HFM

artykulylista3

 

Grado GS3000e

020 025 Hifi 03 2022 005
GS3000e to najdroższe słuchawki Grado. Linia GS obejmuje trzy modele, a najważniejsze, czym się różnią, to gatunek drewna, z którego wykonano… pudła rezonansowe.





Joseph Grado zaczynał od metalowego modelu SR325 (test w następnym numerze). Minęło 30 lat, a SR325 nadal stoją na szczycie podstawowej serii Prestige. Joseph zmontował je już nie na kuchennym stole, ale w warsztacie, którego się dorobił na udanych wkładkach gramofonowych. Te powstawały wyłącznie z drewna, więc pewnej nocy naszemu bohaterowi albo się przyśniło, albo błysnęło w głowie, by zastosować ten materiał także w budowie słuchawek. Wkrótce sen się ziścił. A przynajmniej tak głosi legenda.

Filozofia Josepha Grado ma ręce i nogi. Zgodnie z nią obudowa słuchawek jest równie ważna jak sam przetwornik, a może nawet ważniejsza. Tak jest przecież w instrumentach: to pudło w głównej mierze odpowiada za ton brzmienia skrzypiec, gitar, a nawet fortepianu. Reszta, owszem, wymaga precyzji i wiedzy, ale tajemnice wielkich lutników dotyczą właśnie obróbki drewna i tego, jak je skleić i ukształtować. W instrumentach pudło rezonansowe pełni rolę wzmacniacza i kolumn, natomiast źródłem dźwięku jest struna, skracana palcem przyciśniętym do gryfu. Wiadomo, są lepsze i gorsze struny, wykonane z metalu, tworzyw sztucznych i naturalnych. Wpływ źródła potrafi być znaczący, ale w instrumentach o brzmieniu ostatecznie decyduje to, co drewniane.

020 025 Hifi 03 2022 001

 

Oddychające pory drewna.
   

 

 


Pudełko
GS3000e to piękne słuchawki, ale opakowane byle jak. Tekturowe pudełko to faux pas przy konkurencji, która ubiera referencyjne nauszniki w drewniane szkatuły, skórzane futerały lub walizeczki. Owszem, drewniana skrzynka Grado jest dostępna, ale jako osobna pozycja w cenniku (w Polsce tylko na zamówienie). Można taką kupić w rozmiarach wszystkich modeli. Amerykańska firma utrzymuje jednak, że wynika to, uwaga, z szacunku dla nabywcy! A raczej jego pieniędzy, ponieważ płaci jedynie za słuchawki. Ile w tym prawdy, producent raczy wiedzieć. Nie wyobrażam sobie jednak, by się nie zaopatrzyć przynajmniej w sztywne etui, czego salon ze sprzętem także nie ułatwia. Nie tłumaczą tego żadne zaklęcia, bo w chińskim sklepie internetowym można za 100 zł kupić sztywny futerał naprawdę dobrej jakości. Natomiast narażanie klienta na to, że uszkodzi drogie słuchawki np. w czasie podróży, można odebrać właśnie jako brak szacunku. W Grado powinni to przemyśleć.

020 025 Hifi 03 2022 001

 

Mocowanie muszli na prętach.
   

 

 


