HFM

artykulylista3

 

Grado GW100

030 033 Hifi 11 2020 005Grado Labs to modelowy przykład rodzinnej manufaktury, w której wszystkie etapy produkcji odbywają się pod jednym dachem.





W niepozornym budynku przy 7th Avenue 4614 na Brooklynie budowane są przetworniki, drążone w drewnie obudowy, wszystko razem składane do kupy i pakowane w przaśne kartonowe pudełka. I tak od kilku pokoleń.
Dla postronnego obserwatora wszystkie słuchawki Grado są takie same; to celowy zabieg stylistyczny. Wprawdzie ze względu na otwartą konstrukcję nieczęsto widuje się je na mieście, ale wypracowanie i utrzymanie przez kilka dekad własnego stylu buduje nieocenioną wartość.
Oprócz regularnych serii w katalogu amerykańskiej manufaktury można znaleźć wiele edycji specjalnych oraz produkowanych na zamówienie, czasem nawet w jednym egzemplarzu. Są tam słuchawki wykonane z drewna pochodzącego z beczek po whisky i innych wysokoprocentowych trunkach, z rosnącego nieopodal klonu, a nawet z użyciem części… Harleya Davidsona. Wśród słuchawek specjalnie wyprodukowanych dla ludzi sztuki znajdziemy nauszniki dla Billy’ego Joela, Jamesa Taylora, Johna Mayera, reżysera Barry’ego Jenkinsa, kompozytora Nicholasa Britella czy aktora Elijaha Wooda, który jest zresztą wielkim miłośnikiem Grado.
Choć wszystkie modele nowojorskiej wytwórni pod względem stylistyki są zdecydowanie niedzisiejsze, nie ominęła ich bezprzewodowa rewolucja. W 2018 roku Amerykanie zaprezentowali pierwszy i jak dotąd jedyny model Bluetooth GW100. Od premiery minęły blisko trzy lata, co dla słuchawek bezprzewodowych jest całą epoką. W Grado bynajmniej jej nie przespali, a obecnie produkowane egzemplarze z pierwszą serią wspólną mają tylko nazwę i podstawowe założenia konstrukcyjne.

030 033 Hifi 11 2020 001

Grado można rozpoznać
na końcu świata.

Budowa
Słuchawki Grado można rozpoznać na końcu świata. Są tak amerykańskie, jak motocykle Harleya, kina samochodowe, ćwierćfunciaki z serem i destylaty Jacka Danielsa. Jednak GW100 już na pierwszy rzut oka różnią się od większości nauszników brooklyńskiej manufaktury.
W oczy od razu rzuca się materiał, z którego wykonano obudowy. Zamiast zwyczajowego drewna, z którym Grado jest kojarzone, do produkcji GW100 używa się poliwęglanu. Dzięki temu są bardzo lekkie i – co się z tym wiąże – niezwykle wygodne. Nawet po kilku godzinach użytkowania nie wywołują najmniejszych objawów zmęczenia. Niewielka masa ma znaczenie o tyle, że przy gwałtownych ruchach głowy słuchawki nie zsuwają się z uszu. Jarzma mocujące muszle i charakterystyczny sposób połączenia ich z pałąkiem pozostały identyczne jak w modelach drewnianych. Mając na celu maksymalne ograniczenie masy, zamiast wyszukanych patentów w pałąku zastosowano pasek sprężystej stalowej blachy, obszyty sztuczną skórą.
Wewnątrz czarnych obudów zamontowano przetworniki o średnicy 40 mm, parowane z dokładnością do 0,05 dB. Od strony głowy chroni je stalowa płytka dyfuzyjna oraz wymienne gąbkowe poduszki. Na lewej muszli znalazły się przyciski sterujące, mikrofon do prowadzenia rozmów telefonicznych, gniazdo zasilania oraz minijack 3,5-mm dla przewodu sygnałowego.

