HFM

artykulylista3

 

Vincent KHV-200

014 019 Hifi 04 2022 010
Specjalnością Vincenta są wzmacniacze hybrydowe, a ich znakiem rozpoznawczym – podświetlane lampy preampu, zalotnie zerkające przez okrągłe okienka.

Do znanych i lubianych piecyków stereo dołącza właśnie hybrydowy wzmacniacz słuchawkowy KHV-200. Choć liczba w symbolu nie oznacza mocy na kanał, to i tak nie należy on do ułomków.
 


 
Budowa
Najnowszy preamp Vincenta staje w poprzek większości obowiązujących trendów. Nie znajdziemy w nim bowiem DAC-a, będącego obecnie niemal obowiązkowym wyposażeniem sprzętów stereo.
Po drugie – nie jest przenośny, więc grono potencjalnych użytkowników skurczy się do konserwatystów, którzy nie uznają słuchania poza domem.
I wreszcie – po trzecie – jest zbudowany tak, jakby miał posłużyć przez najbliższe kilkadziesiąt lat, a pojęcie „planowanego postarzania” dotyczyło zupełnie innej dziedziny życia.
Za projekt KHV-200 odpowiada inżynier Frank Blöhbaum, jeden z najbardziej renomowanych niemieckich konstruktorów urządzeń lampowych. Lista wzmacniaczy, które opuściły jego biuro projektowe, liczy kilkadziesiąt pozycji, a dla Vincenta opracował m.in. modele SV-237MK, SV-737 oraz SA-T7.
Każda szanująca się firma dąży do rozpoznawalności, zaś Vincentowi ta sztuka udała się aż nadto. W urządzeniach hybrydowych centralnym punktem przedniej ścianki są okrągłe okienka z podświetlanymi lampami. KHV-200 także wpisuje się w tę stylistykę.

014 019 Hifi 04 2022 001

 

Znak rozpoznawczy Vincenta
– okienko z podświetlanymi lampami.

   

 


Przedni panel to po prostu kawał półcentymetrowej aluminiowej płyty. Jej charakterystycznym elementem jest wspomniane okienko, zza którego spoziera podwójna trioda ECC82 produkcji słowackiej wytwórni JJ Electronics. Zgodnie z vincentową tradycją, otoczenie lampy spowija intensywna pomarańczowa poświata, co odpowiada potocznym wyobrażeniom o jarzących się szklanych bańkach. Owo podświetlenie można, na szczęście, przyciemnić lub wyłączyć.
Po obu stronach okienka umieszczono dwa niezbyt duże pokrętła. Prawe to potencjometr głośności, lewym natomiast można regulować balans. To ostatnie rozwiązanie we wzmacniaczach słuchawkowych spotyka się rzadko, tak jakby wszyscy użytkownicy odznaczali się idealnym słuchem. Nie ma siły – po latach przebywania w hałaśliwym otoczeniu (komunikacja zbiorowa, głośna praca, gwar uliczny, imprezy) oraz słuchania głośnej muzyki przez nauszniki, zwłaszcza dokanałowe, wady słuchu stały się niemal powszechne. Większość producentów wzmacniaczy słuchawkowych chyba tego nie dostrzega, tym większe uznanie należy się Vincentowi, że nie marginalizuje problemu. Wróćmy jednak do meritum.
Oba pokrętła obracają się z miłym oporem, jednak ich oznakowanie pozostawia wiele do życzenia. Niby na obwodach umieszczono coś na podobieństwo małych wrąbków, ale w półmroku stają się one praktycznie niewidoczne. Pal licho balans, jednak w przypadku potencjometru przed włączeniem wzmacniacza lepiej się upewnić, że jest skręcony do zera.
W sąsiedztwie pokręteł umieszczono przyciski włącznika zasilania i wybieraka wejść. Obok pierwszego znalazła się mała czerwona lampka, sygnalizująca osiągnięcie optymalnej temperatury lamp. Po piętnastu minutach bezczynności wzmacniacz przechodzi w tryb uśpienia.

014 019 Hifi 04 2022 001

 

Vincentowe lampy.
   