Budowa
GS3000e są duże, a optycznie powiększają je ogromne poduszki. Mimo to okazują się zaskakująco lekkie – zaledwie 250 gramów bez przewodu. Inna sprawa, że ten został zamontowany na stałe i jest dość ciężki. Wykonano go z plecionki 12 żył, a miedziane druciki Grado wyciąga we własnym zakresie (!) na maszynach pamietających zimną wojnę. Cewki przetworników także nawija się na miejscu, z tej samej szpuli. Zanim trafi w oploty, miedź jest wstępnie wyżarzana.
Sam przewód jest dziwnej długości, bo dwa metry to przeważnie zbyt mało do słuchania domu. Na szczęście w komplecie znajduje się 3,5-metrowy przedłużacz, którego zastosowanie podobno nie degraduje dźwięku; ma taką samą budowę, jak przewód w słuchawkach. Standardowa końcówka to duży jack. Przejściówka na mały znajduje się w wyposażeniu. Na zamówienie dostępna jest także wersja z wtykiem symetrycznym.
Do kabla mam pewne zastrzeżenia. O ile na prawie całej długości jest solidny, to od miejsca, w którym się rozdziela na dwa kanały, jego grubość i miękka izolacja budzą obawy o trwałość. Tym bardziej, że tutaj odcinki mają tendencję do skręcania się. Po dłuższym użytkowaniu nie wygląda to najlepiej. Uwaga tym bardziej zasadna, że w nowej wersji taniej linii Prestige izolacja okazuje się zdecydowanie lepsza – sztywna plecionka jest niemal całkiem odporna na skręcanie i zaginanie; trwalsza i mocniejsza. O tym, że wygląda lepiej, szkoda nawet wspominać. Litera „e” w symbolu aktualnych GS3000 sugeruje, że niedługo może się pojawić odsłona „x”; tańsze linie już się jej doczekały. Nie słyszałem, co prawda, na razie plotek o jej debiucie, ale przy okazji premiery warto by poprawić oplot.
Poza tym trudno znaleźć coś, co wymagałoby ulepszenia (oczywiście poza  dłuższym przewodem i futerałem). Dzięki niewielkiej masie GS3000e są wygodne w użytkowaniu. To w ogóle jedne z najbardziej komfortowych słuchawek, jakie miałem na głowie, ale wynika to też z innych względów. Konstrukcja jest otwarta, co ma swoje wady, głównie w postaci kiepskiej izolacji od otoczenia, ale dźwięk jest swobodny, otwarty i przestrzenny. Nie ciśnie też bębenków w uszach i nie ma specyficznej natarczywości obudów zamkniętych. Nacisk na uszy też okazuje się niewielki, wręcz śladowy, a dodatkowo rozkładają go równomiernie ogromne pady. Są twarde od strony ucha i w okolicy mocowania oraz miękkie na zewnątrz. Nie wynika to z połączenia dwóch materiałów, ale z nasączenia ich miejscowo czymś w rodzaju elastycznej żywicy. Okrągłe poduchy obejmują małżowiny z pokaźnym zapasem. Zapewniają miłe odczucia, a spora przestrzeń komory rezonansowej podkreśla wrażenie swobody.

020 025 Hifi 03 2022 001

 

Duże, wygodne gąbki i dyfuzor.

 

 

Jedyny nacisk odczuwamy na czubku głowy, ale okazuje się pomijalny z uwagi na niewielką masę słuchawek. Materiał, z którego wykonano pady, może nie jest aksamitny w dotyku, ale nie nagrzewa się specjalnie i dość skutecznie zapobiega poceniu. Gąbki wyglądają solidnie, ale kiedy się zużyją, można je wymienić niewielkim kosztem 225 zł za parę.
Przetworniki Grado również wykonuje we własnym zakresie. Membrany z mylaru mają 50 mm średnicy. To bardzo lekki materiał, z którego wykonuje się także folie elektrostatów. W połączeniu z lekką cewką i bardzo mocnym, neodymowym magnesem tworzą układ o bardzo dobrej odpowiedzi impulsowej. Relatywnie duża powierzchnia umożliwia także efektywne przetwarzanie niskich częstotliwości, dzięki czemu GS3000e startują już od 4 Hz, a to znakomity wynik.
Kosze przetworników (SpaceBlack Polycarbonate) także powstają na Brooklynie, ponieważ Grado dysponuje własnymi wtryskarkami. Takie same montuje we wszystkich modelach Statement i Professional.
Zasadnicze różnice w brzmieniu modeli wynikają z materiału, z którego wykonano obudowy. Są starannie wytoczone z jednego kawałka drewna. Kolor jest piękny, a olejowanie podkreśla jego głębię i nadaje delikatny połysk. Komorę zabezpieczono od zewnątrz aluminiową siatką, a od wewnątrz – dyfuzorem rozpraszającym fale, pokrytym „pończochą” z tworzywa sztucznego. Muszle zamocowano na dwóch metalowych bolcach, wychodzących z aluminiowej obejmy. W tańszych seriach jest plastikowa. To zapewnia niewielką, ale wystarczającą regulację kąta w pionie i automatyczne dopasowanie do kształtu i wielkości głowy.
Z obejm wystaje cienki, także aluminiowy pręt. Jest gładki, bez zapadek i wchodzi w plastikowe kostki. Te trzymają go mocno, ale muszle obracają się leciutko, dopasowując się do naszej fizjonomii, tym razem w poziomie. Mocowane wygląda delikatnie, ale jest pewne i trwałe. Nie zdarza się, aby cokolwiek pękło lub się poluzowało, nawet po wieloletnim użytkowaniu. Szkielet pałąka to elastyczna metalowa szyna. Obszyto ją dwoma kawałkami czarnej skóry – na górze twardym i grubym płatem, na dole miękkim i miłym w dotyku.
Estetykę oraz jakość wykonania i materiałów widać jak na dłoni. GS3000e to najwyższa półka i elegancja w wysmakowanym, klasycznym wydaniu.

