HFM

artykulylista3

 

Sennheiser IE 800 S

046 049 Hifi 11 2020 004Kiedy Sennheiser wprowadza do oferty nowe słuchawki, można liczyć na przemyślane rozwiązania techniczne. Bez legend o wieloletnich badaniach i dziewicach montujących każdy egzemplarz przy blasku Księżyca. Baśnie z mchu i paproci zastępuje czysta inżynieria, pierwszorzędne materiały i racjonalnie skalkulowana cena. Z jednym wyjątkiem.

Kiedy dostałem do testów flagowe dokanałowe IE 800 S, nie mogłem uwierzyć, że ktoś będzie skłonny zapłacić za nie 4000 zł z hakiem. Nawet największym miłośnikom marki powinna zadrżeć ręka przy sięganiu po portfel. Także i ja z początku patrzyłem na IE 800 S z niedowierzaniem. Do czasu…






Dodatki
Kiedy się za słuchawki płaci 4000 plus, można oczekiwać maksymalnego dopieszczenia. Ekscentrycy w rodzaju firmy Grado, pakującej nawet najdroższe modele w pudełka do pizzy, stanowią lokalny koloryt. Z reguły bowiem w tej cenie mieści się porządne pudełko do przechowywania, komplet przewodów oraz akcesoria. Nie tym razem.
W niewielkim kartonowym opakowaniu nie znalazłem ani mahoniowych szkatułek, ani dziękczynnych listów od dyrekcji Sennheisera, pisanych na czerpanym papierze. Jedynym przejawem luksusu był elegancki, skórzany portfelik do przechowywania słuchawek. Od wewnątrz przyklejono w nim  metalową plakietkę z numerem seryjnym (moje IE 800 S nosiły oznaczenie 00331) oraz informacją, że słuchawki zostały wyprodukowane w Niemczech.
Poza tym w komplecie znalazły się trzy przewody sygnałowe: standardowy 3,5-mm minijack oraz para zbalansowanych, o średnicy 2,5 mm i 4,4 mm (Pentaconn). Na żadnym nie umieszczono mikrofonu ani pilota, więc używanie „osiemsetek” do prowadzenia rozmów telefonicznych odpada. W grę wchodzą wyłącznie high-endowe źródła przenośne lub stacjonarne. Niestety, w zestawie nie przewidziano przewodu dłuższego niż metr, co zmusza użytkownika do stosowania przedłużaczy albo biurkowych wzmacniaczy słuchawkowych. No chyba, że lubi siedzieć zgarbiony nad pełnowymiarową integrą. O 6,3-mm przejściówkę też trzeba się postarać samemu.
W pierwszej chwili może to dziwić, w końcu za słuchawki płacimy ciężkie pieniądze, ale po zastanowieniu można w tym dostrzec sens. Przewody sygnałowe wychodzą z obudów prosto w dół, przez co słuchawki są narażone na wypadanie z uszu przy każdym zaczepieniu o ubranie lub pobliski mebel. Podłączenie dłuższego i cięższego przewodu mogłoby szybko zburzyć kruchą równowagę między uszami a obudowami przetworników. Szkoda, że nie zastosowano elastycznych zausznic OTE, powszechnie używanych w sprzęcie estradowym oraz w bezprzewodowych IE 80 S BT („HFiM” 12/19). Dzięki nim słuchawki pozostałyby nieczułe na szarpnięcia.
Wszystkie trzy kable łączą się ze słuchawkami za pośrednictwem 2,5-mm symetrycznych gniazdek. Stosowna wtyczka znajduje się w dolnej części splittera, łączącego krótkie odcinki biegnące od każdej ze słuchawek. I jest to, niestety, poważna wada użytkowa. Co prawda, wyjścia kabli z obudów zostały dodatkowo usztywnione, co zapobiega ich załamywaniu, jednak uszkodzenie któregoś z nich będzie wymagało kosztownej naprawy.


