC nie sprawiła im kłopotu. W każdym z kanałów dobrze czuć te 300 W nieoszukanej mocy. Zapas daje szansę wysterowania nawet trudniejszych kolumn. A gdybyście uznali, że to nie wystarczy, to przecież można dołożyć drugą parę MC301 i używać ich w bi-ampingu.

6065042017 002Dobrany zestaw
– McIntosh C52/MC301.

 


Stereofonia monobloków jest rzeczywiście wejściem na wyższy poziom wtajemniczenia. Trudno to stwierdzenie generalizować na cały sprzęt, ale w porównaniach ze stereofoniczną MC302 łatwo to wychwycić. Ta sama nominalna moc, ale z oddzielnych zasilaczy, buduje brzmienie swobodniejsze zarówno w dziedzinie przestrzeni, jak i dynamiki. Scena, szczególnie w połączeniu z przedwzmacniaczem C52, jest pięknie rozbudowana we wszystkich wymiarach. Odrywa się od kolumn już przy niskich poziomach głośności. Instrumenty akustyczne oraz wokale na płycie Meredith Monk „Do You Be” (LP, ECM New Series) wybrzmiewają w naturalnie uchwyconej przestrzeni. Nieprzesadzone dynamicznie, oddane w odpowiednich proporcjach głos i fortepian potrafią prawdziwie przekazać nieco dziwaczne wokalizy, a także zawiłe pasaże fortepianowego akompaniamentu.

6065042017 002Jak to u Maka – mnóstwo
opisów na obudowie.


Głos i fortepian mówią prawdę o barwie systemu, więc ucieszyło mnie, że nie mam się do czego przyczepić. Zdaję sobie sprawę, że część uzyskiwanych efektów może zależeć od sposobu produkcji. A jaka to może być część w nagraniach zwanych „audiofilskimi”, świetnie pokazuje sampler „Best of Chesky Classics & Jazz and Audiophile Test Disc Volume 3”. W pierwszej części pojawiają się doskonale znane utwory, a dalsza przedstawia możliwości cyfrowej obróbki nagrań. Sztuczki z efektami stereo, dodawaniem pogłosów i innych polepszaczy powodują, że efekt potrafi być odmienny od materiału wyjściowego.

6065042017 002Bogato jak na monoblok.

Tę część odsłuchu potraktowałem jako zabawę w odkrywanie demaskatorskich umiejętności zestawu McIntosha. Z każdym prezentowanym przez narratora krokiem brzmienie coś – z jednej strony – zyskiwało, ale z drugiej – niebezpiecznie podążało w kierunku wynaturzania, by nie powiedzieć: karykatury. W sumie fajna zabawa, ale możliwa tylko w systemie wyraźnie różnicującym nagrania. McIntosh to potrafi i bez problemu dystansuje się od wizerunku sprzętu dosładzającego i upiększającego. Bo muzykalność współczesnych wzmacniaczy McIntosha, szczególnie tych określanych terminem „Quad Balanced”, opiera się na naturalności, którą najbardziej docenią osłuchani melomani. Oswojeni z brzmieniem żywych instrumentów, odnajdą tu nieprzekłamane barwy, kontrasty mikrodynamiczne i cały zakres makrodynamiki.

6065042017 002Zaciski głośnikowe ustawiono
blisko, ale dokręcenie ułatwia
dołączony klucz.

 


Miałem niedawno fazę na przesłuchanie solowych LP Nicka Masona i Davida Gilmoura. Muszę przyznać, że to emocje dość wyboiste. Szczególnie „Profiles” Nicka. Można tu odnieść wrażenie, że jest lepszym kierowcą niż muzykiem, w co osobiście nie chcę i nie zamierzam uwierzyć. W tym porównaniu świetnie wypadło brzmienie „Metallic Spheres”, zaledwie okraszone Davidem. Niezależnie od poziomu muzycznego i jakości tłoczenia tych płyt, McIntosh pozostawał prawdziwy. Grał zgodnie z jakością nagrań oraz źródeł, które je odtwarzały.

6065042017 002Przełącznik trybu pracy.

 


Doceniam to szczególnie w zestawieniu z kolumnami ATC, które nie znoszą przekłamań i na oszustwa brzmieniowe reagują słyszalnym protestem. Zestawienie ich z McIntoshem bardzo mnie satysfakcjonuje. O moim wyborze zadecydowało także odejście MC301 od stereotypu „łagodnego Maka”. Monobloki łoją solidnie, dynamicznie i soczyście, a jednocześnie bez upiększania. Przekonały mnie do siebie na tyle skutecznie, że bez wahania przełknąłem ich dyskusyjną aparycję i zakupiłem do mojego systemu.

6065042017 002McIntosh MC301

 


Konkluzja
McIntosh MC301 to precyzyjnie wymierzony strzał. Wzmacniacze niby niewielkie, ale dzięki temu łatwe w aplikacji. I niech Was nie zmyli ten skromny wygląd, bo grają ze szczerym uczuciem i nieprzekłamaną mocą.

 

McIntosh MC301 o

 

 

 

 

 



Paweł Gołębiewski
Konsultacja techniczna: Jarosław Cygan
Źródło: HFM 04/2017

Pobierz ten artykuł jako PDF