020 025 Hifi 03 2022 001

 

W komplecie
przejściówka
i przedłużacz.

 

 


Wrażenia odsłuchowe
Wady? Jeżeli ktoś chce cokolwiek zarzucić GS-om, to znaczy, że niewiele dobrych słuchawek miał na głowie. Oczywiście, dążenie do doskonałości może mieć inny wymiar, wynikający z dociągania różnych aspektów brzmienia do poziomu referencyjnego, albo – jeżeli producent ma odwagę – realizacji własnej wizji dźwięku. Grado odwagi nie ma, a swój produkt stawia w cieniu muzyki. GS3000e stają się przez to odporne na gusta, a co za tym idzie – na dyskusje.
Jeżeli miałbym sobie zostawić tylko jedne słuchawki, to mogłyby być właśnie one. Ewentualnie PS2000e, Audio-Techniki ATH-ADX5000, Staksy SR-X9000 i… na tym koniec. Może westchnąłbym czasem do jędrności i zatykającego dech w piersiach rozmachu AT, bezkresnej głębi i powietrza elektrostatu albo spojrzenia na nagranie przez mikroskop w wydaniu konkurencyjnego modelu z Brooklynu, ale kiedy usiadłbym wygodnie na kanapie i włączył cokolwiek, oby dobrze nagranego, jakoś bym te wszystkie tęsknoty „rozchodził”.
Bo szczegółowość GS3000e to kosmos. Jeżeli wydawało nam się, że ulubiony album słyszeliśmy w pełni prześwietlony i obnażony, to amerykańskie nauszniki szybko to skorygują. Z tła wydobędą zdarzenia, których dotąd nie zarejestrowaliśmy, a dźwięki zostaną obrane ze skórki i przekażą sto procent smaku prosto na język. Nie trzeba się przygotowywać ani napinać, bo nie będzie się to wiązało z wysiłkiem – ani po stronie mylarowych membran, ani naszej. Uderzy za to „oczywista oczywistość” i zaskoczenie, że tak łatwo poszło. Zresztą, tak przecież ma być, a każda kombinacja to jak sięganie prawą ręką do lewego ucha.
Grado swobodnie sobie radzą z dowolnym bogactwem dźwięku. Pokazują całe to mrowie i nawet nie zawadzają o jakiekolwiek przykre doznanie. Ich pewność siebie przejawia się w trudnej do zdefiniowania nonszalanckiej swobodzie. Najgęstsza faktura nie stanowi przeszkody. O rozdzielczości czy ostrości konturów nie ma nawet co wspominać. Każdy sygnał to skończony obraz, oprawiony w ramy czasu.
O „szkole Grado” sugeruję zapomnieć. Bezpośredniość i bliskość to nie znaki szczególne, ale elementy współtworzące realizm, w dodatku bezprzymiotnikowy. Instrumenty brzmią jak na żywo. Szczegółowość je uprawdopodabnia, a dynamika? To następny pokaz z kategorii: patrzcie i uczcie się.
O kontrastach w skali mikro i makro szkoda rozlewać atrament, skoro można powiedzieć, że 50-mm membrany poruszają się szybciej, niż nadążymy słuchać. Potęga wynikająca z lekkości to paradoks? Być może, ale tak samo podszyty nonszalancką swobodą, dzięki której przyjmujemy te dawki wrażeń jako coś naturalnego.
To, co czujemy słuchając, wydaje się zresztą ważniejsze niż opisywanie kolejnych zalet. Niby przy tym ogromie informacji, rozpiętości dynamiki i precyzji oddania barw musi być wyczynowo. Ale nie jest, bo przez cały czas, niezmiennie towarzyszy nam spokój. GS3000e szybko zdobywają sobie nasze zaufanie, a łatwość grania przekłada się na łatwość słuchania. Przestajemy w napięciu czekać na potknięcia. Nabieramy wewnętrznej pewności, że nie pojawią się nieprawidłowości ani próby oszustwa. A skoro tak, to można sobie odpuścić śledztwo, zatopić się w muzyce i zapomnieć o diabełku, który szepcze do ucha, że może być lepiej. Może i może, tylko po co?
Jak by to podsumowały GS-y, gdyby umiały mówić?  Zapewne dwoma zdaniami, wypowiedzianymi zdziwionym tonem: „To niby jakaś sztuka? Przecież tak ma być”.