030 033 Hifi 11 2020 001

Ażurowa metalowa płytka
chroni przetworniki od zewnątrz.

Wyposażenie i obsługa
Na wstępie wspomniałem o modyfikacjach, jakim na przestrzeni trzech lat poddawano GW100. Egzemplarze produkowane aktualnie zostały wyposażone w najnowszy moduł Bluetooth 5.0, zasilające gniazdo USB-C oraz baterię o pojemności 850 mAh. Ta ostatnia wystarcza na co najmniej 40 godzin grania przy głośności ustawionej w połowie skali. Akurat w moim przypadku owa połowa była przekraczana jedynie sporadycznie. Dzięki specjalnej konstrukcji muszli oraz wewnętrznych elementów tłumiących o 60 % ograniczono ilość dźwięków przedostających się na zewnątrz słuchawek. Zaraz, zaraz, jakich dźwięków?!
No właśnie, Grado GW100 są pierwszymi na świecie bezprzewodowymi słuchawkami Bluetooth o konstrukcji otwartej. I właśnie z tego powodu wydają się… kompletnie bezużyteczne. Nikt przytomny nie zabierze ich przecież na spacer po mieście, bo choć znacznie zredukowano emisję dźwięków na zewnątrz, to wszystkie odgłosy otoczenia docierają do użytkownika bez przeszkód. Jazda komunikacją miejską też odpada, chyba że komuś zależy, by współpasażerowie poznali jego gust muzyczny. Z kolei do słuchania muzyki w domowym zaciszu lepsze będą tradycyjne konstrukcje przewodowe, pozbawione stratnej transmisji Bluetooth. Do kogo zatem Grado GW100 są adresowane?

030 033 Hifi 11 2020 001

Trzy przyciski w zupełności
wystarczą.

 

Zacznijmy od wycieczek turystyczno-krajoznawczych… Należę do szczęśliwców, którzy mieszkają z dala od ruchliwych arterii. Codzienne dojazdy do pracy nie są, co prawda, sielanką, ale na okoliczność przemieszczania się autobusami i metrem mam słuchawki z redukcją szumów. Natomiast  wybierając się na zakupy, spacer lub rowerowy wypad, nie muszę się izolować od otoczenia. Licznie spotykani spacerowicze i cykliści także nie muszą się zamykać w dźwiękoszczelnej kapsule, a kontakt z otaczającym światem może mieć nieraz skutki zbawienne dla zdrowia i życia.
Natomiast w domowym zaciszu słuchawek Grado nie zdejmowałem z głowy całymi dniami. Nie absorbując słuchaną muzyką najbliższego otoczenia, pracowałem zdalnie na komputerze, sprzątałem, odwalałem poobiednie zmywanie i wykonywałem inne rutynowe czynności. Nie traciłem przy tym kontaktu słuchowego z pozostałymi domownikami.
I właśnie owo unikalne połączenie otwartości z mobilnością sprawiło, że Grado GW100 były najdłużej testowanymi przeze mnie słuchawkami w całej recenzenckiej karierze.

030 033 Hifi 11 2020 001

GW100, czyli jedyny
przedstawiciel Wireless Series.

