HFM

artykulylista3

 

Grado SR 225e

028 029 Hifi 11 2020 001Grado SR 225e należą do linii Prestige, wprowadzonej w 1995 roku i dwukrotnie odświeżanej – w 2008 i 2014. Pomimo szeregu poprawek niemal wszystkiego – przetworników, okablowania i obudowy – koncepcja i wygląd nie uległy zmianie.





Seria Prestige składa się z pięciu modeli. SR 60e, SR 80e, SR 125e testowaliśmy w trzech wcześniejszych numerach naszego czasopisma („HFiM” 7-8, 9 i 10/2020). Dzisiaj przedstawiamy SR 225e. Wszystkie są do siebie na tyle podobne, że trudno je odróżnić. Jedynie najwyższe SR 325e wyposażono w metalowe obudowy. Za to różnice w cenach widać już wyraźnie.
Wspólna pozostaje konstrukcja. Muszle to okrągłe walce, zamontowane na wahaczach zapewniających niewielki zakres regulacji. Do obejmy wahaczy przytwierdzono cienkie metalowe pręty, osadzone w kostkach. Z nich zaś wyprowadzono pałąk. Ma on postać metalowej sztabki, obszytej sztuczną skórą. Słuchawki łatwo dopasować do głowy (większość procesu odbywa się automatycznie). Są lekkie i pozornie delikatne, ale tak naprawdę bardzo trudno je uszkodzić. Posiadacze chwalą je też za długowieczność i głupotoodporność, chociaż rzadko za urodę, bo ta jest zdecydowanie archaiczna. I choć Grado wyglądają tanio, to każdy egzemplarz jest wykonywany i składany ręcznie w USA.

028 029 Hifi 11 2020 002

Pozornie delikatne,
faktycznie pancerne.

 

Tajemnicą komercyjnego sukcesu firmy jest przetwornik, zaprojektowany wiele lat temu przez Josepha Grado. Konstruktor zastosował w nim polimerową membranę i neodymowy magnes. Bardzo podobny pracuje w tańszych SR 125e, choć ten w SR 225e ma ponoć lepszą cewkę. Nie podano jednak na ten temat dokładniejszych informacji.
Grado SR 225e to otwarte słuchawki nauszne. Obudowy wykonano z materiału na bazie poliwęglanu. Wygląda na tani plastik, ale producent podkreśla, że wykazuje bardzo dobre właściwości akustyczne – tłumi rezonanse i nie podbarwia dźwięku. Przetworniki od zewnątrz osłania metalowa siatka, a od wewnątrz – dyfuzor pokryty materiałem przypominającym pończochę. Poduszki zrobiono z gąbki. Gdy się zużyją, można wymienić komplet za 70 zł.

Przewody są grube i ciężkie. Zamontowano je na stałe i składają się z ośmiu wiązek z długokrystalicznej miedzi beztlenowej UHPLC (Ultra-High Purity Long Crystal). Takiej samej używa się do nawijania cewek. Masa kabli obniża komfort noszenia, ale firma z Brooklynu utrzymuje, że istotnie wpływają na brzmienie. Potwierdza to test SR 125e sprzed miesiąca („HFiM” 10/2020). Jeżeli chodzi o wygodę noszenia, to okazuje się przeciętna. Na tle konkurentów słuchawki nie wypadają ani specjalnie lepiej, ani gorzej. Za to spokojnie przeżyją test wytrzymałościowy, kiedy na przykład w nich uśniemy i przygnieciemy stukilogramowym audiofilskim brzuchem.

W komplecie, w pudełku z taniego kartonu, znajdziemy jedynie przejściówkę z małego na duży jack. Grado podkreśla, że nie wydaje ani grosza na zbędne wodotryski.
Model SR 225e różni się od SR 125e (oprócz tajemniczych ulepszeń cewki) symetrycznym pozycjonowaniem przetworników, wykonywanym z daleko większą precyzją. Wiąże się to też z dokładniejszym mocowaniem głośniczków. Niby nic, a robi różnicę.