020 025 Hifi 03 2022 001

 

Ręczna robota.

 

 


Konkluzja
Skąd by tu wziąć 10 tysięcy?

 
Plastik, metal, drewno
Grado oferuje słuchawki wykonane z trzech materiałów. Plastik przeznaczono dla najtańszej linii Prestige (symbol SR). Zrobione są z niego wszystkie modele, oprócz najdroższego SR325. Niewykluczone, że tworzywo trafiło do podstawowej serii z uwagi na cenę i łatwość obróbki. Sama firma utrzymuje jednak, że zostało opracowane w wyniku wieloletnich badań, a celem jego stosowania jest optymalna integracja obudowy z przetwornikiem oraz tłumienie niepożądanych rezonansów. Mimo wszystko muszle nie są „martwe”, bo grają razem z 44-mm przetwornikami.
Najdroższe z serii Prestige SR325 wyposażono w obudowy z metalu. Był to pierwszy model słuchawek Grado i taką miał formę od samego początku. Kontynuacja legendy w niemal niezmienionej postaci przez 30 lat wydaje się uzasadniona z punktu widzenia marketingowca. Za metalem musi jednak przemawiać nie tylko tradycja, skoro Grado stosuje go także w równoległej do Statement (GS) serii Professional (PS). PS-y są równie drogie, jak GS-y, a brzmią fenomenalnie – takiej szczegółowości i precyzji się nie zapomina. Do dziś pamiętam kontakt z PS2000e (13600 zł) i od czasu do czasu nachodzi mnie myśl, że kiedyś je kupię. Od strony akustycznej metal jest więc dobrym rozwiązaniem, ale ma jedną zasadniczą wadę – masę. PS-y są ciężkie jak diabli, a przez to niewygodne. Po kilku godzinach boli szyja, a przy każdym gwałtownym ruchu głową ich bezwładność powoduje, że można dostać muszlą w zęby. Czy dźwiękowcy faktycznie używają PS-ów – wątpię. Dla nich wygoda liczy się tak samo, jak neutralność i szczegółowość. Natomiast inne modele, zarówno SR, jak i GS, w studiach widywałem.
Drewno to wizytówka firmy, a zarazem „prawdziwe Grado”, jak mówią fani. Konieczność zachowania powtarzalności wymusza wyjątkowo precyzyjną obróbkę. Najtańsza drewniana seria to Reference (RS w symbolu). Słuchawki są zgrabne, leciutkie i, w odróżnieniu od plastikowych Prestige, piękne. O ile w RS-ach można dostrzec minimalne „niedoróbki”, to GS-y wyglądają perfekcyjnie.
GS1000e kosztują 5900 zł, GS 2000e – 7900 zł, a opisywane GS 3000e – 9900 zł. Tak naprawdę wszystkie są do siebie łudząco podobne, a dla „audiofila-inżyniera” stanowią modelowy przykład polowania na naiwnego klienta – ten sam przetwornik i przewód, więc gdzie tu różnica? Przede wszystkim w drewnie. GS1000e mają muszle z mahoniu, natomiast GS2000e z mahoniu i klonu. Grado twierdzi, że technikę łączenia obu gatunków wykorzystują najlepsi wytwórcy instrumentów muzycznych. Klon daje dźwiękowi energię transmisji, mahoń zaś otwiera i odsłania prawdziwą strukturę harmoniczną. W odniesieniu do słuchawek te deklaracje mogą się wydawać dziwne, ale przecież kiedy mówimy o najlepszych skrzypcach i gitarach, kwestie związane z doborem i obróbką drewna nabierają kluczowego znaczenia. W słuchawkach, tak jak w instrumentach, występuje pudło rezonansowe, a różnice między modelami wyraźnie słychać. To nie czary-mary, tylko fizyka. Tak samo podlega jej Grado, jak i Stradivari.