Wrażenia odsłuchowe
GW100 od niemal wszystkich przenośnych słuchawek na świecie różnią się nie tylko typem budowy, ale także brzmieniem. Obstawanie przez Grado przy konstrukcji otwartej można traktować jako pójście na łatwiznę, bo tak też to z pozoru wygląda. Przecież to te same nauszniki, które od lat produkuje się przy 7th Avenue, tyle że teraz z Bluetoothem. Uważam jednak, że wybór został podyktowany względami brzmieniowymi. GW100 prezentują poziom, do którego nawet się nie zbliżają bezprzewodowe konstrukcje zamknięte w podobnej cenie, a i kilka droższych w bezpośrednim porównaniu miałoby kłopot.
Grado GW100 grają wyjątkowo spójnie i naturalnie. Żaden zakres nie jest podkręcony, by wywołać „efekt wow”. Temperatura otwartego, nieskrepowanego brzmienia pozostaje idealnie pokojowa. Słuchawki nie forsują firmowego profilu dźwiękowego, choć może właśnie na tym polega ich „szkoła brzmienia”? W rezultacie tylko od sprzętu towarzyszącego i technicznej realizacji nagrań będzie zależało, jak dużo i jak dobrze usłyszycie.
Jako że GW100 wywodzą się ze sprzętu stacjonarnego, formalny test rozpocząłem od połączenia kablem. Z Pro-Jectem Pre Box S2 Digital Grado pokazały rzeczy, jakich po nausznikach za tysiaka bym się nie spodziewał. Przestrzeń, swoboda, powietrze i energia przypominały droższe od nich o połowę Sennheisery HD600! Plastyczny, głęboki i zróżnicowany bas był klasą samą dla siebie, a obszerna, nasycona detalami panorama stereofoniczna praktycznie nie miała konkurencji wśród zamkniętych słuchawek z tego pułapu cenowego. Nawet rewelacyjne w swojej cenie Audio-Techniki ATH-SR50BT musiały uznać wyższość Grado, a przypomnę, że w połączeniu przewodowym zaprezentowały wyjątkowo wysoki poziom brzmienia wśród słuchawek bezprzewodowych („HFiM” 9/2019).

030 033 Hifi 11 2020 001

Po wpięciu przewodu słuchawki
automatycznie się wyłączają.

Na GW100 znakomicie brzmiała muzyka akustyczna. Zwłaszcza gitary, choć amerykańskie nauszniki nie miały też nic przeciwko nagraniom elektronicznym ani zdrowemu rockowemu łojeniu. Pod jednym wszakże warunkiem: jakość realizacji musiała być bez zarzutu.
Przejście do trybu bezprzewodowego w zasadzie nie zubożyło brzmienia GW100. W zasadzie, bowiem amerykańskie nauszniki okazały się szczególnie wrażliwe na jakość sprzętu towarzyszącego. Połączone bezprzewodowo z kilkuletnim laptopem, wyposażonym w jakąś starszą kartą sieciową, zaprezentowały poziom plastikowego badziewia z supermarketu pod względem barwy dźwięku, dynamiki i detaliczności, a przede wszystkim – stereofonii. Natomiast sparowane z wysokim modelem smartfonu, wyposażonym w najnowszą wersję modułu Bluetooth, zbliżyły się brzmieniem do połączenia kablowego. W takiej konfiguracji nie było dla nich zbyt wymagającej ani zbyt nudnej muzyki. Z równą swobodą poruszały się wśród klasycznych menuetów, jak i elektronicznych pejzaży J.M. Jarre’a, Vangelisa czy Daft Punk. Nie dziwota więc, że nie zdejmowałem ich z głowy całymi dniami. W czasie testów żałowałem jedynie, że zbyt wcześnie oddałem dystrybutorowi wzmacniacz Bluesound Powernode 2i („HFiM” 6/2020). Połączenie potencjału słuchawek Grado z potencjałem kanadyjskiego urządzenia mogłoby w tym segmencie cenowym zbudować prawdziwy zestaw marzeń. Przynajmniej na kilka najbliższych lat.

Konkluzja
Grado GW100 wydają się kompletnie pozbawione sensu i na tym właśnie polega ich urok. Za tym pozornym brakiem praktyczności kryje się głębsza idea. W każdym razie, jeśli pokażecie się w nich na ulicy, z pewnością wywołacie lokalną sensację. U tych, którzy nie mają pojęcia o amerykańskiej manufakturze i u tych, którzy znają ją tylko z konstrukcji stacjonarnych.

 

 

2020 11 27 18 49 27 030 033 Hifi 11 2020.pdf Adobe Reader

 

Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 11/2020