Poza tym w pudełku znajdziemy komplet silikonowych wkładek dousznych oraz pianki Comply w trzech rozmiarach. I tu chciałbym się na chwilę zatrzymać.
Jednym z powodów mojej awersji do konstrukcji dokanałowych jest fakt, że kiepsko trzymają się w uszach. Wyjątki w rodzaju JBL-a Reflect Flow czy Audio-Techniki ATH-CK3TW tylko potwierdzają tę regułę. Flagowiec z   Wedemark nie dołączy do tego zacnego grona. Po licznych próbach jedynymi wkładkami, które jako tako siedziały mi w uszach, były największe pianki Comply, a i tak starałem się unikać gwałtownych ruchów. Mogło to wpływać na dźwięk, jednak żaden z silikonów nie uszczelniał dostatecznie kanałów słuchowych. A ma to fundamentalne znaczenie, ponieważ w przeciwnym wypadku w brzmieniu niemieckich dokanałówek po prostu nie ma basu. W ogóle, zero, nic, tylko popiskiwanie wysokich tonów. Gdybym planował zakup IE 800 S, od razu zaopatrzyłbym się w kilka kompletów innych wkładek dokanałowych, np. grzybków Bi-flange, których niestety zabrakło w firmowym zestawie. Oczywiście, wszystko zależy od indywidualnych cech anatomicznych, ale warto zwrócić na to uwagę.

046 049 Hifi 11 2020 001

 Opakowanie to eleganckie
pudełko z lakierowanego kartonu.

 

Budowa
Obudowy przetworników wykonano z ceramicznych odlewów i wyprofilowano tak, by jak najgłębiej wchodziły do uszu. Zwężają się do tyłu i kończą czymś na podobieństwo dwóch wylotów bas-refleksu. Zaraz, zaraz, bas-refleks w słuchawkach dokanałowych? Rozwiązanie jest częścią dwukomorowego absorbera o nazwie D2CA, którego zadaniem jest neutralizacja „efektu maskowania”, czyli nakładania częstotliwości 7-8 kHz na wyższe składowe. Rezultatem patentu Sennheisera ma być poprawa słyszalności niuansów odtwarzanych nagrań. Poza tym producent utrzymuje, że głośniczki zamknięte w ceramicznych obudowach pracują z takim wigorem, że potrzebne były niewielkie otwory stratne.
Drugi element, z którego Sennheiser jest dumny, to autorskie pełnopasmowe przetworniki XWB (Extra Wide Band). Mają 7 mm średnicy i pokrywają pasmo 5 Hz – 45 kHz. Ma to głęboki sens. W drogich dokanałówkach często stosuje się dwa, trzy, a nawet więcej przetworników, zwykle kotwicowych, czego efektem jest ponadprzeciętna dynamika oraz bardzo szerokie pasmo przenoszenia, przynajmniej na papierze. Niestety, wraz z tą mnogością pojawiają się problemy ze spoistością dźwięku. Bo o ile do wielodrożnej kolumny można wcisnąć rozbudowaną zwrotnicę, o tyle w przypadku słuchawek dokanałowych naturalnym ograniczeniem staje się ich wielkość. Zetknąłem się także z nausznymi konstrukcjami, zawierającymi kilka przetworników i efekt nadal był taki sobie, mimo że w dużych obudowach zmieści się spora zwrotnica. Sięgając po szerokopasmowy przetwornik XWB, Sennheiser zwinnym manewrem uniknął wspomnianych problemów.

046 049 Hifi 11 2020 001

IE 800 S są malutkie, ale rozmiar
nie ma tu żadnego znaczenia.