Najwyższy w serii Statement recenzowany dziś model GS3000e wykonano z drewna cocobolo. Pochodzi z Ameryki centralnej (głównie Panama i Paragwaj) i zawiera olejki nadające mu kwiatowy zapach, wyczuwalny nawet po długim sezonowaniu. Świeże cocobolo potrafi poplamić koszulę. Stosuje się je w rękojeściach noży i pistoletów, ale najbardziej znane zastosowanie to instrumenty muzyczne, na przykład gitary i klarnety, a wśród ludowych: flety i dudy. Instrumenty wykonane z cocobolo są drogie, choć samo drewno nie kosztuje wiele: klocek wystarczający na budowę pary GS3000e można kupić za mniej niż 100 zł. Problem w tym, że ze względu na zaolejenie i strukturę, materiał okazuje się trudny w obróbce; na przykład klejenie wymaga wiedzy i doświadczenia. Gęstość i twardość nadają mu niepowtarzalny charakter, któremu zawdzięcza określenie „grające drewno”. Nie ma w tym przesady, bo nawet świeżo wycięty blok po uderzeniu wydaje mocny, wibrujący dźwięk. Tajemnica odpowiedniego „rozegrania” polega na wycięciu elementu zgodnie z odpowiednim ułożeniem słojów, potem obróbce, sezonowaniu i zachowaniu właściwej wilgotności. Po zakończeniu procesu drewna się nie lakieruje, bo to by zniekształciło pożądane własności akustyczne, a jedynie olejuje i szlifuje na przemian, pozostawiając otwarte pory. Tak też postępuje Grado, dodatkowo starając się zachować ten sam rysunek słojów w obu kanałach. Początkowo żywa, ciemna czerwień przechodząca w brąz z upływem lat nabiera szlachetnej głębi.
Jak mówią lutnicy, cocobolo ma miękkie, głębokie i ciepłe brzmienie. Jest jednak i zła wiadomość: niektórzy mogą być uczuleni na olejki zawarte w drewnie. Jeżeli więc zacznie was swędzieć skóra, a policzki się zaczerwienią, to macie pecha. Importer zapewne wymieni wtedy GS3000e na GS2000e, choć jak dotąd się to nie zdarzyło.
Inne ciekawe drewienka znajdziemy w linii Heritage. Limitowane serie, wychodzące okazjonalnie i tworzone na bazie RS-ów, wykorzystują rzadkie egzotyczne gatunki. Ma to zapewne wpływ na brzmienie, ale w tym przypadku bardziej liczą się walory wizualne. Te modele kupują kolekcjonerzy, a musi być ich wielu, bo dostać takie precjoza nie jest łatwo. Gdybyście byli zainteresowani, porozmawiajcie z importerem. Może załatwi, a może nie. Na pewno tanio nie będzie.

 
 
Złotówki kontra uszy
GS3000e to idealny przykład słuchawek bliskich doskonałości, do której jednak  trzeba dorosnąć. Nie to, że niewprawne ucho ich nie doceni, ale pierwsze wrażenie może być mylące. Najlepszy przykład to porównanie ze szczytowymi modelami najtańszej linii – SR225 i SR325e. Są na tyle dobre, że trudno sobie wyobrazić lepsze. Uderzają przejrzystością i ilością informacji. W dodatku dźwięk jest bogaty i epatuje tym bez przerwy. Wszystkiego jest dużo: wysokich tonów i basu, a mimo to średnica ani przez chwilę nie daje im się odsunąć na drugi plan. Dostajemy brzmienie efektowne, barwne i naprawdę odkrywamy płyty na nowo. Czujemy się jednak trochę jak w czasie jazdy sportowym bolidem. Wrażenia są pierwszorzędne, ale wygoda żadna i na wybojach dzwonią zęby.
Później zakładamy na głowę sześciokrotnie droższe flagowce i… przecieramy oczy ze zdumienia. Powinno przecież być sześć razy „bardziej”, a jest spokojniej i z większym dystansem. Inna sprawa, że… spróbujcie sobie wyobrazić owo „sześć razy bardziej” i czy na pewno tego byście chcieli? Taki dźwięk byłby przecież nie do wytrzymania. Ale jeżeli chcecie iść w tym kierunku, to wszystkie życzenia spełnią PS2000e, choć nawet w nich odczuwa się większy spokój niż w SR225x.
GS 3000e podążają w stronę muzykalności i jeszcze większej wierności barwie instrumentów. Wprowadzają też więcej oddechu. Powietrze wypełnia scenę i wszystko na niej ma wokół siebie więcej miejsca. Właśnie ten luz zapewnia komfort słuchania. Tym razem jedziemy limuzyną z tysiącem koni pod maską. Po kilku zmianach na głowie pozbywamy się wątpliwości, co lepsze i czego chcielibyśmy słuchać godzinami. A ta ramka jest dla wszystkich, którzy zachcą podjąć decyzję w ciągu minuty.

 

grado gs3000e

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 03/2022