 


Gniazda
Pod potencjometrem siły głosu umieszczono pełnowymiarowe, 6,3-mm wyjście słuchawkowe. Nie jest to jedyna opcja, bowiem z tyłu znajdziemy jeszcze czteropinowy XLR, umożliwiający podłączenie high-endowych wynalazków. Twórca KHV-200 zaleca stosowanie słuchawek o impedancji w przedziale 30-600 omów, choć wzmacniacz powinien obsłużyć nawet egzotyczne modele, z wyłączeniem, rzecz jasna, elektrostatów.
KHV-200 może też pracować jako klasyczny przedwzmacniacz. Wyposażono go w dwa wejścia liniowe oraz dwa wyjścia: regulowane do końcówki mocy i stałe do urządzenia nagrywającego.
Nad nimi znajduje się przełącznik wzmocnienia, który w przypadku wyjątkowo niskoimpedancyjnych modeli nauszników pozwala obniżyć gain o 8 dB i dokładniej dostroić głośność. Ostatnim elementem, poza gniazdem zasilania, jest trójpozycyjny przełącznik, zmieniający intensywność pomarańczowego podświetlenia lampy na przedniej ściance.

014 019 Hifi 04 2022 001

 

Vincentowe lampy.
   

 


Wnętrze
Bardzo lubię rozkręcać wzmacniacze Vincenta, bo choć wszystkie urządzenia firma wytwarza we własnej fabryce za Wielkim Murem, to z każdej śrubki emanuje duch niemieckiej solidności. Nigdy nie spotkałem tu poplątanych przewodów, smarków cyny ani innych przejawów nonszalanckiego montażu. Najprawdopodobniej żaden normalny użytkownik nie łapie za śrubokręt i nie rozpoczyna przygody od kontemplacji wnętrza, ale chyba przyjemniej jest używać sprzętu, o którym wiemy, że nie został wyklepany na kolanie.
Wnętrze KHV-200 na dwie części dzieli stalowy ekran. Tylną zdominował zasilacz z układem miękkiego startu. Bazuje na konwencjonalnym transformatorze rdzeniowym własnej produkcji Vincenta, umieszczonym na podstawie antywibracyjnej. Na sąsiadującej płytce zmieściły się pozostałe elementy zasilacza, wśród nich dwa elektrolity Nichicona po 4700 µF każdy. Tuż przy tylnej ściance przycupnął wybierak wejść, zbudowany w oparciu o przekaźnik Takamisawy. Niewprawne oko może przegapić sąsiadujący z nim nietypowy element – pionową płytkę, nakrytą dziwną poduszeczką (ugina się pod naciskiem).

014 019 Hifi 04 2022 001

 

Vincentowe lampy.
   

 

To prawdopodobnie końcówka mocy, niewykluczone że zbudowana w oparciu o wzmacniacze operacyjne, ale co dokładnie w niej zamknięto, tylko Herr Blöhbaum raczy wiedzieć. Producent milczy na jej temat jak grób, a ja nie mam luźnych 5200 zł na pokrycie strat w przypadku zbyt daleko posuniętej ingerencji. O tym, że nie jest to tylko pokrowiec na zaskórniaki, świadczą charakterystyczne prostopadłościenne kondensatory Wimy, umieszczone w bezpośrednim sąsiedztwie enigmatycznego modułu.
Z przodu, zaraz za stalowym ekranem, znalazły się dwie niskoszumne pentody E180F/6SCH9P, odpowiadające za wzmocnienie napięciowe. Przed nimi natomiast, otoczona odblaskowym „reflektorem”, połyskuje wspomniana podwójna trioda ECC82. Regulacja głośności odbywa się za pomocą klasycznego potencjometru analogowego.
Włącznik zasilania, ulokowany tuż przy transformatorze, jest poruszany za pomocą długiego mosiężnego pręta, łączącego go z przyciskiem na froncie.

014 019 Hifi 04 2022 001

 

Dwa wejścia liniowe
i słuchawkowe wyjście XLR.

   

 


Wrażenia odsłuchowe
Odkąd sięgam pamięcią, wzmacniaczom Vincenta zawsze chciało się grać. Bez względu na to, czy były to klasyczne integry tranzystorowe, hybrydy czy też konstrukcje dzielone, nigdy nie napotkałem problemów z odtwarzaniem zróżnicowanego repertuaru. Wprawdzie wcześniejsze podstawowe modele preferowały muzykę z prądem, ale im wyżej stały w hierarchii, tym więcej było w ich brzmieniu równowagi i neutralności.
Na tym tle KHV-200 był dla mnie zagadką. Z jednej strony, mając na względzie jego hybrydową konstrukcję, mogłem oczekiwać wpływu szklanych baniek; z drugiej, dość wysoka cena sugerowała, że mam do czynienia z górnymi strefami katalogu. Mógłbym tak jeszcze długo siedzieć i dumać, ale zamiast tego zebrałem kilka słuchawek z różnych segmentów cenowych i po prostu wziąłem się do roboty.