Wrażenia odsłuchowe
Na podstawie powyższego opisu można się zastanawiać co, u licha, w dokanałówkach Sennheisera kosztuje tyle pieniędzy. Rozumiem, że zastosowano ceramiczne obudowy, unikalne przetworniki, a produkcja odbywa się w Niemczech, ale każdy racjonalnie myślący klient potrzebuje ostatecznego argumentu, by wybrać właśnie je, a nie model konkurencji. Tym argumentem będzie brzmienie. Jak zatem grają douszne słuchawki za ponad 4000 zł?
Jeżeli ktoś ma wobec nich niebotyczne oczekiwania, to czeka go zawód. Dokanałowe Sennheisery grają… zwyczajnie. Nie ma „efektu wow”, natychmiastowego pobudzenia wszystkich zmysłów z węchem włącznie. Brzmienie jest po prostu naturalne. Nie brakuje mu ani basu, ani góry, ani stereofonii. Można słuchać w czasie czytania książki albo pracy przy komputerze i się nie rozpraszać. Ale wystarczy zrobić ciut głośniej i przymknąć oczy, by zapomnieć o otaczającym świecie.
W odróżnieniu od większości dokanałówek, dźwięk nie siedzi w głowie. Gdyby nie lekkie rozpieranie w kanałach słuchowych, przysiągłbym, że korzystam z modelu nausznego. Eliptyczna scena otacza głowę ze wszystkich stron, a sporo dźwięków dochodzi także z góry. Pod względem lokalizacji źródeł pozornych IE 800 S dorównują udanym pełnowymiarowym konstrukcjom w zbliżonej cenie, choć, rzecz jasna, nie generują tak obszernej przestrzeni. Instrumenty są od siebie wyraźnie odseparowane, dzięki czemu ani w klasyce, ani w jazzie skupienie uwagi na linii jednego z nich nie powoduje utraty obrazu całości. Natomiast w nagraniach binauralnych, np. realizowanych przez Chesky Records, instrumenty są lokalizowane w różnych odległościach od uszu. Może nie mierzonych w metrach, ale określonych z dużą dokładnością.


Zaletą niemieckich dokanałówek jest także ich neutralność. Gdyby nie douszna konstrukcja oraz krótkie przewody, mogłyby się z powodzeniem znaleźć w wyposażeniu niejednego dobrego studia. Dźwięk jest czysty i wolny od podkolorowań. Bas schodzi tam, gdzie zapisano go na płytach i choćbym zgłaszał nie wiadomo jakie roszczenia, to nie miał zamiaru podkreślać przełomu średnicy, kojarzącego się z wykopem. Kiedy jednak zmienimy repertuar na organowy, doświadczymy prawdziwej potęgi brzmienia. Czyli każdemu według potrzeb.
Wrażenie neutralności jest podkreślane unikalną przejrzystością. Jeśli tylko skupimy się na nagraniu, dostrzeżemy niuanse zapisane między dźwiękami. Jeżeli komuś sprawia satysfakcję wyłapywanie kiksów i potknięć artystów, z Sennheiserami dostanie je na srebrnej tacy. By nie być gołosłownym, przytoczę pierwsze płyty Diany Krall, nagrywane w przeddzień eksplozji światowej kariery kanadyjskiej wokalistki. Choć towarzyszący muzycy podeszli do młodej artystki z pełną powagą, to realizator dźwięku zbyt obcesowo ścinał głośność pod koniec każdego utworu. Nie zawsze można to wychwycić, jednak IE 800 S zadziałały tu w roli srogiego kontrolera jakości. Co jednak godne podkreślenia, nie robiły z tego afery. Jeśli ktoś będzie je traktował jak mikroskop do wyłapywania podobnych szczegółów – nie ma sprawy, ale jeśli chce się po prostu zanurzyć w muzyce, flagowe Sennheisery roztoczą wokół niego bogactwo dźwięków. Nie sposób się z nimi nudzić. Każde nagranie odkrywa małe i większe sekrety. Dostarcza emocji i niemal fizycznej przyjemności. Pojęcie monotonni jest im po prostu obce. Warto dodać, że detale są podawane bez drapieżnej nachalności, dzięki czemu nawet dłuższe słuchanie nie przyprawia o ból głowy. Oczywiście pod warunkiem, że usiądziemy w wygodnym fotelu z oparciem.

046 049 Hifi 11 2020 001

 W wyposażeniu
standardowy 3,5-mm
przewód stereo
oraz dwa rodzaje
symetrycznych.

Konkluzja
Filigranowe rozmiary w połączeniu z ceną IE 800 S mogą wywołać konsternację. Jednak zaraz po włożeniu słuchawek do uszu wątpliwości stają się nieistotne. Nieprzyzwoicie wysoką cenę płaci się tutaj za brzmienie. Tak dobre, że guzik mnie obchodzi, jakimi środkami je uzyskano.

   

2020 11 27 19 48 59 046 049 Hifi 11 2020.pdf Adobe Reader

Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 11/2020