028 029 Hifi 11 2020 002

Zapasowe gąbki kosztują tylko 70 zł.

 

Podsumowanie
Zacznę nietypowo, bo od podsumowania. SR 60e kosztują zaledwie 460 zł i w swojej cenie rozwalają system. Nie znajdziecie niczego, co wytrzyma z nimi porównanie w aspekcie muzykalności. SR 80e to wydatek 580 zł, a SR 125e – 840 zł. Różnice w brzmieniu pomiędzy nimi są śladowe i uważam, że nie ma sensu dopłacać. Jedyne, co zyskujemy, to lepsze samopoczucie wynikające z posiadania wyższego modelu.
Koszt SR 225e to już kwota czterocyfrowa – 1090 zł. Za dokładniejsze spasowanie i przykręcenie paru śrubek? Wolne żarty – chciałoby się powiedzieć. Jednak odsłuch zamyka usta. Pomiędzy SR 125e a SR 225e następuje nareszcie jakościowy przeskok. Już nie odkryty na drodze wnikliwych odsłuchów, ale czytelny od pierwszych dźwięków. Wyraźnie słyszymy, że jest lepiej. Co się poprawia? Wszystko.

028 029 Hifi 11 2020 002

Przetwornik za metalową siatką.

 

Wrażenia odsłuchowe
Charakter dźwięku pozostaje taki sam, jak w pozostałych modelach Prestige. Cechuje go monitorowa precyzja, połączona z realizmem prezentacji i bezpośredniością przekazu. Wszystko to tworzy złudzenie, jakbyśmy stali na scenie pomiędzy muzykami, w samym centrum akcji, co jeszcze zostaje podkreślone masywną, lekko dociążoną średnicą. Mięsistą, „analogową”, ale bez zbytniego ocieplenia, które nie wiem, jak odnaleźli inni recenzenci. Przede wszystkim jednak precyzyjną i wyrazistą, dzięki czemu otrzymujemy fantastyczną czytelność dialogów w filmach i tekstu w piosenkach i ariach operowych.
Generalnie dźwięk jest jędrny, podany w bliskim planie. Przypomina przez to monitory zaliczane do brytyjskiej starej szkoły. W zasadzie, ten opis jest kalką poprzednich, więc wypada wytłumaczyć, na czym polega przełom, który uzasadnia sporą dopłatę. Chodzi o kolejny krok w stronę precyzji, kontroli i szybkości reakcji na impuls. W pierwszej chwili odbieramy to jako oczyszczenie dźwięku i umieszczenie go w otoczeniu ciszy. Później zauważamy ostrzejsze kontury, zarówno w perspektywie czasu (lepsza kontrola basu, szybsze wygasanie wybrzmień), jak i przestrzeni (instrumenty są nadal powiększone, ale dokładniej zlokalizowane). Scena się rozszerza i zyskuje większą głębię. W aspekcie barwy SR 225e grają po prostu czyściej i bardziej szczegółowo. Nie to jest jednak najważniejsze, bo z czasem dochodzi się do wniosku, że dźwięk jest także bardziej szlachetny, dopieszczony i pomimo tego, że w pierwszej chwili wydaje się spokojniejszy – także większy. Zwłaszcza symfonika brzmi dzięki temu swobodniej, z większymi kontrastami dynamicznymi.

028 029 Hifi 11 2020 002

Przejściówka w komplecie.

 

Konkluzja
Relacja jakości do ceny okazuje się na tyle atrakcyjna, że przeszło mi przez myśl, żeby SR 225e zostawić sobie na dłużej. Polubiłem je i trudno mi było się z nimi rozstać. Ale wstrzymam się chwilę, bo zostają jeszcze najdroższe SR 325e. O nich już za miesiąc.

 

2020 11 27 18 43 31 028 029 Hifi 11 2020.pdf Adobe Reader

 

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 11/2020