014 019 Hifi 04 2022 001

 

Ciasno, ciepło
i lampowo.

   

 


Wszystkie powyższe dywagacje z miejsca stały się bezprzedmiotowe – charakter brzmienia KHV-200 jest w stu procentach tranzystorowy. No, w 99,5, bo jednak w pewnym aspekcie doszukałem się lampowego pierwiastka, choć nie od razu.
Już po przesłuchaniu kilku losowo wybranych utworów słychać, że Vincent prezentuje wysoki poziom przejrzystości i neutralności. Mieszając różnymi nausznikami, nie miałem na przykład problemu z odróżnieniem Audio-Techniki od Sennheiserów, choć na pierwszy rzut ucha mają wiele cech wspólnych. Po podłączeniu do Vincenta niemieckiego przedwzmacniacza różnice między modelami były oczywiste i tylko od chwilowego nastroju oraz repertuaru zależało, w których akurat czułem się najlepiej. Pod tym względem KHV-200 wydaje się optymalnym wyborem recenzenta nauszników – nie dodając nic od siebie, ukazuje cechy testowanych konstrukcji.
W ślad za transparentnością szły stereofonia i budowa sceny. W tej dziedzinie Vincent oddał inicjatywę producentom słuchawek i jeśli któryś z droższych modeli miał ochotę wspiąć się na wyżyny swoich możliwości, to wzmacniacz nie ograniczał jego potencjału. Z gorszych konstrukcji (co nie znaczy tańszych), KHV-200 wyciskał ostatnie soki. Jeśli więc nadal wyraźnie odstawały od liderów, to nawet zmiana Vincenta na kosmiczne urządzenie napędzane skondensowaną plazmą nic więcej z nich nie wydobędzie.

014 019 Hifi 04 2022 001

 

Tajemnicza końcówka mocy
zamknięta w kopercie.

   

 


Po raz pierwszy wzmacniacz odsłonił własny charakter w obszarze niskich tonów. Dotyczyło to zwłaszcza dyżurnych mózgotrzepów z szeroko pojętego obszaru muzyki elektronicznej. Zamiast epatować dudnieniem, wprawiającym w drgania nawet gałki oczne, zabrzmiały strawnie, a głęboki dół nie nosił śladu podbarwień. Dla bywalców dyskotek, nawykłych do przygniatającego „bassu”, brzmienie KHV-200 może się w tym aspekcie okazać mało efektowne. Pozostali melomani docenią jego klasę.
A czy jest jakiś aspekt, który odstaje od tego sielankowego obrazu? Po głębokim zastanowieniu stwierdzam, że nie dostrzegłem. Ale gdybym już naprawdę musiał się do czegoś przyczepić, wskazałbym zbyt małą słodycz średnicy. Pomarańczowa poświata wokół lampy składała niezobowiązującą obietnicę. I niby wzmacniacz emanował wokół miłym ciepełkiem, jednak głosy wokalistek nie ociekały miodem, stawiającym włoski na karku. Zamiast gęstej melasy dostałem czysty i przejrzysty środek pasma, o ile, rzecz jasna, założyłem odpowiednio neutralne słuchawki. Wspomnianym lampowym pierwiastkiem w brzmieniu było bogactwo barw ludzkich głosów, instrumentów strunowych i dęciaków. Tu Vincent zapomniał o neutralności i dał się ponieść emocjom. Nie słuchałem, co prawda, disco-polo, ale stawiam dolary przeciw orzechom, że i to wyzwanie zniósłby z godnością i włożyłby w nie całe swe rozżarzone serce.

014 019 Hifi 04 2022 001

 

W przedwzmacniaczu
dwie pentody i podwójna trioda.

   

 


Konkluzja
Vincent KHV-200 wiele obiecuje, a jeszcze więcej oferuje. Stara się pozostać nieobecny w torze hi-fi, przenosząc ciężar odpowiedzialności za efekt brzmieniowy na sprzęt towarzyszący. Nie zdziwię się, jeśli u dojrzałych melomanów wzbudzi poważne zainteresowanie. Tylko jak wytłumaczyć towarzyszce życia konieczność wydania ponad 5000 zł na coś, czego nie ma?

Vincent KHV 200


Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 04/2022